Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [2]  PRZYJAC. [7]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
karol_adamski
Pamiętnik internetowy
a co tam

Karol Adamski
Urodzony: 1980----
Miejsce zamieszkania: Poznań
29 / 29


2012-04-16

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Jak się biegło w Łodzi. (czytano: 1234 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: lodzmaraton.pl



Ogólnie bardzo dobrze.
Bardzo dobrze zorganizowana jak na łódzkie warunki impreza, widać duże zaangażowanie organizatora/sponsora, bardzo dobre oznaczenie trasy, tak dobre jak w Dębnie, Poznaniu, Warszawie. Była wystarczająca ilość kibelków przed startem. Na trasie bardzo dobry doping jak na polskie warunki i drugi maraton. Mi się podobały szczególnie: na początku ulicy piotkowskiej ci z zielonym łukiem, potem Łowiczanki za stołem po prawej w okolicy grand hotelu, , Dobre punkty z wodą/ izotonikiem/ bananami/ gąbeczkami.

Świetna meta w atlas arenie, dobrze zlokalizowany start, dobra odległość od biura zawodów, dobre targi expo.

Kilka uwag krytycznych dla organizatora, żeby w następnych latach mogło być lepiej.

Porcje na pasta party. Są bardzo małe, porównywalne jak w Poznaniu. Mam wrażenie, że dziewczynki nakładające makaronik pilnowały, by nie zabrakło go, gdyż pierwszą porcję kupiłem w kasie baru, przedstawiłem paragonik i dostałem maluteńką, a drugą porcję odebrałem za kuponik, który udało mi się znaleźć, i porcja była już zauważalnie większa. Przydałaby się herbatka i bułeczki. Chłopaki w pomarańczowych bluzach odpowiadali na wszelkie pytania, orientowali się dobrze co i jak.

A jak było w analogicznym dniu w Dębnie rok wcześniej?-
Tak samo sprawne zapisy, dziewczynki spytane o cokolwiek dawały wyczerpujące odpowiedzi na pytanie typu: jaka jest najkrótsza droga na pasta party? gdzie noclegi?
Na pasta party obowiązywały kupony, ale nikt się o nie nie pytał, obsługa widziała kto przyjechał na maraton, i żadnego żulika spod monopolowego nie widziałem ani w okolicach biura zawodów, ani na pasta party i nie było żadnej widocznej ochrony a po prostu sami swoi....
Wiem, że to co się sprawdza na czterdziestym maratonie w małym miasteczku jest nie do zrealizowania w mieście Łodzi, ale do czegoś można dążyć.

Dzień maratonu.
Jak to może być, że gościom każe się czekać do 7:00 kiedy otwierają obiekt ma poziomie 2 i ochrona czeka do 7:00 i goście czekają na dworze, zamiast usiąść sobie, oczywiście, kto sprytniejszy wszedł sobie dołem i nie marzł na dworze, ale i tak nic nie załatwił. Wiem, że pewnie nikt niepożądany nie miał się kręcić po hali ekspo w czasie, kiedy nie było wystawców, ale biuro zawodów mogłoby już powolutku działać wcześniej dla ludzi którzy są zawsze wcześniej od innych i chcą mieć formalności załatwione ciut wcześniej i zająć się rozgrzewką.
Dobrze, że w hali atlas areny są automaty z gorącymi napojami, herbatka kosztuje złotóweczkę i jest niewielu chętnych.
W Dębnie w analogicznym czasie w ostatniej chwili w godzinach 6:00 - 9:00 nikt nie czeka do którejś godziny by otworzyć obiekt, są “sami swoi” i około trzy dwulitrowe dzbanki z herbatą lub kawką są nalewane co kilka minut.... są, zapisy, można się napiś herbatki, osłodzić, zjeść ciasteczko.... pogwarzyć....
Przydałaby się herbatka i bułeczki.
Ale np. w Warszawie w niedziele rano na krakowskim przedmieściu jako biuro zawodów był namiot otwierany z półgodzinnym opóźnieniem a jako przebieralnie służyły mi ogródki knajpek jeszcze nie otwartych, więc w Łodzi jest o niebo lepiej niż w Warszawie, ale to nie to co Dębno.

Start.
Przydałoby się lepsze nagłośnienie dla tych z tyłu, zwłaszcza, że impreza ma się rozwijać przydałby się duży licznik czasu na linii startu.

Trasa.
Na Maratońskiej na około 33 km na łuku w prawo przed nawrotką dziewczynki oprócz tego, że dopingowały, to jeszcze tak skutecznie przybijały piątki, że tarasowały trasę, bo zajmowały połowę szerokości trasy i to tę połowę z prawej strony, miały fajną zabawę, bo każdy starał się jak najbliżej nich biec, żeby nie nadkładać metrów. Pamiętam jeszcze duży czarny samochód postawiony na tymże łuku na środku drogi, jeszcze z otwartymi drzwiami od strony pasażera, przez które trzeba było zrobić kilka kroków więcej.

Meta.
Jak dla mnie medal jest taką wisienką na torcie, ale chętnie oddałbym go za herbatkę przed biegiem, albo lepszy dostęp do masaży. Co do strefy zawodnika po przekroczeniu linii mety to nie mam krytycznych uwag, bespośrednio po przekroczeniu linii mety dostałem medal, izotoniki, wodę, banany, pomarańcze, wszystko bardzo dobre, zwłaszcza pomarańcze, o co w naszym kraju nie jest tak łatwo.
Jeśli chodzi o masaże, prysznice, depozyt i posiłek regeneracyjny... to nauczony doświadczeniem z takich imprez nie interesowałem się tym, tylko obrałem kurs na samochód i posiliłem się na stacji benzynowej a porządny posiłek regeneracyjny zjadłem w domu po 180km jazdy, a za masaż posłuży mi poniedziałkowa przebieżka.

Bardzo mi się podobało.
Karol Adamski

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
soniksoniks
12:41
Kazim
12:31
biegacz54
12:31
gall
12:30
gpnowak
12:20
Admin
12:20
mateusz
12:08
Rajmund
12:07
pawlo
11:59
Gapiński Łukasz
11:58
stanlej
11:44
czewis3
11:29
Ann93
11:27
Stonechip
11:18
kirc
11:12
Leno
10:57
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |