Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek zamknięty ogólnodostępny
  Multi-Forum  TransJura
  Wątek założył  tkp (2011-01-30)
  Ostatnio komentował  Magda (2011-07-14)
  Aktywnosc  Komentowano 30 razy, czytano 155 razy
  Lokalizacja
 Częstochowa
  Podpięte zawody  Transjura 2012
  TransJura 2011
Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona:    1  2  

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



wojtek kas...
Wojtek Kasiński

Ostatnio zalogowany
2023-02-08
21:56

 2011-07-03, 21:49
 Bieg-objawienie roku
Z niecierpliwością czekam na pierwsze komentarze po debiucie.
Niestety ostatni wpis był wczoraj wieczorem.
Uważam ten bieg za najlepszy nowy pomysł na imprezę ultra w trym roku i bardzo sekunduję organizatorom i zawodnikom.
Błagam,napiszcie co się tam działo.Gorąco pozdrawiam,Wojtek.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (1 wpisów)


lechu93
Kamil Le¶niak
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2024-04-15
15:03

 2011-07-04, 01:11
 
Nie mam ud...

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (1 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (23 sztuk)

 



gacek
Krzysztof Bukała

Ostatnio zalogowany
2012-06-28
10:35

 2011-07-04, 21:02
 
Lekcja pokory.
Podziękowania dla Mariusza, Pawła i Janka.
DAŁEM RADĘ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

  NAPISZ LIST DO AUTORA


lechu93
Kamil Le¶niak
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
2024-04-15
15:03

 2011-07-04, 21:35
 
2011-07-04, 21:02 - gacek napisał/-a:

Lekcja pokory.
Podziękowania dla Mariusza, Pawła i Janka.
DAŁEM RADĘ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Gratuluje ;)
Skądże, nie lekcja pokory bardziej nabywanie doświadczeń.

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (1 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (23 sztuk)




Ostatnio zalogowany



 2011-07-04, 23:06
 
Chodzę ze śródstopia!

  NAPISZ LIST DO AUTORA


Magda
Magdalena R-C

Ostatnio zalogowany
---


 2011-07-05, 17:55
 
a taka relacja do 30km też Was interesuje? ;P

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (91 sztuk)


wojtek kas...
Wojtek Kasiński

Ostatnio zalogowany
2023-02-08
21:56

 2011-07-05, 21:34
 Magda opisz swoje doświadczenia
2011-07-05, 17:55 - Magda napisał/-a:

a taka relacja do 30km też Was interesuje? ;P
Magdo opisz swoje doświadczenia,jestem ciekawy.Już wystartowanie w tym biegu wymagało mobilizacji psychicznej,logistyki.Chciałem też wystartować tylko żeby zdobyć doświadczenia,nie zakładałem ukończenia ale wcześniej złamałem na biegu Marduły palec.Napisz jak bylo i czemu zrezygnowałaś,pozdrawiam,
Wojtek

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (1 wpisów)

 



Magda
Magdalena R-C

Ostatnio zalogowany
---


 2011-07-06, 20:54
 
ok, skopiowałam tak jak napisałam w blogu- wszystko

myślę że w sierpniu przejdę się tą trasą, chociaż nie wyścigowo, to nie będzie to samo solo, ale kusi okropnie

mogą byc literówki ;)



"Transjura"
tak, wiem, to nie był dobry pomysł
Z wielu powodów.
A oprócz tych oczywistych, to choćby też z tych bieżących.
Przede wszystkim, w ciągu ostatnich dni nałapałam braki w wyspaniu.
A wiem przecież z własnego doświadczenia, że żadnego ultra dobrze się nie pobiegnie, jeśli nie jest się wyspanym, wypoczętym.
Startowałam też niepewna swoich kończyn dolnych.
Tydzień temu na maratonie bolało kolano uniemożliwiając szybkie poruszanie się.
W ciągu tygodnia milczało, nawet gdy obciążałam je ćwiczeniami, wzięłam to za dobrą monetę i wystartowałam.

Tak więc, ogólnie rzecz biorąc, machnęłam sobie nocny trening na 30 km w częściowo trudnym terenie.

Start imprezy był w Częstochowie, na Starym Rynku. Zapisanych było ponad 100 osób, ale pojawiło się niecałe 50.
Same znajome twarze. Radości co niemiara, śmiechów, wygłupów i rozmów bez końca. Opowieści o innych biegach, humoreski z tras.
W czasie gdy się pakowaliśmy, przebieraliśmy, padło hasło że należy zrobić rozgrzewkę przed biegiem. Wzbudziło to wesołość i kwaśne uśmiechy, ale kilka osób postanowiło tę rozgrzewkę zrobić, i przebiegło kółko wokół ryneczku.
Na 48 osób tylko 3 kobiety, znałyśmy się z Rudy, z biegu 12h.
W końcu start. Nie wiem czemu, "start honorowy" polegał na biegu, dosyć szybkim zresztą. W końcu stawka się wyciągnęła, zaczęło robić się ciemno.
Jeden chłopak od razu zszedł, odnowiła mu się kontuzja i postanowił dalej nie biec.
Ja próbowałam dogonić grupkę chłopaków majaczącą mi na horyzoncie, bo stwierdziłam, że tak będzie raźniej, poza tym pokusa, że ktoś będzie za mnie myślał i pilnował trasy była przeogromna. Dogoniłam ich przy zejściu z drogi, na której nota bene było cokolwiek niebezpiecznie. Teraz wiem już, że przede wszystkim trzeba mieć dużo odblasków, a najlepiej to nawet kamizelkę odblaskową, dla własnego bezpieczeństwa.
Szliśmy razem, wygłupialiśmy się, rozmawialiśmy. Nieocenioną pomocą okazał się Krzyś, który trasę tę "przerobił" i dzięki temu w lesie nie gubiliśmy się. A momentami było z leksza straszno. Zaczęło się odzywać kolano, ale w sposób do przyjęcia, bardziej zaczęły mnie martwić stopy.
Podstępna ta część mojego ciała odezwała się w ten sam sposób, co na biegu 48h po 120km- podeszwy. Tylko i wyłącznie podeszwy. Coś ze ścięgnami jak mniemam, tylko teraz trudno to wytłumaczyć, bo zrobiliśmy dopiero jakieś 15km.
Zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. Obsesyjnie myślałam o łóżku. Chciałam spać! miałam wizje mojego łóżka, pamiętałam dokładnie jak leży kołdra odrzucona dziś rano gdy wstawałam, pamiętałam o ile była przekręcona poduszka, i jak bardzo było pogniecione prześcieradło, i nawet wiedziałam, jak przebiegają rolowania na całej jego długości. Lecz gorsza chyba od braku łóżka była świadomość, że byłabym w nim sama. Właśnie w takich chwilach wychodzą wszystkie nasze strachy i bolączki. Moją jest samotność, chociaż to złe określenie- uwiera mnie brak mężczyzny w moim życiu, mężczyzny z którym bym przez to życie szła.
Idziemy drogą, mijamy domy. Większość ciemna, domownicy śpią, w sumie godzina ku temu słuszna. Myśl o tych ludziach smacznie zakopanych w pościelach działa dołująco. Czasem gdzieś wciąż jest włączony telewizor. A czasami w pokojach, w których można odgadnąć sypialnię, świci się jakieś delikatne światło. Taaa, pewnie jakieś figle-migle uprawiają. Ja też chcę!!!
W Olsztynie wyszło, że nie wszyscy potrafią podejść odpowiednio poważnie do takich zawodów. Połowa uczestników skróciła trasę. To nie było miejsce, w którym można było pobłądzić, tak jak w lesie. Jeśli tylko trzymało się szlaku, nie było szans na pójście inną drogą. Ale pokusa skrócenia trasy była zbyt silna. Gdy pojawiliśmy się na punkcie kontrolnym byliśmy na 22 miejscu- na 48 osób, a za nami byli tylko Alinka z mężem. Reszta skróciła.
Ruszyliśmy dalej i po przejściu przez miasto weszliśmy w las. No i oczywiście znowu miałam przygodę. Akurat obchodzilismy pole. Z jednej strony nieużytki, z drugiej las. Dostałam jakimś dużym owadem w oko, odruchowo więc podniosłam prawą rękę w celu potarcia tegoż oka. W tej samej chwili weszłam na maźglate poletko błocka, na którym się oczywiście poślizgnęłam. Gdybym była oparta na obu kijkach, nic by się nie stało. Z racji jednak tego, że prawy kijek wraz z ręką był w górze, zaczęłam się przewracać na prawą stronę. Aby uniknąć kompleksowego wytarzania w błocie, zrobiłam telemarka. Ma się ten refleks, udało się, tylko szkoda że w zasadzie dość gwałtownie przyklęknęłam na prawej nodze, uderzając kolanem, tym pobolewającym, w ziemię. Oczywiście dokładnie w to miejsce, gdzie się uchował jakiś nieduży kamyk, nieduży, ale w sam raz na moje kolano. Zadzwoniło całkiem sympatycznie. Szpetnie zaklęłam i podniosłam się powoli. Dało się chodzić, chociaż dziwnie tak bez czucia w tym kolanie, no i całe spodnie ubłocone. Ruszyłam za chłopakami, bo zaczęli się niebezpiecznie oddalać. Kolano po chwili się rozchodziło i wróciło do względnej normy, ale czułam je już bardziej.
Telefon. Niebieskooki. W sumie to nie była miła rozmowa. Niby wszystko ok, ale wydaje mi się, że jeśli dzwonisz do kogoś, kogo masz za dobrego znajomego, jeśli już nie za przyjaciela, i ten ktoś ma kryzys na trasie i o tym ci mówi, że nie udowadniasz, jaką głupotą było wystartowanie, tylko starasz się wspierać. Albo zagrzewasz do walki i pomagasz przetrwać najtrudniejsze chwile, albo pomagasz podjąć trudną przecież zawsze decyzję o zejsciu z trasy. To naprawdę trudne decyzje, nawet wtedy gdy wiadomo, że coś w ciele szczeliło i nie da się tego pokonać silną wolą, że po prostu trzeba zejść i koniec. Wtedy wsparcie, załagodzenie poczucia porażki jest tak samo ważne. Jeszcze nie tak dawno, na biegu 12h myślałam, że gdybym zadzwoniła do niego, pomógłby mi. Dzisiaj wiem, że tak by nie było. Ta rozmowa tylko mnie dobiła, zrobiło mi się strasznie przykro- byłam zawiedziona.
Zaczęły się lasy, mi dodatkowo strzelił pasek z czołówki, chwilę się z nim męczyłam, chłopaki zniknęli. Wkurzona wsadziłam czołówkę do buzi i szuszcząc przy każdym oddechu próbowałam ich dogonić. Stopy bolały mnie już okrótnie, wokół było ciemno. Poczułam się nagle taka sama, zmęczenie dołożyło swoje, i czułam że za chwilę się rozpłaczę. W sumie, o to mi właściwie chodziło. Doprowadzić się do takiego stanu, żeby pęknąć...
Gdy już, już miałam się rozpłakać, w ciemności zobaczyłam 4 światełka i po chwili usłyszałam zawołanie wydane w jedyny sobie sposób, kojarzące się z głosem tura:
- Magdaaaaaaa!
- Ideee!
No to sobie nie popłaczę. Czekali na mnie w miejscu gdzie szlak mocno odbijał w lewo. Pomogli mi naprawić mocowanie czołówki i poszliśmy dalej. Widzę że ich tempo również zmalało. Też są już zmęczeni. Jest druga w nocy. Idziemy i rozmawiamy znowu, ja między słowami syczę. Dociera do mnie, że gdy zejdę z tresy, nie będzie mnie z nimi... że to już koniec, i zrobiło mi się tak strasznie smutno!
Wychodzimy z lasu, na Aleję Klonów, przed Złotym Potokiem. Kolejny punt kontrolny był dokładnie na 30,7 km. Tam postanowiłam zakończyć swój marsz, bo wiedziałam że za chwilę zacznę przy każdym kroku wyć z bólu. Chłopaki wzięli picie, batony i pytają, jaka jest moja decyzja. Powiedziałam, że zostaję, tu nie było co kombinować. Za chwilę totalnie zacznę ich zwalniać, no i nie przeskoczę tej kontuzji. Żegnamy się ciepło, mocne uściski, tak mi tego brakuje. Patrzę za nimi, gdy znikają w ciemności. Najpierw widzę ich w świetle punktu, później tylko ich odblaski. Ten moment gdy odchodzili po prostu rodzierał mi serce. Poczułam łzy na policzku.
Sędzia z punktu, na którym się poddałam, był przewspaniały. Odwiózł mnie do Myszkowa. Niestety, akurat budynek dworca był w remoncie, więc musiałam czekac na zewnętrz. Telepało mnie z zimna. Postanowiłam się szybko przebrać w świeże, suche i ciepłe ciuchy. Rozebrałam się do połowy, wytarłam ostatnich suchym skrawkiem koszulki, przebrałam się. Niewiele to pomogło. No to jemy. Popijam kanapki gorącą herbatą, błogosławię ten termos. Troszkę lepiej. Mam sporo zabawy z trafieniem kromką do buzi, ręce mi się trzęsą, ja cała dygotam jak przy padaczce, no musi to komicznie wyglądać, gdy próbuję capnąć zębami uciekającą kromkę. Po 40 minutach miałam pociąg, w którym od razu się umościłam i zapadłam w sen. Bozia nade mną czuwała i obudziła mnie gdy pociąg opuszczał Katowice. Dziwne, ani razu nie sprawdzano biletów. Albo konduktor był tak miły i mnie nie budził :) Pociąg zatrzymywał się w moim mieście, przedreptałam do domu, zrzuciłam ciuchy i położyłam się do łóżka. Jeszcze przez chwilę mnie telepało, ale w końcu rozgrzałam się i zasnęłam. Była 6 rano. Ostatnia myśl przed zaśnięciem- żeby chłopakom sie udało.


  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (91 sztuk)


wojtek kas...
Wojtek Kasiński

Ostatnio zalogowany
2023-02-08
21:56

 2011-07-11, 21:57
 Transjura pierwsze starcie
2011-07-06, 20:54 - Magda napisał/-a:

ok, skopiowałam tak jak napisałam w blogu- wszystko

myślę że w sierpniu przejdę się tą trasą, chociaż nie wyścigowo, to nie będzie to samo solo, ale kusi okropnie

mogą byc literówki ;)



"Transjura"
tak, wiem, to nie był dobry pomysł
Z wielu powodów.
A oprócz tych oczywistych, to choćby też z tych bieżących.
Przede wszystkim, w ciągu ostatnich dni nałapałam braki w wyspaniu.
A wiem przecież z własnego doświadczenia, że żadnego ultra dobrze się nie pobiegnie, jeśli nie jest się wyspanym, wypoczętym.
Startowałam też niepewna swoich kończyn dolnych.
Tydzień temu na maratonie bolało kolano uniemożliwiając szybkie poruszanie się.
W ciągu tygodnia milczało, nawet gdy obciążałam je ćwiczeniami, wzięłam to za dobrą monetę i wystartowałam.

Tak więc, ogólnie rzecz biorąc, machnęłam sobie nocny trening na 30 km w częściowo trudnym terenie.

Start imprezy był w Częstochowie, na Starym Rynku. Zapisanych było ponad 100 osób, ale pojawiło się niecałe 50.
Same znajome twarze. Radości co niemiara, śmiechów, wygłupów i rozmów bez końca. Opowieści o innych biegach, humoreski z tras.
W czasie gdy się pakowaliśmy, przebieraliśmy, padło hasło że należy zrobić rozgrzewkę przed biegiem. Wzbudziło to wesołość i kwaśne uśmiechy, ale kilka osób postanowiło tę rozgrzewkę zrobić, i przebiegło kółko wokół ryneczku.
Na 48 osób tylko 3 kobiety, znałyśmy się z Rudy, z biegu 12h.
W końcu start. Nie wiem czemu, "start honorowy" polegał na biegu, dosyć szybkim zresztą. W końcu stawka się wyciągnęła, zaczęło robić się ciemno.
Jeden chłopak od razu zszedł, odnowiła mu się kontuzja i postanowił dalej nie biec.
Ja próbowałam dogonić grupkę chłopaków majaczącą mi na horyzoncie, bo stwierdziłam, że tak będzie raźniej, poza tym pokusa, że ktoś będzie za mnie myślał i pilnował trasy była przeogromna. Dogoniłam ich przy zejściu z drogi, na której nota bene było cokolwiek niebezpiecznie. Teraz wiem już, że przede wszystkim trzeba mieć dużo odblasków, a najlepiej to nawet kamizelkę odblaskową, dla własnego bezpieczeństwa.
Szliśmy razem, wygłupialiśmy się, rozmawialiśmy. Nieocenioną pomocą okazał się Krzyś, który trasę tę "przerobił" i dzięki temu w lesie nie gubiliśmy się. A momentami było z leksza straszno. Zaczęło się odzywać kolano, ale w sposób do przyjęcia, bardziej zaczęły mnie martwić stopy.
Podstępna ta część mojego ciała odezwała się w ten sam sposób, co na biegu 48h po 120km- podeszwy. Tylko i wyłącznie podeszwy. Coś ze ścięgnami jak mniemam, tylko teraz trudno to wytłumaczyć, bo zrobiliśmy dopiero jakieś 15km.
Zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. Obsesyjnie myślałam o łóżku. Chciałam spać! miałam wizje mojego łóżka, pamiętałam dokładnie jak leży kołdra odrzucona dziś rano gdy wstawałam, pamiętałam o ile była przekręcona poduszka, i jak bardzo było pogniecione prześcieradło, i nawet wiedziałam, jak przebiegają rolowania na całej jego długości. Lecz gorsza chyba od braku łóżka była świadomość, że byłabym w nim sama. Właśnie w takich chwilach wychodzą wszystkie nasze strachy i bolączki. Moją jest samotność, chociaż to złe określenie- uwiera mnie brak mężczyzny w moim życiu, mężczyzny z którym bym przez to życie szła.
Idziemy drogą, mijamy domy. Większość ciemna, domownicy śpią, w sumie godzina ku temu słuszna. Myśl o tych ludziach smacznie zakopanych w pościelach działa dołująco. Czasem gdzieś wciąż jest włączony telewizor. A czasami w pokojach, w których można odgadnąć sypialnię, świci się jakieś delikatne światło. Taaa, pewnie jakieś figle-migle uprawiają. Ja też chcę!!!
W Olsztynie wyszło, że nie wszyscy potrafią podejść odpowiednio poważnie do takich zawodów. Połowa uczestników skróciła trasę. To nie było miejsce, w którym można było pobłądzić, tak jak w lesie. Jeśli tylko trzymało się szlaku, nie było szans na pójście inną drogą. Ale pokusa skrócenia trasy była zbyt silna. Gdy pojawiliśmy się na punkcie kontrolnym byliśmy na 22 miejscu- na 48 osób, a za nami byli tylko Alinka z mężem. Reszta skróciła.
Ruszyliśmy dalej i po przejściu przez miasto weszliśmy w las. No i oczywiście znowu miałam przygodę. Akurat obchodzilismy pole. Z jednej strony nieużytki, z drugiej las. Dostałam jakimś dużym owadem w oko, odruchowo więc podniosłam prawą rękę w celu potarcia tegoż oka. W tej samej chwili weszłam na maźglate poletko błocka, na którym się oczywiście poślizgnęłam. Gdybym była oparta na obu kijkach, nic by się nie stało. Z racji jednak tego, że prawy kijek wraz z ręką był w górze, zaczęłam się przewracać na prawą stronę. Aby uniknąć kompleksowego wytarzania w błocie, zrobiłam telemarka. Ma się ten refleks, udało się, tylko szkoda że w zasadzie dość gwałtownie przyklęknęłam na prawej nodze, uderzając kolanem, tym pobolewającym, w ziemię. Oczywiście dokładnie w to miejsce, gdzie się uchował jakiś nieduży kamyk, nieduży, ale w sam raz na moje kolano. Zadzwoniło całkiem sympatycznie. Szpetnie zaklęłam i podniosłam się powoli. Dało się chodzić, chociaż dziwnie tak bez czucia w tym kolanie, no i całe spodnie ubłocone. Ruszyłam za chłopakami, bo zaczęli się niebezpiecznie oddalać. Kolano po chwili się rozchodziło i wróciło do względnej normy, ale czułam je już bardziej.
Telefon. Niebieskooki. W sumie to nie była miła rozmowa. Niby wszystko ok, ale wydaje mi się, że jeśli dzwonisz do kogoś, kogo masz za dobrego znajomego, jeśli już nie za przyjaciela, i ten ktoś ma kryzys na trasie i o tym ci mówi, że nie udowadniasz, jaką głupotą było wystartowanie, tylko starasz się wspierać. Albo zagrzewasz do walki i pomagasz przetrwać najtrudniejsze chwile, albo pomagasz podjąć trudną przecież zawsze decyzję o zejsciu z trasy. To naprawdę trudne decyzje, nawet wtedy gdy wiadomo, że coś w ciele szczeliło i nie da się tego pokonać silną wolą, że po prostu trzeba zejść i koniec. Wtedy wsparcie, załagodzenie poczucia porażki jest tak samo ważne. Jeszcze nie tak dawno, na biegu 12h myślałam, że gdybym zadzwoniła do niego, pomógłby mi. Dzisiaj wiem, że tak by nie było. Ta rozmowa tylko mnie dobiła, zrobiło mi się strasznie przykro- byłam zawiedziona.
Zaczęły się lasy, mi dodatkowo strzelił pasek z czołówki, chwilę się z nim męczyłam, chłopaki zniknęli. Wkurzona wsadziłam czołówkę do buzi i szuszcząc przy każdym oddechu próbowałam ich dogonić. Stopy bolały mnie już okrótnie, wokół było ciemno. Poczułam się nagle taka sama, zmęczenie dołożyło swoje, i czułam że za chwilę się rozpłaczę. W sumie, o to mi właściwie chodziło. Doprowadzić się do takiego stanu, żeby pęknąć...
Gdy już, już miałam się rozpłakać, w ciemności zobaczyłam 4 światełka i po chwili usłyszałam zawołanie wydane w jedyny sobie sposób, kojarzące się z głosem tura:
- Magdaaaaaaa!
- Ideee!
No to sobie nie popłaczę. Czekali na mnie w miejscu gdzie szlak mocno odbijał w lewo. Pomogli mi naprawić mocowanie czołówki i poszliśmy dalej. Widzę że ich tempo również zmalało. Też są już zmęczeni. Jest druga w nocy. Idziemy i rozmawiamy znowu, ja między słowami syczę. Dociera do mnie, że gdy zejdę z tresy, nie będzie mnie z nimi... że to już koniec, i zrobiło mi się tak strasznie smutno!
Wychodzimy z lasu, na Aleję Klonów, przed Złotym Potokiem. Kolejny punt kontrolny był dokładnie na 30,7 km. Tam postanowiłam zakończyć swój marsz, bo wiedziałam że za chwilę zacznę przy każdym kroku wyć z bólu. Chłopaki wzięli picie, batony i pytają, jaka jest moja decyzja. Powiedziałam, że zostaję, tu nie było co kombinować. Za chwilę totalnie zacznę ich zwalniać, no i nie przeskoczę tej kontuzji. Żegnamy się ciepło, mocne uściski, tak mi tego brakuje. Patrzę za nimi, gdy znikają w ciemności. Najpierw widzę ich w świetle punktu, później tylko ich odblaski. Ten moment gdy odchodzili po prostu rodzierał mi serce. Poczułam łzy na policzku.
Sędzia z punktu, na którym się poddałam, był przewspaniały. Odwiózł mnie do Myszkowa. Niestety, akurat budynek dworca był w remoncie, więc musiałam czekac na zewnętrz. Telepało mnie z zimna. Postanowiłam się szybko przebrać w świeże, suche i ciepłe ciuchy. Rozebrałam się do połowy, wytarłam ostatnich suchym skrawkiem koszulki, przebrałam się. Niewiele to pomogło. No to jemy. Popijam kanapki gorącą herbatą, błogosławię ten termos. Troszkę lepiej. Mam sporo zabawy z trafieniem kromką do buzi, ręce mi się trzęsą, ja cała dygotam jak przy padaczce, no musi to komicznie wyglądać, gdy próbuję capnąć zębami uciekającą kromkę. Po 40 minutach miałam pociąg, w którym od razu się umościłam i zapadłam w sen. Bozia nade mną czuwała i obudziła mnie gdy pociąg opuszczał Katowice. Dziwne, ani razu nie sprawdzano biletów. Albo konduktor był tak miły i mnie nie budził :) Pociąg zatrzymywał się w moim mieście, przedreptałam do domu, zrzuciłam ciuchy i położyłam się do łóżka. Jeszcze przez chwilę mnie telepało, ale w końcu rozgrzałam się i zasnęłam. Była 6 rano. Ostatnia myśl przed zaśnięciem- żeby chłopakom sie udało.

Dziękuję ci za relację,teraz mam wyobrażenie co by mnie czekało gdybym wystartował.Wnioski?Każdy najmniejszy błąd przed startem rośnie,pęcznieje z każdym kilometrem aż w końcu potrafi skasować zawodnika.Rozmawiałem już i ze zwycięzcą Maćkiem Więckiem i uczestnikiem Konradem Ciuraszkiewiczem.Każda opowieść to inny kosmos ale łatwo nie było,

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (1 wpisów)


Magda
Magdalena R-C

Ostatnio zalogowany
---


 2011-07-14, 20:55
 
2011-07-11, 21:57 - wokasi napisał/-a:

Dziękuję ci za relację,teraz mam wyobrażenie co by mnie czekało gdybym wystartował.Wnioski?Każdy najmniejszy błąd przed startem rośnie,pęcznieje z każdym kilometrem aż w końcu potrafi skasować zawodnika.Rozmawiałem już i ze zwycięzcą Maćkiem Więckiem i uczestnikiem Konradem Ciuraszkiewiczem.Każda opowieść to inny kosmos ale łatwo nie było,
to prawda, błędy nawet małe urastaja do ogromnych rozmiarów

najgorsze było rozplanowanie ubrania się
pogoda rzecz zmienna, długo jestes w trasie
gdyby dużo padało, to byłby koszmar

na takich "półdzikich" biegach trzeba się nieźle nakombinować ustalając strategię

chociaż od T trochę biegałam, stopy na razie milczą
w niedzielę sprawdzę je na półmaratonie, pod koniec miesiąca na maratonie

jesli wszystko będzie ok to chciałabym 13-15 sierpnia ruszyć na szlak jeszcze raz.... dla samej siebie, ale na tych samych zasadach

  NAPISZ LIST DO AUTORA
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (91 sztuk)

Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona :1  2  


POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
k79
16:55
flatlander
16:51
przemcio33
16:50
pagand
16:43
LukaszL79
16:39
maratonczyk
16:39
heniek001
16:04
Raffaello conti
15:54
biegus.pl
15:36
StaryCop
15:31
crespo9077
15:26
Pathfinder
15:20
janeta75
14:57
andreas07
14:50
Sikor 4Run Team
14:27
Bartu¶
14:13
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |