Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [72]  PRZYJAC. [66]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Patriszja11
Pamiętnik internetowy
Życie na przełaj

Patrycja Dettlaff
Urodzony: 1983-10-11
Miejsce zamieszkania: Nowa Iwiczna/Wałbrzych Podgórze
67 / 89


2014-12-31

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Patrycja po drugiej stronie ultra (czytano: 1066 razy)

 

Każdy dokądś zmierza
za czymś goni
licząc na to że w tym czego szuka
odnajdzie kawałek siebie
swój świat
W 2014 roku moje poszukiwania koncentrują się wokół ultra.
Z początku lekko nieśmiało
spoglądam w mglistą przyszłość
niepewnie błądząc wzrokiem
po kalendarzu startów
Jednak z każdym kolejnym biegiem
moje oczekiwania precyzują się
a pewność siebie w górach wyostrza się.
Falenicki cykl Zimowych Biegów Górskich
którym zaczynam rok
nie jest dla mnie nowością
ale dzięki temu
biegając znów w tym samym miejscu na tej samej trasie
mam skalę porównawczą i mam okazję
przekonać się że nie tylko jestem coraz lepsza z biegu na bieg
ale też i znacznie lepsza niż rok i dwa lata temu.
Wielka Falenica nagle traci na znaczeniu
w obliczu możliwości spotkania z prawdziwymi górami
Plany krzyżuje nieco niekończące się przeziębienie
z którym walczę od początku roku.
Nie potrafię sobie jednak odpuścić
z niczego nie chcę zrezygnować
Za chwilę mam biec Icebug Winter Trail
jednak po drodze
Połówka Komandosa obowiązkowo być musi
Moje ciało strajkuje
Daję radę dobiec do mety
jednak kończy się to dla mnie zapaleniem oskrzeli
i długo diagnozowanym naderwaniem przyczepu przepony
które objawia się tajemniczym rwącym bólem pod żebrami.
Nieświadoma z początku swojego stanu zdrowia
z gilami do pasa i złamana w pół z bólu
Nie potrafię odpuścić okazji by pojechać w góry
Icebug Winter Trail kończę z trudem na lekach przeciwbólowych.
Wtedy postanawiam wziąć się za siebie
i odpocząć
Jest to jednak odpoczynek z zegarkiem w ręku
z ciągłym pytaniem czy zdążę wyzdrowieć na kolejny ważny start
Do pierwszego w moim życiu zimowego ultramaratonu
mam miesiąc
Po zaliczeniu kilku długich biegów górskich latem
przebiegnięcie maratonu a nawet ultramaratonu zimą wydaje mi się
naturalną konsekwencją na swej drodze.
Zależy mi więc bardzo jak nie teraz to kiedy
skoro zima za chwilę odejdzie w niepamięć
Moja osobista mocno subiektywna
ocena stanu zdrowia tuż przed startem
jest więc oczywista
- biegnę
a właściwie biegniemy
Moja Szybsza Połowa staje ze mną ramię w ramię na starcie.
Trochę z troski o mnie a trochę pewnie z sentymentu
do wspólnego zimowego biegania
jakie zaserwowaliśmy sobie sami
witając Nowy Rok w Szklarskiej
Całą trasę biegniemy razem
Od początku czuję że to nie będzie mój bieg
chociaż dolegliwości ostatnich tygodni nie dokuczają
wyraźnie jestem bez formy
czego można się było spodziewać.
Bieg kończymy w 7h 32min
Nie taki diabeł straszny jak go malują
już wiem że jestem w stanie pobiec maraton w górach
zimą nie zamieniając się po drodze w bryłę lodu.
Budujące doświadczenie.
Przy okazji za 10 miejsce open kobiet otrzymuję pierwsze punkty do Montrail Ligii
plasując się gdzieś w okolicach czwartej dziesiątki kobiet.
Tym razem mam jednak apetyt na więcej
Łapię ligowego bakcyla
i zaczynam wybierać biegi pod kątem Montrail Ligii
ciekawi mnie już nie tylko jak długo mogę biec
ale też jak wysoko mogę zajść w rankingu polskich biegaczek górskich.
Z myślą o tym
podczas powrotu samochodem z ZUKa
zapisuję się na cały czerwcowy cykl biegów górskich w Zakopanem
GP - Sokoła
Tatry to już nie przelewki
a w konkurencji sama śmietanka
ale właśnie o to mi teraz chodzi
aby biegać wśród najlepszych.
Po drodze jest jeszcze kwiecień i maj.
W kwietniu uwagę moją przykuwa maraton Wielka Prehyba w Szczawnicy
przy okazji którego mogę się spotkać z powracającą na chwilę z Włoch przyjaciółką
Ze stalową wolą i żelaznym sercem do walki.
Na bieg przyjeżdżamy w ostatniej chwili
po całonocnej podróży obawiam się co to będzie
tym bardziej że pogoda nas nie rozpieszcza.
Deszcz pada przez cały bieg
jednak jak się przekonuję są takie krople
które dają człowiekowi frajdę
Biegnę jak natchniona umorusana w błocie po pas po szyję
i wbiegam na metę na 7 miejscu open kobiet
wygrywa oczywiście Sempre Wiktoria
przynosząc mi szczęście
i tak wspólnie biesiadując po biegu
podejmuję decyzję co do kolejnych wspólnych startów
Wprawdzie wyjazd do Włoch na razie pozostaje moim marzeniem
jednak postanawiam pobiegać z Nią, Nieustraszonym Włóczykijem
i oczywiście Moją Szybszą Połową w majówkę.
Wybieramy Sandomierski Bieg Górski Szlakiem Królowej Jadwigi.
Czuję że jestem w dobrej formie
choć treningowy start na 5km w biegu Konstytucji w Stalowej Woli tego nie potwierdza.
Dzień później pokazuję jednak swoją klasę i na dystansie 21km
przez sandomierskie sady i wąwozy jestem druga
tuż za Sempre Wiktorią :-)
Łapię kolejne punkty do Montrail Ligii
i nagle okazuje się że piszą o mnie
jestem 7 w rankingu!
Mały szok i niedowierzanie że to takie proste
studzę faktem że najlepsze zawodniczki dopiero się rozgrzewają i do października
jeszcze bardzo bardzo daleko.
Póki co zbliża się jednak wielkimi krokami weekend biegowy z Sokołem.
Chcę wypaść jak najlepiej
Choć wiem że zadanie czeka mnie niełatwe bo będą to 3 trudne biegi w 3 dni
już w pierwszym starcie biegnę co sił w nogach.
Sił starcza na 8 miejsce open kobiet
i... małą niespodziankę
dzięki niedublującym się nagrodom
jestem pierwsza w kategorii wiekowej i wygrywam nowe buty.
W samą porę bo stare rozpadają się dosłownie na moich nogach
podczas kolejnego startu
a jest nim Bieg Marduły
czyli MP w Skyrunning
Jest to najdłuższy bieg cyklu i choć ma tylko jak dla mnie 25km
to jest to jedno z najlepiej zapamiętanych 25km w życiu.
Zmęczenie dniem wczorajszym plus
duże przewyższenia i trudna technicznie trasa
przyginają mnie podczas biegu dosłownie do ziemi
Dochodzę do siebie orzeźwiając się czerwcowym śniegiem na Kasprowym
którego smak długo potem pamiętam.
W biegu Marduły zajmuję odległe 19 miejsce wśród kobiet
jednak w klasyfikacji GP Sokoła jestem wysoko
na czwartym miejscu open K
Postanawiam to dobre miejsce utrzymać
i aby się dodatkowo zmotywować
nie czekam na nagrodę z dnia poprzedniego
i sama kupuję sobie moje pierwsze
górskie buty z prawdziwego zdarzenia - czyli Speed Crossy
W ostatnim biegu na Morskie Oko
daję z siebie maksimum mocy
co po dwóch dniach ciężkich zmagań
oznacza jakieś 60% moich możliwości
Nie martwię się tym jednak bo dziewczyny
z którymi podejmuję rywalizację są w tej samej sytuacji.
Odpieram atak od startu niemal do samej mety twardej Zakopianki
i kończę bieg na 12 miejscu open kobiet
utrzymując jednocześnie 4miejsce w całym cyklu.
Moje morale rośne
a pozycja w rankingu Montrail Ligii utrzymuje się wciąż wysoko
na 12 pozycji.
Tymczasem kolejny wielki start zbliżą się
równie wielkimi krokami.
Przede mną Sudecka Setka
czyli drugie podejście do dystansu 100km.
Przy okazji jest to również bieg nocny
co jest dla mnie dodatkowym wyzwaniem.
Wracają dawne lęki i obawy
lecz tym razem moc jest ze mną
i z każdym przebiegniętym km nabieram wiary w siebie.
Nad ranem przychodzi zmęczenie
i pojawiają się omamy
ale to w co jeszcze przed biegiem
trudno mi było uwierzyć z każdym krokiem staje się
coraz bardziej realne.
Swoje drugie w życiu 100km
biegnę całą noc i pół dnia
kończąc wyścig z czasem 13h i 10min
zajmując tym samym 6 miejsce open kobiet.
Choć otrzymuję za nie zaledwie 31pkt do MLBG
(ponieważ bieg ukończyło łącznie tylko 18 kobiet)
czuję że to moje największe dotąd osiągnięcie
Po biegu jestem tak zmęczona że śpię
kolejnych 13godzin
i śnię o kolejnych startach
które już lada moment.
Zapisując się na kolejny Maraton Gór Stołowych
zimą nie myślałam że będę 2 tyg wcześniej biec 100km
stąd teraz mam nie lada zagwozdkę co zrobić
Biec czy nie biec? - Oto jest pytanie
Ponieważ czuję że jestem w dobrej formie
postanawiam pobiec Góry Stołowe
na spokojnie tylko na ukończenie
Gdy jednak na 35 km na punkcie odżywczym dowiaduję się
od przypadkowego kibica że jestem 10 kobietą
decyduję się powalczyć na końcówce
i tak wykonuję chyba najmocniejszy
15km finisz w moim życiu podczas
którego wyprzedzam jeszcze 3 kobiety
a żadna nie wyprzedza mnie.
Przy okazji udaje mi się też odczarować prowadzące na Szczeliniec schody
które teraz zdają się mi pomagać z każdym krokiem.
Na mecie jestem jak zwykle nieprzytomna
lecz gdy świadomość wraca po kilku minutach zdaję sobie sprawę z kilku faktów.
Udało mi się prawie dogonić Moją Szybszą Połowę
która teraz leży na mecie u moich stóp
no i jestem 7/66 kobiet
w jednym z najtrudniejszych maratonów górskich w Polsce.
Nie czas jednak na świętowanie gdyż w lipcu przede mną kolejne biegi
W Warszawie walczę dzielnie w cyklu Monte Kazura
w którym po pierwszym posumowaniu jestem na 2 pozycji
a w górach już za chwilę czekają mnie MP w maratonie górskim.
W Lądku w którym odbywają się te zawody
postanawiam spędzić nie tylko weekend ale i cały tydzień.
Towarzyszą mi w tym mój mały Aleksander
moi rodzice i w końcu dołącza również i Moja Szybsza Połowa.
Podczas Złotego Maratonu
żar leje się z nieba
a ja pomimo że dobrze na ogół znoszę taką pogodę
tym razem źle się czuję.
Brakuje mi wody w bidonie pomiędzy punktami
i długo walczę z kryzysami
jednak tuż przed metą podrywam się do walki
i nadganiam stawkę kobiet.
Sił starcza mi tylko i aż tylko na 7 miejsce wśród kobiet
które tym razem jak na ironię widzę jako swoją porażkę
gdyż dekoracja zawodników odbywa się włącznie do 6 miejsca.
Duża liczba wypracowanych punktów do Montrail Ligii
sprawia że pomimo tego poczucia nadal jestem w rankingu
tuż za pierwszą dziesiątką kobiet.
Na pocieszenie startuję w MP w stylu alpejskim w Międzygórzu
jednak zmęczenie ciężkim startem i całym tygodniem
spędzonym na bieganiu po górach pozwala mi cieszyć się jedynie
z tego że podczas biegu na Śnieżnik naprawdę solidnie udaje mi się zmęczyć.
Z wakacyjnych startów ultra zostaje mi już tylko
Maraton Karkonoski który tym razem ma 46km
a później jedna wielka niewiadoma
czyli start zagraniczny i moje kolejne 100km.
Podczas treningu
tuż przed Maratonem Karkonoskim
niefortunnie stawiam nogę na kamieniu
i stopa boleśnie ucieka mi na zewnętrzną krawędź
W pierwszej chwili myślę że skręciłam nogę
ale po kilku dniach okazuje się że to tylko lekkie naciągnięcie
Zadaję sobie jednak pytanie czy zdołam z tą kontuzją przebiec maraton w górach.
Decyzja zapada tuż przed startem
biegnę - najwyżej jak zacznie boleć to zejdę z trasy.
Tymczasem scenariusz okazuje się być zupełnie inny niż przypuszczam wcześniej.
Kostka nie boli
boli za to no właśnie właściwie nic mnie nie boli
ale po prostu nie mam siły biec.
Na pierwszych 10km głównie pod górę
ledwo zmuszam swoje ciało do biegu
który co i rusz muszę przeplatać przerwami na marsz
Co się ze mną dzieje zaczynam się zastanawiać?
Dziwna niemoc trwa mniej więcej do 15km
a później diabeł jakby wypuszcza mnie z uścisku
Zaczynam nabierać prędkości
Ze Śnieżnych Kotłów z powrotem w dół
pod dolną stację wyciągu na Szrenicę lecę
jak na skrzydłach
ledwie dotykając kamieni.
Dobiegam na 10 miejscu
i choć znów z wyniku średnio jestem zadowolona
Kolejny górski ultramaraton w pierwszej 10 kobiet
daje mi sporo punktów.
W Montrail Lidze znów jestem w pierwszej 10 biegaczek górskich
a w cyklu biegów górskich Monte Kazura po ostatnim biegu utrzymuję drugą pozycję
Są to dla mnie wiadomości w sam raz przed ważnym startem.
Bieg CCC wchodzący w skład cyklu biegów pod wspólną nazwą UTMB
to nie przelewki.
Bieganie po Alpach często na wysokości powyżej 2000m
to samo w sobie już jest dla mnie wyzwanie
a do tego należy jeszcze dodać dystans 101km
Na tym dystansie moje szanse są jak 1:1
raz wygrałam z czasem a raz poległam.
Stąd też przed samym biegiem mam wielkie obawy czy podołam zadaniu.
Jak na złość z powodów zawodowych nie mogę być w Chamonix wcześniej
a przyjazd na kilkanaście godzin przed startem nie daje szans na pełną aklimatyzację.
Bieg okazuje się być dla mnie jedną wielką lekcją pokory
jednak jest też happy end
Po 26 godzinach na trasie osiągam metę
po drodze zmagając się z chorobą wysokościową
ciemnościami, mgłą, błotem, brakiem kijków
i zmęczeniem jakiego nigdy dotąd nie zaznałam.
Okazuję się jednak że wszystko jest możliwe
nawet to czego nie możemy sobie wyobrazić
że można nie tylko biec i jeść
można też biec i spać
że bieg właściwie może się nie kończyć wraz z dniem
wraz ze zmieniającą się datą.
To są dla mnie rzeczy zupełnie nowe
i dotykam ich z ciekawością i z lękiem
niewiedzy na temat tego co będzie dalej.
Pomimo biegu przez długi czas na granicy zarówno limitu czasu jak i granicy własnych możliwości
po ponad dobie ciągłego wysiłku
Odkrywam w sobie niemal zwierzęcą wolę przetrwania
zbieram się w sobie i tym razem
daję radę zmieścić się we wszystkich limitach
zapewniając sobie chyba najbardziej wzruszający
finisz w moim życiu.
Finisz biegu w którym było wszystko
krew, pot i łzy.
Po czymś takim
trudno wrócić tak po prostu do rzeczywistości
i biegać dalej tak jakby nigdy nic.
Tak też jest i ze mną.
Przychodzi kolejny kryzys formy
ale tym razem głębszy
bo skoncentrowany w psychice.
Przez swoją nieobecność w polskich górach
tracę z tygodnia na tydzień w Montrail Lidze
a sił by znów wrócić do biegania pełną gębą brak.
Znów zadaję sobie pytanie z początku roku
Ultra i co dalej?
W poszukiwaniu odpowiedzi
decyduję się zrobić coś na co do tej pory
jeszcze się nigdy nie zdecydowałam
zapisuję się klubu
w którym biega Moja Szybsza Połowa.
Pierwsze tygodnie w JacekBiega Running Team są trudne
choć biegam tak jak chciałam
czyli tak jak sama nie byłabym się w stanie zmusić
- szybko i mocno
ta zwiększona szybkość jest dostrzegalna chyba tylko przeze mnie.
Obecność w mocnej drużynie mobilizuje do pracy
do tego aby stawiać sobie wysoko poprzeczkę aby biegać zróżnicowanym tempem zaskakiwać swoje ciało z treningu na trening
Jednak z drugiej strony po wejściu na bieżnię zdaję sobie sprawę że nigdy nie czułam się aż tak zamulona i słaba.
Na dodatek pod koniec września podczas jednego z treningów w pobliżu domu
zostaję pogryziona przez owczarka niemieckiego sąsiadów
który wybiega z otwartej bramy wprost na mnie przewraca mnie i szarpie jak kukłę.
Właściciel w końcu odciąga psa
ale stan mojego ciała jest opłakany
Z dziurą w nodze wielkości orzecha włoskiego i pokąsaną ręką
poszyta z założonymi sączkami zaciskam zęby
i walczę dalej.
Chcę jak najszybciej wrócić z powrotem do biegania
Bardzo potrzebuję teraz czegoś pozytywnego
co postawiłoby mnie na nogi.
W poniedziałek mdleję podczas zmiany opatrunku w przychodni
we wtorek jestem już na treningu i robię siłę biegową
Udaję że wszystko jest w porządku
ale ja wiem że nie jest.
Wszystko przez to że znów chcę czegoś za bardzo
Liczę na to że uda mi się zakończyć sezon udanym startem.
Za swój cel obieram Ultra Maraton Bieszczadzki
w dzień po swoich 31 urodzinach.
Termin wydaje się być idealny
szanse na uplasowanie się w pierwszej 10 kobiet
biorąc pod uwagę że we wszystkich ultra w kraju w tym roku takie miejsca zajmowałam też nie wydają się być przesadzone.
Podczas biegu czuję się w miarę nieźle
i walczę od samego startu aż do mety
jednak mimo tego zajmuję dopiero 13 miejsce.
W moich oczach ten wynik jest porażką o jakiej nie warto pisać
ale czas mija a ja nabieram dystansu do tych wydarzeń
i zaczynam dostrzegać że to nie moje osiągnięcia
są zbyt małe tylko moje wymagania w stosunku do siebie są zbyt duże.
Podsumowując ten rok zdaję sobie sprawę że w całym roku
przebiegłam ponad 882km w 37 startach
niemal wyłącznie w trudnych górskich biegach
regularnie zajmując miejsca w 10 open kobiet.
Ten fakt potwierdza podsumowujące zestawienie Montrail Ligii
w którym okazuje się że ostatecznie po całym roku zajmuję
15 pozycję wśród wszystkich biegaczek górskich w Polsce!
To więcej niż byłabym w stanie w śmiałych kalkulacjach
sama sobie wyrokować.
W nagrodę i na deser postanawiam zakończyć sezon
Maratonem Komandosa
No i udaje się zamknąć sezon z małym sukcesem.
Pomimo krótszego niż przed rokiem przygotowania
przebiegam metę pod Silesianą z czasem całe 10 minut lepszym niż rok wcześniej i nieudawanym uśmiechem (jak to pięknie ujął Miodzio komandos)
Już wiem że to był dla mnie nie tylko udany bieg ale i udany rok.
Rok który okazał się być dla mnie pozytywnie zaskakujący
choć było w nim wiele trudnych momentów
wierzę że były one potrzebne
aby móc biec dalej tu gdzie jestem i tak jak do tej pory
bo jak się przekonałam w ultra wcale nie chodzi o to aby biegać coraz dalej
lecz aby będąc cały czas sobą nie ustawać w biegu
bez względu na czas, miejsce i okoliczności
Teraz mogę sobie odpowiedzieć na pytanie
- po ultra nie ma nic dalej
ale też na takim bieganiu mój świat się nie kończy
Po bieganiu ultra przyszedł czas na bieganie multi
na zabawę bieganiem
bo w bieganiu przede wszystkim trzeba mieć radość
a dopiero później wyniki.
Dlatego Nowy Rok zacznę od zabawy biegowej :-)

A wszystkim życzę szczęśliwego Nowego Roku
i dużo radości z biegania

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


michu77 (2015-01-02,20:12): Ciekawy sezon... zazdroszczę nawet trochę :P
Mahor (2015-01-02,21:24): Napiszę krótko.Podziwiam :)
Patriszja11 (2015-01-04,16:16): Dzięki chłopaki, tak to był nie tylko ciekawy ale i mocny sezon wiele się nauczyłam, ale w ultra wciąż dopiero raczkuję. Jakby jednak na to nie patrzeć ciężko będzie mi przebić kilometraż z minionego roku tym bardziej że w końcu trzeba też trochę odpocząć.
Inek (2015-01-05,21:46): Dziękuję i wzajemnie życzę Ci Patrycja udanego Nowego Roku :) Z dużym zainteresowaniem przeczytałem o Twoich dokonaniach w ubiegłym roku, są niezwykłe i pouczające, gratuluję!







 Ostatnio zalogowani
Marek.run
22:17
Roxi
22:07
dionizy62
22:04
13
21:57
rysiuparowoz
21:55
ula_s
21:55
kornik
21:49
akforce
21:41
marekch11
21:31
eldorox
21:31
zbyszekbiega
21:20
MareG
21:18
elektrod
21:16
tomaszbartkiewicz
21:15
kornas
21:15
Dana M
21:15
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |