Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kokrobite
Pamiętnik internetowy
Widziane z tyłu

Leszek Kosiorowski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Jelenia Góra
211 / 300


2012-06-04

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Europamarathon, czyli dla każdego coś miłego (czytano: 592 razy)

 

Gdy w sobotę trafiłem na Pasta Party, od razu wiedziałem, że będzie świetnie. Pełno rodzin z dziećmi w różnym wieku, atmosfera sportowego święta dla każdego, no i świderki z gulaszem – pyszne i obfite. Na szerokiej ulicy, pod drzewami, na ławach przy stołach. Pośrodku zabytkowego centrum, w sercu barokowej perełki, jaką jest Goerlitz.

Biuro organizacyjne kawałek obok, w cieniu zabytkowej wieży z punktem widokowym, w starym budynku gimnazjum. Tu się załatwi wszystko – od numeru po depozyt i prysznic, a nawet spanie. Oczywiście niemiecka perfekcja na każdym kroku, więc nie ma obaw, że frekwencja zaskoczy organizatorów niczym zima drogowców, i trzeba będzie na cokolwiek długo czekać.

Pakiet startowy – koperta, a w niej numer i czip (trzeba mieć 30 euro, 25 zwracają, gdy się odda czipa po biegu). W kopercie tylko jedna ulotka. Jak chcesz, koszulkę sobie możesz dokupić, a różne ulotki wziąć ze stołu. W cenie wpisowego (80 zł w pierwszym terminie) jest makaron na Pasta Party.

Byłem przekonany, że na tej trudnej, pofałdowanej trasie polecę rekreacyjnie, bez spinania się, więc spałem dobrze - jak nigdy przed maratonem. Gdy w niedzielę wstałem bardzo wypoczęty o szóstej, wiedziałem, że nie będę uprawiał rekreacji, ale pobiegnę ile fabryka da. W piątek, gdy pisałem, że nie chce mi się walczyć o wynik, tak właśnie myślałem, no ale inaczej się myśli będąc zmęczonym w piątkowe popołudnie po tygodniu intensywnej pracy, a inaczej w niedzielę rano, gdy, po leniwej sobocie bez biegania, nie można się doczekać, żeby tylko biec, biec i biec.

W przytulnej kuchni domu teściów w Zgorzelcu luba zrobiła pyszne spagetti z oliwą, konsumowaliśmy je razem (ona bez oliwy), po chwili dołączyła do nas czteroletnia córka szwagra Zamira, która także lubi wcześniej rozpoczynać dzień. Uraczyła się maratońskim spagetti maczanym w herbacie.

Autem podjechałem do granicznego Mostu Staromiejskiego, a tam kolejna niespodzianka – Janusz, z którym kiedyś razem pracowaliśmy. Nie widzieliśmy się dobrych parę lat. Okazało się, że on też na Europamarathon, bo będzie jego polskim spikerem. Poszliśmy więc razem.

Krótka rozgrzewka, jest już Wiesiu i Jacek. Pogoda świetna – 13 stopni, bez słońca. Na trasę ruszają handbikerzy, czyli ręczni rowerzyści i rolkarze. O 9.30 my, a potem jeszcze półmaraton, dycha, piątka, a także piechurzy z kijami i hulajnogowcy. Na różnych dystansach. W maratonie biegowym startują 142 osoby, ale wszystkich uczestników jest 1732.

To tłumaczy, dlaczego w tak małym mieście, jak Goerlitz, opłaca się – z polską pomocą, bo około 13 km trasy jest po naszej stronie - robić maraton. Jest on tylko cząstką znacznie większego przedsięwzięcia, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie.

Trasa pierwsza klasa – pełna podbiegów, co parę kilometrów punkty z wodą, dobrze obstawiona i oznakowana. Ruch samochodowy ograniczony, ale przecież nie ma sensu zamykać miasta z powodu maratonu, w którym po paru godzinach odstępy pomiędzy biegaczami robią się bardzo duże. Inna sprawa, że spora część trasy biegnie opłotkami miasta, oraz po wsiach, gdzie ruchu i tak prawie nie ma. Tak w ogóle to przecież wschodnie kresy Niemiec są wymarłe, mnóstwo ludzi stąd wyjechało, gdy upadł enerdowski, nierentowny przemysł. W odnowę zabytków Goerlitz zainwestowano miliardy, efekt jest imponujący, ale pozbawione życia wygląda jak scenografia filmowa. Pewnie także dlatego organizują Europamarathon – imprezę dla każdego, dzięki której coś się w mieście dzieje. To jest główny cel, a nie wysoki poziom sportowy. Nagrody dla najlepszych są skromne, większość ścigaczy omija ten maraton. Zwycięzca kończy w prawie 3 godziny.

Biegnie mi się genialnie. Postanawiam lecieć podobnym tempem, jak w Mediolanie, czyli po pięć z hakiem, po dysze leciutko przyspieszyć, a pod koniec zaatakować mocniej. Tyle, że z uwagi na trudność trasy na zejście poniżej piątki decyduję się nie na 30 kilometrze, ale na 35. Sprzyja temu również profil – na 35. jest długi odcinek w dół. Dalej trzymam tempo i gdy już myślę, że dam radę poprawić wynik z Mediolanu, pod koniec 39. i na początku 40. czeka mnie potężny podbieg, na którym tracę trochę czasu i rytm.

Gdy do mety pozostaje z kilometr, włącza mi się myślenie „byledobiec”, ale słyszę tuż za sobą urocze stękanie biegaczki, wyprzedzonej na podbiegu. Biorę się w garść i przyspieszam, ostatnia prosta leci nieco pod górę, więc lekko nie jest, mijam biegacza, który finiszuje z wózkiem dziecięcym i... Rodzina mnie pozdrawia. Od razu dostaję skrzydeł. Tak jak na moście Jana Pawła II, na 14 km, gdy wracałem z polskiej części trasy do Goerlitz. Tam też moi bliscy byli.

Tuż za metą... Chce mi się wymiotować. Wstrząsa coś mną, nawet sanitariusz podchodzi i pyta, co jest grane. Potem skurcz prawej łydki. Oj, coś mi się zdaje, że dziś cytryna została wyciśnięta do końca. A miało mi się nie chcieć walczyć o czas.

3:44:23 – 51 sekund wolniej niż w Mediolanie, ale na znacznie trudniejszej trasie, więc ten wynik jest bardziej wartościowy. Kto wie, czy nie jest mniej wart tylko od życiówki z Dębna.
Dychy były po około 56, 52, 53 i 52 minuty, ostatnie 2195 m w 11:22. Pierwsza połówka w 1:53, druga w 1:51.

Po maratończykach czas na dzieci. 400 metrów. Startujących ze 200. Moja Ola też. Leci jak strzała, jest w czołówce, ale liczy się oczywiście udział. Wszystkie dzieci biegną z numerami, mniejsze posiłkują się mamami i tatami. Widok rozkoszny!

Na mecie każdy uczestnik dostaje pamiątkowy medal, czapeczkę i pudełko na śniadanie. Oczywiście każdy uczestnik biegu dla dzieci, a nie maratonu dla staruchów. Dla nas jest medal i – jeśli się poprosi – dyplom. I bardzo dobrze – Ordnung muss sein!



Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


mamusiajakubaijasia (2012-06-04,16:08): Chodzi mi to Goerlitz po głowie od zawsze chyba...
wiesław (2012-06-04,19:16): A ja i tak Ci nie wierzyłem jak pisałeś w piątek, że pobiegniesz na luzie :-)) Po tych Twoich 14-tu maratonach jesteś już prawdziwym MARATOŃCZYKIEM (a oni tak łatwo nie odpuszczają). A więc do następnego maratonu.
kokrobite (2012-06-04,19:57): Ty już mnie Wiesiu dobrze znasz, tym bardziej, że w większości moich maratonów Ty również brałeś udział.
kokrobite (2012-06-04,19:58): Gabrysiu, jestem pewien, że byłabyś zachwycona tą imprezą.
jacdzi (2012-06-04,21:00): Mnie tez chodzi ten maraton po glowie. Moze za rok sie uda?
Truskawa (2012-06-05,08:16): Mnie tam nic nie chodzi po głowie tylko Ci gratuluję bardzo udanego biegu. O mało co i mogłabym napisać "a nie mówiłam"? :))
kokrobite (2012-06-05,08:53): Dzięki, a bieg swoją drogą taki fajny i tak blisko, że na pewno w nim jeszcze wystartuję, choć może na innym dystansie.







 Ostatnio zalogowani
Wojciech
12:59
eferde
12:57
kostekmar
12:47
jaro kociewie
12:27
andbo
12:12
Gapiński Łukasz
12:10
Admin
11:41
lemo-51
11:26
Merlin
11:21
drago
10:52
biegacz54
10:50
goshed
10:43
Slawek.G
10:37
Stonechip
10:32
SantiaGO85
10:28
Darek102
10:23
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |