Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [53]  PRZYJAC. [22]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
aspirka
Pamiętnik internetowy
Bieganie na zawołanie

Agata
Urodzony: 19xx-05-23
Miejsce zamieszkania: Modlnica / Kraków / Sosnowiec
86 / 100


2021-08-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Breńskie Kierpce (czytano: 759 razy)

 

Ależ się cieszę, że wzięłam udział w tym biegu! Zatęskniłam za bieganiem po górach. Małą namiastkę biegania pod górkę miałam podczas Pereł Małopolski w Ojcowie, a potem trochę aktywności na górzystym Hvarze, ale bardzo czekałam na prawdziwe wyzwanie górskie.
15 km w Brennej wydawało się być idealnym dystansem na sprawdzian, tym bardziej że chciałam zabrać ze sobą Kingę, dla której miał to być debiut na zawodach biegowych.
Kilka dni przed biegiem wypróbowałam swoje terenowe buty, w których w prawdzie byłam już na wycieczce w górach, ale jeszcze w nich nie biegałam. Moje nowe Salomony wydawały się w chodzeniu idealne, a jednak na poprzedzającym bieg treningu, nie czułam się w nich komfortowo i postanowiłam biec w moich sprawdzonych w codziennym bieganiu butach. Do Brennej przyjechaliśmy dzień wcześniej, krótka przejażdżka rowerowa na rozpoznanie terenu, rzut okiem na trasę i tysiące wątpliwości jak podołać tym niebagatelnym stromiznom, które widać było na mapie.
Niedziela przywitała nas piękną pogodą, rano mała przebieżka na rozruch i tuż przed godziną 11 stawiłyśmy się na miejscu startu. Kątem oka spoglądałam na biegaczy: buty z porządnym bieżnikiem, koszulki z napisem „Rzeźnik..”, „Ultra”, „Górale”… popatrzyłyśmy z Kingą na siebie i na nasze otejpowane kolana i zaśmiałyśmy się w głos. Dla nas to ma być zabawa, nie rywalizujemy tu o symboliczne kierpce, damy radę, w 3-godzinnym limicie to nawet można przejść. I z tym pozytywnym nastawianiem ruszyłyśmy w trasę. Pierwsze 2 kilometry to sama przyjemność, truchcik wzdłuż rzeki Brennicy w towarzystwie rzeszy kibiców, śpiewy 100 lat jakiejś rozbawionej grupy świętującej urodziny swojego zawodnika, wokół naprawdę wesoła atmosfera. Jednak od 3 kilometra zaczęła się prawdziwa wspinaczka! Szło mi całkiem nieźle, ale droga dłużyła się i z każdym zakrętem marzyłam już tylko o tym, żeby zobaczyć jakiś wierzchołek. Umilałam sobie czas liczeniem wyprzedzanych osób, najpierw założyłam 10, ale poszło szybko, potem 20, 25… czułam że mam jeszcze zapas sił, doszłam do 30 i jeszcze kilka (te "kilka" musiałam niestety odjąć przy zbieganiu).
Nie chciałam bardzo zmęczyć nóg, wiedziałam, że w moich butach przeznaczonych bardziej na asfalt, zbieganie będzie trudne i tam będę potrzebować dodatkowej energii. Tą energię dostarczali na trasie liczni kibice. Na Górze Kotarz miłą niespodziankę z gorącym dopingiem zgotowali też organizatorzy.
Wreszcie po 6 kilometrze pojawiły się wypłaszczenia, można było trochę odpocząć, a nawet porozglądać się, bo widoki warte były tej morderczej wspinaczki. Zbieg przez malowniczą Halę Jaworową po pięknej, rozległej polanie był jeszcze do zniesienia, kamieni nie było dużo, choć i tak musiałam mocno się koncentrować by nie wywinąć orła przez jakieś nieuważne potknięcie. Dopiero za halą zaczął się odcinek z trudniejszymi zbiegami, podbiegami i krótkimi płaskimi odcinkami. Kilometry przesuwały się wolno, ale ja ciągle byłam na plusie w ogólnym rachunku wyprzedzanych i wyprzedzających (to liczenie naprawdę pomagało mojej psychice).
W końcu zaczął się stromy, ponad 2 kilometrowy zbieg po kamieniach, widziałam na profilu trasy, że nachylenie będzie duże i że naprawdę muszę zmobilizować moje stopy by pewnie stawały na powierzchni i szukały sobie stabilnego oparcia. To był dla mnie najtrudniejszy etap biegu, manewrowanie od prawa do lewa, łapanie równowagi i machanie rękami, oj tu się naprawdę napracowały wszystkie części mojego ciała. Zbiegając słyszałam już muzykę i okrzyki z mety, końcówka to już tylko kilometr wałem wzdłuż rzeki i ostatnia prosta do mety. Nie ścigałam się przed metą jak zwykle, nikt mnie nie gonił, przekroczyłam metę z czasem 2:01 i byłam naprawdę szczęśliwa z tego wyniku, zwłaszcza, że dał mi on 2 miejsce w mojej kategorii. Byłam też dumna z Kingi, która ukończyła bieg i zaliczyła swoje pierwsze w życiu zawody, to był dla niej prawdziwy chrzest biegowy.




Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


DamianSz (2021-08-23,13:58): Gratulacje. Bardzo miło było spotkać na żywo i poznać męża wirtualnej Przyjaciółki ;-) U mnie odwrotnie - do 6 km mnie wyprzedzano, a potem ja liczyłem ilu wyprzedzam. Któryś tam kolejny raz biegłem Kierpce i zawsze było upalnie, trasa też dość trudna, ale sprawna organizacja i urok Brennej wynagradza wszystko.
aspirka (2021-08-23,14:34): Ciesze się Damian, że udało mi się wypatrzyć Cię w tym morzu biegaczy i też na żywo Twoją żonę Irenkę:-) Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo na kolejnej górskiej trasie, a Brenna na pewno wpisuje się do mojego kalendarza.
paulo (2021-08-24,07:46): Fajnie, że masz tak blisko góry i że potrafisz z nich korzystać :) Gratuluję miejsca na pudle, no i bycia matką chrzestną dla Kingi :)
aspirka (2021-08-24,09:26): Dziękuję Paulo, Kinga nabrała ochoty na kolejne biegi, więc na pewno będzie ciąg dalszy naszych górskich zmagań:-)







 Ostatnio zalogowani
kuzag
01:12
Marco7776
23:56
camillo88kg
23:43
przystan
23:39
inka
23:30
Roadrunner
23:21
conditor
23:12
Lektor443
22:21
pixel5
22:03
kornik
22:00
kos 88
21:50
Przemek_Czersk
21:49
rdz86
21:46
milosz2007
21:44
radosc
21:43
Stonechip
21:42
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |