Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
80 / 151


2015-08-26

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Zrolkowany. (czytano: 544 razy)

 

Jak ten czas szybko leci, znowu nadszedł dzień, w którym powinienem zrobić interwały.
Na dłuższą wizytę wybierała się do nas córka. Dziewczyna ma już trochę zaszczepione zamiłowanie do sportu, więc poinformowała mnie, że weźmie ze sobą rolki. No cóż, ja na rolkach trochę jeździłem, gdy dzieciaki były dzieciakami, czyli około dwadzieścia lat temu. Kupiliśmy im dwie pary, ja brałem rower i szliśmy na ulicę z gładkim chodnikiem, gdzie było pod górkę lub koło szkoły, przy której był plac z asfaltem gładziutkim jak pupa niemowlaka. Od czasu do czasu ja zakładałem syna sprzęt a on wsiadał na rower. Dzięki temu nabrałem lekkiego obycia, a po pewnym czasie zacząłem z żoną wykradać dzieciom rolki i jeździć po w/w chodniku do momentu, aż żona uświadomiła sobie, że gdy rypnie, to ręce będą połamane. Wsiadła więc na rower ale to też długo nie potrwało. Przestałem i ja jeździć. Minęło kilkanaście lat a ja znowu mogę z córką wyjść na rolkowanie. Tylko, że nie mam rolek. Pogadałem z chrześniakiem, który kiedyś namiętnie jeździł i okazało się, że ma kilka par w zanadrzu, a mieszka teraz dziesięć kilometrów ode mnie. Z dwóch par wybrałem jedną, która potem okazała się nieco niewyrobiona i strasznie mnie cisnęła w goleń. Wprawdzie chrześniak mnie uprzedzał, że są jeszcze twarde, ale nie zdawałem sobie sprawy, że to może być aż tak uciążliwe. Wsadziłem nogę - pasuje, biorę, najwyżej wymienię przy okazji.
Cała sytuacja wydarzyła się dwa tygodnie temu.
W poniedziałek miałem bieg, wtorek również, a że upały nie ustały, to ja biłem rekordy w powolności pokonywania dystansu. W środę przyjechała córka, więc wybraliśmy się na rolki. Trochę miałem obawy, co do moich możliwości, ale czego nie robi się dla towarzystwa. Wzięliśmy sprzęt i poszliśmy na asfaltówkę, przy której założyliśmy odpowiednie akcesoria. Znaczy się ja założyłem jedynie rolki, plecak z butami i ochraniacze na kolana, które dała mi żona - wcześniej kupiła sobie do pracy w ogródku. Cóż, oryginałów nie mam, to posłużę się podróbą – pomyślałem, ja też nie jestem oryginalnym rolkarzem. Mogłem wziąć rękawiczki, ale gdy upadnę, to co mi tam, że zedrę skórę, skoro nadgarstek będzie złamany, więc nie wziąłem. Córka miała wszystko prócz kasku.
Pierwsze zetknięcie kółkami z asfaltem i już wiedziałem, że nie dam rady. Jaki wstyd, zmarnowany czas, o przyjemności wspólnego uprawiania sportu nie wspomnę. Co robić, jak się wyłgać?
- Jedź przodem, bo ja mogę cię spowalniać – krzyknąłem.
Żeby tylko nie rypnąć, bo kłopot i wstyd. Całe szczęście, że moje rolki, to wzór na rampę, rury, murki, z dwoma kółkami, przez co były nieco powolniejsze od czterokołowych. Dwa kilometry pod górę spowodowało u mnie niemal wyczerpanie fizyczne, aż sam się dziwiłem. Więcej energii traciłem na utrzymanie równowagi i pokonanie strachu niż na jazdę. Dobrze, że zaczęliśmy pod górę, bo miałem trochę czasu na oswojenie się z materią. Po dwójce zamieniliśmy się rolkami, a córka stwierdziła, że miałem za luźno zapięte. Całe szczęście, bo ona zapięła normalnie i niedługo potem odczuła ból związany z ugniataniem w goleń, więc musiała kilka razy poluźniać.
- No to jazda, z górki będzie lżej.
Lżej było, tylko po kilkudziesięciu metrach dotarło do mnie, a jechałem pierwszy, że sam się nie zatrzymam, nie ma szans, za szybko a to nie koniec możliwości rolek, bo teraz miałem czterokołowe. Wprawdzie jedna posiadała hamulec na pięcie ale ja nie potrafiłem go użyć, zresztą przy tej prędkości mogłoby to być niebezpieczne, a zwalnianie rolką ustawioną prostopadle do kierunku jazdy – o tym sposobie dowiedziałem się wcześniej – też nie wchodziło w rachubę, bo nie byłem w stanie oderwać nogi od asfaltu. Nie mogli te krzaki trochę przerzedzić, przecież nawet do rowu nie mam jak wjechać? Spokój może mnie uratować - kombinowałem, żeby tylko samochód nie jechał z naprzeciwka i z tyłu, bo koniec ze mną, nie zmieścimy się. Zacząłem jedną nogę wykrzywiać i lekko zahaczać o pobocze, dzięki czemu nie nabierałem większej prędkości. To już jakiś postęp. Córka z tyłu jechała i tez miała stracha, bo nigdy tak się nie rozpędzała a hamulca nie miała. Do tego dziwiła się dlaczego ja tak nogę wyginam i już widziała mnie w rowie a siebie obok, połamaną. Dojechaliśmy do punktu startu i nachylenie lekko się zmniejszyło, co pozwoliło nam całkiem zwolnić.
- Jedziemy dalej?
- Jedziemy.
Już było wolniej i mogliśmy przyjrzeć się mijanym samochodom, w których kierowcy patrzyli na nas z wielkim zdziwieniem. Jeden rowerzysta z politowaniem pokiwał głową. Dlaczego, czyżbym tak źle wyglądał, a może rolkarze nie powinni jeździć po publicznej drodze? No ale samochody mogą, rowerzyści mogą, biegacze mogą, piesi mogą, to my nie możemy? W niedalekiej okolicy jest droga, po której bardzo często jeżdżą nartorolkarze, nawet z Czech przyjeżdżają. Przyznam, że niezbyt to bezpieczne ale starałem się wcześniej zwrócić córce uwagę na sytuacje zagrożenia i ustaliliśmy, że będziemy się ostrzegać, co robiliśmy. Końcówka powrotu była dla mnie trudna, co nawet zauważyła żona z daleka. Jednak córka mnie pochwaliła i stwierdziła, że nie wierzyła, iż tak szybko się oswoję. Na drugi dzień jazda wieczorem, gdy się ochłodzi, więc w południe poszedłem na bieg. Córka zaliczyła krótszą przebieżkę z rana, gdy ja nosiłem kamienie. Miały być interwały ale pomyślałem, pomny wczorajszego dnia, że to może być zbyt wyczerpujące, więc zrobiłem dziesiątkę, bijąc kolejny rekord małych szybkości. Zamiast interwałów będą dwa treningi w ciągu dnia. Wieczorem zaczęliśmy od zjazdu, bo poprzednia trasa była trochę za stroma. Całą drogę jechałem w swoich (chrześniaka) rolkach i tak mnie gniotły, że musiałem je bardzo poluzować. Niecały kilometr przed domem usłyszałem sygnał lodziarza i przypomniałem sobie, że żona chciała kupić lody, więc krzyknąłem do córki, że przyśpieszam, bo lodziarz, i pomknąłem pod górkę sprintem. Okazało się, że żona go wyłapała wcześniej i już robiła zakupy. Córka zaś była zdziwiona, bo już miała dosyć, że ja tak gwałtownie przyśpieszyłem, iż nie dała rady dotrzymać mi kroku, znaczy kółka. Było fajnie i już nie czułem takiego wyczerpania jak za pierwszym razem. Jednak do pełni równowagi rolkowej dużo mi brakuje. Jutro w południe pobiegam a wieczorem jedziemy porolkować - zaplanowaliśmy, tym razem na mniej uczęszczaną drogę o mniejszym nachyleniu. Jeśli nic nam się nie stanie, to w przyszłym tygodniu zgadamy się z chrześniakiem i wybierzemy na wspólną jazdę.
Nic nam się nie stało. Po niedzieli przywiozłem drugą parę rolek chrześniaka, który też przyjechał i dołączył do nas w następny dzień, wraz ze swoją partnerką i dzieckiem, i tak, wspólnie pojeździliśmy. A ja, przy okazji, pobierałem nauki rolkarskie od wszystkich i trochę ćwiczyłem hamowanie bokiem rolki.
Naszła mnie myśl, by sobie kupić sprzęt i częściej jeździć. Tylko z kim, bo córka niedługo wyjedzie?
No i wyjechała, a ja, póki co, jutro zawiozę rolki chrześniakowi.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2015-08-27,08:12): też Marku mam rolki już od paru lat, bo z córką jeżdżę od czasu do czasu, ale niestety coraz rzadziej, bo nie ma kiedy :( Niemniej czasami fajny przerywnik biegowy i nie tylko :)
Hung (2015-08-27,15:35): Córka jeździła wczoraj sama we Wro i też jej się ckniło za wspólną jazdą, tym bardziej, że teraz wie, że druga osoba może nieźle zmotywować do treningu.







 Ostatnio zalogowani
wd70
23:39
MarasP
23:00
Henryk W.
22:30
przystan
22:23
Robertkow
22:17
agajagoda
22:16
mario1977
22:11
kos 88
22:06
lachu
22:06
lordedward
21:57
Namor 13
21:47
Piotr Fitek
21:41
Przemek_Czersk
21:38
soniksoniks
21:08
nysa
21:08
Darek Ł.
21:06
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |