Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
114 / 151


2016-08-31

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Niemocy łamanie (czytano: 369 razy)



Już jakiś czas temu mówiłem, że maratony są nie dla mnie, że ja jestem przygotowany na 30 km i tyle mogę biegać. Faktycznie, trzydziestki podczas maratonów wychodziły mi nieźle. Jednak z upływem lat, trzydziestki zaczęły mi też słabo wypadać, i na treningach, i podczas maratonów, więc myślałem, że ja tylko mogę półmaratony. Potem rezygnowałem z maratonów, powracałem do nich, i najgorsze 42 km w tym roku znowu mnie doń zniechęciły. Wreszcie półmaratony kończyłem z coraz gorszymi wynikami, a przecież biegałem i nie biegam mniej na treningów, niż kiedyś. Ostatni, niedzielny półmaraton, mocno przecierpiałem. W poniedziałek zrobiłem przerwę a we wtorek pobiegłem sobie kilka kilometrów rozgrzewkowo. Po stu metrach chciałem usiąść, pod górkę myślałem, że umrę, a przy życiu trzymała mnie tylko myśl, że zaraz wrócę do domu. Zero sił w nogach i brak oddechu. Ten oddech, to gubię przez kota i niechęć do regularnego brania lekarstw.
Spodziewałem się gości, którzy mieli pojawić się z małym opóźnieniem, więc w środę wybrałem się na kilkunastokilometrową przebieżkę dla nabrania werwy i po „tatowy sierp”, który znalazła córka w ruinach pradawnego domu (podczas wspólnej wycieczki), znajdującego się w górskim lesie, a którego (sierpa) wówczas nie wzięliśmy (na pamiątkę), bo nie było go w co zapakować, a wtedy jeszcze trochę było do połażenia. Cóż to była za „jazda”. Każdy kilometr biegłem od 1½ do 3 minut dłużej niż moja średnia. Nawet biegnąc z góry, tempo miałem gorsze o minutę. Cóż, dwie noce zarwane, bo nad ranem dychawica, i do tego jeszcze rozbawiona suczka, którą nocowałem u siebie, bo jej właściciel a mój kuzyn zachorował, dały o sobie znać.
W czwartek wieczorem przyjadą goście, więc będzie ciężko z bieganiem, dlatego do południa wybrałem się na trzeci z kolei bieg. Rzadko mi się zdarza, bym biegł trzy dni po kolei, szczególnie gdy mi nie idzie bieganie. Jednak tu musiałem, bo jeszcze jeden dzień jakoś uwzględnię na truchcik przy gościach ale więcej byłoby ciężko. Ciekawe, że po pierwszym dniu, gdy byłem bardzo zmęczony, myślałem już o następnym dniu biegania. Normalnie jak ten pijak, który zwymiotował po ostatnim kieliszku, więc bierze się za następny, bo już może i chce pić, bo żołądek pusty. Po drugim ciężkim dniu znowu myślałem z radością o następnym dniu biegowym, choć nie miałem nań siły. Nie jest to normalne ale pobiegłem. Poznałem nową ścieżkę, kupiłem chleb (żeby nie zabrakło), wypiłem piwo z kolegą i wracałem do domu.
Półtora kilometra przed domem spotkałem sąsiadkę, która raźnie maszerowała po asfalcie. Spytałem skąd idzie i dowiedziałem się, że w sumie zrobi około pięciu kilometrów. Kobieta chodzi regularnie przynajmniej 3 km, nieraz dwa razy dziennie, a ma 86 lat. Lekarz jej kazał a ona wyczuła, że to pomaga na jej schorzenia, na przełamywanie bólu w różnych częściach ciała, na nudę, i że robi wrażenie na ludziach, bo jest szczupła, dobrze wygląda i ma świetną kondycję. To samo dawno temu mówiłem mojemu tacie - a jest od niej nieco młodszy – ale jak grochem o ścianę. Powiedziałem jej, że też przełamuję ból, nie dość że ból niemocy, to jeszcze ból Achillesa, bo się zrąbałem wczoraj z drabiny i naciągnąłem go sobie, co przy podbiegach i zbiegach jest dość odczuwalne.
- I co, pomaga. Mnie też pomaga - stwierdziła sąsiadka.
Tak gadając sobie o sporcie i polityce (to nie MP, u nas można o polityce) dobrnęliśmy do jej domu a ja pobiegłem w przyspieszonym tempie do siebie.
Już na początku, gdy zasuwałem pierwsze kilometry, to stoper pokazywał mi, że pokonuję je przynajmniej o minutę szybciej niż w dniu poprzednim. Dziwne, bo to trzeci dzień a ja biegnę szybciej niż w pierwszym dniu. Ale chyba tak właśnie przełamuje się niemoc i zniechęcenie z tej niemocy wynikające. Sąsiadka potwierdziła, że nie ma wymówek w postaci deszczu czy wiatru, trzeba iść i już. Nie ważna słabość po półmaratonie, nie liczy się Achilles, liczy się satysfakcja i wykonanie planu. Piwa nie wspomnę ...

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


snipster (2016-08-31,11:45): najlepsza motywacja - fajna biegająca sąsiadka :)))
Hung (2016-08-31,12:13): Cha,cha, cha ... prawdę mówiąc, to jeszcze do niej nie dorosłem.
paulo (2016-08-31,15:04): Marku, obawiam się trochę jak Ty skończysz ? :) Bo wiesz, prawdziwego mężczyznę poznaje się.. itd, itd :)
Hung (2016-08-31,16:10): Muszę, Pawle, zmienić nieco powiedzenie (w nawiązaniu do Szosta podczas biegu olimpijskiego): prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, że zaczyna i kończy.
Hung (2016-08-31,20:49): snipster, kurczę, zniknął mi Twój wpis o Gołocie, który przegrywał szybciej niż ... nagrywarka. Gołota szybko kończył walki a właściwie z nim szybko kończyli, ale on długo nie kończył kariery.







 Ostatnio zalogowani
stanlej
00:38
Marcin Nosek
00:32
grzedym
00:29
aro
00:06
perdek
23:15
lachu
22:57
Stonechip
22:46
zeton
22:43
kasar
22:39
żabka
22:09
Citos
22:05
lordedward
22:05
Krzysiek_biega
21:08
rolkarz
21:00
INVEST
20:54
skuzik
20:48
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |