Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
158 / 338


2013-12-17

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
względność (czytano: 768 razy)

 

Jakoś nie mam weny ostatnio, a czas trochę chyba przyspieszył.
Z góry więc Mea Culpaowywuję zawiedzionych Heńków, oraz innych, że mało się przyłożę do poniższego, ale ze dwa razy coś próbowałem już napisać w poprzednim tygodniu i zawsze coś mi przerywało. Może teraz uda mi się skończyć ;)
Wiadomo jak to jest, kiedy coś/ktoś przerwie fajną rzecz... no nawet nie do d**y ;)

Tydzień mi zleciał jakoś za szybko... a w sumie trochę tam się działo, chociaż nic szczególnego.

We wtorek cały dzień była mgła i zamiast śmignąć na saunę po poniedziałkowych zajęciach w fitness z Kettlami, postanowiłem wypuścić się do lasu - biegowo oczywiście :)
Biegałem już parę razy we mgle, po ulicy i w lesie, jednak nigdy po zmroku. Chciałem sprawdzić jak to jest i w sumie im bliżej końca pracy, tym większą radochę miałem na tę okoliczność.

Lekkie zmęczenie weekendem i poniedziałkiem czułem, więc postanowiłem delikatnie potruchtać, w ramach Active Recovery, czyli aktywna regeneracja poprzez mało obciążający ruch.
Czołówkę na łepetynę i wio. Ciemno oczywiście już było i po drodze tylko okoliczne latarnie świeciły. Czekałem jednak na Park z włączeniem lampy na głowie. Zastanawiało mnie to, że w Parku jakaś taka trochę większa mgła była, niż na ulicy. No ale leciałem dalej.

Zbliżałem się do ostatnich latarni, więc włączyłem czołówkę. Ooo szok, jakaś taka łuna się zrobiła mi przed oczami, a właściwie nad oczami.
Zacząłem kombinować z przekręconym rozpraszaczem światła i bez, jednak oba tryby były mówiąc delikatnie... ni w oko.
Minąłem ostatnią latarnię i zaczął się horror.
Ciemno wokół jakby ktoś zgasił światło, chmury niestety skrywały księżyc. Przede mną widziałem tylko białe mleko, tysiące kropek i niewielkie szczątki drogi z liśćmi.

Po chwili usłyszałem jakieś dźwięki obok... jakaś parka gimnazjalistów się obściskiwała ;)
Poleciałem dalej i zaczynał się Meksyk. Mleko coraz gęstsze. Przestaję widzieć drogę. Nagle widzę, że zbliżam się do drzewa, skręcam lekko w drugą stronę, po chwili ląduję w krzakach. Ekstra...

Zatrzymałem się w miejscu, zatrzymałem Gremlina i zacząłem kombinować z czołówką.
Rozpraszacz światła... no źle
bez rozpraszacza... też źle
widziałem tylko światło rozlewające się nad oczami. Postanowiłem rozluźnić pasek i założyć czołówkę na klatę, potem brzuch, pas, no i niżej już nie próbowałem ;)
Jak stałem, to było ok, jednak jak zacząłem truchtać... cała czołówa tylko latała góra-dół, drogę więc widziałem połowicznie.
Stwierdziłem, że no się nie da tak biegać. Maszerować na luzaka można, jednak chciałem pobiegać, a nie maszerować.

Z bólem duszy wróciłem z pokorą do Parku i w Salomonach pognałem na ulicę. Czułem się jak pies z kagańcem na smyczy we flanelowych butach na łapach. Wrednie ;)

W ogóle to muszę z jakimś aparatem biegać, bo żałuję, że nie mogłem zrobić foty tego doznania w lesie. Biegam tylko z Gremlinem na łapie, więc opcja brania fona na ramię na razie nie widzi mi się. Zbędne obciążenie dla paru sekund, no ale pomyślę ;)


Następnego dnia postanowiłem już nie wypuszczać się do lasu, bo mgła znowu jakaś kręciła się po okolicy. Śmignąłem po ulicy. W ramach rozruszania postanowiłem sobie przypomnieć tempo maratońskie.
Ciężko z jednej strony i lekko z drugiej. Ciężko, bo jednak nogi jeszcze trochę czułem, a lekko bo czasem jednak noga się kręciła.
Wyszło 6km Drugiego Zakresu w nieco szybszym tempie, jednak żeby to było na luzie, to nie powiedziałbym.

Przypomniałem sobie momenty z lata, dlaczego czasem nie cierpiałem jak Smerf Maruda tego czegoś ;)
no ale jeśli chce się przyspieszyć, trzeba czasem pożegnać się ze strefą komfortu...

Relaks... czyli dnia następnego truchcik na wolnych obrotach i sałning. O ile pierwsze było przyjemne, to drugie już mniej. Ludzie ocipieli i masowo szturmują teraz saunę wieczorami. Średnia przyjemność jest siedzenie obok ogrów ramię w ramię... tłok.

Piątunio był pyszny - fryteczki z rybką ;) a po pracy MTB w lesie. W mieście zero mgły, w lesie kalejdoskop. Raz cisza, raz mleko. Wieczorem doszła mała Wigilia z Biegaczami... ;)


W sobotę postanowiłem zrobić coś, co dawno mi po głowie chodziło.

Oczywiście soboty są przeważnie dla mnie najdłuższym dystansowym dniem. Od jakiegoś czasu również w soboty mixuje różne wariacje w lesie.
Postanowiłem sobie zawirować niezłą "zabawę" - dwa razy przebiec trasę "Parszywa 12", wliczając dobieg i powrót jednym ciurkiem miało wyjść coś ponad 26km dającego po tyłku Crossu.
Powoli trzeba się przyzwyczajać do picia na wybieganiach, więc zabrałem ze sobą po raz pierwszy pas Salomona, zamiast plecaka. Dwa małe pojemniki na ciecz (200ml każdy) z kieszonką na cośtamcośtam pomiędzy. Kieszonka może być np. na grzyby, imadło, albo kalosze, lub klucze, które akurat miałem od chawiry i wrzuciłem luzem. Do bidoników wlałem do połowy wodę.
Miałem wziąć banana, jednak... zapomniałem ;)
W kieszonce miałem luz, na wypadek jakbym spotkał jakąś magiczną rzecz po drodze. Luz poza kluczami, a te tarabaniły się jednak ostro na początku mnie denerwując, jednak po paru km przestałem na to zwracać uwagę. Trochę tak świątecznie było - dzyń dzyń dzyń ;)

Nie wiem co jest gorsze w trasie Parszywej 12tki... lekko masakryczny podbieg pod Górę Wilkanowską z Wieżą Bismarcka, czy ostatni kilometr trasy Szlakiem Pocztowym, który wgniata mentalnie i fizycznie i nic tak nie cieszy oczu właśnie, jak ostatni zakręt.

Górki wprawiają jednak w dziwny stan kojarzenia, z jednej strony czasem jest lekko, czasem ciężej. Względnie od nastawienia, pogody i zmęczenia. Czasem z bananem na ustach je pokonuje, czasem klnę na nie pod nosem i na siebie, że sam je wybrałem.
Kolorowo jednak.


Nie obejrzałem się zbytnio za siebie i tydzień zleciał. Pozytywem jest jednak pogoda. Nie ma śniegu, w dzień na plusie, jak dla mnie jest fajowo.


Życie jest jednak względne, czas jest względny, pogoda jest względna.
Czemu tylko te tygodnie czasem uciekają tak jakoś... jak szalone?



Aloha

pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


krunner (2013-12-18,00:25): Piotrze, czas zaczyna za......lać po trzydziestce :). Tak mawiał mój dziadek, tak mawia mój ojciec, a teraz i ja :))))))
snipster (2013-12-18,08:32): he he he :))) coś w tym jest... człowiek żyję z tygodnia na tydzień
paulo (2013-12-18,08:49): myślę, że ten czas grudniowy, często ciemny, besłoneczny sprawia dużo ponuractwa, niechcenia i że wszystko w zasadzie do bani :( Stąd dobrze, że przynajmniej staramy się coś robić, że mamy pasję, która nie pozwala nam zguśnieć i wyznacza nam jakieś cele.
snipster (2013-12-18,09:09): Paulo, bez dodatku... można by ocipieć :)
(2013-12-18,20:40): to proste, ze czas relatywnie przyspiesza... jak sie ma 10 lat to jeden rok zycia do jedna dziesiąta całego zycia... jak sie ma trzydziesci lat, to jeden rok to juz "tylko" jedna trzydziesta całego życia - no i zmienia sie perspektywa :-)
snipster (2013-12-18,20:44): racja, trzeba dożyć setki... i wtedy dopiero depnąć z czasem ;)
jacdzi (2013-12-18,23:03): Jesienna pogoda sprzyja, jestes niezwykle aktywny! Wspominasz o puszczaniu sie w lesie, zdradz nam z kim ;-)
snipster (2013-12-19,08:50): Jacku, jak na razie tylko ze swoją... wyimaginowaną postacią biegową ;)
Truskawa (2013-12-19,15:15): Mam identyczne doświadczenia z mgłą. :)) Dobrze, że się nie zabiłeś.
snipster (2013-12-19,15:23): Iza, muszę jakiś patent na mgłę wymyślić... aczkolwiek dobrze, że mam wybór i na ulicy można pośmigać. Co by było, gdybym mieszkał na odludziu i nic poza własnym oświetleniem by nie było? uuuu chyba szybko bym się w McGywera zamienił ;)







 Ostatnio zalogowani
Marco7776
23:56
camillo88kg
23:43
przystan
23:39
inka
23:30
Roadrunner
23:21
conditor
23:12
Lektor443
22:21
pixel5
22:03
kornik
22:00
kos 88
21:50
Przemek_Czersk
21:49
rdz86
21:46
milosz2007
21:44
radosc
21:43
Stonechip
21:42
Pathfinder
21:34
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |