Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
186 / 292


2019-06-19

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
V Dziwnowska Liga Biegowa. Bieg Dnia Olimpijskiego (czytano: 898 razy)

 

6 Bieg Dziwnowskiej Ligi Biegowej był biegiem szczególnym, ponieważ odbywał się w ramach Dnia Olimpijskiego. Wszystko było inaczej niż zawsze. Po pierwsze - w środku tygodnia, po drugie więcej uczestników, po trzecie - czas mierzony chipem, po czwarte - koszulki, po piąte - medale, po szóste - krótszy dystans. Jedno było niezmienne - trzeba było biec.

Mógłby nazwać te bieg biegiem makaronowym, ponieważ przez dwa dni 5 razy jadłem makaron. Dzień przed - na obiad i kolację, w dniu biegu na śniadanie, jako poczęstunek po biegu i na obiad.

Miał być upalny i słoneczny dzień, więc przede wszystkim chciałem zadbać o nawadnianie dzień przed i w dniu biegu. Miał być i był - około 30 stopni i słońce. Piłem więc więcej, częściej, a przed samym biegiem dodatkowo schładzałem głowę.

18 czerwca 2019 - wtorek. Zbudziłem się gdzieś koło 7:00. Wypiłem kubek wody z musującą tabletką Elektrolites (specyfik ten wygrałem na ubiegłorocznym biegu w Kamieniu Pomorskim), więc pierwsze nawadnianie zrealizowane. Niestety nie zważyłem się przedtem, ale po odjęciu wagi tego co wypiłem, wyszło 74,6 kg. Koło 8:00 makaron z "biegowym gulaszem", po pół godzinie kubek herbaty. Do Dziwnowa wyruszyłem rowerem o godzinie 10:31. Po drodze spotkałem kolegę, który też się wybierał na ten bieg, ale samochodem. Chwilkę z nim porozmawiałem idąc na piechotę więc czas przejazdu nie był miarodajny. Przyjechałem na miejsce startu o godzinie 11:17, czyli czas przejazdu 46 minut.

Postawiłem rower w cieniu przy hali i udałem się do biura zawodów. Tutaj pierwsza niespodzianka. Numer 2, który miałem na liście internetowej, zamienił się na 671. Druga niespodzianka - brak koszulek w moim rozmiarze, więc wziąłem koszulkę dla dziecka. Może to i lepiej. Koszulek mam za dużo, a tę dam jakiemuś dziecku z rodziny. Chip od razu umieściłem na bucie, żeby nie zapomnieć. Teraz trzeba było jakoś przeczekać do startu, a start przewidywano dopiero po godzinie 12:30. Znalazłem zacienioną ławeczkę i tutaj przesiedziałem większość czasu popijając małymi łykami wodę, dodatkowo schładzając głowę. Gdzieś o 12.10 rozpocząłem rozgrzewkę, jak się okazało za wcześnie. Ale lepiej się rozgrzać wcześniej niż w ogóle nie rozgrzać. Chociaż i tak dojazd rowerem traktuję zawszę jako rozgrzewkę i myślę, że dzięki temu uzyskuję nieco lepsze rezultaty. A może mi sie tak tylko wydaje?

Przeszliśmy na miejsce startu. Jeszcze trochę czasu postaliśmy (dobrze, że w cieniu) i nadszedł czas na nas. Ostatni łyk wody, ostatnie pamiątkowe zdjęcia i...

START
Ruszam z pierwszej linii. Ładny kawałek biegnę z czołówką, bo czołówka sie nie spieszy. Mógbym dłużej z nimi biec, ale zapaliła mi się czerwona lampka - zaczynaj spokojnie. Więc odpuszczam. Wyprzedza mnie jeszcze kilku biegaczy i jakoś się żadnego nie łapię. Biegniemy najpierw po parku, później promenadą i chodnikiem prawie do końca Dziwnowa. Tutaj nawrotka. Przede mną biegnie w bliskiej odległości jeden z biegaczy, ale jakoś nie mam sił i chęci go dogonić. Jeszcze jakiś młodziak mnie dogania i wyprzedza. Szkoda, że się go nie złapałem, ale nie czułem się na siłach. Jakoś biegło mi się nijak. Z naprzeciwka biegli ci z tyłu, więc człowiek jakoś czuł, że od kogoś jest lepszy. Ten młodziak dogania biegacza przede mną, a ja ciągle biegnę za nimi z coraz większą stratą. Wbiegam znowu na promenadę i tutaj skręt na plażę i symboliczne kilkaset metrów, potem znowu wbieg na ląd prosto na finiszową drogę koło hali i Alei Gwiazd Sportu. Jeszcze trochę przyspieszenia i...
META

Czas 18:21, więc 5 kilometrów nie było. Przeprowadziłem mały sondaż ile komu wyszło kilometrów z GPS-a i oszacowałem dystans na około 4,4 km. Tempo 4:10 min/km, więc szału nie było, ale jakoś słabo też nie. Miejsce 9 na 65 startujących. Medal na szyję, pakiet startowy (woda, banan, wafelek, dyplom) i już można było odsapnąć. Jeszcze potem zjadłem makaron, całkiem dobry, trochę porozmawiałem ze znajomymi i czas było się zbierać z powrotem.

Wyjazd - 13:37. Z powrotem jak zwykle jadę na maksa. To też taki trening rowerowy. Dziwnów (znak) - Kołczewo (znak) - 30:37. W domu jestem o godzinie 14:14, więc wyszło 37 minut jazdy.

Czołówka biegu:
1. Barański Przemysław 15:58
2. Borysiuk Arkadiusz 19:00
3. Różański Dawid 16:35
4. Troszczyński Przemysław 16:50
5. Derda Robert 16:53
6. Stępień Piotr 17:25
7. Roehrich Krzysztof 17:55
8. Nowakowski Aleksander 17:59
9. Kosoń Jarosław 18:21
10. Kowalski Zdzisław 18:58
11. Sawiniec Karolina 19.01
12. Porzych Zbigniew 19:13
13. Brząkała Waldemar 19:15
14. Ling Robert 19:34
15. Stępniak Grzegorz 19:57
16. Materka Grzegorz 20:11

Czasy były z dokładnością do setnej sekundy. Zaokrągliłem je do góry. Arek jednak przegrał. Gdybym się załapał z tymi przede mną, zakręciłbym się koło 18 minut. Szkoda. Zdzisiek biegł tuż przed tym biegiem w biegu rodzinnym więc mógł być trochę gorszy, a może na odwrót?

9 osób przebiegło 5 różnych biegów DLB 2019, więc już ten cykl zaliczyli. Szczegóły w osobnym wpisie.

Podsumowując - jakoś tak ten bieg był z mojej strony mało energetyczny. Ale nie miałem jakiś kryzysów, więc nawodnienie było prawidłowe.




Zdjęcie - Jurek Janawa. Tuż przed startem. W tym co jechałem to i biegałem

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
anielskooki
11:22
Lektor443
11:02
Ihetman
10:53
michu77
10:46
platat
10:36
mirek065
09:58
lordedward
09:55
benfika
09:55
alex
09:22
crespo9077
09:20
piotrhierowski
09:20
lotnik
09:00
Patriszja11
09:00
Wojciech
08:51
StaryCop
08:33
Leno
08:27
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |