Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
160 / 292


2018-08-24

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Tour de Dentist (czytano: 958 razy)

 

Już kiedyś pisałem, że można oszczędzać przez trening. Taka okazja nadarzyła się przy okazji wizyty u dentysty. Pani dentystka zleciła mi zrobienie zdjęcia zęba, a że było to w Wolinie, a zdjęcia wykonuje się w Kamieniu Pomorskim, więc trzeba było się trochę najeździć, żeby to ogarnąć. Od razu sobie pomyślałem, że warto by było przejechać się rowerem i w jeden dzień zaliczyć zdjęcie i wizytę u dentysty. Do towarzyszenia mi namówiłem syna. Było to tym łatwiejsze, że chciał się przejechać właśnie tą trasą. Już nawet w tym roku wybrał się tą trasą, ale w drugą stronę. Dojechał jednak tylko do Wolina i zrezygnował ze względu na niesprzyjające warunki. Kiedyś i ja przejechałem się tą pętelką, też w odwrotną stronę, ale to było bardzo dawno temu, kiedy pracowałem jeszcze w szkole, z grupką dzieci. Taka szkolna wycieczka.

Warunki sprzyjały. Wizyta u dentysty w czwartek po południu, nockę przed nie pracuję, pogoda bezdeszczowa. Niestety wszystko się posypało. Telefon od dentysty, że awaria i wizyta została przełożona na piątek na godzinę 13:00 ?:) Teraz już nockę pracuję i zapowiadają deszcze. Wszystko na nie. Mogłem przełożyć wizytę lub pojechać samochodem (akurat samochód wzięła żona, ale mogłem pożyczyć). Komunikacją publiczną to raczej byłoby trudne przedsięwzięcie, chociaż nie patrzyłem na połączenia. Jestem jednak uparty, więc pomimo przeszkód nie zrezygnowałem. Zrezygnował za to syn. Cóż - młode pokolenie jest takie jakie jest.

Z pracy wróciłem po godzinie 8. Śniadanie, przygotowania i o godzinie 9:06 wyruszam rowerem. Ubiór - krótka koszulka, krótkie spodenki, ale wziąłem ze sobą i długie spodnie i długą bluzę i czapkę z daszkiem przeciwdeszczową. Na razie nie pada, ale czarne chmury czyhają na niebie. Plan był ambitny, ponieważ chciałem zmierzyć czas przejazdu odcinków Kołczewo - Dziwnów i Wolin - Kołczewo od tablic miejscowości. Już kilka razy mierzyłem swoje czasy na tych trasach, więc byłoby porównanie. Oczywiście na tych trasach miałem cisnąć na maksa. Niestety już na początku była skucha. Przy tablicy Kołczewo nie włączyłem stopera, więc nie chciało mi się mocno cisnąć. Może to i dobrze, bo rozpadał się deszcz, a w Międzywodziu była taka pompa, że na kilka minut schroniłem się pod dach. Jednak wolno nie jechałem, bo terminy goniły. Kto wie ile czasu zajmie mi prześwietlenie i czekanie na zdjęcie? Jakoś szybko dojechałem do Kamienia. Deszcz na szczęście przestał padać i trochę podeschłem. 25 kilometrów zrobione. Przy przychodni byłem o 10:25. Kolejki nie było, więc zrobiłem prześwietlenie, po kilkunastu minutach dostałem zdjęcie i mogłem wyruszyć w dalszą drogę. Pierwszy etap Tour de Dentist zaliczony.

Przed wyruszeniem na drugi etap kupiłem jeszcze karnet na przejazdy do pracy i wstąpiłem do sklepu rowerowego. Trzeba wykorzystywać okazję.

Z Kamienia Pomorskiego wyruszyłem dokładnie o godzinie 11:00. Tylko awaria uniemożliwiłaby mi zaliczenie drugiego etapu, czyli dojazd do Wolina na godzinę 13:00. Jakoś za bardzo nie znałem drogi, więc zaglądnąłem do telefonu czy dobrze jadę (aplikacja OsmAnd). Okazało się, że dobrze, więc sobie jadę. Deszcz znowu zaczął padać i w pewnym momencie znowu pompa. Tym razem nie miałem się gdzie schronić. Jednak było ciepło, więc mogłem dalej jechać w koszulce z krótkim rękawem i w krótkich spodenkach. Jakoś tym razem mi się bardzo dłużyło. 23 kilometry trzeba było jednak przejechać, więc i odpowiedni czas musiał minąć. Tempo nie było zachwycające, więc i czas był dłuższy. Dojechałem wreszcie do Wolina. Była godzina 12:17. Wstąpiłem do Biedronki, żeby zabić trochę czasu i już do dentysty. Przebrałem jeszcze spodnie i koszulkę, bo ubranie z trasy nie było za świeże. Trochę było opóźnienia, ale w końcu zostałem przyjęty. Etap drugi zaliczony.

Pozostał etap trzeci, czyli dojazd do Kołczewa. Wyruszyłem przed 14 i tym razem przy tablicy Wolin włączyłem stoper. Cisnąłem mocno. Droga miejscami jest tutaj tragiczna, więc ciężko było. Wiatr jakiś taki boczny, czasem w twarz, czasem z tyłu, trudno określić. Czas Wolin - Kołczewo 35:34, czyli lepiej niż przed kilkoma dniami (38:06), ale gorzej niż mój najlepszy czas - 33:52 z 2016 roku. Byłem jednak wyjechany do końca. W domu byłem około godziny 14:30. Etap trzeci i ostatni został więc zakończony.

Podsumowując - to był fajny tour. Pogoda go nie popsuła, a wręcz przeciwnie. Nie ma się co bać deszczu, szczególnie latem przy wysokiej temperaturze, tylko trzeba się tak ubrać, żeby się nie spocić. Jest wtedy przyjemnie, chociaż mokro.




Zdjęcie - taka fajna pętelka się zrobiła

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
kuzag
01:12
Marco7776
23:56
camillo88kg
23:43
przystan
23:39
inka
23:30
Roadrunner
23:21
conditor
23:12
Lektor443
22:21
pixel5
22:03
kornik
22:00
kos 88
21:50
Przemek_Czersk
21:49
rdz86
21:46
milosz2007
21:44
radosc
21:43
Stonechip
21:42
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |