Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [17]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
szczupak50
Pamiętnik internetowy
korespondent biegowy

Arkadiusz Szczupaczyński
Urodzony: 1963-12-15
Miejsce zamieszkania: GRYFICE
31 / 59


2017-06-17

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
5 Nocny Półmaraton we Wrocławiu (czytano: 392 razy)

 

O północy w Sylwestra ruszyły zapisy. Zbychu zapisał się ok. 1:00 i był już w 4 setce.Rano było już ponad 800 zapisanych.Ja zapisując się rano 2.01.2017 otrzymałem numer 1744.Listę zamknięto po 30 dniach.Tyle tylko trzeba było czasu by wyczerpać cały limit 11 tysięcy zawodników.To mój debiut biegowy we Wrocławiu. Biuro zawodów mieści się w hali AWF przy stadionie olimpijskim.Dojazd tramwajem 9 prawie pod sama halę.Jestem tu dzień wcześniej.Szybko załatwiłem formalności. W pakiecie: techniczna koszulka 4F z minimalną ilością ozdób :), woda,piwo bezalkoholowe, chrupki, batonik,musli,magnez i numerek startowy zawierający czip.Wystawców mało. Wracam zwiedzać miasto.Z atrakcji polecam Hydropolis - multimedialne muzeum związane z woda - rewelacja, najlepsza wystawa na jakiej byłem w życiu. 2 tygodnie wcześniej w Trzebiatowskiej Dziesiątce nadwyrężyłem prawą nogę. Bolała mnie cały czas również w spoczynku. Mało biegałem, stosowałem leczenie czasem z dobrym efektem, ale pozostał pewien niepokój o start. W tym roku poprawiam życiówki na wszystkich dystansach, więc i we Wrocławiu mam ambitne plany przebiegnięcia półmaratonu poniżej 90 min.W dniu zawodów melduję się 1,5 h przed startem. Spotykam resztę ekipy z Gryfic. Wszyscy już mają przypięte numerki i zauważam, że tylko Zbychu nie ma w numerze cyfry 7 (patrz zdjęcie). Żartuję, że to zły omen. W depozycie dają b. duże worki, ale napis wykonany flamastrem będzie nieco utrudniał ich identyfikację po biegu.Pogoda b. dobra ok. 15 st. i przestało padać. Mimo tłumu biegaczy wszędzie dużo miejsca. Czterech z nas ma czerwone numery w I strefie. Stoimy prawie na samym przodzie. Wdaję się w pogawędkę z biegaczem stojącym obok. To były piłkarz, chce biec na 1:35. Widząc na mojej klubowej koszulce napis Gryfice stwierdza , że jego sąsiad z Jastrowia z oparzeniami trafił do tamtejszego szpitala. Wyjaśniam, że tam pracuję i odwiedzę kolegę w poniedziałek . Na starcie głośna muzyka -niestety nie obiecana filmowa, na trasie też było jej niewiele i jest to jedyna rzecz, którą można zarzucić organizatorom, a spodziewałem się wagnerowskiego Cwału Walkirii z "Czasu apokalipsy" . Wreszcie ruszamy.Mój nowo poznany towarzysz ambitnie biegnie ze mną. Dobrze biec na przodzie, nie trzeba ruchem konika szachowego przedzierać się przez wolniejszych biegaczy. Kontroluję czas informując Roberta o 4 min. na 1 km, i 8:05 na drugim.Obaj biegniemy za szybko. Moje najbardziej optymistyczne tempo to 4:10 na kilometr. Ja zwalniam ,on biegnie z przodu stopniowo oddalając się , aż tracę go ze wzroku na 6 kilometrze. Z niepokojem odnotowuję brak wodopoju na 5 km. Jest dopiero na 7 z dextrozą. Nie idzie mi już tak dobrze i na 8 km odnotowuję , że jestem nieco poza czasem. Przez ok. 2 km mokra kostka brukowa. Jest trochę ślisko dla moich adików z dziwną wypustkową podeszwą, która ma za zadane polepszać i uelastyczniać odbicie. Wypatruję mojego marnotrawnego :) syna ( na maratonie w Poznaniu zaspał i nie spotkaliśmy się), który ze swoim towarzystwem ma stać ok. 11 kilometra. Wreszcie widzę go i słyszę jak mówi - No nareszcie jest - A przecież jestem w tym momencie 542 w stawce i wolałbym usłyszeć - O! Tata już jest.Przybijamy łapki i sprężam się aby nadrobić straty.Jestem ciągle ok. 50 s.w niedoczasie i utrzymuję się tak na każdym następnym kilometrze. Na 13 km dopadam Roberta, który biegł sercem , nie głową i lekkim krokiem zostawiam go w tyle. Dopadła go kolka i niestety ukończy bieg z czasem powyżej 1:38. Na 15 kilometrze dopadły mnie baloniki na 1:30. Staram się najpierw utrzymać się z nimi , a potem jak najmniej stracić dystans do nich. Baloników jest jednak więcej z tym czasem.Po kilometrze wyprzedza mnie znowu dwóch, a potem za jakiś czas jeszcze jeden i zastanawiam się , którzy z nich biegną właściwym tempem. Wbiegamy już na długą ostatnią prostą do stadionu. Na szczęście noga sprawuje się dobrze i mogę jeszcze zrobić satysfakcjonujący finisz. Na rozświetlonym stadionie olbrzymia wrzawa i doping. Po raz pierwszy z daleka widzę na zegarze kończące się 30 min. Przyspieszam i zaliczam 1:30:55. Życiówka poprawiona o 1,5 min. Moje dobre wyniki w tym sezonie to nie jest efekt katorżniczych treningów , na które byłem za leniwy. Miałem w zanadrzu jeszcze nadmiarowe kilogramy, których nie mogłem utracić biegając, więc załatwiłem je nisko węglowodanową dietą. Przez 3 miesiące straciłem 7 kilogramów. Dawno nie wspominałem o żonie. Dalej nie lubi mojego biegania , a teraz jeszcze mam przechlapane bo za chwilę będę ważył mniej niż ona :). Oryginalny medal z mostem Grunwaldzkim dopełnił szczęścia. Dalej woda, izotonik, banany i żurek ,który przegapiliśmy.Owinięci termalną folią spieszymy się pod prysznice, które za chwilę mogą być niewydolne. W szatniach ciasno, ale pryszniców dużo i ciepła woda.Darek strażak pobiegł najlepiej z nas 1:23:14. Szymon z powodu kontuzji przybiegł tuż przed Zbychem , któremu nieopatrznie wywróżyłem niepowodzenie ( to ten brak siódemki - wybacz chłopie ;). Przewidując trudności z powrotem do hotelu (przerabiałem to na Euro 5 lat wcześniej) idziemy na przystanek i pośród tłumu biegaczy i łapiemy się na pierwszy tramwaj. Szacun dla organizatorów za świetną imprezę. Mam nadzieję , że wystartuję tu za rok, bo syn ma parcie na Wrocław :).


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


loniuwielki (2017-07-06,19:41): Forma rosnie, co to na Lechitów będzie :-)







 Ostatnio zalogowani
BornToRun
11:14
gol
11:13
rys-tas
11:01
Bartuś
10:55
Gapiński Łukasz
10:49
arco75
10:09
bogsan
10:00
henrykchudy
09:59
Citos
09:58
pawko90
09:52
Ty-Krys
09:49
mikeg
09:45
dziadekm
09:41
biegacz54
09:30
martinn1980
09:23
Admin
09:23
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |