|
| Krzysiek_biega Krzysztof Bartkiewicz Toruń MaratonyPolskie.PL TEAM
Ostatnio zalogowany 2024-08-23,07:35
|
|
| Przeczytano: 621/410350 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
Z Kenii do Polski | Autor: Krzysztof Bartkiewic | Data : 2012-04-10 | Kenijscy zawodnicy na Polskich biegach to już codzienność. Odnieść można jednak wrażenie, że jest ich coraz więcej. Skąd się biorą u nas? Nie wyszukują sami biegów - robią to za nich managerowie, często mieszkający w Polsce. Najbardziej znanym jest Sylwester Niebudek z Bydgoszczy. Czy jednak jest jedynym człowiekiem, który sprawia, że mieszkańcy czarnego lądu pojawiają się na naszych birgach?
Okazuje się, że nie. Nowym managerem jest Piotr Szurowski, przedsiębiorca z Wałbrzycha, który postanowił zainwestować w afrykańskich maratończyków i zdobyć uznanie zarówno kibiców, jak i organizatorów imprez. Piotra poznałem podczas wspólnej podróży na półmaraton do Brna. Byłem świadkiem, jak jeden z Kenijczyków nie miał jak dojechać na półmaraton, wówczas Piotr zadeklarował swoją charytatywną pomoc, nie pobierając żadnej opłaty za podróż i stawiając mu jeszcze obiad w restauracji.
Podczas krótkiego pobytu razem poznałem dobroduszność Piotra i jego zamiłowanie do sportu. Jak się szybko okazało, mimo, że próbował wspomóc nawet naszych zawodników, to niestety cena okazała się zbyt wysoka. Poznawszy jednego z Kenijczyków - od razu nawiązała się więź współpracy.
Z lewej - Piotr SzurowskiK.B. - Krzysztof Bartkiewicz
P.S. - Piotr Szurowski
K.B. Piotrze skąd pomysł by zostać managerem Kenijczyków?
P.S. - To raczej nie pomysł. Pewne rzeczy są dziełem przypadku, i tak było właśnie tym razem. Wpłynął na to właśnie Mikie, którego miałeś okazję poznać, a który po powrocie do Kenii napisał do mnie prośbę o zaproszenie go do Polski. Pomogłem temu chłopakowi wystartować w kilku naszych zawodach biegowych. Robiłem to bezinteresownie i nie chciałem, aby nazywano mnie "menadżer".
Ale dochodziły mnie słuchy, że to jest dobry interes. Jako przedsiębiorca zacząłem wgłębiać temat i okazało się, że jest to całkiem ciekawy sposób na biznes. W okresie zimowych opracowałem sobie cały plan struktury tego przedsięwzięcia, który od nowego roku rozpocząłem realizować.
K.B. - Dlaczego akurat Kenijczycy, nie ma chętnych Polaków?
P.S. - Ktoś kiedyś powiedział, że przeciętny Kenijczyk jest jak mistrz Polski i jest w tym dużo racji. Tworząc swoją grupę zawodników łatwiej jest zbudować mocny team na bazie właśnie biegaczy z Kenii. Bo to jest biznes a zainwestowane pieniądze muszą zwrócić się według planu, z jak najmniejszym ryzykiem. Moim celem jest mieć w swojej grupie Polaków, ale to przyszłościowa sprawa.
K.B. - Czy nie uważasz że tym samym zabierasz naszym zawodnikom zarobek?
P.S. - Nic nikomu nie zabieram. Wręcz przeciwnie - dzięki temu, że startują u nasz Kenijczycy poziom zawodów w Polsce jest coraz wyższy, a polscy zawodnicy muszą zacząć im dorównywać. Dzięki temu ich wyniki idą w górę i właśnie na tym korzystają.
K.B. - Pamiętam jak jeszcze jesienią ubiegłego roku niektórzy śmiali z Ciebie, że masz zawodników, którzy biegają wolniej od kobiet. Dziś widzę inne miny tych osób...
P.S. - W ubiegłym roku nie miałem zawodników. To były osoby, które prosiły mnie o pomoc w zaproszeniu do Polski. Nie miałem pojęcia jakie mają wyniki, jakiej są formie itp. Nie interesowało mnie to wtedy.
Udzielałem im tylko swojej pomocy i opieki. Choć uważam, że drugie miejsce i czwarte tych chłopaków w maratonie to i tak duży sukces. Teraz wszystko wygląda inaczej. Mam w swojej grupie zawodników biegających połówki z czasem 61-62 oraz maratony poniżej 2:10.
K.B. - Czy rynek w Polsce jest na tyle atrakcyjny, by warto było do nas ściągać zawodników aż z Afryki?
P.S. - Zależy od punktu widzenia. Mnie interesują zawodnicy na Europę. Polska jest dla mnie dobrym miejscem aby zawodnicy mogli wykazać swoje możliwości i zaistnieć na rynku biegowym. Teraz możemy zauważyć, że na zawodach w Polsce robi się coraz lepsze wyniki czego przykładami mogą być Maraton Warszawski czy, w tym roku, Półmaraton Poznański.
K.B. - W Półmaratonie w Poznaniu były 3 nagrody, a dwunastu zakontraktowanych zawodników... Do czego dąży ten rynek? Czy nie uważasz, że tym samym pozostali zawodnicy, bez nagród odejdą do domu z płaczem...?
P.S. - To jest sport. Nie wszyscy na olimpiadzie dostają medale. Trzeba się z tym pogodzić i pracować dalej nad poprawą swoich wyników. Uważam, że to bardzo dobrze, że aż tylu dobrych zawodników przyjeżdża na jedne zawody. Pozwala to dokładnie zweryfikować jaki poziom reprezentuje każdy z nich, i to właśnie widzieliśmy w Poznaniu.
K.B. - W ostatnich trzech półmaratonach (Poznań, Żywiec, Sobótka) podium prawie w całości należało do zawodników z Kenii, a jeszcze niedawno na najwyższych stopniu podium byli tam Polacy.
P.S. - Wyniki w Sobótce bardzo mnie zaskoczyły. Pierwsza piątka, w tym czterech Kenijczyków, pobiło rekord trasy należący do Vitalija Shafara. To o czymś świadczy. Poziom naszych zawodów biegowych naprawdę idzie do góry. Szkoda tylko, że nie przekłada się to na naszych zawodników. Choć kilku zrobiło ostatnio także bardzo duże postępy.
K.B. - Gdzie planują Twoi zawodnicy kolejne starty?
P.S. - Teraz przyjedzie grupa przygotowana na maratony. Będą to Łódź, Dębno i Kraków. Pozostali zawodnicy przygotowani na krótsze dystanse będą brali udział w mniejszych zawodach.
K.B. - W jaki sposób werbujesz zawodników?
P.S. - Obecnie otrzymuję bardzo dużo sms-ów i maili bezpośrednio od zawodników z Kenii. Tworzę bazę na podstawie aktualnych wyników. Określam poziom jaki dany zawodnik prezentuję i przypisuję go do danej grupy. Poszczególne grupy przechodzą prowadzone przeze mnie testy. Testy wykonujemy na stadionie w Iten oraz na tzw. "Longrun" - są to dystanse od 25 km do 40 km. Podczas takiej weryfikacji, w której bierze udział ok. 50-60 osób, wybieram po trzech zawodników dla grup do startów do 25 km oraz grupy maratończyków. Wykonywane testy w sposób naturalny selekcjonuję zawodników gotowych, zawodników do dalszego treningu i zawodników nie spełniających oczekiwań.
K.B. - Możesz powiedzieć coś więcej o pobycie w Kenii?
P.S. - Moją główną bazą było Iten, gdzie można spotkać chyba najwięcej trenujących biegaczy. W poszukiwaniu zawodników odwiedziłem również Nairobi, Eldoret i Kapsabet. Ale to właśnie w Iten znalazłem to czego szukałem. Mogłem tam poznać w jakich warunkach żyją i trenują. Za dużo tu mówić nie ma sensu, ale krótko ujmując: życie w Kenii jest bardzo ciężkie. Widać wszędzie biedę, a jedyną szansą dla tych ludzi jest trening i udział w zawodach aby choć trochę odmienić swoje życie.
Ludzie mieszkają w czymś, co nazwałbym "Altany", "Komórki". A to są ich domy. Tylko nieliczni mają murowany dom. Czasami się dziwię jak Ci "przeciętni" zawodnicy osiągają takie wyniki, nie dojadając czasami po kilka dni. Lecz tym, co czyni z nich zwycięzców jest ich upór i wiara w swoje możliwości.
K.B. - Zawodnicy współpracujący z Tobą bardzo sobie Ciebie chwalą. Czym sobie na to zasłużyłeś w tak krótkim czasie?
P.S. - To pytanie raczej trzeba zadać im. Może dlatego, że ja najpierw w zawodnika inwestuję, aby później czerpać korzyści dla obu stron.
K.B. - Czy zawodnik Polski ma szansę też z Tobą współpracować?
P.S. - Jak najbardziej. To jest mój cel. Lecz najpierw muszę być przygotowany na pracę z polskimi lekkoatletami. Oni też muszą być na to gotowi. Jak już wspominałem, mam kilku na oku, ale to będę wprowadzać dopiero w przyszłym roku.
K.B. - Jak oceniasz obecnie poziom biegów ulicznych w Polsce?
P.S. - Nadal jest słaby. Choć ogólnie mówi się, że w Polsce biega się trudno, i ciężko o dobry wynik. Poza tym budżety naszych zawodów są zbyt małe, aby przyjechali zawodnicy robiących niesamowite czasy. Przykładem może tutaj być choćby półmaraton w Pradze, który odbył się raptem tydzień temu.
K.B. - Wcześniej, z tego co wiem, pracowałeś już w marketingu, więc domyśliłem się że będziesz wiedział jak działać. Czy marketingowy rynek biegowy jest taki sam jak w innych dziedzinach?
P.S. - Jest to biznes jak każdy inny. Są rzeczy przewidywalne i nieprzewidywalne. Choć ma swoja specyfikę. Trudno coś więcej powiedzieć, jestem na etapie budowania, inwestowania. Pierwsze wyniki przewiduję pod koniec roku.
K.B. W maratonie w Krakowie wspominałeś, że ma pobiec mocna kobieta, która w Nairobi pobiegła maraton 2:32. Problem w tym, że ma ona już innego menadżerem z Włoch. Jak się dogadaliście, że jednak w Krakowie pobiegnie?
P.S. - Niestety nie doszliśmy do porozumienia z Organizatorem Crakovia Maratonu w sprawie tej zawodniczki, choć jest bardzo dobra. Była przygotowana na maraton w Rzymie, który musiała zakończyć na 15 km. Znam dobrze tą zawodniczkę i wiem na co ją stać, dlatego zaproponowałem jej menadżerowi udział w Krakowie.
Uzgodniliśmy warunki jej startu, który niestety nie dojdzie do skutku. Między menadżerami powinny być dobre relacje, czasami takie przypadki wymuszają współpracę.
K.B. - W jaki sposób robisz swoim zawodnikom testy? Skąd wiesz, że akurat ten zawodnik zdaje egzamin z wysokiej formy i jemu załatwiasz wizę?
P.S. - Pierwszym testem jest stadion: dystans całkowity 10 km w tempie maratońskim z czterema przerwami 400m trucht. Ostatnie okrążenie zawodnik biegnie na maksa i tu otrzymuję wynik.
Na poszczególnych odpoczynkach pobierana jest krew do analizy (pomiar przyrostu mleczanu). Następnym sprawdzianem jest tzw. "long run" - jest to bieg rozpoczynający się wolnym tempem, który po ośmiu kilometrach przeradza się w wyścig. Dystans zależny od grupy. Maratończycy z reguły biegną 36-40 km. Podczas takiego biegu widać jak poszczególni zawodnicy odpadają lub nie są wstanie dotrzymać tempa najlepszym. Wybieram dwóch, trzech zawodników, i organizuję im starty w Polsce. Osiągane wyniki pozwalają ocenić czy zawodnik pozostaje w teamie. Na podstawie osiąganych czasów opracowany jest indywidualny plan
treningowy pod konkretny start.
K.B. Czy zawodnicy sami płacą za bilet? Jak wygląda kwestia formalna przyjazdów takich zawodników do Polski?
P.S. - Niektórzy zawodnicy (ci, którzy już startowali w Europie) opłacają bilet sami, kecz większość nie ma takich pieniędzy i wtedy opłacam bilet ja. Procedura wizowa nie jest skomplikowana, a ambasada nasza nie robi większych przeszkód.
K.B. - Gdzie oni trenują podczas pobytu w Polsce?
P.S. - W Polsce nie wykonują treningów. Cała praca treningowa realizowana jest w Kenii. Okres startowy to tylko podtrzymywanie formy, są to z reguły lekkie treningi biegowe.
K.B. - Możesz coś napisać o ich odżywianiu?
P.S. - Przebywając u siebie jedzą w grupie dzieląc się tym co udało się "uzbierać" lub "bogatszy zawodnik" kupił. Rano przed treningiem wypijają kubek swojej herbaty z mlekiem, po treningu znowu herbata z mlekiem i kilka kromek samego chleba tostowego. Dopiero wieczorem tak naprawdę jedzą właściwy posiłek, jest to ryż lub ugali, ciapat (placek z mąki) z fasolą, groszek, szpinak, kukurydza, czasami kawałek kurczaka. Z reguły jedzą to co wyrośnie z ziemi.
Gdy przebywając w Polsce ich menu raczej nie różni się od tego, do czego są przyzwyczajeni.
K.B. - Wracając do Keni, jak wyglądało twoje przygotowanie wyjazdowe, musiałeś się szczepić i brać jakieś lekarstwa?
P.S. - Przed wyjazdem zaszczepiłem się na kilka chorób tropikalnych oraz żółtaczkę A i B, profilaktycznie zażywałem też tabletki na malarię. Przygotowując się do wyjazdu poczytałem parę rzeczy na temat obyczajów i zachowań. Aby bezpiecznie podróżować musiałem zorganizować sobie osoby, które mną się opiekowały, był nim oficer wojskowy i policjant. Dwa razy zapobiegli nieciekawej dla mnie sytuacji. Ważnym elementem był hotel - musiałem znaleźć taki, który byłby bezpieczny i o dobrych - jak na Kenię - warunkach sanitarnych.
K.B. - Bardzo dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że uda nam się ją powtórzyć jeszcze późną jesienią by podsumować sezon.
P.S. - Też dziękuję.
Krzysztof Bartkiewicz: - od siebie dodam kilka danych: bilet z Polski do Kenii w zależności od linii i daty wydania kosztuję średnio w granicach 1000 dolarów. Koszt szczepień to kolejny wydatek od 700-1500 pln. Zalecane są tabletki na malarię, które nie są drogie, ale trzeba być zobowiązanym je brać jeszcze tydzień po powrocie z Kenii.
Przeciętnie menadżer pobiera 15% prowizji, która nie zawsze sie zwraca, bo wystarczy, że sprowadzi zawodnika, który dozna kontuzji i wtedy trzeba pokryć z własnej kieszeni jego utrzymanie.
Nie notuje się ile w Polsce jest osób, które zajmują się "rozsyłaniem" zawodników na biegi w celach zarobkowych. Dobry manager to taki, który również potrafi zapewnić byt zawodnikowi na wysokim poziomie, zadba o odnowę, dietę, odpowiedni kontrakt. Być może pod tym względem dogonimy kiedyś Holandię czy Włochy, gdzie są całe specjalne bazy, w których jest wszystko, o czym zawodnik może pomyśleć.
W Polsce w ubiegłym roku wraz z nagrodami rzeczowymi Kenijczycy zarobili łącznie nieco ponad 300.000 złotych. Nie jest to dużo porównując duże maratony na świecie podczas których jeden zawodnik potrafi zarobić więcej w jednym starcie.
Poziom sportowy na tyle poszedł do przodu że maketingowa cena zawodnika z Kenii czy Etiopii drastycznie spada, i jak kiedyś było można otrzymać w granicach 200.000 dolarów nawet za sam kontrakt udziału zawodnika w dużym maratonie przy poziomie 2:06, to obecnie takich zawodników już jest znacznie więcej i poziom sportowy poszedł znacznie do przodu.
Obecnie nie ma zawodnika który byłby nr 1 jak kiedyś Gebrselassie. Szacuje się, że zawodnik który ma wynik w granicach poniżej 2:05 może otrzymać 15-20 tysięcy euro za start w maratonie, pod warunkiem, że jest to świeży wynik. Cena drastycznie spada z każdym kolejnym sezonem dzielącym go od daty uzyskania wyniku.
Co ciekawie bardzo wartościowym wynikiem jest obecny rekord Polski Henia Szosta i śmiało może iść pod młotek na równi z zawodnikami, którzy mają 3 minuty lepsze rezultaty...
Czy zatem w Polsce możemy się spodziewać wyników poniżej 2:10? Wprawdzie nie ma u nas wielkich nagród, ale Kenijczycy są nieobliczalni. Polska jest dla nich furtką do wielkich maratonów, i jeżeli u nas pobiegną dobry wynik, to najprawdopodobniej już do nas nie wrócą. Powiedzmy sobie szczerze - wynik 2:08 nie robi już takiego wrażenia na świecie jak kiedyś, i czasami można być poza dziesiątką (przykład z Dubaju, gdzie dziesiąty miał wynik ok. 2:06.30). Więc może lepiej pobiec w takim kraju jak u nas, gdzie wprawdzie nie ma wielkich nagród, ale warto wygrać mniejszy maraton, niż być poza dziesiątkią w wielkim maratonie?
Już w najbliższy weekend maratony w Łodzi, Dębnie i tydzień później Kraków. Każdy z organizatorów liczy, że i u nich padnie rezultat poniżej 2:10, za co trzymajmy kciuki :-) |
| | Autor: Krzysiek_biega, 2012-04-30, 22:02 napisał/-a: ja nie widzę nic złego w tym sformułowaniu. Proponuję swoją agresje wyładować w Opolu, z tego co pamiętam wspominałeś że tam się wybierasz...
PS ostateczna interpretacja regulaminu należy do organizatora (dot. Częstochowy). Były 3 nagrody pieniężne plus ekstra bonus za rekord trasy - który został pobity
Tym samym kończę dyskusje z Tobą bo mi też szkoda słów... | | | Autor: Jacu¶, 2012-04-30, 22:11 napisał/-a: Ja to odebrałem jako istną pogardę..
A co do Częstochowy to zwracam honor. Niedoinformowany byłem.:P
A agresję wyładuje jutro w Krapkowicach.;) | | | Autor: bieg30, 2012-05-01, 19:45 napisał/-a: Iż dziś Jacek w Krapkowicach zameldował się w pierwszej "10" w Jubileuszowym biegu, w którym ( zerknij do wątku o tym biegu ) większość płakała, że przy tej dzisiejszej pogodzie nie było dodatkowych 4. albo 5. ( chyba ) punktów z wodą i jeszcze jednej kurtyny wodnej ( tak jakby na 10 km trzeba biegać cały dystans w kurtynie wodnej - to kiedy nie pić i nie oblewać się ). Tak, że z tym Twoim zwracaniem komuś uwagi iż niech więcej trenuje jest co najmniej nie na miejscu. | | | Autor: Sqbanietz, 2012-05-01, 22:26 napisał/-a: Dla mnie jesteś anonimem, więc nie będę z "nikim" dyskutował.
Mam szacunek dla Jego wyników. Pisałem to żartobliwie, a że nie zrozumiałeś to już twój problem. Z resztą wątek jest o czymś innym.
P.S. A o czym mogę pomarzyć to już wiem tylko ja. | | | Autor: Krzysiek_biega, 2012-05-01, 22:37 napisał/-a: Krótko sumując ostatnie wątki, każdy sportowiec który reprezentuje jakiś poziom gdzie ma możliwość zaistnieć-ma jakiegoś managera. Bez takiego człowieka jest ciężko coś osiągnąć, zwykle na głowie managera jest załatwienie odpowiedniego kontraktu, wyszukanie zawodów, załatwienie noclegu, dojazdu, wyżywienia i jeszcze więcej innych możliwości - wszystko zależy o jakiego zawodnika klasy sportowej chodzi. Zawodnik ma ten komfort że skupia się tylko na treningu i nic go więcej nie powinno obchodzić. Przecież managera ma też Heniu Szost, Marcin Chabowski czy Arek Gardzielewski-dzięki czemu Ci zawodnicy byli skłonni tak dobrze w tym roku pobiec. Tak więc jeżeli są obie strony zadowolone, to ja nie widzę w tym nic złego że ktoś bierze od kogoś prowizję - bo przecież na takim Małyszu czy Justynie Kowalczyk też ktoś zarabia... | | | Autor: bieg30, 2012-05-01, 22:38 napisał/-a: LINK: http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.p
Już w wątku o 2.Maratonie Opolskim to samo mi jeden zarzucał. W linku pow. dowód iż z tym anonimem to mała przesada ( z wątku "Dookoła świata : Australia" ).
Piotr 63
P.S.
Trzeba sobie jakoś radzić. | | | Autor: Jacu¶, 2012-05-01, 22:40 napisał/-a: Dzięki Piotr! A ten kolega to jak taki mądry to niech sam sobie więcej potrenuje jak tak łatwo jego zdaniem biegać 30 minut na dyszkę..
A co do tego wątku to Krapkowice pokazały to i owo..
1,2,3 Kenia.. 4,5,6 Ukraina.. Pierwszy Polak Piotrek Pałka (medalista MP w maratonie) był dopiero siódmy i nic z tego biegu nie miał...
I wiadomo skąd Kenia.. od Pana menadżera z Wałbrzycha.. | | | Autor: Sqbanietz, 2012-05-01, 22:49 napisał/-a: A w którym miejscu napisałem, że łatwo jest biegać 30 minut na dyszkę???
To już wiem teraz z kim mam do czynienia...i wszystko jasne, hehe. | | | Autor: malicha, 2012-05-08, 12:48 napisał/-a: Powinnismy wspierac rodaków a nie zarabiamy na biedzie w Kenii. | | | Autor: Julek.Perzyna, 2013-09-11, 15:28 napisał/-a: Wypadałoby jeszcze tylko wspomnieć, że "Ogromne Serce" Pana Piotra zasilane jest pieniędzmi wyłudzanymi od firm w postaci różnego rodzaju zaliczek na realizację zleceń, które później nie są wykonywane.
Teraz przynajmniej wiem, gdzie podziały się moje pieniądze. Pan Piotr o Wielkim Sercu zamiast pospłacać długi, rozbija się po Kenii. Swoją drogą - jak niewydolne jest nasze Państwo, które mimo sądowych wyroków nie potrafi wyegzekwować kilku tysięcy złotych zadłużenia od osoby, którą stać na inwestowanie takich pieniędzy... Smutne to...
Może też w dotychczasowym "sposobie na zarabianie" Pana Piotra kryje się odpowiedź na zadane pytanie, czemu w teamie nie ma Polaków? Może dlatego, ze Kenijczyków przebywających na obcej ziemi łatwiej wycykać? Z ciekawością będę obserwował dalsze losy zawodników Pana Piotra o Ogromnym Sercu i Ogromnych Długach... | |
|
| |
|