Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek zamknięty ogólnodostępny
  Multi-Forum  Cracovia Maraton
  Wątek założył  Admin (2008-01-03)
  Ostatnio komentował  Tusik (2008-07-23)
  Aktywnosc  Komentowano 271 razy, czytano 2189 razy
  Lokalizacja
 Kraków
  Sponsor watku  
  Podpięte zawody  VII Cracovia Maraton
Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona:    
1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  


Zdjęcie pochodzi z newsa
Wyniki i zdjęcia z VII ArcelorMittal Cracovia Maraton

Do tego tematu podpięte są newsy:
Wyniki i zdjęcia z VII ArcelorMittal Cracovia Maraton(Michał Walczewski, 2008-05-05)
ArcelorMittal Cracovia Maraton - NEWS !!!(Anna Fronczysty, 2008-04-29)
Timex Oficjalnym Sponsorem Pomiaru Czasu na Cracovia Maraton(Justyna Kozińska, 2008-04-23)
Członkowie klubu Cracovia Maraton(Stanisław Byczek, 2008-04-17)
Badania fizjologiczne podczas VII Cracovia Maraton(Anna Fronczysty, 2008-03-21)
 

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



ciutek
Maciej Mierzwa

Ostatnio zalogowany
2020-08-24
20:08

 2008-05-04, 17:25
 
Nie jestem pewny, czy wyniki, które podał Benek są zgodne z prawdą, bo gdy najlepszych wyczytywali na podium, ja miałem przed sobą jeszcze jedno okrążenie Błoń i wieści z zewnątrz docierały do mnie lekko przymglone. Było fajnie, tylko strasznie mokro i zimno! Fajnie było spotkać tylu znajomych przed startem, w czasie biegu i po nim - naprawdę dobra zabawa. A wrażenia? Tak w telegraficznym skrócie: gdyby na całej trasie był taki doping na jaki trafiłem pod mostem Dębnickim, to bez specjalnych przygotowań miałbym czas z półgodziny lepszy ;) Nigdy jeszcze mnie tak nie wymasowano po biegu - wielkie dzięki dla masażystów!!! I to piwo, które można było pić na mecie do woli - niestety w tym stanie skończyło sie na dwóch, bo do domu bym nie doszedł ;)
A więcej, to już jutro!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (2 wpisów)


adamus
Mirosław Dyk
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
---


 2008-05-04, 18:12
 Korzeniowski
2008-05-04, 17:25 - ciutek napisał/-a:

Nie jestem pewny, czy wyniki, które podał Benek są zgodne z prawdą, bo gdy najlepszych wyczytywali na podium, ja miałem przed sobą jeszcze jedno okrążenie Błoń i wieści z zewnątrz docierały do mnie lekko przymglone. Było fajnie, tylko strasznie mokro i zimno! Fajnie było spotkać tylu znajomych przed startem, w czasie biegu i po nim - naprawdę dobra zabawa. A wrażenia? Tak w telegraficznym skrócie: gdyby na całej trasie był taki doping na jaki trafiłem pod mostem Dębnickim, to bez specjalnych przygotowań miałbym czas z półgodziny lepszy ;) Nigdy jeszcze mnie tak nie wymasowano po biegu - wielkie dzięki dla masażystów!!! I to piwo, które można było pić na mecie do woli - niestety w tym stanie skończyło sie na dwóch, bo do domu bym nie doszedł ;)
A więcej, to już jutro!
Benek się nie pomylił co do pudła, faktycznie informacje docierały do Ciebie lekko przymglone..... jedynie Korzeniowski, który przebiegał metę w 2:27 okazuje się biegł tylko półmaraton z Nowej Huty o czym niewielu z kibiców zgromadzonych na mecie wiedziało....


  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (68 sztuk)

 



benek
Piotr Bętkowski
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2024-04-11
14:53

 2008-05-04, 18:22
 wyniki
Wyniki podawane na prosbe admina
np. Jan Białk 2:16:22

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (631 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (58 sztuk)


ciutek
Maciej Mierzwa

Ostatnio zalogowany
2020-08-24
20:08

 2008-05-04, 18:30
 
2008-05-04, 18:12 - adamus napisał/-a:

Benek się nie pomylił co do pudła, faktycznie informacje docierały do Ciebie lekko przymglone..... jedynie Korzeniowski, który przebiegał metę w 2:27 okazuje się biegł tylko półmaraton z Nowej Huty o czym niewielu z kibiców zgromadzonych na mecie wiedziało....

Tak, tak, ja nie podważałem danych podanych przez Benka, po prostu stwierdzałem tylko, że mimo tego, że tam byłem akurat w tym czasie, to nie potrafię nic powiedzieć ;)
Korzeniowski usprawiedliwiał się kontuzją, ale to jednak spore zaskoczenie, bo cały czas zapowiadał, że cały dystans pobiegnie - ja też z kontuzją biegłem, ale dotarłem do mety!
A w ogóle to właśnie oglądałem kronikę i twierdzili, że padł rekord frekwencji - ponad 2000 osób!!!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (2 wpisów)


PawełŻyła

Ostatnio zalogowany
2022-11-12
10:32

 2008-05-04, 18:39
 
S.Byczek został pozbawiony przez Z.Grucę czupryny , zgodnie z przyjętym zakładem . Który przegrywa , jest strzyżony na zapałkę . Zakład został spełniony przy świadkach w/g zasad kodeksu honorowego . Gratulacje dla zwycięzcy i pokonanego .

  NAPISZ LIST DO AUTORA


byku
Stanisław Byczek

Ostatnio zalogowany
2017-04-29
15:49

 2008-05-04, 19:30
 Poległem w boju
2008-05-04, 18:39 - Paweł Żyła napisał/-a:

S.Byczek został pozbawiony przez Z.Grucę czupryny , zgodnie z przyjętym zakładem . Który przegrywa , jest strzyżony na zapałkę . Zakład został spełniony przy świadkach w/g zasad kodeksu honorowego . Gratulacje dla zwycięzcy i pokonanego .
Chylę czoło, przed Zdziskiem, był lepszy !!!

  NAPISZ LIST DO AUTORA


Tusik
Mateusz Wroński
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2023-11-04
01:02

 2008-05-04, 19:38
 Panowie Korzeniowski i Babiarz
Pan Korzeniowski mówił przed startem, że będzie biegł półmaraton - a że wyszło to tak, jakby pokonał cały dystans (bo nie wszyscy słyszeli), to zrobił wrażenie na innych. ;-) Mnie jednak zastanawia co innego - dlaczego Pan Babiarz tak bardzo - mniemam - wstydził się (???) swojego czasu, że zszedł z trasy na ostatnim okrążeniu (miał ponad 1 km do mety) i poszedł na masaże, które znajdowały się równolegle z linią mety - więc mógł pokonać metę, ale nie chciał! - dziwne... gdyby dotarł do mety, miałby czas około 4:40... Dla mnie szkoda.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (247 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (30 sztuk)

 



BornToRun
Michał

Ostatnio zalogowany
2024-04-24
13:49

 2008-05-04, 19:43
 WYNIKI
są już wynik na stronie organizatora
http://www.cracoviamaraton.pl

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (4 sztuk)


adamus
Mirosław Dyk
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
---


 2008-05-04, 19:52
 1354
2008-05-04, 19:43 - michal_jawor napisał/-a:

są już wynik na stronie organizatora
http://www.cracoviamaraton.pl
1354 biegaczy ukończyło cracovia maraton, więc mamy nowy rekord frekwencji a także rekord trasy Gordiejeva 2:13:41.

gratulacje dla wszystkich uczestników!!!!!!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (68 sztuk)


ADAMS
Adam Goebel

Ostatnio zalogowany
2024-03-05
10:21

 2008-05-04, 19:58
 Moja Cracovia
Rok temu znalazłem się przypadkowo z psem kolo błoni i widziałem końcówkę poprzedniego maratonu gdy już zabrakło medali i stwierdziłem ze tez muszę kiedyś przebiec ten dystans, zwłaszcza w moim ukochanym mieście jakim jest Kraków.. nie myślałem ze te biegi tak mnie wciągną a teraz przebiegłem już 9 maraton w czasie 3;29.. Jest to dla mnie niesamowite i sam w to nie wierze.. Dało mi to wiele radości.. Kiedyś marzyłem żeby przebiec ponizej 4 godzin "Cracovie" a teraz wiem, że wszystko jest możliwe.. jeśli tylko bardzo tego chcemy!
Jeżeli chodzi o ogranizacje to nie mam zastrzeżeń, ale trasa w Nowej Hucie to istna tragedia: wasko, koleiny, kaluze, bieg chodnikiem i sciezkami dla rowerów. Mysle, że jesli ktos mysli aby Cracovia stała się maratonem rangi europejskiej to ruch drogowy musi byc wylaczony a drogi naprawione.
Pozdrawiam wszystkich zakreconych i tych co czuja podobnie jak ja!;]

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (48 sztuk)


żeli
Artur Żelichowski

Ostatnio zalogowany
2024-01-16
08:15

 2008-05-04, 20:59
 
bardzo lubię biegać w Krakowie, byłem piąty raz, poprawiłem życiówkę 03:00:11, pogoda była dla mnie idealna.
dwie rzeczy mi się nie podobały: fatalne oznaczenie kilometrów (tablice - zwłaszcza ta na 10km) i koszulki. dostałem w rozmiarze XXL. po jaką cholerę takie koszulki wogóle przygotowują? ilu jest maratończyków w tym rozmiarze. po co zaznaczałem dwa miesiące temu rozmiar i wniosłem opłatę jak dostałem "małą sukienkę". jeśli jest ktoś chętny - oddam. nie zepsuło to oczywiście mojego humoru i pozytywnej oceny tego biegu, inne sprawy dla mnie bez zastrzeżeń.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (61 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (3 sztuk)


Antoni
Paweł Antoni Pakuła

Ostatnio zalogowany
2020-12-13
10:52

 2008-05-04, 23:54
 Moje spojrzenie na Cracovia maraton
Niedawno wróciłem do domu, jestem piekielnie zmęczony (wracałem z maratonu samochodem prawie 400 km) ale parę uwag na gorąco. To mój pierwszy start w Krakowie.
Byłem mile zaskoczony sprawą z parkingiem przed halą sportową. Fajnie, że organizatorzy taki parking zapewnili, i to jeszcze strzeżony. Duży plus.
Pakiet startowy był o.k, może jakiś batonik by się tam jeszcze przydał. Dużym plusem jest elegancko wydana broszura z harmonogramem imprezy, planem i historią poprzednich maratonów. Bardzo fajna sprawa. Minusem był brak rozmiaru koszulek: zaznaczałem L a na miejscu miałem do wyboru XL lub XS. Będę miał sukienkę. Dziewczęta z obsługi bardzo miłe i do tego śliczne:)
Sam bieg: W miarę dobrze. Były zające - to bardzo ważne. Ja swojego nerwowo szukałem ale na szczęście jakieś 5 min przed startem się pojawił. Coś tam było chyba słabo z tymi oznaczeniami kilometrów: albo ogarnia mnie kurza ślepota albo były po prostu słabo widoczne. Mam wrażenie, że to drugie. Punkty odżywiania były i mały całkiem urozmaicone menu. To z pewnością zaleta. Ja jednak ciągle twierdzę, że banany i pomarańcze na takich punktach to ewidentny przykład faworyzowania biegaczy z krajów egzotycznych. Powinny być pączki i bigos !! :))
Miałem też poczucie dosyć sporego tłoku na trasie i to przez cały dystans. Troszkę wąskie te ścieżki biegowe ale rozumiem, że trzeba to pogodzić z ruchem ulicznym. Najbardziej ciasno i niebezpiecznie robiło się gdy pojawiała się większa kałuża. Trzeba było nieźle się nagimnastykować, by nie wywrócić siebie lub sąsiada. Nie jestem pewien, czy puszczanie rolkarzy i wózkarzy razem z maratończykami to dobry pomysł. To trochę potęgowało zagrożenia na ciasnej trasie. Nie wiem o której oni wystartowali ale może warto puszczać Ich dużo wcześniej? Podsumowując, myślę, że organizatorzy powinni wziąć pod uwagę rosnącą z roku na rok liczbę uczestników i spróbować coś zaradzić tej ciasnocie.
Nie jestem pewien też, czy te dwa kółka na końcu wokół parku to dobry pomysł. Człowiek biegnie i już widzi metę ale nie ma tak pięknie, musi przebiec obok (obejść się smakiem) i jeszcze 3 km. To trochę jak pokazać głodnemu cieplutkie drugie danie ze schabowym ale pozwolić zjeść dopiero za godzinę:)
Medal klasyczny ale bardzo ładny.
A gorąca grochówka po biegu to coś wspaniałego. Ja wyżebrałem nawet dokładkę. Duży plus za tę sprawę.
Mam na koncie dopiero 5 maratonów, ten to pierwszy w życiu "deszczowy". Wkurzał nie ten deszcz przed startem ale teraz muszę przyznać, że trochę przeszkadzał (namoknięte buty i kałuże) ale więcej pomagał (rozwiązana sprawa chłodzenia). Udało mi się poprawić życiówkę i to w miarę lekko.
Kończąc dziękuję organizatorom za bardzo udaną imprezę i pozdrawiam wszystkich biegaczy (szczególnie tych co biegli tak jak ja za zającem na 3.30). Jak będę mógł to chętnie przyjadę do Krakowa za rok.
Sczegółowszą relację pewnie napiszę wkrótce i wrzucę na swojego bloga.
Paweł Pakuła.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (12 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (3 sztuk)

 



Admin
Michał Walczewski
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2024-04-29
09:41

 2008-05-05, 00:36
 Zdjęcia
W serwisie znajdziecie galerię 445 fotek z maratonu. Sa to zdjęcia ze startu, pierwszego okrążenia wokół Błoni oraz z mety. Niestety ze względu na problemy techniczne na mecie ustrzeliliśmy zdjęcia tylko do około 3:10:00. Trochę więcej zdjęć (do 3:30:00) zrobił Mirek Dyk z naszego teamu, postaramy się jak najszybciej zamieścic i te fotki.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (87 sztuk)


Admin
Michał Walczewski
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2024-04-29
09:41

 2008-05-05, 09:00
 Fotki z III Mini Maratonu im. Piotra Gładkiego
Dostępne jest tkaże 78 fotek z III Mini Maratonu im. Piotra Gładkiego

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (87 sztuk)


ciutek
Maciej Mierzwa

Ostatnio zalogowany
2020-08-24
20:08

 2008-05-05, 09:15
 Krótkie podsumowanie.
Nie wiem, czy to świadectwo braku obiektywizmu z mojej strony, bo przecież Kraków to moje miasto, moje ukochane miasto, czy po prostu miałem dużo szczęścia, ale imprezę oceniam bardzo pozytywnie.
Do biura zawodów wybrałem się w sobotę i obawiałem się kolejek, tymczasem to na mnie czekano. Od razu siadłem przy stoliku i szybko załatwiłem sprawę z miłym panem. Gdy udałem się dalej, by zarejestrować chipa następne wielkie zaskoczenie – nie pobierają kaucji!!! Proszę, czyli jednak da się to zrobić! Wieczorem bardzo miła impreza na pasta party – makaron smaczny, pokaz mody interesujący, a potem bardzo ciekawy wykład profesora Żołądzia.
Następnego dnia wita nas deszcz, z tą pogodą to coś nie wyszło. Mówią, że nie zależy od organizatorów – być może to prawda, ale nie jestem przekonany. W każdym razie tym razem chyba innej nie dało się załatwić, bo widziałem, że przede mną biegli ojcowie Bernardyni - gdyby się dało, na pewno wymodliliby nam słoneczko, ale widać Ktoś chciał nas sprawdzić w warunkach ekstremalnych, bo łatwo jest chwalić słoneczny dzień. Zresztą z tą pogodą nie było chyba tak źle, bo przecież padł rekord trasy i wielu moich znajomych pobiło swoje życiówki!
Na starcie wszystko dobrze urządzone, moi koledzy nie mieli żadnych kłopotów z oddaniem rzeczy do depozytu, a potem bez trudu odnaleźliśmy właściwych zająców. I w końcu start. Na trasie właściwie bez zastrzeżeń – dobrze oznakowana, sporo osób kierujących we właściwą stronę. Z dostrzeganiem kolejnych kilometrów nie miałem problemów – może dlatego, że już dobrze wiem, gdzie powinny wypadać, bo trzeba przyznać, że kolor, który w tym roku dobrano nie był z tych rzucających się w oczy. Ktoś też zgłaszał pewne rozbieżności w odległościach między poszczególnymi kilometrami – ja nie wiem, w tym roku nie zwracałem na to uwagi, ale wiem, że w poprzednich latach było podobnie. Wydawałoby się, że przy dzisiejszej technice można te kilometry obliczyć niemal perfekcyjnie. I jeszcze nawierzchnia w Hucie – chwilami naprawdę dramatyczna, ale stan polskich dróg wszyscy przecież znamy.
Punkty żywieniowe i odświeżania dobrze przygotowane i obficie wyposażone, choć na jednym zabrakło bananów, gdy przebiegałem. Dziwne, bo na pozostałych punktach była naprawdę wielka obfitość wszelkiego jadła i napojów. Napoje rozdawano w zasadzie butelkami, co było dość wygodne w użyciu. W końcu była spora ilość toalet, ja co prawda korzystać nie musiałem, ale różnie to bywa na trasie, więc to istotne. Na mecie ładny medal i z uśmiechem wręczany, a potem przemili ludzie zbierający te chipy. Wiele osób nie dawało rady ich zdjąć, ale osoby zbierające schylały się do naszych stóp, buta rozsznurowywały, potem zasznurowywały i jeszcze z uśmiechem dziękowały. Wszyscy dostawali folie, aby się nimi okryć i trochę ogrzać. Na masaż prawie nie czekałem i jeszcze nigdy nie byłem tak wymasowany – masażyści naprawdę przyłożyli się do roboty, wielkie dzięki! Potem jeszcze dobry posiłek i piwo bez ograniczeń w ramach izotoników ;)
Było naprawdę bardzo fajnie – WIELKIE PODZIĘKOWANIA DLA ORGANIZATORÓW!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (2 wpisów)


mesz
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
---


 2008-05-05, 09:29
 Cracovia - wodny maraton
W Krakowie jechałem na rolkach i nie ma co ukrywać - dla rolkarzy pogoda była fatalna i śliska nawierzchnia dawała niewielką możliwość odepchnięcia się. Rynek pod tym względem tragedia (bo krajoznawczo to pierwsza klasa:), natomiast maty wyłozone dla rolkarzy - straszna porażka - to trzeba zmienić. Poza tym było całkiem sympatycznie no w końcu maratończycy to fajni ludzie :)

  NAPISZ LIST DO AUTORA


LC
L C

Ostatnio zalogowany
---


 2008-05-05, 10:54
 Cracovia po raz 4-ty...
W 2005 roku w Krakowie debiutowałam w biegach długodystansowych i nie zapomnę, jak całą trasę nadużywałam słów z kategorii "mocno wulgarnych":) obiecując sobie, że to raz i nigdy więcej. Marzyłam o tym,żeby już było koniec i co chwilę mi przychodziło do głowy: "a może by tak wskoczyć w tramwaj i podjechać sobie, po co wogóle mi to...itd, itp". Po ciężkich walkach, głównie psychicznych, udało się!!! Niesamowite uczucie po takim dystansie wzbudza napis META!!!...W 2005 roku pojechałam jeszcze do Poznania...

I tak się właściwie zaczęło. Do tej pory przebiegłam 10 maratonów, jakieś połmaratony w międzyczasie, 85 km w Kaliszu i z roku na rok plany coraz bardziej rosną.

W Krakowie startowałam po raz 4-ty i jakoś ewidentnie pogoda nie chce dodać uroku całej imprezie. W zeszłym roku zeszłam z trasy z powodu wychłodzenia i przez długi okres gdzieś tam ciągnęło się za mną uczucie porażki. Gdybym nie podała się wtedy, wczoraj odebrałabym Koronę MP...Zabrakło mi do Korony właśnie tego maratonu i jak zobaczyłam deszcz przed startem po prostu nie wierzyłam... jakaś trauma...

Jednak udało się - Korona MP jest:).

W Cracovii trochę brakuję atmosfery "dzień przed". Może dlatego, że biuro i pasta party nie są w jednym miejscu. Fakt, sprawna obsługa bez dwóch zdań, natomiast nie wyczuwało się bliskiej więzi biegaczy, którzy przyjechali po to samo - pokonać te 42,195 km, każdy w miarę swoich możliwości. Sama trasa mogłaby by być lepiej oznakowana-bardziej widoczna z oddali. Przydałby się też dod. zegar, chociażby na półmetku - tak dla skontrolowania własnego czasu. Co do punktów odżywczych to oprócz bananów i pomarańczy wnioskuję za czekoladą (zamiast kostek cukru) i ciepłą herbatą przy takiej pogodzie (może być z rumem...:D;))

W przyszłym roku może wystartuję na rolkach jako kolejny debiut - trzeba spróbować czegoś nowego wkońcu:). Wystartuję, tylko żeby nie lało...


  NAPISZ LIST DO AUTORA

 



radesz
Radosław Szelc
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2023-05-25
15:46

 2008-05-05, 11:00
 
Spojrzenie kolejnego biegającego rolkarza...
Zapisy dzień wcześniej - bezproblemowo - bez kolejki - szybko i sprawnie.
Co do samej pasta party - jak dla mnie to ok - a na pewno 100000% lepsza niż na połówce w Warszawie
Bieg - Fajna atmosfera, świetne przygotowane i zaopatrzone punkty odżywcze (choć z relacji biegaczy wiem że przydałaby się ciepła herbata przy takiej temperaturze), rewelacyjni wolontariusze na trasie, w większości (99,9%) życzliwi kibice - podobnie jak biegacze...
Fajne spotkanie z prof Żołądziem - choć jak dla mnie zbyt mało konkretne - tylko prześlizgnął się po temacie... (ale za to w przyszłym roku wyjdzie jego książka o treningu do biegu maratońskiego!)
Spotkanie z przyjaciółmi biegającymi i rolkującymi = bezcenne
na minus:
1. POGODA... mogło być zimno... ale deszcz - po co? ;)
2. Prysznice - a w zasadzie ich brak (bo te kilka na taką kupę luda "to śmiech na sali"-cytując Cygana)
3. Ancfalt średnia krajowa podlana deszczem = dramat
4. Maty na bruku = sam nie wiem pomagały czy bardziej przeszkadzały
5. Kiepskie oznakowanie kilometrów - widoczne napisy z poprzednich edycji trochę myliły podczas zawodów
6. A największy MINUS - dla Policajów wyrzucających nas z parkingu z powodu zbliżającego sie meczu Wisły z ŁKS-em i straszenie zapakowaniem aut na lawety... w związku z czym odpadł nam posiłek regeneracyjny (a może nie wiecie czy orgi nie mogą go nam podesłać? ;P
Ale nie przejmujcie się Krakusy - malkontent jestem i tyle!
Pozdrawiam Radesz


  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (12 sztuk)


kolor70
Tadeusz Sambak

Ostatnio zalogowany
2024-04-20
12:09

 2008-05-05, 12:11
 
Admin napisał : " Niestety ze względu na problemy techniczne na mecie ustrzeliliśmy zdjęcia tylko do około 3:10:00. "

Więc jednak warto było walczyć o te sekundy ;-)
Dzięki za superfotkę !!!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (17 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (29 sztuk)


ciutek
Maciej Mierzwa

Ostatnio zalogowany
2020-08-24
20:08

 2008-05-05, 13:01
 MARATON W KRAINIE DESZCZOWCÓW
W tym roku przygotowań do maratonu w zasadzie nie miałem. Kontuzja odniesiona na początku marca sprawiła, że przez dwa ostatnie miesiące przed startem więcej miałem przestojów niż biegania, a jak już biegałem to z trudnością wyprzedzałem ślimaki napotkane na trasie. Półtora tygodnia przed maratonem dostałem się na długo oczekiwane usg i wyrok lekarza był krótki: w ogóle nie powinienem biegać, a start w maratonie jest wykluczony! Przejąłem się i zmartwiłem mocno, bo to przecież ten mój ukochany Kraków i maraton, na który czekam cały rok, ale w końcu zdrowie ważniejsze. Jednak pieniądze wpłaciłem jeszcze w marcu, więc postanowiłem odebrać pakiet startowy, a jak mi już dali chipa, to stwierdziłem, że tak na wszelki go zarejestruję, a jak już przyszedłem do domu, to stwierdziłem, że może założę tego chipa na buta, a do koszulki przypnę numer startowy – tak na wszelki wypadek, gdyby coś głupiego przyszło mi rano do głowy.
Tak poważnie to już na tydzień przed maratonem stwierdziłem, że jednak wezmę w nim udział, choć oczywiście cały czas miałem lekkie obawy jak to się skończy. Jednak pozytywne nastawienie to 90% sukcesu i tej wersji się trzymałem, gdy w czasie pasta party rozmawiałem z rozlicznymi znajomymi. Miło zresztą było na tej imprezie, spotkałem sporą grupę znajomych, a przy stoliku siedziałem z Damkiem i jego ekipą oraz Kenijczykami, którzy byli bardzo zaintrygowani pokazem mody w wykonaniu pięknych pań i robili całą masę zdjęć! Po ciekawym wykładzie profesora Żołądzia jeszcze trochę pogadałem z kolejnymi napotkanymi znajomymi, ale dość szybko udałem się do domu, by wcześnie położyć się spać i odespać te swoje 8 godzin, których mój organizm zawsze się ode mnie domaga.
Rano pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, a co dopiero do przebiegnięcia 42km, ale mimo wszystko wstałem i zjadłem śniadanie, ubrałem się i ruszyłem na Błonia, gdzie byłem umówiony ze znajomymi. A tam był już oczywiście tłum biegaczy i osób towarzyszących, wszyscy z nadzieją wpatrywali się w niebo jakby chcieli wymusić, by chmury się rozstąpiły, deszcz przestał padać i ukazało się słońce. Nic takiego się jednak nie wydarzyło, dobrze, że organizatorzy wydawali folie już przed startem, bo wiele osób się nimi okrywało, by nie dać się przemoczyć i wyziębić. Na linii startu atmosfera bojowa, pojawienie się zajęcy sprawiło, że wśród biegaczy potworzyły się odpowiednie grupki, ja miałem biec z Treborusem i Straszkiem w grupie na 4 godziny, choć oczywiście w związku z moim stanem zdrowia żadnego czasu nie zakładałem. Zagadałem się jednak z dawno niewidzianym znajomym, moim kolegą Romkiem i jak zaczęliśmy tą naszą pogawędkę przed startem, tak gadaliśmy przez wiele kilometrów.
Zaczęło się końcowe odliczanie, padł wystrzał i kolorowa zgraja biegaczy ruszyła przed siebie – walczyć z pogodą, kilometrami, czasem i sobą. Błonia szybko minęły, na Rynku niestety mało ludzi, bo ulewny deszcz nie zachęcał chyba nikogo, ale za to można było podziwiać piękne widoki. Potem wspaniała Floriańska, znów Rynek i wbiegamy na Wiślną, gdzie przebiegamy koło mojej kamienicy. Rodzina, sąsiedzi i od razu cieplej, prawie sucho – oj miło się biegnie koło rodzinnego domu. Miło jest też potem, bo przecież poruszamy się po trasie, którą pokonuję niemal codziennie. Przez Planty pod Wawel i zbiegamy nad Wisłę, więc nadal czuję się jak u siebie w domu. Dopiero przed stopniem Dąbie skręcamy z „mojej” trasy i wbiegamy na szerokie jezdnie prowadzące na Dąbie, a potem do Huty. Cały czas rozmawiamy z Romkiem, a że dawno się nie widzieliśmy, to i tematów do omówienia było wiele. Biegło się nam znakomicie. Przyznam, że w zasadzie nie zauważaliśmy mijanych kilometrów i nie zwracaliśmy uwagi na tempo. Dopiero gdzieś przy 19km stwierdziliśmy, że już sporo za nami, a tempo całkiem przyzwoite(w granicach 3.45). Niestety mnie zaczął dawać się we znaki uszkodzony mięsień i nie chciałem Romka zatrzymywać, więc przed półmetkiem pożegnaliśmy się życząc sobie powodzenia w dalszej części biegu. Na 21km miałem czas 1.53, wydawało się, że jest sporo zapasu i te 4 godziny uda się osiągnąć. Niestety, osamotniony, pozostawiony własnym myślom, zacząłem coraz mocniej odczuwać ból. Psychika to ważna rzecz - gdy zagadany biegłem z Romkiem, bólu prawie nie odczuwałem i deszczu nie zauważałem, gdy pozostałem sam, ból stawał się coraz mocniejszy, ja coraz mocniej zwalniałem, a deszcz wydawał się ulewą. Po chwili spotkałem kolejnego kolegę, to był Józek, który też miał jakieś kłopoty i chwilowo maszerował zamiast biec, więc dołączyłem do niego. Powoli nam szło pokonywanie kolejnych kilometrów, a nawierzchnia w Hucie nie ułatwiała biegu. Choć z drugiej strony chyba nie było jeszcze tak źle, skoro mieliśmy siły kluczyć między kałużami i dziurami w jezdni. Po jakimś czasie zrobiło mi się tak zimno, że porzuciłem towarzysza niedoli, by spróbować się rozgrzać trochę mocniejszym tempem. Znów zostałem sam i znów było ciężko, mięsień bolał, a ja marzyłem, żeby bieg już się skończył. Przeklinałem własną głupotę i decyzję o starcie – nie chciałem już biec, miałem dość tego wszystkiego, chciałem być w domu, ale do niego było wciąż daleko i nie widziałem innego wyjścia jak biec dalej. Miałem nadzieję znów kogoś spotkać i odwrócić swoją uwagę od kłopotów, zacząłem się zastanawiać, kiedy dogoni mnie grupa na 4 godziny. Obliczenia te zakłócił mi pewien odgłos, miałem wrażenie, że za mną biegnie pułk wojska, ale to nie było wojsko – to liczna grupa biegaczy prowadzona przez Straszka, który akurat zagadany był z pewną cyklistką. Cyklistka ta, do złudzenia przypominała Katarinę i gdyby nie to, że wiedziałem iż miała biec w maratonie i to na 3.30, byłbym pewny, że to ona. Mocna grupa biegaczy szybko mnie wyprzedzała, jeszcze szybciej minął mnie po chwili goniący ich Treborus, a ja nie byłem w stanie utrzymać tempa. Miła cyklistka, która okazała się być jednak Katariną pomagała mi przez kilkaset metrów, wspierając dobrym słowem. Nawet napoje i żele proponowała, ale ja w sumie nie byłem tak bardzo zmęczony, a przede mną było już 30 kilometr, więc podziękowałem za wsparcie i pobiegłem dalej.
Z Dąbia wróciliśmy nad Wisłę i tu od razu było lepiej, znów poczułem się jak u siebie - w końcu biegłem znaną mi doskonale trasą. Tu znam każdą kałużę, nierówność terenu, doskonale wiem, gdzie są zaznaczone kolejne kilometry. Wielu osobom na pewno te różnokolorowe znaczki z poprzednich lat mieszają w głowie, ale ja je lubię. Każde oznaczenie coś dla mnie znaczy, przywołuje wspomnienia z poprzednich lat. Niebieskie znaczki przypominają wielką euforię pierwszego maratonu w życiu, białe niesamowite męki po odwodnieniu organizmu sprzed 2 lat, żółte spokojny i miły bieg sprzed roku. Od razu przyspieszyłem i znów to ja zacząłem wyprzedzać kolejnych, niezwykle już zmęczonych biegaczy. I zbliża się 35 kilometr, to przy nim zawsze schodzę na mój poranny bieg, to z tego miejsca mam do domu jakieś 800 metrów i przez głowę przeleciała ta myśl, że gdybym skręcił, to za parę minut byłbym w domu, w wannie z gorącą wodą, a na stole czekałby pyszny obiadek. Potraktowałem tą myśl bardziej w kategorii żartu, bo te 7 kilometrów, które zostało przede mną już mnie tak nie przerażało, tym bardziej, że od strony mostu Dębnickiego dochodziły mnie jakieś niesamowite odgłosy. Głośny doping dochodzący z tamtej strony zaciekawił i trochę podkręcił moje tempo. Okazało się, że pod mostem stoi liczna grupa pięknych, młodych kobiet, pełnych energii i wspaniale dopingujących. Gdyby taki doping był na całej trasie, to nawet z kontuzją zszedłbym poniżej 3 godzin, a może nawet pobił rekord trasy! Ten piękny widok spowodował, że przyspieszyłem jeszcze bardziej i odległość pozostałą do Salwatora niemal połknąłem, podobnie jak lekkie wzniesienie na końcu bulwarów wiślanych. Wiedziałem, że już za chwilę Błonia, wiedziałem, że już jestem naprawdę blisko i czułem coraz większą radość z tego powodu. To dodatkowe okrążenie Błoń nie robi na mnie większego wrażenia, przecież do mety już tylko 3.5 kilometra, a że widać ją obok? Nie miało to dla mnie znaczenia, a nawet w pewnym momencie pomagało, bo gdy dobiegłem do miejsca, w którym ludzie docierają do Błoń, a przed nimi jeszcze parę kilometrów, to satysfakcja z tego, że przede mną niecały kilometr pozwoliła zapomnieć o zmęczeniu i bólu.
Nawet dogoniłem pewną panią, już ją wyprzedziłem, ale wtedy na ulicy zauważyłem Józka, który przed sobą miał jeszcze jedno okrążenie. Zbiegłem w jego stronę na chwilę i wsparłem słowem, a gdy wróciłem na trasę pani znów była przede mną, a dołączył do niej jej syn. Myślałem, że bez problemu ją minę ponownie, ale oni biegli ramię w ramię i muszę przyznać, że chłopiec okazał się świetnym psychologiem, znakomicie ją motywował na tych ostatnich metrach. Słowa syna tak ją pobudziły, że zostawiła daleko w tyle nie tylko mnie, ale jeszcze kilku innych biegaczy – brawo dla mamy i brawo dla syna!
Ale kilkadziesiąt sekund później linię mety przekraczam i ja, więc brawo też dla mnie, bo znów przebiegłem maraton! Piękna i uśmiechnięta kobieta z gracją zakłada mi medal na szyję, a ja jestem niesamowicie szczęśliwy! W euforii zapominam o deszczu, o bólu, o zmęczeniu, o tym, że na trasie przeklinałem ten mój start – wiem, że było tylko pięknie! Potem kolejny wielki wysiłek – zdejmowanie chipa. Ciężko szło, bo ręce miałem tak zgrabiałe, że nie mogłem rozwiązać sznurówki, w końcu jakoś się udało i dopiero wtedy przekonałem się, że niepotrzebnie się męczyłem. Młode osoby zbierające chipy były niezwykle miłe, schylały się do stóp kończących bieg i rozwiązywały im te sznurówki, zdejmowały chipy, a potem zawiązywały elegancko buta! Gdy okrywałem się folią, którą mi za metą wręczono, pomyślałem, że gdyby była czarnego koloru, to poczułbym się jak tajemniczy Don Pedro – szpieg z Krainy Deszczowców z mojej ulubionej bajki, nawet szybko zacząłem sprawdzać, czy między palcami nie pokazały się błony pławne. Niestety nie zanotowałem takich zmian, a szkoda, bo można by je wykorzystać przy realizacji mojego nowego marzenia – triathlonu! Z boku jakiś osłabiony biegacz siada na ławeczce, nawet nie ma siły założyć foliowej pelerynki. Gdy zobaczyłem kobietę, która mu w tym pomaga, otulając go pelerynką i swoim ramieniem, zastanawiałem się, czy nie siąść obok i nie stracić szybko wszystkich sił, ale już czekała rodzina i znajomi, więc nie błyo na to czasu. Szybko się przebrałem i udałem na masaż, gdzie nawet nie ma kolejki, a para mieszana, która mnie masowała tak się przykładała do roboty, że zaproponowałem im, by zamieszkali ze mną i masowali mnie tak po każdym biegu – niestety nie przystali na propozycję. Długi masaż dał możliwość do długiej rozmowy z Treborusem, który rozciągnął się na stoliku obok. Potem wspólnie przeszliśmy do sali biesiadnej, gdzie raczyliśmy się piwem, gorącą herbatką i przygotowanym posiłkiem. Niestety w końcu przyszedł czas się pożegnać, ale smuciliśmy się bardzo, bo choć krakowskim maraton trzeba było uznać za zakończony, to przecież za jakiś czas znów wszyscy się spotkamy na kolejnej wspaniałej imprezie biegowej i znów będziemy się cieszyć ze wspólnego biegu i spotkania, i to jest właśnie piękne w tym naszym bieganiu!

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (2 wpisów)

Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona :
1  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  


POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
kirc
11:12
Leno
10:57
Mario998
10:22
raputita
10:10
Dana M
10:02
LukaszL79
09:58
karollo
09:57
konsok
09:56
Admin
09:41
Ty-Krys
09:24
INVEST
09:14
Jerzy Janow
09:04
romangla
09:03
gpnowak
09:02
rsova
08:38
dejwid13
08:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |