Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [33]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
ultramaratonka
Pamiętnik internetowy
ku pamięci

Ewelina Świątek
Urodzony: -10--1--
Miejsce zamieszkania: Borzęcin Duży
80 / 125


2012-08-02

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Bieżnia czy góry (czytano: 484 razy)

 

Zachciało się dziewczynie z niziny góry zdobywać i w biegach górskich startować.
Powiedzieć łatwo, wykonać trudniej, dookoła płasko, góry daleko.
A start w B7D się zbliża.... I straszy krótkim limitem czasu...
Egzamin na koniec sierpnia też straszy... swą trudnością.

Wyjazd w góry odpada zupełnie, nie zostawię książek nawet na 3 dni. Poza tym, po takim wyjeździe kolejne 3 dni zajmie mobilizacja do powrotu do nauki. A co dałby treningowo jeden weekend w górach? - niewiele.
Musiałam wykombinować zastępcze góry gdzieś bliżej. Wiem, że w Warszawie i okolicach jest parę miejsc, gdzie ludzie trenują pod Rzeźnika czy B7D. Sama udeptywałam górki w rezerwacie Karpaty w Puszczy Kampinoskiej. Tyle, że wszędzie muszę dojechać, co zajmuje cenny czas, a i trening swoich godzin potrzebuje.
Trudno, musiałam wrócić na siłownię. Zbiegów raczej tu nie wyćwiczę, ale podbiegi a i owszem. Decyzję o powrocie do zamknietego pomieszczenia znacznie ułatwiła mi niezwykle silna alergia na słońce, która skutecznie utrudniała bieganie w terenie.
Suma sumarum od lipca gro czasu treningowego spędzam na siłowni. Łączę w ten sposób naukę z treningiem. Jak? Nie wiem czy słusznie robię, ale przynajmniej raz w tygodniu uskuteczniałam marsze pod gorę na dystansie ok 4-5 km "pokonując przewyższenie" ok 550 - 700 m. w tempie ok 10:30 min/km. Przy takim marszu jestem w stanie czytać notatki. Niektóre rzeczy trzeba przeczytać dwa razy, bo skupienie jest mniejsze, jednak lepiej trochę niż wcale.
Po takim marszu z reguły było po kilka kilometrów biegu "pod górki" i trening kończył się wynikiem ok 700-850 metrów w górę.
Przyjęłam założenie, że choć bieżnia nie zastąpi gór, to przy dużych nachyleniach jednak pozwoli przygotować nogi do marszu na szczyty. Kierując się tą myślą wczoraj zrobiłam sobie 3,5 h maratonik na bieżni w czasie którego pokonałam 25 km i 1600 m w górę. Nie powiem, żeby łatwo było. W terenie trudniejsze jest podłoże, ale są zbiegi i wiaterek, czy w ogóle ruch powietrza nas orzeźwia. Na siłowni łatwiej się idzie, ale zbiegów już nie ma co oznacza, że w ich miejsce trzeba biec ze stałą prędkością po równym. Klima oczywiście działa, z tym, że trudno oczekiwać chłodu, w rezultacie leje się z człowieka dwa razy bardziej niż na zewnątrz.
Podsumowałam wczoraj swój lipcowy kilometraż...
Tara tara.... mam własny malutki rekord... 257 km + 17 km owych marszów "górskich" i jeszcze rower.
W ramach długiego wybiegania był maraton w Świdrze, w za niedługo będzie Maraton Solidarności.
No, i tyle musi wystarczyć na B7D, resztę zostawiam głowie.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Patriszja11 (2012-08-02,11:23): Znam ten ból i też przeprosiłam się z bieżnią:) Mój sposób na trening górski na bieżni to: bieg z rosnącym nachyleniem i malejącą prędkością. Zaczynam tak od 11km/h ze wznosem 3stopnie i co dziesięć minut podnoszę go sobie o 1 stopień aż do 10 (bo to już max na mojej bieżni). Przy 9 i 10 stopniach zdecydowanie zwalniam prędkość i przechodzę do wolnego truchtu 8km/h i marszu dzięki czemu wytrzymuję tak ponad godzinne treningi. Brak wentylacji to rzeczywiście duży problem i jeszcze nic na to nie wymyśliłam wprawdzie mam wiatrak ale podwieszony w innym pokoju z dala od rączek Oseska:)Z tymi zbiegami z kolei to zauważyłam że fajnie się biegnie po takiej godzinie cały czas pod górę jak ustawi się wznos 0 i podkręci prędkość wtedy na moment można i na bieżni poczuć się jak na zbiegach - super sprawa na zakończenie ciężkiego treningu. Polecam:)
Patriszja11 (2012-08-02,11:24): No i oczywiście gratuluję lipcowego kilometrażu, naprawdę imponujący:)
ultramaratonka (2012-08-02,12:30): Na siłowni bieżnia podnosi się do 15 i staram się to iść w tempie 5.6 km/h, jak padam zmniejszam do nawet 5km/h. Biegam do max 6. Już sprawdziłam w terenie, że to tej wysokosci jeszcze truchtam, potem już maszeruje. Nawet jeżeli jest mam przed sobą tylko 100 m pobiegu to wole to maszerować niż tracić siły na podbieg. Mój trening "górski" marszowo - biegowy trwa ok 2 h.







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
14:55
Admirał
14:50
miras
14:24
michu77
14:10
Januszz
14:05
Jaszczurek
12:57
czewis3
12:52
majsta7
12:49
Andrea
12:38
StaryCop
12:33
lemo-51
12:33
Kapitan
12:25
vipsektor
12:18
Kazim
12:12
CZARNA STRZAŁA
12:02
jacek wąsik
11:47
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |