Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
157 / 338


2013-12-10

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Ksawe-maru-weekend (czytano: 1951 razy)

 

Pomarudziłbym. W sumie dawno nie marudziłem.
Czasem jednak nie mam komu pomarudzić od tej bardziej osobistej strony i się wymarudzić, dlatego w bieganiu znajduję inną stronę mojego wymarudzowatościowania.

Był weekend z zefirkiem Ksawerym poczynając od czwartku. Mieliśmy chyba w Zielonej Górze trochę szczęścia w porównaniu do innych zakątków Polandii, bo nic większego się nie stało, a i śniegu prawie w ogóle nie napadało.
Każdy dzień oczywiście biegałem - nie ma przecież złej pogody... ;)

Czwartek był najbardziej hardkorowaśny. Wtedy się chyba najbardziej wymarudziłem, aczkolwiek niekoniecznie.

Po raz pierwszy tego sezonu ubrałem długie spodnie, oraz co lepsze, kurtkę. Jak zakładam kurtkę to sytuacja jest naprawdę mocno EXTREME! ;)
Po wyjściu z domu, kiedy mną rzucało jeszcze przed startem, pukałem się w głowę.
"Ty małpiszonie... czy ja mam coś z garem? kutwa wieje w pytę i ciężko ustać" pomyślałem sobie, ale skoro się wyszło, no cóż, nie omieszkałem nigdy zawrócić po wyjściu przed domostwo ;)
Poza wiaterkiem był też śnieg z deszczem, a raczej spadająca bokiem z nieba akupunktura!

Po 100 metrach już czułem, jak mam całe spodnie mokre. Okulary przecierałem średnio co 5 kroków i czułem wręcz z mocą wodospadu jak moknę od środka.
Po kilometrze jak wiało prosto w ryjka, już lekko się wydzierałem wspominając scenę z Forrest Gump, kiedy to Porucznik Dan Taylor podczas sztormu na łajbie wydzierał się do niebios - czy to wszystko na co je stać?!
Przyznaje się bez bicia, ale aż tak bardzo nie prowokowałem tych na górze od Ksawerego ;)

Po 2km zdjąłem okulary, bo i tak już nic nie widziałem. Oczy dostawały jednak za swoje. W tym samym czasie czułem już się jak w wannie, cały mokry od głowy, przez gatki po skarpetki. I po co mi ta kurtka była? Przy półmetku jakoś spokojniej było, jednak to było chyba oko cyklonu, bo potem znowu była lekka jazda w drodze powrotnej.
Suma sumarum lekko ponad 11km targania i marudzenia. Najlepsze w tym jest to, że był to najszybszy trening na stosunkowo niskim tętnie.

Piątek powtórka z rozrywki, tym razem bez opadów bocznych i górnolotnych. Wywiało mnie jednak również lekko, ale trochę mniej.
Sobota to już luzik w lesie, w którym było sporo gałęzi strąconych. Byłem jednak czujny jak Tommy Lee Jones w Ściganym i oczy miałem dookoła głowy.
Trochę sobie odpłynąłem z marudzeniem w pustym lesie, wiało jedynie na wierzchołkach, więc ogólnie było spokojnie.

Niedziela, niedziela jednak była słitaśna.
Pogoda była nieco inna, chmur nie było prawie wcale, a wiaterek był znikomy.
W drodze powrotnej spojrzałem nieco szerzej, niż wyłącznie na drogę i boczne okolice, słońce mnie już tak nie oślepiało. Nade mną górowało zajebiaszcze niebo o kolorach tak ekstremalnie pastelowych... przypomniało mi się, że takie niebo jest wyłącznie dwa razy do roku - na początku czerwca i na początku grudnia.

Ochota na marudzenie w tamtym momencie mi odeszła, naszła mnie za to nieodparta ochota użycia słowa "o zakręt" po zagranicznemu (czyt. o k...) ;)

Może mi się wydaje, może to tylko specyficzne ujęcie i kąt padania promieni w odpowiednim moim położeniu, ale coś w tym musi być.
Pamiętam poranne wschody słońca z czerwca, kiedy to wypuszczałem się o poranku do lasu. Pamiętam też wschody słońca z grudnia z Alp w Livigno z zeszłego roku i obie te sytuacje mają bardzo wiele wspólnego.



Z kilometrażem powoli się rozkręcam i powoli zbliżam się do dłuższego wybiegania. Chcę tym razem z głową i zdrowymi nogami dojść do momentu, w którym 30km nie będzie problemem. Stopniuję więc dystans i na razie pykam najdłuższe śmiganie po prawie 24km. Wszystko jest wplecione w mozolne zwiększanie objętości biegowej. Powoli, bez znaczących skoków.
W okolicach Świąt zapewne padnie bariera 30km, zakusy już mam teraz, jednak nie ma pośpiechu i jak na razie udaje mi się trzymać na wodzy te pokusy.

Dołożyłem sobie również i coś innego - Kettle - czyli zajęcia z kulą z uchwytem, oczywiście pośród dziewczyn :)
Miło jest poczuć znowu zakwasy, jednak zdecydowanie mniejsze, niż rok temu ;)))))


wciąż jednak za mało sypiam... ech
tak, wiem, marudzę...



Foto z Fejsa, kumpela była w Rejkiawiku... podobnie tam mają ;)


Aloha

pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


(2013-12-10,21:14): można czasem pomarudzić, kto biegaczowi zabroni ;) chyba każdemu wiatr dał w dupę mniej lub bardziej. Ale w sumie jest OK i tego się trzymajmy :)
snipster (2013-12-10,21:23): w sumie to ja na wiatr nie narzekałem... ;) ale fakt, jakbym miał biec maraton w takich warunkach, jakie były w czwartek... to nie wiem czy bym się skusił na takie doznania ;] ogólnie jakieś marudztwo do mnie się przykleiło ostatnio
krunner (2013-12-10,22:12): Napisałbyś coś więcej o tym czymś pośrodku dziewczyn ;-), może wyszedłby z tego pełny wpis :), pozdr
snipster (2013-12-10,22:24): Krunner, pisałem o tym rok temu... kobiety wpędzają w zakwasy ;) w sumie to podobnie było, dalej mam lekką traumę odnośnie cyfry 8. Tam są serie - wszystkie do 8 i potem znowu 8 i znowu...
piTTero (2013-12-10,23:42): moim zdaniem takie marudzenie może brać się z tego że po całym sezonie ciało ma już dość i chce odpoczynku, mimo to ja też jeszcze robię treningi na śniegu i co gorsze wietrze, a wtedy marudzenie jakoś tak automatycznie się załącza:P
maleńka26 (2013-12-11,07:59): Ostatnio ,to tylko marudzę.....i marudzę....
paulo (2013-12-11,08:09): fajnie masz, ze Ci się tak chce :) Ja tylko w weekendy biegam, ale za to robię ponad 5 km codziennie pieszo i tego się mocno trzymam :)
snipster (2013-12-11,08:23): Piter, ale ja już po roztrenowaniu ;)
snipster (2013-12-11,08:24): Lucy, taka sytuacja... ;)
snipster (2013-12-11,08:26): Paulo, bardzo dobrze że chodzisz, mniej że biegasz ;) ja też wszędzie chodzę, gdzie się da :)
dario_7 (2013-12-11,09:02): Oj, pomarudziłoby się ;)
jacdzi (2013-12-11,09:21): Czego sie Snipi tak bardzo przestraszyles ze juz po 100m miales mokro w spodniach???
snipster (2013-12-11,09:35): oj pomarudziłoby się...
snipster (2013-12-11,09:36): Jacku, w tym wieku no nie wypada mieć mokro w spodniach po 100m ;) ale to jedynie od deszczo-śniegu ;)
Truskawa (2013-12-11,16:54): Odpuściłam sobie wszelkie bieganie z Ksawerkiem. Jakoś nie miałam melodii. :)
michu77 (2013-12-11,21:09): ...czyli... Kettle się spodobały... w zeszłym roku ;p
snipster (2013-12-11,22:36): Iza, wszędzie wiało inaczej... w sumie to się nie dziwię, bo sam ledwo, ledwo się ruszyłem z domu ;) jednak na weekend było całkiem znośnie, bynajmniej u nas :)
snipster (2013-12-11,22:37): Michu, spodobały, bo jaka to wielka przyjemność... zmęczyć się pośród dziewczyn :)))) a zakwasy to również coś miłego, przecież człowiek (ja) czuje, że żyje ;)
Marek P. (2013-12-12,12:23): No to Ci powiem, że w Legnicy mieliśmy jeszcze lepiej. Śniegu zero, w sumie tylko wiatr, no ale w końcu to 100 kilometrów na południe, normalnie ciepłe kraje. To prawda, jak wybrałem sie w tzw. "teren" to deszczyk padał poziomo ale nawet prawie nie przemokłem. Co prawda, to prawda ryja mocno wywiało aż mi się oczy skośne zrobiły ale w sumie było przyjemnie.
snipster (2013-12-12,12:47): Marku, łeeee to mieliście lepiej, niż my. W czwartek było parszywie na lekko maxa ;) ale wy jesteście przecież Afryką Polski ;) z drugiej strony jednak ciekawe to były doznania, mimo iż już kiedyś w ostrym wietrze biegałem, jednak nie takim ;)
TheMarco (2013-12-12,16:06): U mnie Ksawery zawitał bez śniegu i deszczu, także pobiegać szło na sucho ;)
snipster (2013-12-12,16:10): Marco, szczęściarz ;) ale zapewne zima trzyma dla was niespodziankę i sypnie coś extra niebawem ;)
piTTero (2013-12-12,17:15): tak też się właśnie domyślałem ale nie byłem pewien więc zostawiłem taki podstępny komentarz:P tym samym utwierdziłeś mnie w pewnym spostrzeżeniu - biegacze którzy biegają bardzo dużo objętościowo lub też zajmują czołowe lokaty już są po roztrenowaniu, podczas gdy inni mają je przed sobą, np. ja zaplanowałem je na 2-gą połowę grudnia i teraz widzę że w pewnym sensie był to błąd, zbyt długo zwlekałem, ale obiecuję poprawę za rok, dzięki i pozdrawiam:)
snipster (2013-12-12,20:44): Piter, nie zakładaj z góry, że tego i tego będziesz robił to i dokładnie to, wszystko jest zależne od innych rzeczy ;) ja po prostu już w listopadzie miałem lajt, dlatego jestem niejako po, niektórzy to mieli jeszcze wcześniej, a inni nieco później. Zależy od startów, ale przede wszystkim od twojego samopoczucia ;) tak moim skromnym zdaniem ;]







 Ostatnio zalogowani
zbyszekbiega
15:59
Daniel Wosik
15:57
biegacz54
15:47
Piotr Czesław
15:41
Arqs
15:20
mieszek12a
15:10
Jarek42
15:08
KrzysiekWRC
14:47
Lego2006
14:47
mariuszkurlej1968@gmail.c
14:43
42.195
14:38
ksieciuniu1973
14:37
DaroG
14:36
duńczyk
14:27
Jacek Księżyk
14:17
zwojtys
14:09
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |