2015-04-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Perły Małopolski z niespodzianką (czytano: 701 razy)
Bieg w cyklu Perły Małopolski, to już mój stały punkt w kalendarzu. W tym roku odbyła się już 3 edycja i jak zwykle inauguracja miała miejsce w Skale.
Niby nie spodziewałam się większych niespodzianek, ale przecież bieganie, to przygoda, więc wciąż dzieje się coś nowego i nieoczekiwanego. Już w piątek niepokojąco patrzyłam na siebie, kiedy zadomowiony od świąt w naszym domu wirus, powoli mnie atakował. Poczułam się niepewnie, ale ostatecznie wszystko od głowy w dół działało bez zarzutu, więc o rezygnacji z biegu nie było mowy. W sobotę było już gorzej, nos czerwony, gardło obolałe…, trening odpuściłam i by jakoś uratować swój udział w imprezie postanowiłam przepisać się ze średniego dystansu na krótki. Nie chciałam też zawieść mojej mamy, która tradycyjnie startowała w marszu Nordic Walking.
W niedzielny poranek zebrałam w sobie całą moc, nastawiłam się na dobry nastrój i ruszyłam. Szkoda tylko, że schorowani kibice zostali w domu i nie mogli nam dopingować na miejscu.
Atmosfera w Skale niezawodna. Mnóstwo rodzin z dziećmi, dużo młodzieży, biegacze z psami, dmuchane zamki, wesoło i kolorowo. Zapach gofrów, kiełbasek z grilla i wędzonego pstrąga z Ojcowa, a przy tym wiosenna pogoda, zielona trawka i jak zwykle podgrzewająca atmosferę orkiestra. Samopoczucie od razu lepsze!
Sam bieg był dla mnie nieco inny niż zwykle, przede wszystkim krótko… 6 km pozostawia duży niedosyt. No ale, lepsze to niż nic. Trasa jednak nawet na takim dystansie była bardzo urozmaicona, najpierw ostry podbieg, potem kawałek leśnymi ścieżkami, dalej asfaltową prostą, w pola i znów na szlaki leśne, czyli wszystkiego po trochu można było zasmakować.
Zaskoczyło mnie to, że choć nie biegłam szybko jak na swoje możliwości, to nikt, absolutnie nikt mnie nie wyprzedził… Ja sama minęłam może 5 biegaczy, miałam nawet plan by za jednym miłym Panem biec do końca, bo napis na jego koszulce ("Biegam na czarno bo to pogrzeb moich słabości") jakoś dobrze wpływał na moją motywację, ale w końcu i jego wyprzedziłam i ostatni kilometr biegłam już sama.
Dotarłam do mety na miejscu 31, 3 z kobiet i 1 w kategorii. Cieszy mnie przede wszystkim fakt, że dałam radę pokonać swoją niedyspozycję i to z całkiem dobrym wynikiem.
Było miło drugi raz w tym sezonie stanąć na podium i to w kategorii open, usłyszeć fanfary odegrane przez profesjonalną orkiestrę, zjeść w nagrodę wielkiego gofra z bitą śmietaną, uściskać mamę na finiszu i kibicować reszcie zawodników.
Rzadko się zdarza bym na mecie była tak wcześnie, dzięki temu mogłam delektować się wspaniałą, wręcz piknikową atmosferą całej imprezy!
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu DamianSz (2015-04-14,14:05): To już wiadomo po kim Masz te dobre sportowe geny. Pozdrowienia dla mamy, a Tobie gratuluję kolejnego pudła.ps. jakoś przeoczyłem ten start, bo bardzo lubie Ojców i okolice a dawno tam nie byłem :-(
|