Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [92]  PRZYJAC. [131]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
BULEE
Pamiętnik internetowy
BULEE (w końcu!) maratończyk

Dariusz Lulewicz
Urodzony: 1979-01-24
Miejsce zamieszkania: Gdańsk
262 / 466


2013-11-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Gdańsk Biega 2013, czyli ależ żeś bardzo dziwnie wymyślił! ;) (czytano: 1228 razy)

 

Do tej akcji mam szczególny sentyment. Najpierw dwa razy uczestniczyłem w niej samotnie, później wspólnie z moją Madzią, gdy ta była w ciąży, a rok temu już wspólnie ciągnęliśmy wózek z Robertem. Teraz po raz kolejny mieliśmy uczestniczyć w imprezie całą rodziną. Początkowo planowaliśmy tak, że nasz Robert będzie poruszał się na własnych nogach, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że sam raczej nie da rady, bo to jednak dla niego jest jeszcze za długi dystans. Poza tym byliśmy niemal pewni, że bardziej zainteresują go liczne skarby w piasku oraz szumiące morze niż sam fakt uczestnictwa w biegu – i zanim dotrzemy do mety, dawno będzie po imprezie ;).
Początek – ten po plaży, gdy piasek utrudniał bieganie, a co dopiero przebijanie się wózkiem – był strasznie męczący, ale na szczęście chętnych do pomocy nie brakowało, a nawet w pewnym momencie wózek był... noszony jak lektyka ;). Po alejce już było łatwiej, ale tu biegliśmy bardzo spokojnie, bo tłum i tak nie pozwalał osiągać dużych prędkości. Zresztą to nie był bieg na ściganie się z innymi, bo nie było tu liczenia czasu, klasyfikacji i medali. To miało być rodzinne bieganie i wspólne dzielenie pasji – i takie właśnie było. I za to dziękuję Wam, synku i żonko!
Zwieńczeniem udanego biegu była... pierwsza nagroda za odpowiedź na hasło, dlaczego biegam w akcji "Gdańsk Biega". I to był naprawdę wielki i cenny zestaw, m.in. kurs nurkowania, rejs promem do Szwecji, odtwarzacz mp4, bony do różnych sklepów, bilety na mecz siatkówki, piękny album o Gdańsku i... jeszcze kilka innych dodatków ;). Pierwsze, co wyciągnąłem, to wspomniany album i już byłem przeszczęśliwy. A to przecież był dopiero początek. Byłem w prawdziwym szoku, gdy wyciągałem z torby kolejne nagrody. I od razu opowiem, jak w związku z tym miała miejsce śmieszna sytuacja – przy oglądaniu nagród razem ze mną była oczywiście moja żona, ale też brat z bratową. Gdy zacząłem pokazywać pierwsze fanty, bratowa zwróciła się do mego brata: "Czemu nie brałeś udziału w biegu? Może też byś coś wygrał?", a gdy już ostatecznie zobaczyliśmy całą cenną zawartość, stwierdziła kategorycznie: "Za rok obowiązkowo masz tu biegać!" ;). Haha, to się nazywa motywacja do biegania! A i ode mnie też dodam coś z lekkim przymrużeniem oka. Ja nawet... nie wiedziałem, że będzie jakiś konkurs na najlepsze hasło. Przy rejestracji do biegu kazano dodatkowo napisać, czemu biegam, więc napisałem na chybcika, ale zgodnie z prawdą i... zapomniałem o wszystkim. Dopiero na miejscu dowiedziałem się, że organizatorzy wybrali ze wszystkich zgłoszeń najlepsze hasła i będą nagradzać ich twórców nagrodami. Wciąż jednak nie sądziłem - nawet przez myśl mi nie przeszło - że akurat wybiorą również moje, bo przecież było ono jednym z kilka tysięcy innych w puli. A jednak okazało się najlepsze – może dlatego, że było z życia wzięte? I jeszcze do zaprezentowania pełnego obrazu podam komentarz żony – gdy po wysłaniu zgłoszenia do biegu dowiedziała się, co wymyśliłem, tak skwitowała hasło: "Ależ żeś bardzo dziwnie wymyślił!". Tak dziwnie, że aż najlepiej ;). Jak widać, dobra passa z nagrodami dalej trwa, bo w Biegu Westerplatte również przecież wygrałem fajny zestaw nagród. Tam jednak miałem ogromne szczęście w losowaniu, a tutaj wygrała własna inwencja twórcza. I od razu dementuję liczne plotki, jakobym miał dobrego wujka w MOSiR-ze – instytucji, która w obydwu imprezach był sponsorem nagród. Nic takiego absolutnie nie ma miejsca ;). A znam przecież osoby, które niemal z każdych zawodów wywożą wylosowane nagrody. Znajomy biegacz tak skomentował moje zwycięstwo, uważając że "mi się bardzo należało, za tą wielką pasję, za radość, którą z niej czerpię, za zarażanie i dzielenie się nią z innymi, także słowem pisanym". I może faktycznie coś w tym jest? Wiadomo, że nie biega się dla nagród, lecz dla siebie samego, ale to zawsze jest jakiś miły dodatek do naszej pasji, szczególnie dla kogoś, kto nie ma szans na zwycięstwo w zawodach. Myślę, że w końcu zostałem nagrodzony za moje cierpliwe ponad 8-letnie oczekiwanie na choćby niewielki fant ;). A że do końca roku przecież jeszcze daleko – to kto wie, może ta passa jeszcze się nie skończyła? ;) No i za rok, jeśli znów będzie podobny konkurs, trzeba będzie bronić zwycięstwa, choć na pewno ciężko będzie przebić obecne genialne hasło :P.
Jeśli jeszcze chodzi o otoczkę związaną z wygraną to jedyne, czego bardzo żałuję, to tego, że po odbiór nagrody nie poszedłem z synkiem, który był przecież jednym z bohaterów mego hasła. No ale stało się to bardzo szybko – zdałem sobie sprawę, że to o mnie jest mowa, gdy drugi raz wywoływano moje nazwisko – więc czas na reakcję miałem ograniczony. No ale – jak mawiał pan Wołodyjowski – nic to; za rok naprawię ten błąd. Ha, nie ma to jak wierzyć w kolejny końcowy sukces ;).

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Marco7776
00:42
marczy
23:53
Citos
23:38
macius73
23:37
15Kowal
23:00
jantor
22:59
Merlin
22:52
Namor 13
22:37
INVEST
22:24
tomasso023
22:22
zbyszekbiega
22:13
Arti
22:11
Wojciech
22:01
ŁukaszK
21:50
enemigo
21:49
japa
21:39
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |