Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
201 / 338


2014-08-31

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
w drodze na (osobisty) księżyc (czytano: 873 razy)

 

Po obraniu celu w postaci startu w Maratonie we Frankfurcie, który jest pod koniec października, jakoś tak inaczej się zrobiło.
Coś jednak jest w stwierdzeniu, że konkretny cel jest najlepszym bodźcem do konkretnych działań.
Cel może być... jest dobrym motywatorem, jak również może to być spore obciążenie... dla głowy - ale o tym później.

Pół roku borykania się z dwiema kontuzjami ostro mnie wyhamowało. Wiem, że będzie, albo przynajmniej może być ciężko o życiówkę, jednak z drugiej strony wiem, że mam jeszcze zapasy i nie chodzi tu tylko o zapasy w oponie w bioderkach ;)

Szybkości nie mam prawie wcale, jednak wytrzymałość rośnie, a co naj...fajniejsze, tętno ostro u mnie zmalało.
Rok temu przed Berlinem nie zdarzały mi się treningi, gdzie lajtowe rozbieganie miałem na średnim tętnie < 130. Teraz czasem robiąc "regeneracyjne" rozbieganie, które wcale na jakieś super wolne nie wychodzi, śmigam czasem na tętnie 120-125. Na płaskiej nizinie nie mieszkam ;)

Powoli rozgrzeszam się w myślach, że lajtowe rozbieganie ma być lajtowe, a nie pogoń "ojej, przekraczam 5:00 min/km". Staram bazować się na samopoczuciu, a nie tempie. W ogóle to jakaś głupia jest ta bariera 5:00min/km :)

Akcent to akcent i powoli, acz z malutkimi kroczkami to rusza.
Zaczynałem od 6 tysiączków na przerwie tysiączkowej w truchcie, żeby w zeszłym tygodniu móc już śmignąć 8 tysiączków po leśnych ścieżkach na przerwie 500m w truchcie. Szybkościowe sprawy są jednak trudne i lekko wciąż niebezpieczne z uwagi na odczucia w lewej łydce i zmęczenie kilometrażem, ale... powoli następuje chyba mała adaptacja ;)

Coraz śmielej sobie również radzę z tempem maratońskim, czyli rozbiegania w "drugim zakresie" robione na lekkim zmęczeniu, które po lesie oscylują wokół 4:05-15min/km. Zaczynałem od odcinka 8km, a doszedłem już do 11km, gdzie do startu mam jeszcze dwa miesiące.
Rok temu przed Berlinem musiałem szachować to na partie raz 8km, raz 10km. Bebechy powoli, mozolnie, lecz coraz lepiej przystosowują się do tempa i pracy podczas tych temp.
Dodatkowym motywem jest tu teren, gdzie po wybiegnięciu z lasu wskakuje na krótki odcinek asfaltu i jest o wiele łatwiej. To kolejny handicap (czy jakoś tak się to piszę ;)), który zrobi różnicę w krytycznym momencie.


Nie zapominam również o długich wybieganiach, które powoli nie robią na mnie wrażenia. Na razie przeplatam to w różnych konfiguracjach, albo raz, albo dzielone na dwa w tym samym dniu po różnym terenie i obciążeniu. Tu zaczynam czuć się pewnie. Głównie chyba za sprawą systematyczności i podbudowy... urlopowej na półwyspie Helskim ;)


Kilometraż z jednej strony jest kosmiczny jak dla mnie, z drugiej strony staram się o tym jakoś super wilgotnie nie myśleć.
Nie pamiętam okresu, gdzie śmigałbym po ponad 100km na tydzień i mógłbym w kolejnym tygodniu dalej latać zachowując swoisty plan manewrów.
To mnie bardzo buduje.

Sierpień zakończyłem z rekordowymi 456km przebiegniętymi, nie mówiąc już o rowerze... Rok temu przed Berlinem strzeliłem 440km. To kolejny promyczek w nadziei na obrany cel.


Oczywiście wszystko nie jest lajtowe i super różowe jak to się wydaje. Czasem muszę wieczorkiem schłodzić zmrożonym woreczkiem żelowym albo czwórki w lewej nodze, albo łydkę, albo prawego achillesa, którego przez parę dni lajtowo czułem. Tragedii jak na razie jednak nie ma i czuję, że panuję nad tymi mini pożarkami, które gaszę na bieżąco i staram się nie przeginać, jeśli tylko czuję że tak właśnie akurat trzeba.

Brzmi poważnie, wiem wiem :)

Są też i inne dylematy.

Boje się o pogodę, szczególnie o masakryczny deszcz, albo mega wiatr.
Przestałem lubić bieganie w czapce, chyba głównie podczas upałów, gdzie głowa służyła jako najskuteczniejsza chłodnica ;)
Dzisiaj w niedzielę złapała mnie mega ulewa, wręcz oberwanie chmury i bez czapki było średnio. Oczy zalane jak u pijaka, chlupało mi w butach jak merdanie łyżką w szklance z kisielem, a spodenki i koszulka była niczym mokra folia. Co jedynie obklejenie sutków się sprawdza i o to jestem spokojny :)


Ktoś zapewne ostro się śmieje czytając powyższe... no ale szczerze? mam to gdzieś. Wiem, że jestem amatorem, Igrzyska mi nie grożą, jednak lubię z racji przeszłości ambicjonalne zabawy z samym sobą.

Mieć wyzwanie i je zrealizować - jest to coś cholernie przyjemnego, chyba każdy to powie, nawet największy, wylajtowany żółw bez ambicji ścigania z kierunkiem tylko na zabawę ;)

Przede mną dwa miesiące ostrej jazdy, zabawy z humorami, igraniem z własnym ciałem i podświadomością, lawirowaniem z czynnikami trzecimi. Po części te czekanie "na godzinę X", wszak to niby aż dwa miechy, lecz... to tylko 8 tygodni.
Wiem jednak, że daje mi to spokój i nie ma tu elementu paniki, panuje luźna łydka :)))

Wiem też co czeka na mnie w przypadku powodzenia. To uczucie spełnienia przed i za metą jest jak narkotyk, mimo iż nigdy nie próbowałem żadnego. Wiem jednak, że tego chcę, a chcieć to móc :)


Oł je - mogę wszystko - niemożliwe nie istnieje :)

Czas na kampanię wrześniową, księżyc czeka :)



Aloha

pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2014-09-01,10:37): dla tej mety na maratonie rzeczywiście można poświęcic wiele, a nawet bardzo wiele. To uczucie, które nie jest porównywalne z żadnym innym. Życzę więc wytrwałości i ciągle takiego samego zapału!
krunner (2014-09-01,10:55): Auć, Piotrze, od samego czytania o Twoich kilometrażach zaczynają mnie achillesy boleć ;-) Oby bez kontuzji...
snipster (2014-09-01,11:09): nie no nie jest tak źle, jak by się mogło wydawać ;)
(2014-09-01,15:42): Pogoda we Frankfurcie na pewno będzie idaelna - jakieś +10, minimalny wiatr :-)
snipster (2014-09-01,15:54): Peter, czyli +10 do szybkości ;)
adam1adam (2014-09-01,17:38): No to do zobaczenia raczej spotkania we Franfurcie 26.10 aby tak dalej.
snipster (2014-09-01,18:26): :))
Truskawa (2014-09-02,12:36): Każdy biega tak jak lubi i tak jest dobrze Piotrek. Poza tym u każdego czasami ważne jest ściganie a czasami zwykła przyjemność. I tak ma być. I dasz radę! :)
snipster (2014-09-02,14:19): Iza, dokładnie, każdy biega na swój sposób i to jest najlepsze w tej biegowej zabawie :)
żiżi (2014-09-03,12:08): Poważne zamiary masz i poważne podejście do sprawy...ja [po miesiącu już bym odpuściła...tylko nie szalej
snipster (2014-09-03,18:34): hmmm może i poważnie to wygląda, ale nieco luźniej do tego podchodzę... nie można być zakładnikiem własnego siebie za wszelką cenę ;)







 Ostatnio zalogowani
lachu
22:57
Stonechip
22:46
zeton
22:43
kasar
22:39
żabka
22:09
Citos
22:05
lordedward
22:05
Krzysiek_biega
21:08
rolkarz
21:00
INVEST
20:54
skuzik
20:48
kostekmar
20:41
Januszz
20:33
mario73
20:24
sun_run1989
19:47
cumaso
19:13
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |