Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
266 / 338


2016-08-02

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
jak tu... rzyć (czytano: 487 razy)

 

Oglądanie w młodości Monty Pythona chyba namagnesowało mnie odrobinę, bo ostatnie tygodnie mogę określić jedynie za pomocą kawału:

Spotyka się para kochanków
Ona: masz gumki?
On: nie...
Ona: no to doopa...

/kurtyna ;)

tak więc ten tego... wieloznaczność tego kawału powala, ale zarazem obrazuje mój obecny stan.
Nie, nie chodzi o spotykanie się z kochankami, bo ich nie ma (beczy).


Minęło kilka dni, kiedy to moja nóżka się poprawiała. Trochę sobie pojeździłem na rowerze, bez szarpaniny i naginania, niczym Mustang na prerii. Potem byłem jeszcze w delegacji w Wawie, gdzie poobżerałem się różnych steków w Banjaluce i innych, po pracy mentalne oderwanie i rozmowy ze znajomymi.


Po powrocie, po 3 tygodniach postanowiłem, że się przebiegnę. Nogi w głębi za Achillesem nie odczuwałem zarówno przy chodzeniu, jak i mini biegu po schodach w firmie, czy do sklepu, więc... czemu nie?

Podczas biegu już czułem, jak noga jakoś inaczej pracuje, ale wiadomo jak to po przerwach i urazach, zawsze gdzieś w głowie siedzi, że coś tam było i zapewne bankowo coś tam jest.
Po powrocie niestety trochę czułem stare objawy, a przy bardzo delikatnym rozciąganiu łydy, szczególnie mięśnia płaszczkowatego już mocno.

Pamiętam, siedziałem pół godziny w wannie, prysznic lał mnie po mordzie, wpatrywałem się w blady punkt na ścianie na przemian z wpatrywaniem się w tą moją lewą girę. Czemu znowu ta lewa, czemu... trzy tygodnie i dalej jestem w czarnej d..ie.

Postanowiłem, że w końcu zabiorę się do tego po Bożemu, jak powinienem od razu. W piątek przedzwoniłem do pewnej przychodni sportowej w ZG, umówiłem się na poniedziałkowe USG. Po pracy postanowiłem zabrać się za łydę.


Moja lewa łyda ma już małą historię.

Trzy lata temu miałem typowe przeciążenie Achillesa, które wynikło z nadmiernego rozciągania nogi i poczucia małego mięśnia pod kolanem (zabawne, czemu ten mięsień się nazywa Krawiecki? :) ), które później próbowałem rozbiegać, co spowodowało napinanie i przykurcz mięśni łydy, które również próbowałem rozbiegać... co doprowadziło do Zapalenia Achillesa. Wtedy bolało.

Rok później znowu jakieś przykurcze, z którymi zacząłem szaleć i biegać, po jednym dłuższym crossie zakończone mini krwiakami pomiędzy mięśniami od wewnątrz i na zewn., które później zdiagnozowano jako naderwanie, jednak bez wskazania konkretnego miejsca kuku, jednak z powiększoną powięzią i tak dalej. Sporo czasu wychodziłem z tego, jednak motyw z przykurczem mięśnia płaszczkowatym, tym cholernym płaskim mięskiem w środku łydy, ciągnął się za mną jeszcze dłużej. Mocno bolało.

Rok temu problem był z mięśniem bocznym, strzałkowym, czy jakoś tak, który ciągnął się od czasu problemu z naderwaniem. Z tego też jakoś tam wyszedłem.

Problemem zawsze był ten płaski mięsień, z którym chodziłem do fizjo, ale problem wracał do jakiś czas.
Czasem mniej, czasem więcej, jednak nigdy nie było to w jakimś wielkim stopniu problematyczne, czy mega odczuwalne.
Zawsze, kiedy próbowałem zabierać się za jakieś rozmasowywanie, czy rolowanie łydy, to paradoksalnie w następny dzień czułem się gorzej. Parę razy jak próbowałem wciskać albo palce, albo np. leżąc noga na kolano, żeby znaleźć czuły punkt, aby go rozluźnić, to mięsień był bardziej bolesny, niż jakiś rozluźniony później.
Poza klasycznym rozciąganiem więc nie maltretowałem tego mięśnia.


No i tak ostatnio wszystko chyba zaczęło się kumulować. Był fajny półmaraton we Wrocku, potem nakręcony pogonią za ściganiem własnego siebie, nawarstwienie zmęczenia w pracy, niewyspanie i tak dalej chyba trochę gdzieś przegiąłem.
Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę sobie przypomnieć jakiegoś motywu, czynu, co by skutkowało tym, że jakoś poczułbym, że coś gdzieś mnie zabolało.
Problem wyszedł w Sztafecie do Cottbus, wtedy już było źle.

Resetując wszystko powyższe, gdzie mogłem jakoś z fizjo się umówić i bardziej się uprzeć na zniwelowanie problemu tego mięśnia, przy okazji odpuszczając parę mocniejszych treningów, bo jak się cofnę do pewnych dni, kiedy to wracałem niczym trup z pracy, wyjałowiony i bez sił.. padałem na łóżko, żeby po pół godzinie się zerwać, wskoczyć w byle ciuchy biegowe i gnać przed siebie... no mogłem to inaczej rozegrać.


Motywy moich odwiedzin w przychodni u Fizjo też jest niezły.
Czasem ludzie patrzą tam na mnie, jakbym przychodził na herbatkę, żeby popatrzeć na piękne dziewczyny ;) kiedyś wokół mnie siedział gość z zerwanym Achillesem, który wył z bólu, obok niego gostek ze złamaną nogą, i obok niego ze złamaną ręką, inny z jakimś problemem w kręgosłupie... a ja tam siedziałem sobie z boku, niczym młody panicz, który przyszedł na masaż pleców, bo coś tam drobnego odczuwałem ;)


W poniedziałek wybrałem się na umówione USG.
Po wejściu i krótkim opowiedzeniu historii mojego wspaniałego, zwariowanego życia ruchowego, które by miało związek z girą miła Pani posmarowała maścią Achillesa i po 2 sekundach już nawijała do mnie, że widzi problem.
Na tym badaniu od razu jak jest coś podejrzanego, świeci się na czerwono. Po pięciu minutach już było wszystko jasne.

w skrócie
"W badaniu USG ścięgno Achillesa pogrubiały w 1/3 dalszej ponad przyczepem piętowym do 0.7cm... ślady wysięku w kaletce trójkąta Kagera - cechy aktywnego stanu zapalnego.
Ponadto przy ścięgnach mięśni strzałkowych w pochewkach obecny płyn do 0.4cm"

Problem mam od wewnątrz z Achillesem (w środku), oraz co gorsza przy ścięgnach, na szczęście przyczepy są nieruszone, oraz struktura samego Achillesa.

Po tym badaniu przeszedłem się pięterko wyżej, aby umówić się od razu na Ultradźwięki, fartem wcisnąłem się od razu na pierwszy zabieg.
Te rzeczy powinienem od razy zrobić trzy tygle temu.


a teraz? cytując klasyk: z uniesień, pozostaje mi jedynie uniesienie brwi ;)

z ruchu delikatny rower, który chyba też muszę mocno ograniczyć, chociaż przy samej jeździe, bez szaleństw, to nie czuję tamtej okolicy.
Tak więc wracając do początku, to jak w kawale... d...pa


temat dla niekumatych ma swoje źródło w staropolskim :P bo, nie ukrywając, czuję się "rzyciowato".

Ech, a już tak blisko było, tak fajnie się biegało, już prawie byłem w zagrodzie, już prawie witałem się z gąska.
Półmaraton w średnio po 3:52 ostatnio śmignąłem, a to już blisko do 3:50, wtedy mógłbym maraton w 4:00 pobiec a stąd już odległość palca do maratonu w 10000 sekund. Moje kilkuletnie marzenie odkąd bieganie w okolicy 3h stawało się realne, teraz znowu trafiło na wysoką półkę na kiedyś.


--Foto z wojaży, które sobie czasem poczyniam, wtedy życie jakoś nie jest aż takie rzyciowate :)


Aloha
pl


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


żiżi (2016-08-02,12:09): Ach Snipi,dawno już miałeś iść...wykuruj się porządnie(ja wiem,ze takich jak my adhadowców nosi),ale jeżeli chcesz tę "trójeczkę" złamać sam wiesz,trzeba do tego mądrze podejść-trzymam kciuki:)Aloha:)
Shodan (2016-08-02,12:23): Mnie też niedawno energia roznosiła, a teraz muszę rehabilitować sobie jakiś mięsień gruszkowaty, bo przy bieganiu ciągnie od rzyci w dół… Powodzenia!
snipster (2016-08-02,12:39): no niestety małe ADHD u mnie, Żiżi, się czasem przeradza w monstrum ;) ech
snipster (2016-08-02,12:42): Shodan, z gruszkowatym też przechodziłem przy okazji naderwania... wtedy delikatne MTB w kompresji pomagało, no i ćwiczenia. W ogóle wszędzie mówią, że ciągle ćwiczyć i ćwiczyć... człowiek już nie może sobie spokojnie pobiegać ;)
Truskawa (2016-08-02,17:27): Jezu.. no znowu coś?? Ty to masz pecha. Zdrowiej Piotr.
snipster (2016-08-02,18:16): Dzięki Truskawo :) nie ma lekko... co drugi dzień maltretuję tę łydę na piłeczce tenisowej starając się dokopać do ew. punktów i z czasem coraz mniej ich jest. W zasadzie rolowanie na piłce nie jest już bolesne, na początku wręcz wydzierałem się sam do siebie :) tylko znowu ten czas bez biegania... każdy dzień to wieczność i szukanie wymówek, aby się nie obżerać :)))
Mahor (2016-08-02,23:38): Jak tylko jest mi za wesoło zaraz sczytuję twoje wpisy i wszystko wraca do normy.Tu boli ,tam strzyka, gdzieś zgrzyta.Daj spokój...Odpraw złe moce,więcej wiary i wracaj do żywych :)
snipster (2016-08-03,08:46): zastosuje się do Twoich zaleceń Mahor :) odprawiam już czary i za chwilę wracam do żywych :))







 Ostatnio zalogowani
bobparis
07:12
biegacz54
06:54
Admin
06:51
POZDRAWIAM
06:20
Stonechip
05:44
Wojciech
05:33
Arti
00:56
Borrro
00:12
marwil
00:08
tomekpolom
00:03
Marcin Nosek
23:35
Bodzioo
23:28
tomekki
23:10
Jawi63
23:03
rolkarz
23:02
zbigniew0689
22:52
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |