Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
110 / 292


2017-09-02

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Parkrun Świnoujście #60 - pudło z orłem (czytano: 907 razy)

 

Tydzień treningowy przed startem - 2 dyszki crossowe z szybkimi podbiegami i 3 dyszki po szosie. Tak samo jak przy poprzednim parkrunie, ale nie tak samo. Szczegóły w dzienniku treningowym. Miałem nie jechać na ten parkrun, ponieważ już za tydzień mam bardzo ważny bieg w Dziwnowie. Ale w tym dniu rozgrywany jest maraton Świnoujście - Wolgast i chciałem trochę pokibicować.

Wstałem o 5.30. Poranne ważenie - 72,0 kg, czyli mniej niż przy poprzednich startach. Śniadanie, pakowanie i o 6.12 wyjazd rowerem. Temperatura 13 stopni, bez deszczu, chociaż w nocy padało mocno. Jest więc mokro. Bez przeszkód docieram na prom o godzinie 7.57, czyli czas przejazdu - 1:45. Znowu lepiej niż poprzednio, ale czy to tak dobrze? Więcej sił straciłem, więc mniej energii będzie na biegu.
Na miejscu startu przywitałem się ze wszystkimi, pogadałem trochę i jeszcze znalazłem chwilę, żeby trochę odpocząć na ławeczce. Przebrałem się, rozgrzewka i...

START
Ruszam mocno i jestem drugi. Mój rywal sprzed 2 tygodni - Mikołaj objął prowadzenie, ja za nim. Ostatni zakręt przed końcem pętli. Organizator zaznaczył wapnem wystające korzenie. Zapatrzyłem się w to oznaczenie, pobiegłem obok i zahaczyłem o coś wystającego z ziemi. Już dawno takiego orła nie wywinąłem. Jakoś spadłem na ręce, kolano i plecy. Tak to wyglądało po przybiegnięciu na metę. Jednak ma się jeszcze ten spryt - wstałem błyskawicznie i pobiegłem dalej. Straciłem jednak te kilka sekund. Trzeci biegacz wyraźnie zbliżył się do mnie, a pierwszy oddalił. Po skończeniu pierwszego kółka Maciek (imię znalazłem później w wynikach) doszedł do mnie. Przez krótką chwilę biegliśmy razem. Spytał się w pewnym momencie - czy mi się nic nie stało podczas wywrotki. Chyba musiało to wyglądać niebezpiecznie. Odpowiedziałem, że nie. Zresztą widać - biegnę, więc żyję. Po krótkim czasie uzyskał kilka metrów przewagi. Nie poddawałem się jednak - udało mi się go dojść. Niestety pod koniec znowu był szybszy. Chciałem zafiniszować na asfaltowej prostej (przed biegiem postanowiłem sobie, że tam docisnę), ale sił brakło. Przyspieszenie było, ale nie zdołałem dogonić drugiego miejsca.
META

Czas - 20.58, 3 miejsce na 58 startujących, 1 miejsce według współczynnika wieku - 73,29%. Gdyby nie wywrotka, mogło być troszeczkę lepiej. Bezpośrednio po moim finiszu - tradycyjne zdjęcie trzech pierwszych biegaczy przy bannerze parkrun Świnoujście, gdzie nie omieszkałem pokazać czarnych od ziemi rąk. To takie zdjęciowe podium.
Obmyłem się z ziemi wodą z butelki, przebrałem, coś wypiłem, coś zjadłem i trzeba było przemieścić się na miejsce startu maratonu. Po kilkunastu minutach dotarłem na miejsce. Spotkałem tutaj wielu kolegów. Jedni biegli, drudzy nie biegli. Powspominaliśmy sobie dawne czasy. Piotrek odgrażał się, że mi złoi tyłek na parkrunie. Pożyjemy, zobaczymy. Maratończycy ruszyli, a ja rowerem udałem się na trasę biegu. Przekroczyłem granicę i poczekałem na czołówkę. Na przedzie biegło dwóch biegaczy. Pojechałem trochę za nimi i stanąłem sobie gdzieś z boku. Mijali mnie kolejni zawodnicy. Dopingowałem znajomym i nieznajomym. Jakoś wolę biegać niż oglądać bieganie. Maraton przebiegł, a ja skierowałem się w stronę promu.
Wyjazd spod promu - 11.32, przyjazd do domu - 12.51, czyli 1:19, o minutę wolniej niż tydzień temu. Międzyzdroje - Kołczewo - 35:18, o ponad minutę wolniej niż tydzień temu, a dawałem ile fabryka dała. Nie zawsze można bić rekordy.

Wyniki czołówki:
1. Mikołaj Antkowiak 20:39 (63,12%)
2. Maciej Gołębiowski 20:55 (61,67%)
3. Jarosław Kosoń 20:58 (73,29%)
4. Daniel Cierpiał 21:46 (61,33%)
5. Robert Dusza 21:54 (61,42%)
6. Ryszard Pilz 22:00 (72,88%)
7. Artur Rumistrzewicz 22:07 (61,72%)
8. Maciej Jaśkiewicz 22:31 (58,25%)
9. Piotr Kudaś 23:25 (55,09%)
10. Daniel Kosel 23:44 (55,55%)

Aby pobić rekord trzeba było przytrzymać się Mikołaja, a to dzisiaj nie było możliwe. Mogłem próbować, ale to by nie skończyło się dobrze. Poziom biegu nie był zbyt wysoki. Wielu dobrych biegaczy wystartowało w tym dniu w maratonie czy w półmaratonie.

Podsumowując - rekordu biegowego znowu nie było, rekordu kolarskiego też, ale warto było. Skutki wywrotki - starte prawe kolano, dwie rysy na przedniej stronie prawego podudzia, wybrudzona koszulka, spodenki i moje kończyny. Rany się zagoją, strój już wyprany a ja wykąpany :)
O ile pamiętam, to już trzecia moja wywrotka w Świnoujściu. Jedna była podobna do dzisiejszej, w biegu przełajowym gdzieś w okolicy stadionu. Druga była bardziej widowiskowa - na oczach wielu biegaczy. Było to gdzieś na początku biegu, na trasie nazwanej Górą Sankową (jest tam duża górka, z której jeździ się na sankach). Trasa była oblodzona, prowadziłem dużą grupę biegaczy. Biegnąc z górki straciłem równowagę i przejechałem się w dół na czterech literach dobre kilka metrów. Koledzy wspominali o tym jeszcze dzisiaj. Grunt to się widowiskowo przewrócić :)



Zdjęcie - Joanna Szafrańska. Pierwsza trójka biegu. Pokazuję dłonie ubrudzone ziemią - skutki wywiniętego orła.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
wroner
00:03
szakaluch
23:46
Snake
23:42
conditor
23:34
benfika
23:13
macius73
22:44
vipsektor
22:37
marian
22:05
szymk
21:59
Grzegorz Kita
21:48
jakub738
21:24
42.195
21:10
zlyporucznik
21:02
crespo9077
20:55
porywczy
20:21
rezerwa
20:09
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |