Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [50]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Varia
Pamiętnik internetowy
Wariacje biegowe starszej pani

Joanna Grygiel
Urodzony: ------
Miejsce zamieszkania: ŻARKI LETNISKO
32 / 66


2014-09-14

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Siedem dzików, czyli wspomnień czar. (czytano: 775 razy)

 

Od jakiegoś czasu ciężko mi się biega. Trochę przytłoczyło mnie życie, i chociaż nie lubię robić za Smerfa Marudę, to sama widzę, że w moich ostatnich postach da się wyczuć nutka przygnębienia i rezygnacji.

Staram się z tym walczyć, ale efekty są różne... Czasami jednak udaje się odnaleźć na nowo radość biegania i na chwilę chociaż oczyścić umysł z trosk.

Tak było właśnie dzisiaj. Siódmy w tym roku dzik zaliczony. Udało się pokonać trzy kółka, choć na starcie sama w siebie wątpiłam, z przyjemnością, w całkiem dobrej formie i z najlepszym czasem, który dotąd uzyskałam na tej trasie.

I przypomniało mi się, jak trochę ponad rok temu pierwszy raz mierzyłam się z takim dystansem na dziku. W planie miałam wtedy pierwszy w życiu półmaraton, który chciałam pobiec we wrześniu w Ostrawie. Niestety, rozchorowałam się i nic z tego nie wyszło. Po cichu przyznam się, że chcę wyrównać moje rachunki z tą imprezą w tym roku...

Ale to dopiero będzie (albo i nie), a oto jak było na sierpniowym dziku 2013. To był okres, gdy dzik gromadził z miesiąca na miesiąc coraz większy tłum chętnych do startu. Toteż gdy dotarliśmy na miejsce ok 10:15, do biura zawodów stała spora kolejka, a miejsca do zaparkowania samochodu nie było nigdzie w okolicy, więc - nie wiedząc jeszcze o parkingu na sąsiednich uliczkach - wzorem innych zdesperowanych zawodników zostawiliśmy nasz pojazd w krzakach. Jarek z Włodkiem poszli po numery startowe, a ja ustawiłam się w kolejce do bezpłatnego badania tkanki tłuszczowej. To posunięcie zepsuło mi humor na długo, bo dowiedziałam się, że jestem zdecydowanie za tłusta! Właściwie znajduję się na granicy otyłości! I cóż z tego, że moje BMI jest w dolnych granicach normy, a ja kupuję ubrania rozmiaru S, gdy najwyraźniej składam się głównie z tłuszczu... Może rzeczywiście nie wyglądam jak zawodowa biegaczka, ale takich ambicji już nie mam, a swoje lata - tak.

Niemniej przygnębiona tą wiadomością, drżącymi rękami przypięłam krzywo swój numer i włączyłam sobie muzyczkę, by pozwoliła mi przetrwać bardzo trudny dla mnie wtedy dystans prawie 15 km. Ruszyliśmy z pewnym opóźnieniem i bardzo powoli, bo prawie 400 biegaczy i 70 kijkarzy już z trudem tylko mieściło się w wąskich ścieżkach panewnickiego lasku. Pierwszy kilometr polegał głównie na dreptaniu w tłumie, potem stawka powoli zaczęła się rozciągać i każdy mógł zacząć poruszać się we własnym tempie. W uszach brzmiał mi donośnie Queen, a w jego rytmie zgodnie poruszały się przede mną dziesiątki nóg (w tym trochę psich). To zadziałało na mnie prawie hipnotycznie i sama nie wiem, kiedy przebiegłam pierwsze okrążenie. Pogoda była piękna, choć może nie dla biegaczy, bo słońce zaczęło prażyć dość mocno, więc wszyscy rzucili się do wodopoju. Postanowiłam zrezygnować z picia, wylałam tylko na siebie kubek zimnej wody. Kolejny kilometr biegłam w lekkiej euforii i wtedy... ktoś wyłączył mi prąd. Nogi zrobiły się baaardzo ciężkie, muzyka z odtwarzacza była już tylko irytująca, a grupka z którą biegłam od dawna zaczęła się powoli ode mnie oddalać. I wtedy przypomniało mi się całe to sadło, którym jestem najwyraźniej owinięta i ogarnęła mnie taka złość na siebie, że postanowiłam na złość sobie biec dalej!

Jak postanowiłam tak zrobiłam, niedługo potem kryzys minął i dotarłam na metę w 1h 33 min, co w tym momencie nie było dla mnie tragicznym wynikiem. Byłam 39 na 109 biegnących kobiet. Jarek czekał już na mnie na mecie. To także był jego debiut na tym dystansie. Pokonał swoje 3 kółka w 1 h i niecałe 27 min. On miał inną motywację: jak sam przyznał biegł za pewną zgrabną dziewczyną :) Faceci mają dobrze! Co więcej, jego poziom tkanki tłuszczowej okazał się być w normie!

Czekając na Włodka, poszliśmy przebrać się do samochodu, a tam, dla odmiany na nas, czekała pani strażniczka miejska z mandatem za wjazd do lasu. Nie próbowaliśmy jej nawet tłumaczyć, że jako Leśne Ludki powinniśmy być do tego uprawnieni!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Inek (2014-09-16,22:41): Gratuluję "dzikiej" życiówki :)
Varia (2014-09-16,22:46): Dziękuję :) Mam nadzieję ją jeszcze poprawić!







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
04:47
DaroG
04:40
Admin
03:32
Marco7776
00:42
marczy
23:53
Citos
23:38
macius73
23:37
15Kowal
23:00
jantor
22:59
Merlin
22:52
Namor 13
22:37
INVEST
22:24
tomasso023
22:22
zbyszekbiega
22:13
Arti
22:11
Wojciech
22:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |