Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [9]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Pamiętnik internetowy



Urodzony:
Miejsce zamieszkania:
41 / 50


2015-04-30

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
„Spokojnie, zmieścisz się” (czytano: 482 razy)
(POPRAW WPIS , ZMIEŃ ZDJĘCIE , USUŃ ZDJĘCIE)

PATRZ TAKŻE LINK: https://www.youtube.com/watch?v=lDirfuSEPTc

 

Bezsprzecznie ogień ma hipnotyczną siłę sprawiającą, iż wielu ludzi chętnie zasiada wokół paleniska, choć w industrialnym otoczeniu przeciętnego mieszczucha nie pełni ono żadnej z pierwotnie istotnych funkcji. Nie zmienia to faktu, że kontrolowana magia trzaskających płomieni nadal działa, zapewne właśnie dlatego wspomnienia z ogniskiem w tle zwykle należą, jeśli nie do najprzyjemniejszych, to przynajmniej do wyrazistych.

Skoro wiosna, to i ognisko. Zebrało się nas kilkanaście osób – ludzie z rozmaitych bajek, od zdeklarowanych biegowych maniaków, poprzez podtatusiałych podrywaczy-rockmanów, aż po nieco zagubionych artystów. Dziewczyny chichotały polewając wino, ktoś brzdąkał na gitarze, ruszyły w obieg rozmaite historie – spotkanie w gronie starych znajomych. Jak to często bywa, gdy zabawa osiągnęła już etap lekkiego wyciszenia, dołączył do nas kolega, który najpierw „kurczę, nie mógł”, jednak w końcu się zjawił, i to nie sam. Jako się rzekło, towarzystwo na chwilę zamilkło, zapatrzone w blask rozżarzonych polan, dlatego wyłaniające się nagle z ciemności sylwetki przyciągnęły uwagę wszystkich obecnych.

- Cześć, wszystkim!

- Darek! Jednak w końcu udało ci się wyrwać! – Koleżanki obskoczyły nowo przybyłych, podsuwając na talerzykach, co tam miały dobrego.

Darek lubi „wejścia”, więc wykonując zamaszysty ukłon rozpoczął kabaretową prezentację: - Witam serdecznie. Pozwólcie, że przedstawię dostojnego gościa. Oto… - tu padło imię i nazwisko, których za cholerę nie jestem w stanie wydobyć z pamięci - …, urodzony sportowiec, absolwent AWF Wrocław!

Zachęceni w ten sposób do żartów, wszyscy fetowali nowego biesiadnika. Prześcigając się w wymyślaniu kolejnych głupot, poczęliśmy wykrzykiwać banialuki w stylu „niech żyje polski sport!”, „jutro Rio!”, „witaj, mistrzu!”, itp. W chwilę potem, wyszczerzony od ucha do ucha, z oczami jak spodki, ściskając w dłoni szklankę wina, przybysz rozsiadł się na podstawionym czym prędzej leżaku. Aby ośmielić gościa, padło kilka kurtuazyjnych, neutralnych pytań o znajomość z Darkiem, rozpoczęliśmy delikatne przepytywanie o ewentualnych innych wspólnych znajomych, wrażenia z pobytu w Krakowie, itp. Mimo wysiłków kilku osób, sportowiec milczał jak zaklęty, zaś wszystkie poruszane kwestie czym prędzej wyjaśniał Darek, całkiem jakby pośredniczył w próbach dialogu pomiędzy grupą głodnych sensacji dziennikarzy, a przybyszem z Marsa. Poskładany w krzywiznach leżaka niczym scyzoryk, wysoki, patykowaty milczek jeno się wpatrywał w ogień i z filozoficznym uśmieszkiem błądzącym na pociągłej twarzy sączył małymi łyczkami resztkę alkoholu. Ponieważ klej wyjaśnień naszego kolegi słabo imitował rozmowę, bo po prostu nie było czego kleić, tajemniczy gość w naturalny sposób począł opuszczać orbitę powszechnego zainteresowania. W pewnym momencie jedna z koleżanek podała talerz z ciastem, gdy kolejka dotarła do pogrążonego w zadumie sportowca, ten nieco zbyt gwałtownie odsunął od siebie poczęstunek, jakby ktoś proponował degustację ludzkiej wątroby. Po zagadkowym grymasie cherubinka nie było śladu. Powoli unosząc się z miejsca, wyraźnie podniesionym tonem wycedził:

- Chyba nadszedł czas, żebyśmy się poznali trochę lepiej. Podobno niektórzy z was tutaj biegają… - to rzekłszy, zawiesił głos i powiódł po zgromadzonych bawolim spojrzeniem, jak gdyby szukał podejrzanych o produkcję sztucznej mgły smoleńskiej. Nerwowym gestem wydobył z kieszeni plik czegoś, co w pierwszej chwili wzięliśmy za wizytówki. Podejrzewając charakterystyczny dla Darka sposób wkręcania towarzystwa w rozmaite dzikie aranżacje, czekaliśmy co z tego wyniknie. Zapewne przeczuwając propozycję zabawy, ucieszona Anka wychyliła się w stronę gościa, próbując dostrzec co też ściska w dłoni.

- Co proponujesz?

Z miną zadowolonego mafioso, rozdzielającego pomiędzy podwładnych rulony studolarówek za dobrze wykonaną robotę, sportowiec ruszył w krąg rozdając sztywne karteluszki. Na otrzymanej karteczce widniał jedynie długaśny link do strony internetowej, a tuż nad nim pyszniły się potraktowane tłustą „szesnastką” liczby „2:19:57”. Spoglądając na sąsiadów dostrzegłem, że ich bileciki zawierają to samo. Cały występ naszego gościa zaczął mi się układać w potworny wzór. Znajomi, którzy biegają jedynie usiłując zdążyć na autobus, prawdopodobnie nadal nie bardzo kojarzyli co jest grane.

- Jeśli chcesz nam sprezentować pewniaki w Lotto, to chyba brakuje co najmniej jeszcze jednej liczby – ledwie wypowiedziawszy te słowa, Wojtek został pozbawiony karteczki. Na twarzy sportowca wyciągającego mu z ręki kartonik, malował się w tym momencie uśmiech sadysty odbierającego dziecku ostatni cukierek w tej części świata.

- No dobrze, kto z was jest tutaj najszybszy?

- Prawdopodobnie ja – rezolutnie przyznała Anka, faktycznie najszybsza w grupie. – Wygrałam coś?

- Jakoś nigdy o tobie nie słyszałem – tryumfował maratończyk, taksując koleżankę spojrzeniem fachowca.

Żal mi się zrobiło Darka. Widziałem jak grunt zaczyna mu się usuwać spod nóg. Po chwili zrezygnowany opuścił głowę i było jasne, że cała sytuacja jest dla niego kompletnym zaskoczeniem. Jeżeli do tego momentu ktoś miał jeszcze wątpliwości co do charakteru występu naszego gościa, to teraz wszystko poleciało jak po sznurku. Jedna po drugiej, karteczki z atomowym wynikiem szybko wróciły do właściciela. Zwracając „prezent”, Bartek nie omieszkał poczynić uwagi kończącej tortury naszego kolegi:

- Faktycznie, szybki jesteś. Do minimum kwalifikacyjnego jeszcze trochę brakuje, ale zawsze możesz spróbować szczęścia w jakimś klubie. Jeśli odpalisz podobną rakietę na lokalnej imprezie, bardzo możliwe, że ktoś się tobą zainteresuje i znajdziesz sponsora na szpanerskie buty albo wyjazd zagraniczny. Spokojnie, zmieścisz się… komu jeszcze wina?

- Ciut mocne to wino. Szybko idzie do głowy – dorzuciła Paulinka.

Gdyby można było usłyszeć dźwięk marzeń, którymi ktoś wyrżnął o grunt, to pewnie by nas wszystkich ogłuszyło. Nieznajomy kompletnie oklapł, skurczył się w sobie jak zmokła kura, po czym bez słowa ekspresowo ulotnił, a wraz z nim ledwo wyczuwalny, sportowy smrodek. Swoją drogą, jakże delikatnym ustrojstwem jest człowiek – tak mało trzeba, żeby odbiła palma. Z drugiej strony, pocieszające jest to, iż zazwyczaj równie niewiele wystarczy, aby znów złapać kontakt z rzeczywistością.

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


(2015-05-04,07:41): cóż... współczesna bieda przyjmuje rozmaite formy. Jedną z nich jest bieda konsumpcyjna, związana z nadmiarem (nie brakiem) posiadania. Posiadanie może dotyczyć przecież także określonej formy sportowej, która to forma, jeśli determinuje nasz sposób myślenia, zniewala. Pozdrawiam, 4:31:43.
PS. Sam jestem ciekaw, czy gdybym podpisywał się 2:19:xx, nie czułbym się lepszy od innych... oby nie.







 Ostatnio zalogowani
Wojciech
22:01
ŁukaszK
21:50
enemigo
21:49
japa
21:39
Ziuju
21:20
RobertLiderTeam
21:19
marczy
21:14
młodyorzech
21:10
gpnowak
21:07
Sikor 4Run Team
20:41
ADZIU1976
20:34
orfeusz1
20:28
przemek300
20:26
schlanda
20:17
Andrzej5335
20:03
Daniel22
19:48
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |