Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [48]  PRZYJAC. [172]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
raFAUL!
Pamiętnik internetowy
poalkoholowe bełkotliwe mądrości

Rafał Kowalczyk
Urodzony: 1978-01-26
Miejsce zamieszkania: Wrocław
167 / 218


2011-12-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
roztrenowanie końce (czytano: 1408 razy)



W poprzednią sobotę zakończyłem radosny okres mojego żywota, który, z tego, co pamiętam, nazywałem w poprzednim wpisie roztrenowaniem. Ów fantastyczny czas sfinalizowałem pięciodniowym sprawdzianem sprawności mojej wątroby w przetwarzaniu alkoholu na aldehyd octowy i tak dalej. Nie był to jednak jedyny test. Wiadomo, że kiedy człowiek ma kaca-megakaca, to chce się jakoś zrehabilitować w swoich oczach. A ponieważ w fitnesowni ogłoszono zawody na 5km na bieżni mechanicznej, lepszej okazji nie można było znaleźć. Wziąłem udział.

To co najzabawniejsze w tym ostatnim miesiącu, to fakt, że ja ciągle cherlam. Już piaty tydzień. Cholerny glut czy coś tam, który zalega w oskrzelach, odkąd wyszedłem z infekcji wirusowej, jest po prostu nie do zniesienia. I nie mogę się go pozbyć. Wypiłem kilka syropów, tabletek musujących, wyssałem ileś tam pastylek, wdychałem antybiotyk, żarłem witaminy, a nawet smarowałem piersi (nie miałem pod ręką tego, co trzeba, to wcierałem końską maść rozgrzewającą). Słowem zrobiłem wszystko, aby wraz z rozpoczęciem nowego sezonu mieć w stu procentach drożne drogi oddechowe. I dupa. Oddycham ciągle z trudem i odkasływaniem. Zdesperowany sięgnąłem po ZIOŁA! Ja – Wielki Profan – od trzech dni piję hektolitry naparu ze ślazu, macierzanki, miodunki, liścia babki, podbiału, pączków sosny, korzenia biedrzeńca, kłącza mydlnicy i tymianku. Kurwa, no jeszcze trochę to zostanę ekspertem. W sensie szamanem. I chyba uwierzę w elfy. Dlaczego? Bo to działa! Jest o niebo lepiej i w końcu zacząłem biegać „bazę”.
Oczywiście, że takie problemy zdrowotne powodują, iż człowiek stawia sobie parę pytań. No, bo coś tu jest ewidentnie nie teges. A ponieważ nie chce mi się robić badań (zupełnie jak przez cały ten czas choróbska, nie chciało mi się zasięgnąć porady lekarza) to postanowiłem zmienić dietę. I tak dziś, zamiast brokułów, brukselki i cukinii, kupiłem sobie 20dag najlepszej wołowiny jaką dało się znaleźć nie jadąc na wiochę, zmieliłem ją, zbełtałem z jajkiem i rozmoczoną bułką i zgrilowałem. A potem wepchnąłem pomiędzy dwie połówki razowej bułki uzupełnionej o sałatę, pomidora, ogóra kiszonego i ser oraz treściwie zalałem musztardą. Cóż, po roku diety bezmięsnej powróciłem na łono krwiożerczości. Zrobiłem to w wielkim stylu – wpieprzyłem trzy domowej roboty hamburgery i tak się napchałem, że dopiero teraz doczłapałem się do komputera. Czy brakowało mi smaku mięcha? Jakoś nie za bardzo. Jeśli mam być szczery to najbardziej brakowało mi musztardy. A mięso jak śmierdziało tak mi dalej śmierdzi.
Za parę tygodni będę mógł wyciągnąć pierwsze wnioski odnośnie tej zmiany w moich nawykach żywieniowych. Oby było warto.

Wracając do zakończenia okresu roztrenowania i testów. „Wątrobowy” wyszedł świetnie. Ciągle jestem na poziomie jedenastu browarów w ciągu jednego wieczoru. Dopiero po tej ilości mam problemy. Ale nie z wątrobą, tylko z chwilowymi utratami filmu. Inną sprawą jest to, że za cholerę nie będę już pił w towarzystwie. Jestem po alko nie do zniesienia. Morda mi się nie zamyka. I jestem w tym gadaniu idiotycznie prowokacyjny, bezgranicznie cyniczny i skrajnie przemądrzały. Innymi słowy: okropny. Nie do wytrzymania. Sam się siebie z trudem słucham. Wstyd mi i ledwo powstrzymuję pawia, ale jęzor jakoś dalej kłapie. Masakra. Wniosek. Albo nie będę pił, albo przestanę wychodzić do ludzi. Chyba, że nagle stanę się skromnym, radosnym, tryskającym humorem, a zwłaszcza optymizmem koleżką. Na co są zajebiście małe szanse.

Test na 5km pod dachem.
Nie no. Nie to, żebym się spodziewał jakiegoś super wyniku po miesiącu truchciku na sumę jakichś 100km, odrobinie ćwiczeń siłowych, koszykówce i zabawach na maszynach kardio. Jednak trochę się podłamałem, kiedy zlany potem, oszołomiony i lekko kaszląc zerknąłem na zegarek, gdy bieżnia wskazała dystans równy 5,00km. Nabiegałem 19:36, a to w moim pojęciu tyle, co jakieś 30:03 na świeżym powietrzu, więc potwornie cienko. Wiedziałem, że forma biegowa spadnie, ale nie sądziłem, że zacznę znowu biegać jak ostatnia pipa. Jakoś się już oswoiłem z myślą, że 4:00/km to takie przyjemne tempo treningowe, a tu kubeł zimnej wody. Trzeba znowu będzie orać.

Co człowiek robi jak się leni, nie trenuje i choruje? Ano głównie gapi się w telewizor. Po trzech dniach takiej „uczty” ma się jednak wrażenie, że wszystkie stacje nadają tylko i wyłącznie reklamy. Reklamy przerywane maleńkimi blokami programów i filmów o mało istotnych treściach. Głównym przesłaniem TV jest to, że jesteś konsumentem, że żyjesz w świecie konsumenckim, i zgodnie z jego zasadami, jedynym twoim celem winno być zdobywanie największej możliwej ilości pieniędzy, oczywiście po to, by je wydawać na reklamowane produkty i usługi. Zawsze możesz być lepszym konsumentem.
Zawsze myślałem, że na największą pogardę zasługują politycy, prawnicy i ekonomiści. Zmieniam zdanie. Od teraz tej grupie będą przewodzić specjaliści od reklamy. Jeśli, ktoś z całą pasją oddaje się tworzeniu ogłupiających spotów reklamowych, to zasługuje – cytując Clarksona – na rozstrzelanie na oczach swojej rodziny.
Mam dość. Reklamy są wszędzie. Otaczają mnie, zewsząd osaczają i jakby było tego mało, włażą mi do domu przez zamknięte drzwi. Nie ma się co łudzić. Nawet jeśli jesteś oporny i tak ktoś z tych speców – artystów znajdzie na ciebie haka. No tak – reklama urosła do rangi sztuki. Zabawne.

Dziś pokonałem najdłuższy dystans od 25 października – aż 16,4km, mimo, że powinienem 10. Mógłbym napisać, że to przez tę fantastyczną pogodę i/albo przez głód biegania związany z roztrenowaniem. Nic z tych rzeczy. Musiałem odreagować zepsute poranne posiedzenie. Kto śmiał zakłócić najważniejszą część ludzkiego dnia? Czasopismo Bieganie. Otóż redakcja Biegania podnosi od przyszłego numeru począwszy cenę swojego dzieła o całe 2zł (z 9 na 11!). Co dostaniemy w zamian? W odpowiedzi na mój niedawny bunt przeciw triatlonowi w mediach biegowych, dostaniemy DZIAŁ TRIATLONOWY. Zerknijcie na strony 69 i 70. Jeśli od tych gejowskich zdjęć facetów w stanikach nie zrobi wam się nieswojo to ja już nie wiem. Mnie przeraża, że będzie tego więcej.


Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


zbig (2011-12-03,23:06): Ja mam taką teorię. Łykam ibuprom i mówię sobie "Maratonczyk sie nie poddaje, nie przed startem!) ;-) I biegam. Wtedy sobie wyobrażam, jak ten Ibuprom razem z szybko przepływającą po moim organizmie krwią szybciutko dociera do wszystkich jego tkanek i je ulecza. To na prawdę pomaga. Spróbuj. Do tego jeszcze witaminki i inne specyfiki. No i rzuc to zielarstwo i pijaństwo wreszcie i przestań się mazać. Faceci nie płaczą! ... No i mogłem się z Tobą założyć, o tę progresję, cholera!!! :)







 Ostatnio zalogowani
Arasvolvo
13:43
zasiu
13:43
tomaszz99
13:43
kolotoc8
13:43
grabson
13:41
slawek_zielinski
13:41
Pawel_Wu
13:39
BiegRycerski
13:39
Sieprawska Piątka
13:39
Grzegorz Gębski
13:39
zoltan
13:38
drakomir
13:38
andbo
13:38
pagand
13:34
Pathfinder
13:33
jarek690316
13:31
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |