| | | |
|
| 2014-10-01, 11:22 Jungfrau cz.II
Przepiękny zapis walki!
Życzę Ci wytrwałości w tej walce, duuużo zdrowia i nieustającej opieki Najwyższego Trenera.
Walcz! |
|
| | | |
|
| 2014-10-01, 11:30 Jungfrau cz.II
W dzisiejszych czasach niemal każdy zetknął się z tym problemem, jeśli nie u siebie( jeszcze)to w rodzinie bądź wśród przyjaciół. MEN powinien się zastanowić nad wprowadzeniem do szkół przedmiotu, uczącego a właściwie przygotowującego do życia w nowej sytuacji- gdy wszystko inne schodzi na dalszy plan. Obecnie problem jest tak powszechny a jednocześnie wypierany ze świadomości jak się tylko najdłużej da. |
|
| | | |
|
| | | |
|
| 2014-10-01, 12:56
Niezwykle ładnie to opisałeś. Życzę Ci siły i zdrowia, trzymaj się! |
|
| | | |
|
| 2014-10-01, 14:19
Skłania do refleksji. Powodzenia w dalszej walce. |
|
| | | |
|
| 2014-10-01, 16:05
Maćku, nie poddawaj się!
A jakby Ci przyszło do głowy bardziej zluzować, to daj znać, zasadzimy przyjacielskiego kopniaka w tyłek!
chciałabym wierzyć, że większość poświęci czas na przeczytanie opisu Twoje walki i przemyśli to i owo, ale kobieca intuicja podpowiada mi, że nadal dla większość będą najważniejsze nieistotne pierdoły...
mądrości wszystkim nam życzę |
|
| | | |
|
ANONIM
(gepard72) | 2014-10-01, 17:20 Jungfrau cz.II
...cóż więcej można powiedzieć...
Ja od kilku już lat powtarzam innym przy okazji składania mi życzeń, że potrzebne mi jest tylko ZDROWIE i może odrobina szczęścia, na całą resztę postaram zapracować sobie sam!!!
Kiedyś też zdrowie mi - "uciekło". Odpadłem od skały poleciałem kilkadziesiąt metrów w dół a później kilkaset metrów oblodzonym żlebem jadąc głową w dół odbijałem się od skały do skały ... Strzaskane miałem całe biodro... nie licząc mniejszych złamań czy ponad 30 szwów na głowie...
Jak bardzo człowiek zmienia swoje podejście do życia kiedy przeżywa swoją śmierć... kiedy zostaje na długie tygodnie przykuty do łóżka... nie mogąc nawet zmienić pozycji... gdy lekarz zabrania nawet szybko chodzić, nie mówiąc już o jakiejkolwiek innej aktywności fizycznej!!!
Słowa lekarza do dzisiaj słyszę - bo zabrzmiały one jak WYROK!
Druga sytuacja którą nie "przewidziałem" to upadek z wysokości i złamanie kręgosłupa... kolejne 6 tygodni spędzone w łóżku w wymuszonej pozycji...
Często ludzie wyolbrzymiają swoje problemy, a tak naprawdę wszystkie one są niczym, w momencie utraty zdrowia...
Maciek opisujesz swoją historię, materiał naprawdę trzymający w napięciu! Tylko że człowiek czytając lekturę ma nadzieję na inne zakończenie... na happy end...
Powiem tylko tyle:
MACIEK JESTEŚ NAPRAWDĘ WIELKI!!!
...ale cały czas mam nadzieję że Twoja historia zakończy się HAPPY END-em!!!!
...i za to trzymać będę naprawdę mocno swoje kciuki!!! |
|
| | | |
|
| 2014-10-01, 20:14
"Gdy czuję, że mogę pobiec, wybieram najpiękniejszy fragment mojej leśnej drogi..." - czuję to samo Macieju :) |
|
| | | |
|
| | | |
|
| 2014-10-01, 21:16
ech... a ja narzekam na swoje kłopoty zdrowotne...
Brak słów... |
|
| | | |
|
| 2014-10-01, 23:00
2014-10-01, 21:16 - michu77 napisał/-a:
ech... a ja narzekam na swoje kłopoty zdrowotne...
Brak słów... |
ja myślę, że dobrze jest czasem ponarzekać na swoje bolączki, bo to zawsze trochę pomaga, ale trzeba znać granicę utyskiwania
przypomina mi się tekst z pewnego hamerykańskiego serialu:
- dlaczego uważasz, że twoje problemy są najważniejsze?
- bo są moje
mamy różne skale, bo różne są nasze życia, ale mimo wszystko wydaje mi się, że zbyt często rzeczom nieistotnym przypisujemy zbyt wielką wagę, zapominając o tym, co tak naprawdę jest najważniejsze
osobiście robię też taki myk, że narzekam głośno na głupotki, żeby zrobić Los w konia
bo usłyszy, że narzekam, i da mi spokój przekonany, że już mam źle
a jeśli powiem na głos, że u mnie wszystko super, to tak mi dowali, że nie wstanę
taka prewencja....
na razie działa |
|
| | | |
|
| 2014-10-01, 23:32
Maciej , gratuluję postawy , hartu ducha i wsparcia Donki .
Znam kilku takich cichych bohaterów do których Ciebie też zaliczam.
Przyznam się, że dopiero teraz przeczytałem cz. 1 :)
Czekamy na część trzecią .... lepszą. |
|
| | | |
|
| 2014-10-05, 09:51
- 112 dzień: chłodnawe kwietniowe przedpołudnie. Ruszam na mój pierwszy marszotrucht. Udaje mi się przebiec około 100 m. Co prawda świszczy i pobolewa, ale co za satysfakcja: znowu biegnę. Pod oczami robi mi się wilgotno; dobrze, że tylko las to widzi.
w tym miejscu wymiękłem... nigdy nie przeczytałem nic bardziej wzruszającego o bieganiu...
życzę powrotu do zdrowia! |
|