Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [50]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Varia
Pamiętnik internetowy
Wariacje biegowe starszej pani

Joanna Grygiel
Urodzony: ------
Miejsce zamieszkania: ŻARKI LETNISKO
29 / 66


2014-08-26

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Z podróży, czyli dzik na rowerze.. (czytano: 786 razy)

 

W sierpniu zaliczyłam szóstego w tym roku "dzika", przebiegając spokojnie i z przyjemnością dwa kółeczka. Nie chciałam przesadzać, bo kilkanaście godzin później zaczynaliśmy małą podróż, a właściwie aktywny wypoczynek. Naprawdę aktywny, bo przez te osiem dni pokonaliśmy 2260 km samochodem, 263 km promem, 50 km rowerami i prawie 80 km pieszo, podróżując po 4 krajach. Tak, jak lubię najbardziej - sami, z ogólnie tylko naszkicowanym planem, co chcielibyśmy zobaczyć, wiedząc, że każdy dzień przyniesie jakąś niespodziankę.

Jest oczywiście wiele powodów, dla których kocham takie podróże. Wśród nich najgłębiej tkwi chyba jednak takie poczucie "wyjęcia z rzeczywistości". Przez chwilę jestem poza swoim światem, poza codziennością. Staję się obserwatorem, obok którego przepływa inna rzeczywistość. I tym samym zdaje mi się, że znalazłam się poza czasem, w jakimś zawieszeniu, że w istocie ja jako ja nie istnieję, a zatem nic złego nie może mnie spotkać. Zgoda, to kompletnie irracjonalne, ale miłe uczucie. Takie podróże dają także natychmiastową psychiczną gratyfikację, gdy udaje się radzić sobie w najprostszych życiowych sprawach - w innej kulturze, często bez możliwości porozumienia się w żadnym języku.

Tym razem nie było to problemem, gdyż podróżowaliśmy po północnej Europie, a jedyną naszą troską było znalezienie do spania i jedzenia czegoś nierujnującego kieszeń. I tak sobie pocieszająco myślę, że dla kogoś dysponującego nieograniczonym budżetem podróże muszą tracić trochę uroku :)

No dobrze, doskonale pamiętam, że to nie jest blog podróżniczy i wcale nie zamierzam się dłużej rozwodzić na temat gdzie, co i jak. Musiałam wspomnieć o mojej filozofii podróżowania, by podkreślić, że to, co mnie wciąga najbardziej, to obserwowanie świata wokół. Oczywiście będąc gdzieś przez chwilę trudną wejść głębiej w świat ludzi tam żyjących, można jednak popatrzeć z boku, czasami zachwycić, czasami zdziwić, pomyśleć: tak bym chciała, a tak nie. Porównać z tym lub owym, wyobrazić sobie, jak by to było, gdybym tu zamieszkała....

I obserwacjami sportowej natury chcę się teraz podzielić. To prawda, że u nas biega coraz więcej ludzi, ciągle jednak trudno nam się równać z liczbą biegających w Hamburgu, czy Kopenhadze (za to ze zdziwieniem zauważyłam, że nie ma tam prawie żadnych kijkarzy). To jednak wszystko nic, w porównaniu z liczbą rowerzystów! Tu nawet Amsterdam wydał nam się mniej zroweryzowany. Właściwie liczbę rowerzystów ruszających spod świateł w Kopenhadze mogłam porównać tylko do liczby motocyklistów startujących na zielonym świetle w Bangkoku. W Odense były nawet na ścieżkach rowerowych zainstalowane elektroniczne liczniki zliczające rowerzystów przejeżdżających w danym miejscu tego dnia. W południe wyświetlane liczby były trzy- czterocyfrowe, a warto pamiętać, że to miasto ma tylko sto pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców...

No dobrze, zacznijmy od tego, że ci wszyscy rowerzyści mają GDZIE bezpiecznie jeździć. I oczywiście można zadać filozoficzne pytanie o jajko i kurę: czy dlatego jest tylu rowerzystów, że wszędzie są bezpieczne ścieżki rowerowe, czy też z powodu liczby rowerzystów powstało tyle ścieżek. Myślę, że to po prostu samo się nakręca. Dzięki temu te miasta nie są wcale zakorkowane! Poza tym kierowcy samochodów zachowują się zupełnie inaczej niż w Polsce. Muszą! A może i chcą, bo sami też jeżdżą na rowerach? Nie ma mowy o traktowaniu rowerzysty jak intruza lub ignorowaniu go. Zresztą trudno zignorować taki tłum :)

U nas też buduje się coraz więcej ścieżek. A raczej udaje się, że je buduje... Mam wrażenie, że projektanci wielu z nich (na przykład w gminie Poraj, żeby wskazać palcem) widzieli rower tylko na zdjęciach. Gdyby tak spróbowali wsiąść na niego, to szybko przekonaliby się o koszmarze jeżdżenia po pofalowanej kostce kończącej się znienacka wysokim krawężnikiem. Niedawno w Sośnicy widziałam taką ścieżkę rowerową (dla ścisłości: widziałam ją jadąc nielegalnie rowerem po jezdni, bo nie mam skłonności do umartwiania się), którą obowiązkowo kazałabym przejechać jej budowniczym, projektantom oraz radnym gminy 50 razy, to byłoby coś w rodzaju klęczenia na grochu, tylko bardziej uciążliwe.

Na ścieżkach rowerowych w mojej okolicy, tych zbudowanych z kostki oczywiście, kierowcy urządzają sobie parkingi. Kiedy zwracam im uwagę, oburzają się, pytają mnie "gdzie niby mieli zaparkować?" albo "gdzie mi się tak śpieszy, że nie mogę obejść ich (cennego) pojazdu". Krew mnie zalewa i zaczynam wykrzykiwać jakieś hasła rolnicze o burakach, którym słoma z różnych miejsc wychodzi, ale co to da. Na razie jeszcze nie doszłam do słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne i rysowania aut gwoździem, ale kto wie? Nie będę ukrywać, że za kierowcami wyprzedzającymi mnie o milimetry, wykrzykuję różne słowa. Tyle, że oni mnie nie słyszą. Nie obejrzą się zresztą nawet, by sprawdzić, czy zepchnęli mnie do rowu, czy też jeszcze żyję.

Tak, u nas rower to sport ekstremalny. Toteż nie mogłam się nadziwić widząc 8-9 letnie maluchy wracające ze szkoły same na rowerach w środku wielkich miast Danii i Szwecji.

Pozazdrościłam im niesamowicie. Namówiłam Jarka i w hostelu w Hollviken wypożyczyliśmy rowerki, i przez cały dzień objeżdżaliśmy przepiękny półwysep (coś jakby nasz Hel, tylko bez tłumów). To był dzień marzeń - nieśpieszny, słoneczny, choć wietrzny, pełen kolorów, zapachów morza, ptaków zbierających się do odlotu, dzień, który zapamiętam na długo. I śnić mi się będą te szerokie asfaltowe ścieżki ciągnące się jak okiem sięgnąć i przyjaźni kierowcy, z uśmiechem przepuszczający mnie na skrzyżowaniach....

I od razu wyjaśnię, że jeździłam na zwykłym rowerku z kontrą (nie siedziałam na takim od dobrych 30 lat!), a nie na tym cudzie techniki ze zdjęcia obok :) W Kopenhadze trafiliśmy akurat na przygotowania do triathlonu, który miał się tam odbyć następnego dnia, więc nie odmówiliśmy sobie wizyty w miasteczku zawodów i tam właśnie zrobiliśmy to zdjęcie. Ten rowerek kosztuje ok 40 000 zł.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


snipster (2014-08-27,12:19): w "ścieżkach" rowerowych w Polandii "podobają" mi się również zakręty 90 stopni ;)
Varia (2014-08-27,12:24): Też bywają... ale zapomniałam dodać, że bywają chlubne wyjątki: piękne asfaltowe ścieżki w gminie Żarki. Tyle, że dojechanie do nich z mojej wsi to droga przez mękę :(







 Ostatnio zalogowani
kolor70
15:46
krzysztof@
15:45
przemek300
15:42
RobertLiderTeam
15:40
Andrzej D
15:39
Pathfinder
15:35
Admin
15:34
witekm
15:29
FEMINA
15:27
konrad73
15:27
BornToRun
15:25
Zedwa
15:23
MarcinMC
15:20
keybi
15:19
Edka
15:17
Ann93
15:15
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |