|
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO | Dyscyplina | | Status | Wątek aktywny ogólnodostępny | Wątek założył | marianzielonka (2013-11-13) | Ostatnio komentował | mamusiajakubaijasia (2014-11-10) | Aktywnosc | Komentowano 51 razy, czytano 583 razy | Lokalizacja | | Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona: 1 2 3 | POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2013-11-15, 00:54
Może zapytać ścigaczy co ich motywowało do tak wysokich wyników? |
| | | | | |
| 2013-11-15, 18:14 Mieli inny charakter
Arti już pisałem biegacze 30 lat temu mieli inne podejście do sportu i do wszystkiego, inny charakter. |
| | | | |
| | | | | |
| 2013-11-16, 19:31 Piotr Uciechowski
2013-11-15, 18:14 - henry napisał/-a:
Arti już pisałem biegacze 30 lat temu mieli inne podejście do sportu i do wszystkiego, inny charakter. |
Oj widać,że ultra nie cieszy się na tym forum większym zainteresowaniem a szkoda. Dawno nie czytałem nic napisane przez Olę Niwińską , i innych ultrasów. Artiemu napisałem ,że kiedyś do biegania ludzie mieli charakter i właśnie przypomniał mi się jeden zawodnik z charakterem. Piotrek Uciechowski nigdy nie należał do jakiegoś klubu, zawsze pracował na PKP i pracuje do dzisiaj. A jak trenował . pod koniec lat 90 tych Piotrek biegał 600 - 800 km w miesiącu . W tym około 500 km na 2 i 3 zakresie. Jak wiemy z rankingu buł dopiero pod koniec pierwszej dwudziestki w Polsce na 100 km , ile więc biegali inni , może mieli większy talent. W 1997 r. Piotr udał się na Międzynarodowe Mistrzostwa Odessy i wygrał bieg na 100 km z czasem 6,55, 24. Za zwycięstwo otrzymał 30 DM , ( marki niemieckie ) . Później gdy poszedł na miasto otoczyły go dzieci , żebrające jako zachodniego turystę i rozdał im te marki. Dodam jeszcze ,że Piotrek miał 31,21 na 10 km , 1, 09 w pół maratonie i 2, 27 w maratonie. Jak większość wie Piotr i jego brat Jan i wszystkie ich dzieci biegają. I długo jeszcze będą biegać.Dodaję historyczne zdjęcie z mety biegu w Odessie. |
| | | | | |
| 2013-11-16, 20:11 Fajnie napisałeś Henio
2013-11-16, 19:31 - henry napisał/-a:
Oj widać,że ultra nie cieszy się na tym forum większym zainteresowaniem a szkoda. Dawno nie czytałem nic napisane przez Olę Niwińską , i innych ultrasów. Artiemu napisałem ,że kiedyś do biegania ludzie mieli charakter i właśnie przypomniał mi się jeden zawodnik z charakterem. Piotrek Uciechowski nigdy nie należał do jakiegoś klubu, zawsze pracował na PKP i pracuje do dzisiaj. A jak trenował . pod koniec lat 90 tych Piotrek biegał 600 - 800 km w miesiącu . W tym około 500 km na 2 i 3 zakresie. Jak wiemy z rankingu buł dopiero pod koniec pierwszej dwudziestki w Polsce na 100 km , ile więc biegali inni , może mieli większy talent. W 1997 r. Piotr udał się na Międzynarodowe Mistrzostwa Odessy i wygrał bieg na 100 km z czasem 6,55, 24. Za zwycięstwo otrzymał 30 DM , ( marki niemieckie ) . Później gdy poszedł na miasto otoczyły go dzieci , żebrające jako zachodniego turystę i rozdał im te marki. Dodam jeszcze ,że Piotrek miał 31,21 na 10 km , 1, 09 w pół maratonie i 2, 27 w maratonie. Jak większość wie Piotr i jego brat Jan i wszystkie ich dzieci biegają. I długo jeszcze będą biegać.Dodaję historyczne zdjęcie z mety biegu w Odessie. |
Fakt
Kiedyś bardziej przeżywaliśmy start w zawodach i całą tę siermiężną wówczas otoczkę - bardziej radośnie, wylewnie i...
bez "upierdliwości". Kiedy czytam jak "młodzi" biegacze wystawiają oceny w Rankingu - ręce opadają.
15 minut czekał- tragedia ! - nie było podium, a mąż "kamerował" -tragedia,medal za mały - tragedia, zupa za bardzo "zupiasta"- tragedia!
Mój bosman o takich mówił:- "papierzani" marynarze...(maratończycy).
Zmienia nam się to nasze bieganie i jest: bardziej nowocześnie,słuchawkowo, komputerowo, chipowo, marketingowo i biznesowo!
Czy jednak "zdroworozsądkowo"-oto jest pytanie?
Pozdrawiam
P.S.
O braciach Uciechowskich i ich rodzinach wiem sporo.
Wielki szacunek za ich osiągnięcia! |
| | | | | |
| 2013-11-16, 20:36 Różnica pokoleń
2013-11-16, 20:11 - Kamus napisał/-a:
Fakt
Kiedyś bardziej przeżywaliśmy start w zawodach i całą tę siermiężną wówczas otoczkę - bardziej radośnie, wylewnie i...
bez "upierdliwości". Kiedy czytam jak "młodzi" biegacze wystawiają oceny w Rankingu - ręce opadają.
15 minut czekał- tragedia ! - nie było podium, a mąż "kamerował" -tragedia,medal za mały - tragedia, zupa za bardzo "zupiasta"- tragedia!
Mój bosman o takich mówił:- "papierzani" marynarze...(maratończycy).
Zmienia nam się to nasze bieganie i jest: bardziej nowocześnie,słuchawkowo, komputerowo, chipowo, marketingowo i biznesowo!
Czy jednak "zdroworozsądkowo"-oto jest pytanie?
Pozdrawiam
P.S.
O braciach Uciechowskich i ich rodzinach wiem sporo.
Wielki szacunek za ich osiągnięcia! |
Tutaj wyraźnie widzimy różnicę pokoleń.Nam,starszemu pokoleniu trudno ten stan zaakceptować.Mieliśmy inne wartości.Ale jak czytam o pokoleniu międzywojennym czuję się malutkim.Po odzyskaniu wolności ich choćby patriotyzm to zupełnie inna bajka.Dzisiejsza młodzież nie jest gorsza,oni tylko nie muszą ginąć.Niektórzy zamienili to na sport masowy.Nie czas i miejsce by tutaj o tym pisać.Inne czasy,inne wartości,inni ludzie.Już za 20 lat ich dzieci ,siłą rzeczy ,zmienią świat i będą pisali o nas pozornie "dziwne rzeczy" |
| | | | | |
| 2013-11-17, 12:02
Z uwagą czytam ten wątek, tak mało można na ten temat poczytać :).
Bardzo trafne jest porównywanie biegów ultra i himalaizmu.
W górach wysokich byliśmy kiedyś potęgą, zwłaszcza zimą kiedy warunki są najcięższe. Wspinało się mnóstwo ludzi i czołówka to nie były dwie osoby, tylko 20-30. Oczywiście byli absolutni liderzy jak Kukuczka i Kurtyka, ale większość wspinała się na podobnym poziomie. Mało kto z nich jeszcze żyje, większość zginęła w górach.
Czytając o biegach ultra widzę duże podobieństwo, wielu zawodników biegających na wysokim poziomie, poświęcających się dla swojej pasji. Niebywale silnych fizycznie i psychicznie, z wielką determinacją. Na szczęście nie płacących najwyższej ceny jak w przypadku himalaistów.
Dyskusja "dlaczego kiedyś byliśmy tacy dobrzy, odnosiliśmy sukcesy, a teraz nie ma nawet małej części tego co było?" ciągle powraca. Tak jak próby chociażby powtórzenia sukcesów z przed lat. Często we wspinaniu kończy się to tragicznie.
Odpowiedź na to wg mnie jest taka że, kiedyś było to ucieczką od rzeczywistości, od szarzyzny czasów komuny. Jedną z niewielu możliwości wyjazdu za granicę, zobaczenia innego świata. Pewnym rodzajem buntu i nie godzenia sie z istniejącą rzeczywistością.
Dzisiejsze czasy dają wiele możliwości, furtek i dróg z których można skorzystać. Spróbować można wszystkiego po trochu, nie poświęcając się do końca. Nie jest to moim zdaniem ani gorsze ani lepsze. Ktoś kto chce przeżyć głębokie uczucie, zejść na głębszy sposób odczuwania - zrobi to.
Na koniec artykuł o koledze Piotrze, który dał mi dużo do myślenia na temat biegania i życia.
http://www.opole.sport.pl/sport-opole/1,130870,14832275,Biegal_przez_32_lata__pokonal_52_maratony__Teraz_mowi.html
Czy warto się poświęcać? Czy lepiej czerpać po trochu ale do końca życia?
Pozdrawiam Łukasz |
| | | | | |
| 2013-11-17, 13:13
Należy pamiętać, że obecnie większość zaczyna swoja przygodę z bieganiem w wieku, w którym Piotrek Uciechowski chce skończyć.
My amatorzy rozpisujemy się o byłych można powiedzieć treningowych zawodowcach, ludziach biegających po 800 – 1000km/m-c. Piszemy o „słabych polskich setkach” a gdy się spojrzy w ranking międzynarodowy to się okazuje, że wyników poniżej 7h było w 2013 roku 23 na świecie, w tym 15 w europie a np. w 2010 na świecie tylko 12, a w europie 8.
http://statistik.d-u-v.org/overview_intbestlist.php
Pewnie gdyby nam przyszło wymienić dwunastu świetnych zawodników w piłce nożnej to byłby kłopot bo w samej lidze angielskiej jest ich ze stu. Myślę, że w następnych dziesięcioleciach nie znajdziemy w Polsce takiego który wejdzie do tej elity biegaczy ultra, z różnych względów, z których najważniejszy jest chyba ten … „po co?” Mamy w kraju kilkunastu zawodników biegających maraton poniżej 2:30, namówcie ich na takie zawody, bo pewnie byliby w stanie to zrobić … ciekawy jestem ich odpowiedzi, która w większości będzie brzmiała „ po co?”, no i co z tego będę miał, oprócz zahamowania rozwoju na krótszych dystansach. Na każdym dystansie do maratonu włącznie, jak ktoś jest dobry może parę groszy w tym kraju dorobić … a powyżej …
Przykrym przykładem jak w Polsce traktowane jest „poważne” ultra był ubiegłoroczny ranking najlepszych biegaczy, gdzie Piotrek Sawicki pobijając rekord Polski na 24h i zajmując 3 miejsce w Europie przegrał z kilkoma fejsbookowymi celebrytami.
Trafnie ujął to Łukasz, że kiedyś to była ucieczka przed rzeczywistością … teraz już nie ma przed czym uciekać, tak jak nie trzeba na szczęście oddawać życia za ojczyznę.
|
| | | | |
| | | | | |
| 2013-11-17, 13:21
2013-11-17, 12:02 - luka napisał/-a:
Z uwagą czytam ten wątek, tak mało można na ten temat poczytać :).
Bardzo trafne jest porównywanie biegów ultra i himalaizmu.
W górach wysokich byliśmy kiedyś potęgą, zwłaszcza zimą kiedy warunki są najcięższe. Wspinało się mnóstwo ludzi i czołówka to nie były dwie osoby, tylko 20-30. Oczywiście byli absolutni liderzy jak Kukuczka i Kurtyka, ale większość wspinała się na podobnym poziomie. Mało kto z nich jeszcze żyje, większość zginęła w górach.
Czytając o biegach ultra widzę duże podobieństwo, wielu zawodników biegających na wysokim poziomie, poświęcających się dla swojej pasji. Niebywale silnych fizycznie i psychicznie, z wielką determinacją. Na szczęście nie płacących najwyższej ceny jak w przypadku himalaistów.
Dyskusja "dlaczego kiedyś byliśmy tacy dobrzy, odnosiliśmy sukcesy, a teraz nie ma nawet małej części tego co było?" ciągle powraca. Tak jak próby chociażby powtórzenia sukcesów z przed lat. Często we wspinaniu kończy się to tragicznie.
Odpowiedź na to wg mnie jest taka że, kiedyś było to ucieczką od rzeczywistości, od szarzyzny czasów komuny. Jedną z niewielu możliwości wyjazdu za granicę, zobaczenia innego świata. Pewnym rodzajem buntu i nie godzenia sie z istniejącą rzeczywistością.
Dzisiejsze czasy dają wiele możliwości, furtek i dróg z których można skorzystać. Spróbować można wszystkiego po trochu, nie poświęcając się do końca. Nie jest to moim zdaniem ani gorsze ani lepsze. Ktoś kto chce przeżyć głębokie uczucie, zejść na głębszy sposób odczuwania - zrobi to.
Na koniec artykuł o koledze Piotrze, który dał mi dużo do myślenia na temat biegania i życia.
http://www.opole.sport.pl/sport-opole/1,130870,14832275,Biegal_przez_32_lata__pokonal_52_maratony__Teraz_mowi.html
Czy warto się poświęcać? Czy lepiej czerpać po trochu ale do końca życia?
Pozdrawiam Łukasz |
Jeżeli ktoś marzy o zimowym wejściu na jakąś naprawdę wysoką górę i poważnie traktuje możliwość realizacji tego marzenia, to siłą rzeczy godzi się na ryzyko odmrożeń, choroby wysokościowej, wreszcie śmierci swojej i swoich towarzyszy. Człowiek, który świadomie wystawia się na takie ryzyko robi to wyłącznie dla zaspokojenia potrzeby bycia podziwianym, choćby w wąskim gronie specjalistów. Czerpie też wielką satysfakcję z podziwiania samego siebie. To skrajna postać narcyzmu. Miłość własna przełamująca zdroworozsądkowe protesty, tłumiąca instynkt samozachowawczy. Rzecz ma się podobnie z wyścigami samochodowymi, swobodnym nurkowaniem, akrobacjami na wysokości bez zabezpieczeń, itd. Ludzie osadzeni w codzienności znaczonej zdobywaniem środków utrzymania, podtrzymywaniem więzi rodzinnych, upatrują spełnienia gdzie indziej. Być może po prostu nie są w sobie zakochani w stopniu wystarczającym by dla adrenalinowej szprycy ryzykować zdrowie i życie. To chyba dobrze. Wyobraźcie sobie świat, w którym co trzeci mieszkaniec globu dąży do wejścia na ośmiotysięcznik; usilnie szuka sponsorów, którzy sfinansują horrendalnie drogi samochód i ekipę, tylko po to, aby mógł przejechać tu czy tam o kilka sekund szybciej niż reszta pędzących ku katastrofie szaleńców; względnie spędza całe dnie w basenie lub wannie powstrzymując oddech jedynie po to, żeby kiedyś w otwartych wodach zejść bez akwalungu tak głęboko jak tylko zdoła. Koszmar. Na pewno jest wielu osobników o fenomenalnych predyspozycjach do wyczynów ekstremalnych (także biegowych). Również w Polsce. Zapewne większość z nich nawet nie zdaje sobie sprawy do czego byliby zdolni. Żeby biegać ponad 500 km miesięcznie trzeba być w sobie bardzo zakochanym. Wielkie uczucie będzie w stanie zrekompensować takie tortury/pieszczoty. Setka poniżej 7 h? Tylko po co? Komu to tak naprawdę potrzebne? |
| | | | | |
| 2013-11-17, 14:16
2013-11-17, 13:21 - van napisał/-a:
Jeżeli ktoś marzy o zimowym wejściu na jakąś naprawdę wysoką górę i poważnie traktuje możliwość realizacji tego marzenia, to siłą rzeczy godzi się na ryzyko odmrożeń, choroby wysokościowej, wreszcie śmierci swojej i swoich towarzyszy. Człowiek, który świadomie wystawia się na takie ryzyko robi to wyłącznie dla zaspokojenia potrzeby bycia podziwianym, choćby w wąskim gronie specjalistów. Czerpie też wielką satysfakcję z podziwiania samego siebie. To skrajna postać narcyzmu. Miłość własna przełamująca zdroworozsądkowe protesty, tłumiąca instynkt samozachowawczy. Rzecz ma się podobnie z wyścigami samochodowymi, swobodnym nurkowaniem, akrobacjami na wysokości bez zabezpieczeń, itd. Ludzie osadzeni w codzienności znaczonej zdobywaniem środków utrzymania, podtrzymywaniem więzi rodzinnych, upatrują spełnienia gdzie indziej. Być może po prostu nie są w sobie zakochani w stopniu wystarczającym by dla adrenalinowej szprycy ryzykować zdrowie i życie. To chyba dobrze. Wyobraźcie sobie świat, w którym co trzeci mieszkaniec globu dąży do wejścia na ośmiotysięcznik; usilnie szuka sponsorów, którzy sfinansują horrendalnie drogi samochód i ekipę, tylko po to, aby mógł przejechać tu czy tam o kilka sekund szybciej niż reszta pędzących ku katastrofie szaleńców; względnie spędza całe dnie w basenie lub wannie powstrzymując oddech jedynie po to, żeby kiedyś w otwartych wodach zejść bez akwalungu tak głęboko jak tylko zdoła. Koszmar. Na pewno jest wielu osobników o fenomenalnych predyspozycjach do wyczynów ekstremalnych (także biegowych). Również w Polsce. Zapewne większość z nich nawet nie zdaje sobie sprawy do czego byliby zdolni. Żeby biegać ponad 500 km miesięcznie trzeba być w sobie bardzo zakochanym. Wielkie uczucie będzie w stanie zrekompensować takie tortury/pieszczoty. Setka poniżej 7 h? Tylko po co? Komu to tak naprawdę potrzebne? |
Mimo wszystko chyba jest różnica miedzy jakimś narcyzmem typu, "ktoś mi sponsoruje drogi samochód a ja sobie nim szybko pojeżdżę" a poświęcę nawet 1,5 - 2,5 godziny dziennie na bieganie, co jest wystarczające żeby biegać 500 km miesięcznie. W drugim przypadku nikt nikomu nic nie organizuje a doba jest wystarczająca żeby to robić, poświecić odpowiedni czas rodzinie, iść do pracy i jeszcze w tym czasie budować dom. Niektórzy wręcz potrzebują 400 - 600km miesięcznie żeby móc odreagować na otoczenie i w głowie wszystko poukładać. Narcyz to jest dla mnie bardziej ktoś kto robi 200km miesięcznie i potem narzekając że nie ma czasu na nic, siedzi prze 3 godziny na wszystkich portalach społecznościowych opowiadając o tym obcym ludziom. |
| | | | | |
| 2013-11-17, 17:31
2013-11-17, 14:16 - marianzielonka napisał/-a:
Mimo wszystko chyba jest różnica miedzy jakimś narcyzmem typu, "ktoś mi sponsoruje drogi samochód a ja sobie nim szybko pojeżdżę" a poświęcę nawet 1,5 - 2,5 godziny dziennie na bieganie, co jest wystarczające żeby biegać 500 km miesięcznie. W drugim przypadku nikt nikomu nic nie organizuje a doba jest wystarczająca żeby to robić, poświecić odpowiedni czas rodzinie, iść do pracy i jeszcze w tym czasie budować dom. Niektórzy wręcz potrzebują 400 - 600km miesięcznie żeby móc odreagować na otoczenie i w głowie wszystko poukładać. Narcyz to jest dla mnie bardziej ktoś kto robi 200km miesięcznie i potem narzekając że nie ma czasu na nic, siedzi prze 3 godziny na wszystkich portalach społecznościowych opowiadając o tym obcym ludziom. |
Narcyz to narcyz. Czy biega te 200 czy 500 kilometrów, czy się rozbija w WRC, albo zamarza w Himalajach, to już bez znaczenia. Jeśli jeszcze do tego narzeka, że mu na miłość czasu nie starcza, to się w sobie kocha nieszczęśliwie. Niby dramat, tyle że jakiś taki egzotyczny, mało wciągający publikę. Ot, blaski i cienie miłości wsobnej. W sumie sprawa bardzo indywidualna, ba, intymna. To się nawet do „Mam talent” nie nadaje. |
| | | | | |
| 2013-11-17, 18:06
Nie twórzmy mitów ;)
500km x 5 min/km = 2500 minut,to ok 41 godzin
41 godzin / 30 dni to 1h 20-1:25 dziennie.
A ponieważ w weekendy biegamy najczęściej 2-2,5h to realnie w tygodniu wychodzi godzinka.
To po prostu systematyczne (aczkolwiek częste) bieganie ale czasowo nie przesadzajmy ;)
Ps. przed TV większość spędza lekko 3h dziennie ;) |
| | | | | |
| 2013-11-17, 18:46
2013-11-17, 17:31 - van napisał/-a:
Narcyz to narcyz. Czy biega te 200 czy 500 kilometrów, czy się rozbija w WRC, albo zamarza w Himalajach, to już bez znaczenia. Jeśli jeszcze do tego narzeka, że mu na miłość czasu nie starcza, to się w sobie kocha nieszczęśliwie. Niby dramat, tyle że jakiś taki egzotyczny, mało wciągający publikę. Ot, blaski i cienie miłości wsobnej. W sumie sprawa bardzo indywidualna, ba, intymna. To się nawet do „Mam talent” nie nadaje. |
... trochę dyskusja przestaje mieć coś wspólnego z tematem, ale gdybyś mógł napisać jakim trzeba być biegaczem i czego nie należny robić by nie być narcyzem biegowym ... no i ile najlepiej biegać?
Co do kilometrażu to zdarzyło mi się kilka razy zejść poniżej 300km/m-c ale jakoś wtedy kontuzje się przypałętują. Nie znam się na zasadach treningu ale jakoś im więcej się biega tym mniej boli. |
| | | | |
| | | | | |
| 2013-11-17, 18:54
2013-11-17, 18:06 - Arti napisał/-a:
Nie twórzmy mitów ;)
500km x 5 min/km = 2500 minut,to ok 41 godzin
41 godzin / 30 dni to 1h 20-1:25 dziennie.
A ponieważ w weekendy biegamy najczęściej 2-2,5h to realnie w tygodniu wychodzi godzinka.
To po prostu systematyczne (aczkolwiek częste) bieganie ale czasowo nie przesadzajmy ;)
Ps. przed TV większość spędza lekko 3h dziennie ;) |
No nie, mitów to nie twórzmy. Kto z tu piszących drepta po 5 min/km? Jeszcze ktoś w to uwierzy! Arti, na litość boską, licz porządnie po 3,5 min/km. Wtedy to nawet można się wyspać jak człowiek, o regeneracji, budowie chałupy, TV, książkach, pracy i tym podobnych duperelach nie wspominając.
PS W weekendy biegamy po 4,5-6,5 h. |
| | | | | |
| 2013-11-17, 19:14
2013-11-17, 18:54 - van napisał/-a:
No nie, mitów to nie twórzmy. Kto z tu piszących drepta po 5 min/km? Jeszcze ktoś w to uwierzy! Arti, na litość boską, licz porządnie po 3,5 min/km. Wtedy to nawet można się wyspać jak człowiek, o regeneracji, budowie chałupy, TV, książkach, pracy i tym podobnych duperelach nie wspominając.
PS W weekendy biegamy po 4,5-6,5 h. |
Ja biegam jeszcze wolniej, bo tak średnio 6:00 - 6:30 min/km. Ale jakby co to ja tutaj nie piszę :-)
500 km w ciągu miesiąca? U mnie to może w ciągu całego roku uzbierałoby się tyle na treningach. |
| | | | | |
| 2013-11-17, 19:20
2013-11-17, 18:54 - van napisał/-a:
No nie, mitów to nie twórzmy. Kto z tu piszących drepta po 5 min/km? Jeszcze ktoś w to uwierzy! Arti, na litość boską, licz porządnie po 3,5 min/km. Wtedy to nawet można się wyspać jak człowiek, o regeneracji, budowie chałupy, TV, książkach, pracy i tym podobnych duperelach nie wspominając.
PS W weekendy biegamy po 4,5-6,5 h. |
Może ze mnie dupa a nie biegacz ale jeden z piszących tu biega po 5min/km, z ciekawości podzieliłem kilometry z treningu przez czas i o dziwo wyszło 4:59,3/km ... 3,5min/km to juz w życiu nie osiągnę ;)
Czasowo wychodzi średnio 1h 11min/dzień ... jakoś nie czuję się zaje ... i w pozostałe 22h z hakiem jestem wstanie coś zrobić pożytecznego. |
| | | | | |
| 2013-11-17, 19:42
2013-11-17, 19:14 - Mars napisał/-a:
Ja biegam jeszcze wolniej, bo tak średnio 6:00 - 6:30 min/km. Ale jakby co to ja tutaj nie piszę :-)
500 km w ciągu miesiąca? U mnie to może w ciągu całego roku uzbierałoby się tyle na treningach. |
Przecież już Ci kiedyś jakiś kolega tłumaczył, że jesteś odszczepieńcem zasługującym na wykluczenie. Proszę Cię, nie niszcz marzeń ciężko harującej braci biegowej i nie kłam, że robisz patataj po 6,5 min/km. Drwisz z nas i tyle. Sam widziałem chmurę liści, które długo jeszcze opadały po Twoim przelocie. Biegając w takim tempie siedem dni w tygodniu, pokonujesz co najmniej 700 km miesięcznie. Gdybyś biegał wolniej, wykończyłyby Cię kontuzje, heretyku! |
| | | | | |
| 2013-11-20, 12:17
Za pośrednictwem użytkownika Janapawła63 vel Zapis, zamieszczam wypowiedź Piotra Uciechowskiego, zwycięzcy supermaratonu w Odessie z roku 1997.
Piotr Uciechowski napisał:
W tym biegu w Międzynarodowych Mistrz. Ukrainy, którego finisz jest na zdj. pow. pobiegłem prawie identycznie pierwsze 50 km ( 3;32,30 godz.) i drugie ( 3;32,54 godz.), to było niesamowite, 20 "kółek" po 5 km równiutko ( po 4,09 min/km ) bez kryzysu. A za zwycięstwo i to wtedy nad Mistrzem świata w biegu na 100 km - Sergieiem Yanienko z Ukrainy otrzymałem stając na podium ( zrobionego normalnie z 3. krzeseł : 1. większego i 2. mniejszych ) fantastyczną nagrodę - 30 DM ! ( jeśli ktoś nie rozpoznaje inicjałów podpowiem iż to 30 niemieckich marek ). Nie było by w tym nic urągającego ludzkiemu honorowi gdyby nie porównanie tej kwoty do wpłaconego w przed dzień wieczorem po przyjeździe do Odessy pociągiem 25 DM wpisowego i 5 DM za nocleg. Czyli pobiegłem na 100 km 19. wynik w historii polskiej l.a. ( 6;55,24 godz.) za Puchar, medal, dyplom i 0 DM. Do dziś muszę z tym żyć. I "diabli mnie biorą" jak dziś za zwycięstwa na 100 km z czasami o godzinę słabszymi wygrywają duże nagrody, a z tymi wynikami jak wtedy w 1997. roku mój - zdobywają medale na MŚ, PŚ, czy ME.
|
| | | | |
| | | | | |
| 2013-11-20, 18:37
2013-11-17, 19:42 - van napisał/-a:
Przecież już Ci kiedyś jakiś kolega tłumaczył, że jesteś odszczepieńcem zasługującym na wykluczenie. Proszę Cię, nie niszcz marzeń ciężko harującej braci biegowej i nie kłam, że robisz patataj po 6,5 min/km. Drwisz z nas i tyle. Sam widziałem chmurę liści, które długo jeszcze opadały po Twoim przelocie. Biegając w takim tempie siedem dni w tygodniu, pokonujesz co najmniej 700 km miesięcznie. Gdybyś biegał wolniej, wykończyłyby Cię kontuzje, heretyku! |
Po części masz rację. Jestem takim ewenementem :-) Dzięki za dobre słowa :-) |
| | | | | |
| 2013-11-20, 19:57
2013-11-20, 18:37 - Mars napisał/-a:
Po części masz rację. Jestem takim ewenementem :-) Dzięki za dobre słowa :-) |
Wszelkiej maści herezje to w istocie motor napędowy świata. Słów na MP pada bez liku, tylko tych dobrych jak na lekarstwo. Tym bardziej cieszy Twoja postawa. Wiem, iż świadomie pomijasz milczeniem swoje osiągnięcia, zaniżasz uzyskiwane rezultaty, itp. Wiem dobrze, co tam nad Wisłą po nocach wyczyniasz. Znam Twoje motywy. Po prostu już nie mogłem zdzierżyć tego „prawowiernego” pitolenia.
Nim podłożą ogienek, może pozwolą na honorową rundkę wokół stosu. Rzecz prosta, na tak krótkim dystansie nie schodzimy poniżej 3 min/km. |
| | | | | |
| 2013-11-21, 11:51
Powyższa dyskusja dowodzi, że z każdego ciekawego wątku, można zrobić polityczny, religijny, poetycki itp.
Wątek jest o ludziach, którzy biegają(li) 100km w tempie w jakim wielu nie może zrobić półmaratonu, a tu pomalutku, po cichutku, poetycznie, romantycznie zejdziemy na brzozę smoleńską :( jak to bywało w watkach o butach dla pronatorów ... |
|
|
|
| |
|