Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [2]  PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Marco7776
Pamiętnik internetowy
Bieganie w miejscach nieoczywistych

Marek Ratyński
Urodzony: 1976-07-12
Miejsce zamieszkania: Warszawa
2 / 72


2013-10-03

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Tallin 8.09.2013 (czytano: 2942 razy)

 

Obudził mnie wrzask dobiegający zza uchylonego okna, na poddaszu tallińskiego hostelu. Był uporczywy, nagły i – co najgorsze – powtarzający się co chwila z irytującą regularnością. Spojrzałem na zegarek. Była za dziesięć druga. Dopiero trzy godziny temu, z trudem właściwym ukrytemu napięciu przedmaratońskiemu udało mi się zasnąć, wtulonemu w cienką poduszkę, w surowo urządzonym pokoju z łazienką, na której podłodze z pewnością grasują teraz „królowie nocy”, małe insekty nazywane „srebrzykami”. Wiedziałem to bo była to już moja druga noc w tym pięknym mieście, tym bardziej przyjaznym im więcej banknotów euro znajduje się w portfelu turysty.
Przez jakiś czas próbowałem na siłę zamknąć oczy i zagłębić się we własnych wspomnieniach. Nazajutrz mój dziewiąty maraton, w dziewiątym mieście, w kolejnym kraju. Trzy lata, setki kilometrów po bieżniach, ulicach i leśnych duktach podotwockich lasów. Kolejne wieczory i poranki w śniegu, deszczu i upalnym słońcu. Zmęczenie, mikrourazy i lekkie kontuzje, przeziębienia ale także, a może przede wszystkim, kolejne rekordy, wzruszenia i euforie związane z momentami kiedy w oddali widać linię mety a w gardle więźnie oddech z ogromu ekscytacji. Co mnie jutro czeka ?
Czy mój wysiłek się opłaci ? Czy uda mi się wreszcie zbliżyć do magicznej granicy 3 h, a może znowu do pokory zmusi mnie inflandzkie słońce, jak miało to miejsce na wiosnę, w Rydze ? Czy pokonam dystans z uśmiechem na zmęczonej twarzy, czy „doczołgam się” z grymasem na ustach, wielokrotnie przystając ? A może w ogóle go nie pokonam ?..
Dość ! Nie mogę znieść tego dłużej ! Wrzaski stają się coraz bardziej uporczywe. Chwytam więc to, co jest w zasięgu ręki, paczkę ciastek kakaowych, które czekają na chwile relaksu „popołudnia euforii” po maratonie, otwieram okno i zaczynam z impetem wyrzucać w stronę hałasu, tumultu i nieartykułowanego wycia dwa piętra niżej. Wyobrażam sobie, że kruche ciastka stają się dyskami ołowiu, nabierają prędkości i rosną, stając się czarnymi obiektami, karcącym, złowrogim deszczem lecącym z nieba na rozbawionych, podchmielonych nastolatków, którzy w ciepłą sobotnią, tallińską noc, zebrali się akurat pod tym hostelem, pod tym oknem MARATOŃCZYKA. Maratończyka, który przebył prawie 1000 km autobusem, żeby znaleźć się na jednym z krańców świata aby być częścią święta wszystkich biegaczy. Aby zobaczyć i chłonąć nowe miejsca, doświadczyć nowych przygód, poznać i posłuchać ludzi mówiących w kompletnie niezrozumiałym, ugrofińskim języku estońskim.
Czy potomkowie Kaleva nie zdają sobie z tego sprawy ? Choć może to nie są potomkowie Kaleva tylko kosmopolityczna gromada składająca się, na przykład, z hałaśliwych Rosjan (widziałem ich dzisiaj w kuchni, w której krzątali się, przygotowując posiłek, sięgających do olbrzymich, plastikowych pojemników z sałatkami, fragmentami kurczaków i innych części zwierza tudzież sporządzających sobie herbaty do grubych termosów) lub płowowłosi Skandynawowie korzystający z dyskontowych, dla nich, cen trunków i używek w niedalekiej Estonii. Może byli to skośnoocy przybysze z wysp dalekiego wschodu, pod wpływem trunków mocniejszych od sake, przeglądający tysiące zdjęć zrobionych tego popołudnia i zastanawiający się które, z dwustu wykonanych przy jednej z zabytkowych bram na tallińskiej starówce nadaje się do wysłania i wzbudzenia zazdrości wśród krewnych na Hokkaido. A może Polacy, Czesi, Słowacy, Niemcy, którzy poczuli się „jak u siebie” i pragną o tym zawiadomić wszystkich w promieniu „rażenia” ich bełkotliwych głosów ?
Nie wiem, lecz grad kakaowych ciasteczek przyniósł połowiczny sukces. Głosy zamilkły. Spłoszeniu imprezowicze ulitowali się (lub przestraszyli) NIEOBLICZALNEGO MARATOŃCZYKA ( w ich mniemaniu zapewne idioty), który rzuca w nich ciastkami nie rozumiejąc kosmopolitycznej i swobodnej konwencji instytucji nazwanej hostelem. Odeszli albo schowali się do środka.
Sukces był jednak połowiczny, ja bowiem tej nocy już nie zmrużyłem oka.
Czy miało to wpływ na poziom mojego biegu ? Nie wiem i długo się zapewne nie dowiem. Bowiem przed żadnym z dziewięciorga maratonów, które przebiegłem, nie byłem w stanie przespać choćby połowy nocy. Czy miałem przy sobie oręż w postaci ciasteczek czy innej „broni”, czy pod oknem grasowała zgraja wrogich tubylców, czy wstające słońce świeciło w okna, czy było gorąco, czy zimno, zawsze było tak samo.
Choć w ostatniej chwili, na starcie, okazało się, że nowo nabyte sznurówki są za krótkie do moich startowych butów i muszę je, kwadrans przed maratonem, zmieniać, co nie pozwoliło mi skorzystać z depozytu (na szczęście był ze mną mój najwierniejszy kibic,Państwo pozwolą Moja Żona – Izabela  ), na linii ustawiłem się w drugim szeregu, wśród ponad 1800 maratończyków, mających na numerach startowych wypisane i wymalowane także imiona flagi krajów, z których pochodzą. Świeciło łagodne- na szczęście- wrześniowe słońce, a poza grupą ulic i wolontariuszy na starcie, senne miasto cierpliwie czekało, kiedy zaspani mieszkańcy z leniwą, niedzielną swobodną zostawią swoje ślady na tallińskim bruku.
Ruszyliśmy wzdłuż rzędu nowoczesnych biurowców i hoteli, dość szybko jednak, szeroka arteria wyprowadziła nas z centrum do dzielnicy drewnianych domków jednorodzinnych, przypominający nieco swojski, otwocki świdermajer. Biegliśmy między domkami, wśród których znajdował się Kościół Metodystów z ciekawą kopułą, a parkiem, w którym po Piotrze Wielkim pozostał piękny, rokokowy Pałac Kadriorg i skromna chatka, w której spędzał intymne chwile ze swoją ostatnią żoną, Martą Skowrońską, przyszłą carycą Katarzyną I.
Wciąż prowadzeni tą samą arterią wybiegliśmy na rogatki miasta. Domki zastąpiły wody Zatoki Tallińskiej, z olbrzymim portem, od którego międzynarodowa grupa biegaczy powoli oddalała się, żeby, po minięciu 10 km rozpocząć powrót w rytm kroków, czasomierzy i muzyki wydobywanej z płyt przez DJ, z gitar i perkusji ulicznych artystów towarzyszących maratończykom. Kibiców było coraz więcej, wśród nich niedzielni spacerowicze na ciągnącej się kilometrami promenadzie, którą oddzielała od wód Zatoki drobnopiaszczysta plaża. Lekki wiaterek chłodził promienie coraz wyżej i mocniej grzejącego słońca. Przyjemność biegu nigdy nie była dla mnie tak namacalna jak w tamtych chwilach !
Euforia wywołana endorfinami i poczuciem wyjątkowości miejsca i czasu, w którym się znalazłem powodowała, że biegłem szybko, nawet zbyt szybko. Plan zakładał złamanie granicy 3 godzin i 10 minut i na takie tempo byłem przygotowany, tymczasem biegłem wciąż przed grupką, celującą w osiągnięcia poniżej 3 h. Obok z wdziękiem podążała dziewczyna w irlandzkich barwach, dostrzegłem również dredy miarowo odbijające się od pleców Portugalki. Oto ja, w kosmopolitycznym świecie, na jednym z jego krańców dokonuję czegoś wyjątkowego !

Około 17 km trasa wiodła z powrotem w mury Tallina, ale nie był to ten sam, szeroki trakt, który nas z miasta wyprowadził. Lekko pod górkę wbiegaliśmy bowiem przez bramę „Grubej Małgorzaty” w mury średniowiecznego miasta, a potem jego brukowanymi uliczkami, koło budynku „Bractwa Czarnogłowych” biegliśmy wzdłuż zabytkowych kamieni i baszt okalających Tallin od kilkuset lat. Następnie, po drugiej stronie murów, alejkami pięknego parku, dobiegamy do sceny skąd urodzona- jak mniemam- rockmenka wykrzykuje inspirująco „Foxy lady”, potem kładka nad jezdnią i po lewej stronie tzw. Górne Miasto, wzgórze na którym wszystko się zaczęło a nad którym króluje teraz
XIX-wieczna cerkiew Aleksandra Newskiego, przypominająca o rosyjskim panowaniu i granatowo-czarno-biała flaga współczesnej Estonii na budynku parlamentu. Na drugim okrążeniu młodzieniec przebrany za jaskiniowca w ekwilibrystyczny sposób podaruje mi pod tymi murami baton jak najbardziej XXI-wiecznego Snickersa i nie będę wówczas myślał o tym, że czekolady i marcepany ze słynnej, estońskiej firmy cukierniczej, wspominającej w nazwie estońskiego patrona, znacznie lepiej smakują i znacznie bardziej byłyby tutaj na miejscu…
Pierwsze okrążenie kończę w grupie biegnącej na 3:00. Wiem już jednak, że nie uda mi się tego tempa utrzymać do końca. Osiem poprzednich maratonów nauczyło mnie, żeby ostrożnie eksploatować siłami i słuchać „poszeptów” własnego organizmu. Zwalniam więc. Pozwala mi to w dalszym ciągu chłonąć piękno, świeżość i przestrzeń bałtyckiej stolicy, przyjmować z radością promienie coraz wyżej wznoszącego się słońca zamiast przeklinać każdy następny krok w tym rosnącym- wewnętrznie- upale. I powtarzać wciąż „czy nie mogłobyś zajść chociażby na chwilę” albo „dlaczego Pałac Buckingham był w roku 1912 tak daleko od linii mety, czy nie mógłby być ze dwa kilometry bliżej ? Wówczas maraton byłby krótszy…”
Oczywiście zmęczenie przychodzi, jednak liczne punkty odżywcze, umieszczone co 2,5 km, żele energetyczne, które również się na nich znajdują, życzliwość spacerujących oraz „okoliczności przyrodniczo-urbanistyczne” sprawiają, że moment, kiedy wszystkiego jest naprawdę dość (a najbardziej biegania) przychodzi naprawdę późno, dopiero na podbiegu pod Starówkę, około 37 km.
Walczę aby osiągnąć zakładany rezultat, chociaż bruk Tallina nie jest już moim sprzymierzeńcem. Ostatni kilometr, lekko z górki i za zakrętem pojawia się meta, a na niej czas 3:09:36. Tak miało być !
I tak jest ! Przyjdzie kiedyś chwila, głęboko w to wierzę, kiedy pobiegnę jeszcze 10 minut szybciej, lecz dzisiaj to jest wszystko czego pragnąłem, czego chciałem, mój moment tryumfu !

Poprawiłem się o 8 minut i zająłem 93 miejsce (1832).

P.S.: Chciałby podziękować pięknemu miastu Tallin za gościnę, Organizatorom za świetną organizację, szczególnie za catering po biegu, przypominający swoją obfitością najbogatsze stoły w hotelach „ALL INCLUSIVE”. A przede wszystkim MOJEJ ŻONIE, IZIE, że była tam ze mną. Te wspomnienia są nasze :-*
I jeszcze jedno…nie rzucałem tymi ciachami naprawdę ;-)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2013-10-04,08:22): w Estonii maraton ? Bardzo ciekawe! Gratuluję wyniku. Piękne jest to, ze jesteś szczęśliwy, to bije od Ciebie :)
mamusiajakubaijasia (2013-10-04,08:41): Świetny wpis. Ogromnie mi się podoba :)
Marco7776 (2013-10-04,22:11): Dziękuję :-)







 Ostatnio zalogowani
majsta7
08:31
crespo9077
08:29
GriszaW70
08:25
maratonek
08:22
apiwonski
08:22
biegacz54
08:19
Admin
08:11
platat
08:11
michu77
07:55
kulja63
07:48
farba
07:39
jaro109
07:29
rezerwa
06:51
42.195
06:47
Biela
05:29
janusz9876543213
04:51
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |