Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [2]  PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Marco7776
Pamiętnik internetowy
Bieganie w miejscach nieoczywistych

Marek Ratyński
Urodzony: 1976-07-12
Miejsce zamieszkania: Warszawa
3 / 72


2013-10-22

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Wspomienie z Rygi (czytano: 855 razy)

 

Długie, jesienne wieczory sprzyjają wspomnieniom…Choć sezon jeszcze nie zakończony powracam dziś myślami do słonecznego maratonu w Rydze:

Dźwina połyskiwała blaskiem odbijanego słońca. Prawie niezauważalne fale szukały wiatru znad zatoki. Ponad 3000 biegaczy od kilkunastu minut było już na trasie. Wspinali się właśnie na pierwszy tego dnia most. Maratończycy będą to robić sześć razy. Za każdym razem coraz bardziej zmęczeni, oświetlani uporczywym blaskiem płynącym z nieba. Za plecami zostawili panoramę pięknej Starówki z górującymi wieżami Katedry NMP i kościoła Św. Piotra, z których rozciąga się efektowny widok na kamienice i wody rzeki wpływającej do Bałtyku. Na krańcu mostu zawrócą w stronę wież, aby przebiec aleją wzdłuż Dźwiny w stronę kolejnej przeprawy, mijając budynki Starego Miasta, szaroczarny klocek Muzeum Okupacji, dzielnicę rosyjską, z górującym nad nią Pałacem, przypominającym, jako żywo, Pałac szpecący stolicę nadwiślańskiego miasta pięćset kilometrów na południowy-zachód od Rygi. Miną też setki kibiców miejscowych i przyjezdnych, grupy wolontariuszy i rozdepczą tysiące plastikowych kubeczków, bo kto pragnie dzisiejszego dnia zrealizować swój cel i osiągnąć metę, przebiec pod olbrzymim, czerwonym transparentem, powinien opróżnić wiele takich kubków.
Od paru dni, kiedy wjechałem do ciepłej stolicy nadbałtyckiej Łotwy, śledziłem niebo i prognozy na ekranie starego, hostelowego komputera. Były wyśmienite. Świetne, żeby udać się na szeroką plażę pobliskiej Pałangi, , przespacerować promenadą wzdłuż niskich, drewnianych, ponadstuletnich domków tego uroczego kurortu, przystanąć w jednej z licznych kawiarni lub pubie popijając niezrównany Balsam Ryski o smaku czekolady lub czarnej porzeczki. Wreszcie zamoczyć się w płyciznach Zatoki Ryskiej. Była też idealna na spacer w podryskim skansenie w chłodzie drzew i podcieniach drewnianych chat, krytych strzechą. Posiedzieć w bali, w której chłopi zażywali kąpieli na początku ubiegłego wieku lub przysiąść na studni, z której czerpali wodę dla swoich gospodarstw. Można byłoby również przemierzać ulice miasta w poszukiwaniu małych, kunsztownych cudów architektonicznych, pamiątek po Secesji Ryskiej.
Dla MARATOŃCZYKA nie była to jednak dobra pogoda. Dla biegacza, który prócz, niewątpliwych, uroków łotewskiej stolicy, pragnął zmierzyć się z granicą swoich możliwości. Zdradliwe słoneczko odbierało siły, odwadniało i zdawało się, coraz bardzie natrętnie, pytać: „ czy nie lepiej udać się na plażę do Pałangi ? Po co się dziś męczyć, będzie jeszcze tyle tras i maratonów ? Usiądź, odpocznij, pierwsza pętla już za tobą, nie musisz pokonywać drugiej…”
I faktycznie, usiadłem. Po 21 km, mimo osiągnięcia zakładanego tempa (1:35), nagle pomiędzy stopami a miednicą poczułem kłębek waty. Bardzo elastyczny i kurczliwy kłębek, pchający w stronę ziemi, w stronę zielonej trawki w pobliskim parku. Przez pierwszą minutę byłem zdecydowany zawrócić. Półmaraton był już przebiegnięty, a szanse na dobry wynik na pozostałych 20 km malały z każdą sekundą dotyku miękkiej trawy . Dalszy bieg zapowiadał się jak droga przez mękę w upale rodem z afrykańskiej pustyni. Jednak przekorny umysł MARATOŃCZYKA, który może ktoś nazwać brakiem odpowiedzialności a inny tzw. „niezłomnym hartem ducha” (zdecydowanie wolę interpretację numer 2 ;-)), przekonał mnie aby ruszyć dalej. I rozpocząłem przenoszenie mojej warty, która niedługo stała się ołowiem, przez kolejne kilometry maratonu. Jeszcze piątka, kilometr, ten zakręt, potem chwilka odpoczynku i dalej, jeszcze jeden most, do punktu żywieniowego, do wody…każda motywacja była na wagę kawałka metalu na linii mety (tylko i aż). Minęli mnie pacemakerzy na 3:15, potem na 3:30, a ja wciąż walczyłem. Na ostatnich dwóch kilometrach, prowadzących przez środek Starówki, entuzjazm widzów i bliskość mety pozwoliły mi nawet finiszować i unieść ręce. Dzisiaj rekord nie był w moim zasięgu, dzisiaj prawdziwym celem było dotarcie do końca, ściśnięcie medalu przedstawiającego przęsło jednego z ryskich mostów, butelki wody i banana, przytulenie NAJWIERNIEJSZEGO KIBICA po wykonaniu zadania. Usiadłem znów, za metą, spojrzałem na kawałek blaszki na mojej szyi i wiedziałem już, że było warto !
To mój najcenniejszy dowód ukończenia biegu, bo najciężej zdobyty !
Ryga 19.05.2013
Zająłem 173 miejsce (1007 osób ukończyło maraton) z czasem 3:33:53, o 16,5 minuty gorszym od ówczesnego rekordu.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2013-10-22,08:56): miło powspominać... :), a wynik rewelacyjny. Chciałbym też kiedyś taki mieć :)







 Ostatnio zalogowani
Yatzaxx
19:23
R2r71
19:20
rezerwa
19:18
GriszaW70
19:14
anielskooki
19:14
kornik
19:12
Pawel63
19:12
smigi
19:11
schlanda
19:02
michszpak
18:57
Rychu67
18:51
42.195
18:49
edfed
18:39
janusz9876543213
18:39
tomasso023
18:19
asial
18:14
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |