Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [6]  PRZYJAC. [140]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kryz
Pamiętnik internetowy
Opowieści dziwnej treści.

Krzysztof Ryzner
Urodzony: 1960-01-27
Miejsce zamieszkania: Jarosław
247 / 309


2019-06-13

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
09.06.2019.r. - 4. Lviv Helf Marathon (czytano: 626 razy)



09.06.2019.r. - 4. Lviv Helf Marathon
Już w 2018.r. wracając z trzeciej edycji półmaratonu we Lwowie wiedzieliśmy, że w 2019.r. znowu na jego trasę powrócimy. Choć nie jest to zapewne trasa na wynik, ale zabawa jest przednia …
Przygotowana do półmaratonu rozpoczęliśmy już w styczniu 2019.r. rejestrując się na bieg. W maju kupiliśmy bilety do Opery i na pociąg i pozostało tylko czekać na piątek 07.06.2019.r., a więc na dzień wyjazdu do Lwowa.
Ewa, Kuba i ja byliśmy ponownie gotowi …
Wyjazd pociągiem zaplanowaliśmy na 13.05 z dworca w Przemyślu, skąd bez problemu dotarliśmy do Lwowa na godzinę 16.02. Przejazd taryfą do hostelu i wyjście na rynek Lwowski.
Pierwszym naszym etapem zwiedzania Lwowa było wejście na Wzgórze Zamkowe. Gdzie jeszcze w XIX wieku stał zamek. Dziś z dawnej twierdzy pozostała tylko ściana i to dość szczelnie osłonięta ogrodzeniem z blachy. Stąd wdrapaliśmy się na kopiec skąd rozpościerał się wspaniały widok na miasto. W 1869, w 300-lecie unii lubelskiej, na ruinach jednej z baszt usypano kopiec nazwany właśnie Kopcem Unii Lubelskiej. Jednak dość szybko z tego miejsca uciekamy bo atakowały nas tam ogromne komary …
Schodzimy ponownie na Lwowski Rynek, gdzie dość wolno spacerujemy i po raz koleiny podziwiamy atrakcje Lwowa. To tu przecież bije serce miasta.
Jako, że tak naprawdę nie do końca jesteśmy głodni, a zbliża się pora kolacji udajemy się na ulicę Strzelców Siczowych do Puzatej Chaty. Puzata Chata to restauracja legenda i śmiało można ją nazwać mekką turystów z odrobinę chudszym portfelem. Co prawda we Lwowie jak i na całej Ukrainie jest stosunkowo tanio, ale ta restauracja cenami bije inne restauracje. Puzata Chata to bistro, w którym przy wejściu bierzemy tacę i sami wskazujecie, co chcemy zjeść. Na ladzie są wystawione wszystkie dania, a na talerze podaje je nam obsługa. Dość szybko jemy i po wyjściu z lokalu udajemy się do parku obok. Słyszymy dość mocną muzykę i chcemy zobaczyć co się tam dzieje. Jak się okazuje usytuowano tam strefę kibica bo na Lwowskim stadionie o godzinie 21.45 rozgrywany jest mecz eliminacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej pomiędzy Ukraina, a Serbią ( 5/0 ). Dość spore grupy kibiców daje się też zauważyć na mieście, a szczególnie na Rynku.
Wracamy ponownie na Rynek, a potem wieczorem na nocleg.
W dniu następnym śniadanie planujemy tradycyjnie w Restauracji Baczewski. To jedna z najbardziej obleganych restauracji we Lwowie. Ale nie ma się czemu dziwić. Każdy może tu zjeść śniadanie z szampanem, a jeśli tylko ma ochotę to i wódką. Wszystko w jednej cenie. Dodatkowo wszystko to w bardzo eleganckim wnętrzu, gdzie nienaganna obsługa kelnerska uwija się między stołami. Jeśli można sobie wyobrazić bardzo elegancką restaurację z umiarkowanymi cenami, to właśnie jest nią Baczewski. Całości klimatu dopełnia pan grający na pianinie. Miejsce, w którym chciałoby się celebrować śniadanie jak najdłużej. Powstrzymać od tego może jednak świadomość, że przed restauracją wije się ogonek ludzi i jak my chętnych na spożycie posiłku.
Po śniadaniu mamy zaplanowaną wycieczką po dachach i piwnicach Lwowa. Jak się okazuje naprawdę rewelacyjna. Udajemy się np. na rynku do lokalu o nazwie Kryjówka, gdzie w roku ubiegłem po Półmaratonie byliśmy na obiedzie i wchodzimy schodami na dach lokalu, gdzie znajduje się stanowisko Karabinu maszynowego z pięknym widokiem na miasto. Naprawdę spora atrakcja.
Wycieczkę z przewodnikiem kończymy wejściem na Wieżę Ratuszową. Wspinamy się po 408 schodach. Naprawdę warto. Z wierzy rozpościera się kolejny wspaniały widok na miasto …
Ponownie jesteśmy na rynku, zaglądamy do Lwowskiej Kopalni Kawy. Jest to największa kawiarnia we Lwowie. W piwnicach zakładu znajduje się „ kopania, skąd górnicy wydobywają kawę ”. Wnoszą ją na górę, obsmażają i mielą. W kawiarni znajduje się sklep, gdzie robimy zakupy.
Czas ucieka … wracamy do hostelu, bo o 18.00 mamy zaplanowane tradycyjne w naszym przypadku wyjście do Lwowskiej Opery.
To cudeńko robi wrażenie już z zewnątrz, bo mnóstwo tu rzeźb i detali, którym warto poświęcić więcej czasu niż tylko pobieżny rzut oka. Budynek powstał w zaledwie trzy lata (1897-1900). I zrobi to na nas tym większe wrażenie, kiedy wejdziecie do środka i przekonujemy się, ile trzeba było włożyć pracy, by gmach wyglądał imponująco nie tylko z zewnątrz, ale też od wewnątrz. Szczególne wrażenie Opera robi, kiedy wchodzimy do Sali Lustrzanej. Ogromne lustra, zdobienia na ścianach ! Prawdziwa atrakcja kryje się dopiero nad głowami, gdzie na suficie są wymalowane sceny z najsłynniejszych polskich oper. Sala Opery mieści prawie 1200 miejsc. My podziwiamy Operę „ Czarodziejski flet ”, Mozarta. Czas szybko mija i trzygodzinny spektakl dobiega końca.
Niezapomniany wieczór na Lwowskim Rynku, kolacja i powrót do Hostelu. Przecież rano czeka nas start w półmaratonie.
Niedziela rano.
Budzimy się około 6.00. Spokojne jemy śniadanie i krótko przygotowujemy do startu. Start wyznaczono na godzinę 8.00, wcześnie, ale ze względu na warunki pogodowa okazuje się, że jest to strzał w dziesiątką. W roku ubiegłym było mega gorąco, słońce, duszno i upał. W tym roku jest nieznacznie chłodniej …
Punktualnie o godzinie 8.00, hymn Ukrainy i start.
Ja zaczynam ostrożnie. Pomny doświadczeń z roku ubiegłego postanawiam zacząć nie na pełny gaz, wiedząc, że zaraz po wybiegnięciu z deptaku i skręcie w prawo zaczyna się dość mocny podbieg. Dopiero na wzniesieniu nieco przyśpieszam, choć trzeba stwierdzić, że zarówno ja jak i Ewa i Kuba traktujemy ten bieg na luzie. Dla nas w tym momencie najważniejsza jest czterodniowa dobra zabawa we Lwowie.
Sam półmaraton jest naprawdę wymagający. Podbiegi na 1, 3, 8, 16, 18 km dają się mocno we znaki. Temperatura też robi swoje. A smaczku dodaje lwowska kostka po której się biega. Dlatego też większa części biegaczy biega nie po drodze, ale po chodnikach. Jednak bieganie po chodnikach wcale nie powoduje, że biegamy krócej, nie jest to skracanie trasy. Biegamy na pewno bardziej bezpiecznie … Aż nie chcę myśleć co by było gdyby spadł deszcz.
Trasa półmaratonu prowadzi przez malownicze centrum Lwowa, okoliczne ulice i Wzgórze Zamkowe…
Ja biegną dość spokojnie, a przyśpieszam na odcinkach gdzie jest asfalt. Ale jest to asfalt nie w rozumieniu polskim. Jego stan jest znacznie gorszy i pozostawia wiele do życzenia …
Biegnie mi się dość dobrze, no może ostatnie wzniesienia na 16 i 18 km na Górę Zamkową dają mi się dość mocno we znaki. Ale szczęśliwie dobiegam do mety usytuowanej tak jak start tuż przy budynku Opery. Zaraz za mną przybiega Kuba i Ewa i dość szybko udajemy się do hostelu na upragnioną kąpiel.
Jeszcze potem wracamy oczywiście pod Operę, a następnie udajemy się do nowo otwartej Restauracji Średniowiecznej na Rynku, na upragniony obiad. Restaurację tą zwiedzaliśmy, a w zasadzi jej podziemia dzień wcześnie. Serwowane w niej „ starodawne jadło ” jest naprawdę wyśmienite, a regionalne piwo jeszcze lepsze … Jest to kolejna z Restauracji tzw. klimatycznych i tematycznych …
Potem plan może być tylko jeden. Jako, że nie jesteśmy zmęczeniu udajemy się pieszo na Cmentarz Łyczakowski. Cmentarz Łyczakowski to miejsce spoczynku wszystkich, którzy na przestrzeni lat przyczynili się do tego, że miasto jest tak wspaniałe, jednocześnie nekropolia to też galeria sztuki, bo tutejsze nagrobki, są niesamowite. Ważną częścią Cmentarza Łyczakowskiego jest Cmentarz Orląt Lwowskich, który znajduje się niejako “na końcu” nekropolii. Docieramy też do nagrobków miedzy innymi Marii Konopnickiej i Gabrieli Zapolskiej.
Z cmentarza wracamy pieszo ponownie na Rynek i spacer po nim przeplatamy odpoczynkiem na ławkach znajdujących na nim. Kolacja w jednej z knajpek Lwowskich i powrót do hostelu.
Poniedziałkowy ranek zaczynamy ponownie wizytą na śniadaniu u Baczewskich. Tam zabawiamy ponad 70 minut. Naprawdę trudno wyjść … Ponownie udajemy się na Rynek i snujemy się tak trochę bez celu. Postanawiamy przejść się po miejscach dość mocno oddalonych od centrum, aby poznać też inny klimat miasta.
Czas szybko mija i na godzinę 13.55 udajemy się na Lwowski Dworzec. I tu kolejna atrakcja. Przed Dworcem kłębi się dość spory tłum pasażerów i jak się okazuje nie wpuszczają ich do Hali Dworcowej. Podchodzę bliżej i pytam policjanta co się dzieje. Informuje on mnie, że jest alarm terrorystyczny i jest podejrzenie, że podłożono ładunek wybuchowy. Pytam jak to …, a on beztrosko stwierdza, u nas przecież jest wojna … Nakazuje nam udać się od tyłu Dworca na peron skąd odjedzie pociąg do Przemyśla. Jak się okazuje od tyłu można wejść na dworzec, na salę Dworcową, a od przodu nie. No cóż taki kraj …
W końcu wsiadamy do pociągu i dojeżdżamy do Przemyśla … Tak po drodze planujemy już ponowny przyjazd na kolejną edycję biegu. A tak na marginesie, trzeba zaznaczyć, że zorganizowanego w sposób naprawdę profesjonalny …
Sam półmaraton jak się okazuje nie był wcale biegiem małym. Ukończyło go ponad 1400 biegaczy, z czego ponad 100 osób to Polacy, naprawdę widoczni zarówno przed jak i w trakcie i po biegu…

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
Fred53
08:10
biegacz54
08:04
kos 88
08:02
POZDRAWIAM
07:50
Admin
06:41
Andante78
06:25
StaryCop
05:43
marian
05:25
frytek
03:12
zmierzymyczas.pl
01:00
piotrpieklo
00:32
lordedward
23:36
orzelek
23:20
kaes
23:10
Gregorius
22:55
Fredo
22:52
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |