2014-09-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Brakuje ci dni do biegania? (czytano: 216 razy)
Większość planów biegowych dzielimy m.in. na etapy tygodniowe, a ten tygodniowy cykl rozpoczynamy pierwszego dnia czyli w poniedziałek. Też tak najczęściej robię ale nieraz - np. poza ścisłym sezonem - życie wymusza na mnie, że rozpoczynam biegowy tydzień od wtorku. Jednak zdarza się tez tak, że brakuje mi dni do biegania. Nie dlatego, że jestem zawziętym sportowcem i za wszelką cenę chcę pobić swój rekord życiowy, który i tak byłby tylko w moich oczach wielkim osiągnięciem, i może w oczach wyrozumiałych kolegów (większość biega szybciej i lepiej ode mnie), ale dlatego, że plany biegowe planami a rzeczywistość życiowa ma swoje zamiary (często niezaplanowane) do zrealizowania w pierwszej kolejności. Tak się stało teraz, dwa tygodnie przed maratonem. Trzy dni (w porywach cztery) wypadły mi z kalendarza i co tu zrobić? Całe szczęście, że pod koniec tygodnia wiedziałem już o przyszłych brakujących ogniwach łączących (rozrywających) moje treningowe wypociny, więc mogłem wymyślić kontruderzenie. Ponieważ bardzo sobie cenię dni, w których mogę nie biegać, więc niedziela była niebiegowa, no, chyba że tydzień się zawalił, to ów świąteczny dzień był ostatnią deską ratunku. Po niedobieganiu, a teraz byłem w sytuacji, w której plan tygodniowy wykonałem a przede mną był niewykonalny tydzień. Ważny etap. Cóż, sprawa okazała się bardzo prosta. Postanowiłem czasowo powrócić do tradycji chrześcijańsko - judaistycznej, w której pierwszym dniem tygodnia była niedziela a nie poniedziałek. W ten sposób potruchtałem sobie w niedzielę, ale nie w tę współczesną, ale w tę, podczas której kobiety poszły do grobu Jezusa („w pierwszy dzień tygodnia” - Łk.24,1). Dzięki temu mam szansę zrealizować plan tygodniowy i trzymam się swoich przyzwyczajeń mówiących o rozpoczynaniu cyklu tygodniowego od pierwszego dnia tygodnia.
Pierwszy dzień tygodnia spędziłem we Wrocławiu przez co bieg wykonałem po mojej dawnej trasie, czyli wzdłuż wałów. Przypomniało mi się jak fajnie jest biegać po równym terenie, jak dobrze można kontrolować tempo, bo od dłuższego czasu biegam po górkach, lasach, polach, nie zaznając płaskiej przestrzeni dłużej niż przez 100 metrów. A w górkach – jak to powiedział mój kolega – człowiek się zamula. Wszystko byłoby ok. gdyby nie to, że podczas kilkudziesięciominutowego biegu spotkałem tylu biegaczy, że na wsi nie widziałem nawet jednej trzeciej z tego przez trzy lata. No i przez to, że każdemu trzeba było machnąć ręką pozdrawiająco ramię mnie teraz boli bardziej niż moja kontuzjowana noga.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |