Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
osasuna
Pamiętnik internetowy
życie to nie bajka, bieg to zdrowie

Mariusz Urbański
Urodzony: 1974-03-21
Miejsce zamieszkania: Gostycyn
15 / 16


2015-09-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
SAMOTNY BIEG ZALEWU KORONOWSKIEGO (czytano: 1442 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: https://www.endomondo.com/users/5443583/workouts/608448996

 

Długo jakoś nie pisałem, bo w sumie nie było o czym. Od początku roku zmagam się z rwą kulszową. Mimo to wystartowałem w kwietniowym maratonie w Warszawie. Wyniki treningowe były satysfakcjonujące 30 km potrafiłem przebiec w tempie 5 min/km. Niestety na 10 km podczas maratonu pech chciał, że na podbiegu rwa kulszowa zaczęła szaleć i maraton od 15 km udało się przebiec z długimi wstawkami marszu w czasie 4:05. Czułem się przegrany i jako tako zniechęciłem się do dalszych startów w biegach ulicznych. Znajomy Marek wręcz stwierdził, że mam zawodowstręt :) i w sumie miał rację. W żadnym biegu zorganizowanym od tego czasu nie pobiegłem. Co nie znaczy, że zaprzestałem biegać. Nic z tego. Za poradą Tomka z Mroczy, który namówił mnie na wizytę u fizjoterapeutki notabene biegającej Justyny. Powoli zaczynałem uporządkowywać swój kręgosłup, a szczególnie przepuklinę odcinka lędźwiowego i kłopoty jakie z tego wynikały rwa kulszowa. Niestety kilka miesięcy trwało zanim zrozumiałem, że tylko ode mnie zależy, a szczególnie od regularnej gimnastyki jak szybko uporam się z bólami pleców i rwy. We wrześniu z kręgosłupem czułem się na tyle dobrze, że zwiększając tempo nie czułem dolegliwości co mnie bardzo cieszyło. Z końcem grudnia 2014 przełamałem się i zacząłem biegać w lasach przylegających do zalewu koronowskiego. Początkowo gubiłem się, ale nie zniechęciło mnie to do biegania właśnie tam. Wtedy dopiero zrozumiałem, że to są miejsca, w których chcę realizować większość wybiegań. To wtedy zamarzyłem, że kiedyś przebiegnę wokoło cały zalew koronowski. Nie myślałem wówczas, że moje marzenie tak szybko się zrealizuje i nastąpi to po niespełna 9 miesiącach. Z najlepszym kolegą Jackiem w maju 2015 na rowerach wyznaczyliśmy i oznaczyliśmy trasę o łącznej długości 100 km. W czerwcu zamierzaliśmy ją przebiec w ciągu dwóch dni po 50 km. Plan szalony, ale czego to się nie robi, aby osiągnąć cel. Niestety pogoda upały powyżej 30 stopni uniemożliwiły bieg w czerwcu. Pozostało nam przejechać na rowerach ją ponownie sprawdzając przy okazji widoczność oznakowania na drzewach kierunku trasy. Wspólnie ustaliśmy, że zrobimy to wspólnie innym razem, gdy pogoda będzie sprzyjała takim biegom. Niestety w głowie wciąż miałem ten bieg i za nic nie dawał mi spokoju. Od lipca zacząłem biegać 5 razy w tygodniu i starać się regularnie biegać w kilometrażu tygodniowym od 65 do 75 km, a od sierpnia również gimnastykować dwa razy dziennie rano i wieczorem. Efekty zaskoczyły mnie, bo spodziewałem się, że nie podołam takiemu obciążeniu i rwa kulszowa będzie szalała. Niestety nic takiego się nie stało. W końcu zdecydowałem, że 26.IX.2015 pobiegnę sam wokół zalewu nie 100 km jak planowałem, ale skróconą wersję 70 km i zrobię to w jeden dzień. Na endomondo zwróciłem, się do dwóch osób, którzy biegają ultra Magdy i Darka. I to dzięki ich radom bieg miał swój szczęśliwy finał i pragnę im za to gorąco podziękować. A teraz chciałbym opisać bieg myślę, że najważniejszy dotychczas w moim życiu.
O 6.30 pobudka ubrałem się zjadłem płatki owsiane z rodzynkami i orzechami z łyżką miodu. Przygotowałem własnej roboty izotonik czyli 1,5 litra wody, sok z cytryny, niewielka ilość soli i łyżka miodu po wymieszaniu nalałem do bukłaka. Zapakowałem 10 batonów musli, 3 banany i ruszyłem o 7.45 w trasę wokół zalewu koronowskiego. Planowo miałem biegać pierwsze 20 km przy tętnie 120. Niestety ni w ząb nie chciało się obniżyć tętno na pierwszych 5 km i oscylowało w graniach 140. Później jednak stopniowo zaczęło spadać i osiągnęło 125. Więc w zadowalającym tempie średnim 5:38/km biegłem sobie leśnymi drogami do pierwszego punktu oddalonego o 32 km. Co 10 km przechodziłem na odcinku 400m do chodu zjadałem dwa batony musli popijałem niewielka ilością izotonika z bukłaka i biegłem dalej. Pogoda zachmurzone niebo zimny słaby wiaterek powodował, że potrzeba nawadniania była niewielka. Co 2 km 2-3 łyki z bukłaka i kontynuacja biegu. Po dobiegnięciu do sklepu w Nowym Jasińcu (32 km) uzupełniłem zapas picia dolewając wodę w ilości około 1 l, wypiłem małą puszkę pepsi, aby pobudzić organizm do dalszego biegu i ruszyłem dalej w trasę w stronę Starego Jasińca i Koronowa. Dystans maratonu (ponad 42 km) zakończył się na tamie w Koronowie. Oczywiście na której zrobiłem sobie przy okazji fotkę. Po biegu okazało się, że poprawiłem w sposób niezamierzony czas maratonu z kwietnia o 10 minut i obecnie wynosi 3:55:43. Niestety od Nowego Jasińca pogoda pogorszyła się wyszło słońce za chmur, temperatura wzrosła i dodatkowo wiatr stawał się coraz bardziej porywisty. Konsekwencją tego było, to że po zatrzymaniu się w kolejnym punkcie sklepie na trasie Koronowo-Krówka leśna po kolejnych 12 km z bukłaka ubył litr (44 km). Jak dotychczas nie odczuwałem jakiegoś większego zmęczenia, skurczy. Oczywiście czułem w nogach kilometraż, ale nie na tyle duże zmęczenie, aby zniechęcało mnie to do dalszego biegu. Niestety jak mnie uprzedzała Magda mózg zaczyna płatać figle po 50 km i tak było w moim przypadku, ale pozytywne myśli powodowały, że biegłem dalej. Na 53 km dopadł mnie kryzys plecy odcinek lędźwiowy kręgosłupa zaczynał coraz bardziej dokuczać i na 55 km po dobiegnięciu do Krówki Leśnej, mocno zaczynałem odczuwać kłucie kręgów odcinka lędźwiowego. Tempo biegu musiało niestety spaść bałem się, że rwa kulszowa się odezwie i uniemożliwi mi dalszy bieg. Nogi domagały się w dalszym ciągu biegu, a mózg odmawiał posłuszeństwa domagając się coraz bardziej, abym odpuścił. Na 11 km od 44 do 55 km bukłak został całkowicie opróżniony. Nawadnianie było coraz większe w trakcie biegu. Może to też było winą tego, że na odcinku od Koronowa do prawie Krówki Leśnej biegłem po asfalcie. Więc przy tym samym obciążeniu tempo wzrosło do 5:20/km. Bukłak z wodą uzupełniłem u leśniczego w Krówce i po kilku minutach pobiegłem dalej. Niestety jak już wcześniej wspomniałem tempo średnie biegu na odcinku od 55 do 62 km spadło do 6:20/km. Coraz bardziej organizm domagał się odpoczynku po wybiegnięciu z lasu na 60 km, następne 2 km w pełnym słońcu i wtedy pojawił się poważny kryzys. Początkowo bieg 900 m i 100 metrów szybkiego chodu. Nie było żadnych skurczy, które uniemożliwiały by mi bieg. Jednak pojawiła się coraz większa blokada psychiczna, która domagała się odpoczynku. Po dobiegnięciu do 62 km do miejscowości Motyl i remontowanego odcinka drogi powiatowej. Miałem dodatkową przeszkodę do pokonania. Robotnicy wykopali 5 metrowy dół, aby w nowo wybudowanym korycie betonowym pod szosą woda nie podmywała więcej nasypu drogi. Niestety schodząc barierka jakiej chciałem się przytrzymać okazała się nie przymocowana i przekoziołkowałem wraz z nią 5 m w dół. Wstałem jak pijany i pierwsze co ruszam wszystkimi kończynami, czy są całe. Po przejściu wykopanego dołu musiałem wdrapać się znowu 5 metrów w górę. Tym razem bez żadnych niespodzianek. Po wdrapaniu się na asfalt czekała mnie kolejna niespodzianka 800 m górka o nachyleniu 9%. Jakoś nie miałem ochoty, ani sił na bieg i szybkim chodem wszedłem na nią. Do Pruszcza 64 km bieg 500 m i 50 m chodu. Organizm coraz bardziej domagał się odpoczynku. Niestety zmęczenie było na tyle duże, że po wybiegnięciu z Pruszcza nie zauważyłem, że bukłak z wodą był opróżniony. I na 3 km przed metą błagalny telefon do żony o dowiezienie autem picia. Po uzupełnieniu płynów żona nawet nie zapytała chcesz się zabrać autem tylko odjechała z synkiem Tymkiem. A ja dokończyłem bieg przebiegając łącznie 68,12 km. Czas biegu 6 h 42 min 51 sek. Czy żałuję, że pobiegłem? Tak nawet bardzo, że nastało to tak późno. Co lubię w bieganiu po lasach to, że droga leśna potrafi zaskakiwać. Za każdym razem jest inna: piaszczysta kopna, błotna, są redliny po transporcie tartacznym. Wszystkim życzę spełniania marzeń biegowych i wyznaczania sobie nowych celów, bo bez nich bieganie jest niestety nudne.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


sojer (2015-09-27,23:32): No! Chłopie! Szacunek! Toś pocisnął!
osasuna (2015-09-28,06:17): dzięki Tomku, to po części też Twój sukces zesłałeś mi anioła Justynę i pomogła oj pomogła wrócić na właściwe tory biegowe :)
snipster (2015-09-28,09:47): szalony ;]
osasuna (2015-09-28,10:01): Piotr w szaleństwie jest metoda, ale Ty również do szalonych wg mnie się zaliczasz: anemia i Twoje wyczyny rowerowe i biegowe :D
Marysieńka (2015-09-28,12:56): TWARDZIEL!!!!! :)
osasuna (2015-09-28,13:16): dzięki Marysia, Twoja metoda regeneracyjna biegania wodnego jest po prostu czadowa, pod wieczór byłem 20 minut w jeziorku i regeneracja przebiegła błyskawicznie, grzybiarze , których spotkałem stukali się w czoło co mi odpierdziela, ale było warto, wczorajsze rozbieganie zakwasów to już była czysta przyjemność, nie wiem ile tak wytrzymam z bieganiem wodnym, ale jak będzie trzeba zakupię piankę :)
kasjer (2015-09-28,15:24): jak to mawia młodzież - grubo! :)
osasuna (2015-09-28,16:12): Grzesiu nie znam sloganów młodzieży, ale było nawet bardzo grubo ;) Mam nadzieję, że spotkamy się na Hubercie w Tucholi. W końcu muszę przełamać zawodowstręt :)
sojer (2015-09-29,08:59): Oj tam jakaś moja zasługa. Żadna. Widać ostatni opierdziel u Justyny był na tyle skuteczny, że wziąłeś się za ćwiczenie :D
Truskawa (2015-09-29,09:34): Nie, no zwariowałeś! Ale super!!! :)
osasuna (2015-09-29,11:38): Iza polatałaś w Puszczy Noteckiej i mnie natchnęłaś :)
osasuna (2015-09-29,11:51): Tomku opierdzielu nie było, bo wstyd mi było iść bez żadnej poprawy do Justyny, więc musiałem się spiąć i robić to co nakazała przez miesiąc w podwojonej dawce :) a że efekty były piękne, to i bieg był piękny, a kto to nakablował Justynie i nie było zaskoczenia :)
sojer (2015-09-29,22:38): Kto nakablował? Nie mam pojęcia :D Doniosłem, bo kiedyś pytałem czy się pojawiłeś i oczywiście nie. Już myśleliśmy, że się przestraszyłeś hihi. A bieg robi wrażenie :)
osasuna (2015-09-30,06:16): :) Tomku duma rozpierała Justynę i słusznie, bo fizjotarapeuta nie może być miętki ino twardy i egzekwować to co musi być zrobione, niestety , u mnie trudno było się przestawić i wykonywać regularnie czyli codziennie, bo tylko wtedy są niestety efekty, tak jest akurat w moim przypadku, a co do biegu to niedługo będzie trochę dłuższy taki jak planowałem pierwotnie 100 km :) wtedy to będę naprawdę zadowolony z wyniku







 Ostatnio zalogowani
ibi92
14:31
Jaro43
14:25
slawek_zielinski
14:20
Admirał
14:16
maratonczyk
14:16
Bartuś
14:13
gacuś
14:09
marand
14:08
Marcel1182
14:07
ab
13:59
maraton56
13:39
42.195
13:29
Andrea
13:27
orfeusz1
13:17
mieszek12a
12:51
Admin
11:58
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |