2017-03-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| przegrana (czytano: 345 razy)
Kto nie zaznał w życiu porażki? Kto choć raz nie przegrał na zawodach z innymi, z samym sobą czy z kontuzją? Przegrałem maraton, przegrałem ultramaraton, przegrałem bieg na 5 km. Każdy biegacz choć raz tak kiedyś powiedział.
Każdego roku, przed nadchodzącym sezonem należy się z tym liczyć. Nie wytrzyma psychika, nie wytrzymają ścięgna, nie wytrzymają kolana. Po prostu mogę od czasu do czasu nie dać rady.
Umieć przegrać. Uznać swoją porażkę, czasami nawet zdarza się i klęskę. Dłuższą, trwałą czy tylko chwilową. Tego przecież się nigdy nie wie. Czasami jakże trudno umieć przegrać godnie, „z twarzą”. Obronić się przed jałową, spektakularną rozpaczą. Jakże trudno czasami uniknąć roztkliwiania się nad „niesprawiedliwością losu”.
Doznać kontuzji, doznać porażki, jakże to zazwyczaj wielka szkoła pokory. Kilka, kilkanaście razy w życiu, a może już więcej? Można ją „zaszufladkować” jako tragedię, ale można też jako doświadczenie. Naturalne skądinąd. Nie raz wręcz potrzebne. Niektórzy mówią nawet niezbędne od czasu do czasu. By doświadczyć swoich granic, by przypomnieć sobie to swoje „stąd-dotąd”. By wreszcie uświadomić sobie swoje ograniczenia. Poszukać przyczyn tej porażki, tej kontuzji w sobie. Zanalizować ją. Dogłębnie, a czasami aż do bólu. Zrobić inwenturę działań chybionych.
Pewnie każdy gdzieś w środku ma taki swój katalog wartości, którym się kieruje podczas treningów, podczas zawodów. Myślę, że jak boli, jak się przegrywa z samym sobą to chyba trzeba się do tego katalogu na nowo przybliżyć, na nowo go przemyśleć, na nowo uwierzyć. Jeśli tak się stanie to znów wygram ze sobą, a czasami tez z innymi.
Taka przegrana, kontuzja, porażka jest zatem szansą, by się sobie na nowo przyjrzeć. Ogarnąć rozmiary swych nie do końca przemyślanych decyzji. Okiełznać przeświadczenie o swej omnipotencji. Umieć przyznać się do złych decyzji. Czyli dać sobie szansę na dalszy rozwój, nie tylko fizyczny :)
W takich chwilach słabości, cierpień, bólu „wychodzi” nasza cierpliwość. Czy z determinacją robię, ćwiczę to, co uważam za słuszne i dobre. Bez kluczenia. A na końcu należałoby wsłuchać się w melodię języka, którym mówimy do innych. Zwłaszcza wtedy, gdy chcemy ich przekonać do własnych racji. Ileż czasami potrzeba na to pracy, mozołu wręcz.
Umieć godnie przeżyć doświadczenie porażki na zawodach, kontuzji, bólu np. z powodu przetrenowania. Choćby przez kilka dni. By wrócić. Innym…
Czasami też wydaje się, że jest to przegrana, a może po jakimś czasie okazać się, iż jest to wygrana, bo umiejętnie spojrzeliśmy na to nie tylko rozumem ale i sercem.
Pięknie to serce ujął m.in. Antoine de Saint-Exuperyego w „Małym Księciu” którego czytam już chyba piaty raz. Między innymi można tam wyczytać, iż „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Najpiękniej widzi się sercem” :)
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Hung (2017-03-01,14:42): Ciągle ktoś mówi mi, że bieganie to jak narkotyk, a ja nie mam tego narkotyku, ja postanowiłem biegać i już. Zmuszam się do wysiłku, choć nieraz mam wielką ochotę na dłuższy wypad. Kontuzję można zrozumieć ale nie mogę pojąć, dlaczego po większych przygotowaniach niż zwykle, zawaliłem zeszłoroczny maraton. W tym roku nie pobiegnę tego dystansu, ale ta decyzja nie zmieniła mojego biegania.
|