2018-09-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg Trzech Kopców z małym psikusem w tle (czytano: 317 razy)
Bieg Trzech Kopców odbywał się w Krakowie już 12 raz, ale jakoś wcześniej nie przyciągał mojej uwagi, tym razem dobrą lekcję odrobił chyba marketing, bo jak wszyscy zaczęli mówić, że trzeba się szykować do zapisów, i że to już za dwa dni, za jeden, już o 12-tej, to chciałam poczuć na własnej skórze ten dreszczyk emocji przy wypełnianiu zgłoszenia. A dreszczyk był, a jakże, po godzinie 12 w dniu zapisów, serwery oszalały i dopiero po kilkudziesięciu minutach udało mi się osiągnąć status potwierdzający mój udział w biegu.
No i nadszedł ten dzień, piękny słoneczny, na starcie tłumy, ponad 2500 uczestników, ale miejsce urocze - na Kopcu Krakusa, z panoramą Krakowa w tle. Punktualnie o 10.30 ruszyliśmy i stanęliśmy, bo niestety pierwsze metry trzeba było pokonywać w marszu, a potem w truchcie, aż wreszcie można było odrobinę przyspieszyć na zbiegu do Rynku Podgórskiego. Czułam, że ostatnie czary-mary wykonane przez fizjoterapeutkę Alicję, zrobiły swoje, mięśnie były rozluźnione, nic nie bolało, żadnych niespodzianek po leczonej niedawno kontuzji.
Trasę mniej więcej kojarzyłam, przynajmniej w pierwszej połowie, wszyscy przestrzegali, że trudna, z dużą różnicą wzniesień, wręcz niebezpieczna. Ale mnie nic specjalnie nie zaskoczyło. Podbiegi owszem, długie, wymagające, ale przecież ja to znam, lubię i często wplatam w moje treningi. Pierwszą wspinaczkę na Kopiec Kościuszki pokonałam więc bez problemu, nawet z zapasem sił, co przydało się potem w Lasku Wolskim, gdzie wystające korzenie, dziury i kamienie spowalniały nieco moje tempo. 10 kilometr wydawał mi się nieskończenie długi, ale potem okazało się, że nie zauważyłam oznaczenia i ten jeden kilometr był dwoma, tak więc sama końcówka niespodziewanie się skróciła. Na metę wbiegłam z czasem 1:12:47, który trudno mi oceniać po pierwszym starcie na tej trasie, ale jestem zadowolona i to chyba najważniejsze. Małą niespodziankę miałam nieco później, kiedy szukałam swojego wyniku, okazało się, że przy moim nazwisku całkowita pustka..., no ale jak to możliwe? Sprawdzam chip, wszystko w porządku, sprawdzam Endomondo, biegłam, to nie był sen…, sprawdzam jeszcze raz sam numer i okazuje się, że miałam inny i biegłam jako mężczyzna. Tak więc pomylony pakiet sprawił mi takiego psikusa, numer różnił się jedną cyfrą, więc nie zwróciłam uwagi, choć czerwone światełko powinno mi się zapalić jak dostawałam koszulkę rozmiaru M, mimo, że zamówiłam S, ale machnęłam na to ręką, bo takie rzeczy się zdarzają i nie robię nigdy z tego problemu. Oprócz tego małego incydentu, wszystko inne było perfekt zorganizowane, fajna, radosna atmosfera, wymarzona pogoda, a przede wszystkim nowe ścieżki biegowe, które bardzo mi spasowały i na które z przyjemnością wrócę!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2018-10-01,07:07): Kobieta w mężczyźnie i Trzy Kopce pierwszy raz :) Super przygoda. Gratuluję:) aspirka (2018-10-01,21:22): No widzisz Paulo, ciągle jest coś do odkrycia w tym bieganiu:-)
|