Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [16]  PRZYJAC. [15]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
sikoras
Pamiętnik internetowy
"Jak się jest takim pesymistą jak ja, to można się tylko śmiać" S. Tym

Jacek Sikorski
Urodzony: ---
Miejsce zamieszkania: Piła
9 / 47


2012-04-22

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
„Coś się kończy, coś się zaczyna” (czytano: 427 razy)

 

„Jak żyć panie premierze?” – kiedy Xavi po idealnej piłce od Messiego nie chce trafić do bramki? Kiedy Krystyna świętokradczo ucisza świątynię futbolu na Camp Nou (dzisiaj chyba Camp Mou)? Coż… a taki piękny dzień dzisiaj miałem, czekałem tylko jeszcze na wieczorne jego zwieńczenie – choć to zachodzące na czerwono słońce powinno dać mi do myślenia… Bywa wszak zwiastunem nieszczęść, choć częściej – dobrej pogody nazajutrz. To może być początek końca najwspanialszej drużyny XXI wieku, choć sezon można jeszcze pięknie uratować. Sezon, który do końca miał być ciężki – teraz oznacza tak naprawdę trzy mecze (oby!) – rewanż z Chelsea, finał Pucharu Króla z Athletic i finał LM. Ale może trzeba przestać biadolić – w końcu jak się może dzisiaj czuć Mijagi po wczorajszym popołudniu? Ma przerąbane najbliższe pół roku w „Mechaniku” (sam sobie winien – kto o zdrowych zmysłach może kibicować Legii?). A jutro musi dopełnić obowiązków organizatora pierwszego „1/4 Maratonu Muzycznego” w Pile i jeszcze uciekać przed Orzechem, bo jak z nim przegra na trasie – to będzie dla niego jeden z najgorszych weekendów w życiu… Tak, tak – jutro – bo łamiąc tradycję piszę o biegu przed nim a nie jak to zwykło się robić – po. Wszystko przez Barcę – mam teraz ochotę nie na „ćwiartkę” tylko na „połówkę”- i wcale nie muzyczną … Może jak jutro chłopaki z Adamantium (pozdrowienia dla 4T) dadzą czadu na trasie to morale wzrośnie – w końcu muza to moja druga pasja… Słońce pewnie jutro wstanie normalnie, nie bacząc na wydarzenia z Primera Division, więc ja też już idę spać… Zanim - oddajmy jeszcze królom co królewskie – Real zasłużył w pełni na trzy punkty. A rano pierwsze kroki do biura zawodów i co? Numer startowy 232 – niby nic takiego powiecie – a dla mnie to jedna z najbardziej znanych cyferek – na tym kanale w moim dekoderze oglądam zwykle mecze na Canal+… I jak tu nie wierzyć w złośliwą karmę? Droga do biura wyglądała jak ta tytułowa ze znanej powieści Cormaca McCarthy’ego, ale już w środku całkiem niezłe laski (nie licząc Mijagiego) – więc atmosfera trochę się ociepliła, czemu też dopomagało piękne poranne słoneczko. Przed startem oglądałem jeszcze fragment filmu „Matki w mackach Marsa” – polecam wszystkim, którzy mają niesforne latorośle – projekcja obowiązkowa! Niestety musiałem mniej więcej w połowie wyjść, by nie spóźnić się na start. Chwila truchtu na wyspie, odwiedziny „naszych grajków” (grali akurat „Zombie” Cranberries) pod drzwiami Starostwa i szybciuteńko pod „dmuchawca” na start. A tam chwila rozmowy ze znajomymi, a tych wokół było po prostu zatrzęsienie – taka to uroda biegania we własnym mieście. Ustawiłem się koło Mijagiego, wytłumaczył mi jeszcze gdzie tak naprawdę zabawa się zaczyna (ambitnie chciałem pobiec na „życiówkę”) i zaczęło się. Do drugiego kilometra szło w miarę według planu, po trzecim wiedziałem już, że nie dzisiaj… Nogi jakby mi ktoś zalał ciekłą surówką, teraz wiem jak musiał czuć się Alien z finału filmu Finchera – a dla absolwentów LO informacja – nie chodzi o finalny produkt pracy sokowirówki. Czułem się jak na 35 kilometrze ubiegłotygodniowej pielgrzymki i wiedziałem, ze mogę tylko próbować dotrzeć do mety w najlepszym z możliwych dzisiaj czasów. Pomagało to, że biegaliśmy po swoich „śmieciach”, a dla mnie (i dla Maciasa) był to bieg praktycznie wkoło domu - znamy tu każdy kamień, poza tym zawsze dobrze na trasie spotkać swoich kibiców – w tym miejscu podziękowania dla maciasowej Magdy, która zaciekle dopingowała nas do wysiłku, dla Grześka Przewoźniaka z rodzinką, Donaty i Michaliny z pasywnej części „Orzełek Team” (podgrupa w szeregu naczelnych „4RUN Mechanik Piła”) i wielu innych, którzy pomogli nam w osiągnięciu mety. Historyczne tytuły mistrzowskie na I „Ćwiartce” zgarnęli: Andżelika Dzięgiel z Torunia i Arkadiusz Gardzielewski. Sam ostatecznie dotarłem do mety na 74 miejscu z czasem brutto 44,58 (wszystkie poniżej również brutto), przede mną metę osiągnął Adaś Koper (66 m z czasem 44,09), który był jednym z moich pierwszych uczniów w „Mechaniku” (absolwent a.d. 1998) i przez ubiegłe lata wiele już razy mieliśmy sposobność spotykać się na biegowych trasach. A za mną? Wojtek Rzywucki i to tylko o 11 sekund i 3 miejsca – musiał mnie skubany widzieć – a ja jego nie, bo nie oglądam się za siebie, wziął by mnie „z partyzanta”, gdyby był troszkę bliżej. Potem widziałem Tomka Ciepłego – 119 na mecie, w czasie 47,15; kolejna znana twarz – tutaj prawdziwa rewelacja: Piotr „Szymon” Idzikowski, który z czasem 47,49 przybiegł na pozycji 124, pozostawiając w tyle wielu innych, którzy biegają dużo więcej i dłużej w sensie sezonów startowych. Dwadzieścia sekund dalej metę osiągnął Wojtek „Legia Mistrzem???” Krajewski – uskarżając się na ból nogi i strasząc przerwą w treningach, co możemy mieć znaczenie przy próbie bicia jego rekordu maratońskiego, jaką planujemy na 13 maja w Pradze. Jedno miejsce dalej (i 8 sekund) na mecie mieliśmy kolarza, który biegaczom się kłaniać nie musi – Piotrka Nowackiego, pozdrowienia, gratulacje i zaproszenia do salonu rowerowego, w którym atmosfera jest iście rodzinna. Na kolejnym – 149 miejscu metę przebiegł „Dziadek” Wiesław Połeć, wygrywając podobno bieg w swojej kategorii wiekowej. No cóż, gdyby Wiesiek wcześniej odkrył swoje kenijskie talenty – dzisiaj mógłby być jedną z najjaśniejszych gwiazd na firmamencie seniorskiego biegania. Ale krzyżyka bym jeszcze nie składał – wszystko przed nim. Kolejny znajomek to znowu mój „osobisty” wychowanek z „Mechanika” – Daniel „Chomik” Szczepaniak - 49,13 i 153 miejsce, a potem jeszcze dwóch abiturientów z Ceglanej 4: Artur Pinkowski (49,33 i 158 m), który szykuje się do Maratonu Beskidzkiego i Bartek Mirowski (50,00 i 167 m), który ma szansę być jednym z najszybszych polityków w świecie biegaczy. A co dalej? No proszę – reprezentant Dolaszewa - Piotr Megger (50,45 i 180 m), który jest da pilskich przedszkoli tym - czym Robert Janowski dla naszych rodaków. Miejsce 181 – to znowu gość po „Mechaniku” - Robert Ratajczyk (czas 50,50), tak samo na 188 miejscu – absolwent Technikum Informatycznego Adrian Deja (51,22), a 10 sekund po nim dopadł wymarzonej „krechy” Marcin „Orzech” Orzechowski (192 miejsce), przedstawiciel myśli historycznej naszej rodzimej placówki. Tak się złożyło, że 23 sekundy później na mecie „ćwiartki” pokazał się kolejny członek rady pedagogicznej „Mechanika” – Macias „Szybki” Renke, który zająwszy 199 miejsce uzyskał jednogłośnie tytuł „Powrotu Roku”. Milena Jachczyk to pierwsze dziewczę w tym gronie – okazuje się wielkim talentem wytrzymałościowym – nieodkrytym w czasie nauki w „Mechaniku” (musiała mieć nędznego wuefistę…), która z czasem 56,57 dotarła jako 277 do mety. Potem znowu taki, który w szkole specjalnie do biegania się nie garnął (za to nieźle pływał) – Seweryn Krenski (58,31 i 296 miejsce). A na deser aktywna połówka teamu Orzełek: tata Sławek (300 miejsce) i córa Weronika (kolejne) z jednakowym czasem - 58,54. A jeszcze dwieście metrów przed metą obiecywał, że da córce wygrać… Jako ostatniego w tym subiektywnym gronie chciałbym wspomnieć Jakuba Prange (59,21 i 308 miejsce), który w tym roku zrobił już wiele dobrego dla naszej szkoły, a teraz jeszcze (w tak młodym wieku – rocznik 1994) staje w szanownym gronie tych, którzy skończyli oficjalny bieg uliczny. Sądząc na to jak wyglądał po – łatwo nie było – ale oby tak dalej Kuba, niech starczy Ci wytrwałości w szlifowaniu pilskich uliczek i udeptywaniu okolicznych leśnych traktów. Bez tego ani rusz. Od razu przepraszam wszystkich Tych, których tutaj nie wymieniłem – musiałbym wtedy jednak stworzyć coś na kształt książki telefonicznej – tak wielu nas dzisiaj biegło. To cieszy, bo im nas więcej, tym mniejsze kolejki do lekarzy, większy produkt krajowy brutto (kupno strojów, odżywek, etc.), a i u fryzjerki ostatnio rozmowa dotyczyła szeroko pojętej rekreacji (rolkarze, nordic Walkerze i inni). Przecież to na fali rosnącego zainteresowania bieganiem mogła „urodzić się” nowa impreza, w której właśnie mieliśmy przyjemność wystartować. Dla „Ćwierćmaratonu Muzycznego” to udany, tytułowy początek – mam nadzieję, że zmęczeni organizatorzy nie spoczną na laurach, a wręcz odwrotnie – ze zdwojoną energią przystąpią do kolejnej edycji biegu – poprawiając niewielkie niedociągnięcia. Osobiście zabrakło mi większej ilości muzyki na trasie – a tę można było dać również z „offu”, no i dla mnie zasadniczy problem – co zrobić z tym „medalem”? Oryginalnie było na pewno, czy praktycznie nie wiem, ale oczywiście większość uczestników pilskiego, niedzielnego eventu – może mieć odmienne zdanie. Zresztą może czeka na mnie jeszcze miła niespodzianka? Ciekawe co przyniesie ścieżka wydrążona w czarnym ebonicie? Na razie nie mam możliwości technicznych (takie czasy…) ale na pewno spróbuję. Na zdjęciu z nr 210 - Jakub Prange, a 221 - Macias "Szybki".


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
stanlej
12:55
arturM
12:46
Szymonidius
12:22
biegacz54
12:22
Krzysiek_biega
12:09
Admin
11:49
mariuszkurlej1968@gmail.c
11:43
MarcinMC
11:01
Dajesz Byku
10:29
StaryCop
10:09
Artur_M.
10:07
Borrro
10:00
Grzesix
09:55
PRE
09:54
EwaBiega
09:50
akaen
09:22
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |