Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [48]  PRZYJAC. [172]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
raFAUL!
Pamiętnik internetowy
poalkoholowe bełkotliwe mądrości

Rafał Kowalczyk
Urodzony: 1978-01-26
Miejsce zamieszkania: Wrocław
166 / 218


2011-11-09

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
roztrenowanie początki (czytano: 1014 razy)



Jest poniedziałek. Gdzieś tak przed dziesiątą. Stoję i rozjaśniam pewne rzeczy człowiekowi, który mdłym wzrokiem raz wpatruje się w moją paroletnią kartę członkowską do zatrudniającego go klubu i zaraz potem w ekran komputera wyświetlający informacje o zupełnym braku kompatybilności systemu w takich przypadkach. Wiem, nie było mnie tu z siedem miesięcy. Zaszło trochę zmian. Przemeblowali. Zatrudnili parę nowych osób. Na bank zmienili system. Na szczęście nie jestem taki zły w tym rozjaśnianiu.

To mój czwarty dzień przymusowego roztrenowania. Tyle o tym pisali, że postanowiłem spróbować. I wymyśliłem sobie, że nie będę biegał, bo ponoć nie wolno. No ale jakem ja, za wszelką cenę pozostanę - przez te sugerowane cztery tygodnie – maksymalnie fit. Trochę przecież szkoda tego, co nabudowałem przez pół roku, żeby tera zupełnie zostawić.
A mam miesiąc. Miesiąc tej przerwy.

Patrzę na te wszystkie maszyny cardio w „moim” klubie. Schylam się, zaciągam mocniej sznurowadła, poprawiam koszulkę na ramionach, zakręcam na nadgarstku ręcznik i…i mówię do siebie – gościu, luzik, roztrenowanie, pamiętasz?
Zaczynam od roweru stacjonarnego. Rozgrzewam się. Lekko, lekko. Zerkam na gościa obok siebie. Jest cały mokry. Ma kadencję połowę mniejszą niż ja i ledwo zipie. Zaglądam mu w komputerek. Siedzi pół godziny i ma przejechane 7km z hakiem. No nie da rady. Przecież jak troszkę mocniej pokręcę, to przegonię go w kwadrans. Ponieważ to roztrenowanie, to daję sobie na to 25min. Zaczynam cisnąć. Po kilkunastu minutach i ja jestem mokry. Mój komputerek pokazuje prędkość 42km/h przy obciążeniu 200W i kadencji 99obr./min.
Kolega się chyba spłoszył. Przestał ćwiczyć.
Przechodzę na orbitrek. Założenie - 25min. Bardzo lekko, bo już i tak się za bardzo na tym rowerku podkręciłem. Się więc gibam. Ręka, noga, ręka, noga. Lekko, lekko. Laska po lewej też się gibie. I do tego czyta gazetę! Nosz kurwa mać – jak można ćwiczyć i czytać jednocześnie? Wiem, że te czasopisma nie wymagają pracy zbyt wielu komórek mózgowych, ale żeby ćwiczenie było skuteczne potrzeba choćby odrobiny skupienia.
Dziewczyna nie jest za szczupła. Jakoś mi się samo tak włącza.
Pozostaje kałuża potu pod urządzeniem.
Mam już 50 minut i kieruję się w stronę mojego ulubionego wioślarza. Ponieważ to snobistyczny klub, to urządzenie jest naprawdę pierwszej próby i ma opór uzyskiwany dzięki łopatkom obracającym się w bębnie zawierającym gęstą ciecz. Uwielbiam je. Zasuwam 15 minut na maksa, bo się strasznie stęskniłem.
Oczywiście kałuża.
Jak tylko będę miał siano, to kupię sobie coś takiego na chatę.
I już mam wychodzić, bo właśnie zrobiłem pięć serii brzuszków i dostrzegam nową machinę. I to dziwna rzecz, ćwiczenie na niej naśladuje pracę dolnych partii ciała zupełnie jak przy skipach A. Takie niby schody w powietrzu – wysoko kolana, duży wykrok, podpórki dla rąk. Siła biegowa? Test. 10 minut. Kałuża. Mięśnie pieką. Wychodzę zajechany.
Nieźle jak na roztrenowanie.

Jest dalej ten sam poniedziałek. Tuż przed dwudziestą. Wychodzę na parkiet boiska do koszykówki. Poprawiam sznurówki moich butów do biegania, poprawiam spodenki typu majtki i jedną z moich biegowych koszulek technicznych na ramionach. Koledzy, których widzę pierwszy raz, padają na mój widok ze śmiechu. Odbijam piłkę, którą wygrzebałem po latach z piwnicy i z niedowierzaniem w sukces jakoś napompowałem. Robię kozioł, jeden, drugi, pomiędzy nogami, za plecami, bach gubię piłkę. Próbuję ponownie. Podobny efekt. Piłka nie chce się słuchać.
Niesamowite – grałem w kosza przez ponad ćwierć swojego życia. Po 25 – 30 a nawet i więcej godzin tygodniowo. A teraz po 9 latach od ostatnich potyczek w tym temacie, ciało niby wie, ale nie umie. Jestem pokraką. Ale gram. Z pełnym zaangażowaniem. Może nie wszystko wychodzi, ale wiele, wiele trików to ja jeszcze pamiętam.
I dostrzegam, że nie mam już tej siły eksplozywnej mięśni. Nie wkładam piłki z luzem do kosza, nie skaczę z częstotliwością trzech razy na sekundę. Ba, jestem wręcz beznadziejny pod koszem. I przyjmuję to z radością, bo to oznacza, że moje włókna szybkokurczliwe przekształciły się już w wolnokurczliwe. Zmieniłem swoje ciało, w organizm biegacza długodystansowego! Czy mi żal? Nie! Grałem dziś w tę koszykówkę – w ukochaną niegdyś dyscyplinę, w te moje 8-9lat życia - będąc zupełnie obok. Myśląc, czy takie rekreacyjne spotkania koszykarskie dwa razy w tygodniu przez miesiąc, będą miały pozytywny wpływ na bieganie?! Stało się – nie jestem już ani koszykarzem, ani kolarzem. Jestem biegaczem z krwi i kości.


Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


gerappa Poznań (2011-11-09,07:47): gratuluję każdej kałuży :D piękne roztrenowanie!
Kkasia (2011-11-09,08:45): no, roztrenowanie jak ta lala! dobrze wiemy, co to uzaleznienie...zwłaszcza od potu...ostatnio musiałam mocno rower na siłowni wycierać.. pozdrawiam







 Ostatnio zalogowani
maste
23:14
lordedward
22:56
aktywny_maciejB
22:45
alex
22:30
Patriszja11
22:23
Januszz
22:08
kirc
21:54
heniek001
21:48
BOP55
21:39
Falko
21:33
eldorox
21:25
Ziuju
21:13
miszcz przez szcz
20:55
s0uthHipHop
20:54
kornik
20:49
Admin
20:46
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |