Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [18]  PRZYJAC. [278]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Truskawa
Pamiętnik internetowy
Biegam, więc żyję.

Izabela Weisman
Urodzony: 1972-02-
Miejsce zamieszkania: Żory
438 / 483


2014-07-07

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Jeszcze kilka słów o Rzeźniku (czytano: 1166 razy)



Wpis z Rzeźnika miał być dłuższy o tę tu część ale uznałam, że po pierwsze byłoby za długo, a po drugie nie bardzo wiedziałam jak ten temat ugryźć i wpiąć do poprzedniego wpisu. A potem w ogóle nie wiedziałam jak się do tego zabrać.

Jestem osobą, która permanentnie nikogo nie słucha, taka zakichana Zosia Samosia. Muszę sama się poparzyć, połamać, pozwolić sobie na odmrożenia, żeby wybrać to co właściwe. Przed Rzeźnikiem miałam dwie opcje. Albo posłuchać Marysieńki, albo zrezygnować z biegu. Nie miałam prawa skończyć Rzeźnika z jednego bardzo prostego, podstawowego powodu. Całkowity, totalny, chorobliwy wręcz brak formy. Zero, null, a najwłaściwszy byłby tutaj cytat z klasyka. Tak, chodzi o Sienkiewicza. Nie, nie chodzi o Henryka.. To byłoby najtrafniejsze podsumowanie mojej kondycji sportowej. I tyle.
Wracając do Marysieńki. Maryś zawsze mówi, że biega głowa. Nie pozostało mi nic innego jak z całych sił w to uwierzyć. Raz jeden jedyny w życiu postanowiłam zaufać i wyjaśnić sobie, że to łeb decyduje o tym czy może, czy już nie może. I że na trasie od Komańczy do Ustrzyk, łeb nie ma prawa do chwili słabości. Ciało może zdychać, łeb musi przeć, jakkolwiek kretyńsko by to nie brzmiało. Oczywiście gdybym próbowała sobie to wyjaśnić na starcie w Komańczy raczej byłoby trochę późno. Ja się po prostu oswajałam z tą myślą od dłuższego czasu. Wiedziałam, ze z treningami nie poszaleję, bo kolano może tego nie wytrzymać. Oszczędzałam je jak mogłam, przedkładając rower nad bieganie i generalnie więcej odpoczywając niż korzystając z ruchu. Rezultatem był całkowity brak jakiejkolwiek kondycji, za to kolano ukończyło Rzeźnika bez żadnego szwanku. Po prostu jest jak nowe. Większe szkody poczynił mi wczorajszy spacer po sklepach niż ten górksi bieg. Wniosek? Należy biegać po górach a nie łazić po płaskim. Widać bieganie po górach jest po prostu zdrowsze.

W ogóle na ukończenie mojego Rzeźnika wpłynęło tyle rzeczy, że mimo iż nie miałam prawa go skończyć to również nie miałam prawa go nie skończyć. :)) O Marysi już było. A przecież na fejsie kibicowali mi przyjaciele i znajomi. Bez niech nie podeszłabym na Caryńską. Jak sobie pomyślałam, że będę musiała napisać: no sorry, zeszłam z trasy bo byłam zmęczona, robiło mi się strasznie nieprzyjemnie i mimo, że naprawdę plułam płucami, szłam dalej. Były takie chwile, że miałam przymknięte oczy i nie miałam siły podnieść powiek, głowy, nie miałam siły odezwać się do Ola. Co to za wysiłek unieść powiekę.. no okazało się, że w pewnych sytuacjach jednak przekracza to możliwości biegacza.. Gdyby nie ten opluwany fejs i ludzie na nim.. Każdy kto trzymał za mnie kciuki jest właścicielem kawałka mojego medalu. To był zbiorowy wysiłek. Tak to widzę i tak to czuję. Ja tylko szłam. Siła była z zewnątrz. Zdecydowanie. :)

Motywacja też była istotna. Przed biegiem powiedziałam sobie: do trzech razy sztuka i tego będę się trzymać. I się trzymałam. Naprawdę nie wyobrażałam sobie, że będę musiała jechać w Bieszczady po raz czwarty nie będąc Rzeźniczką. Teraz mogę już jechać i sto razy, wliczając o Maraton Bieszczadzki, bo Rzeźnik jest mój. Czy go skończę, czy nie już nikt mi nie zabierze tego, że przebrnęłam całą trasę od startu do mety w regulaminowym czasie. Wciąż jestem jeszcze w szoku, że to się udało. Codziennie musze nakłuwać moje ego, bo puchnie strasznie. Ale co upuszczę powietrza, to ono odrasta jeszcze większe. No trudno, jakoś już muszę z tym żyć.

Z tego wpisu można w zasadzie wyciągnąć wniosek, że w zasadzie wystarczy mieć motywację, postawić cel, wstać od biurka i po niego sięgnąć. Mimo wszystko myślę, że to tak nie działa. Może i nie przygotowałam się do tego Rzeźnika solidnie. Może. Ale ostatecznie stoi za mną osiem lat regularnego biegania. Osiem. To sporo i to nigdzie nie idzie. To bardzo pomaga wtedy kiedy nie można czegoś zrobić na sto procent. Więc być może (wiem, ale mam w dupie, że nie zaczyna się zdania od więc) można nic nie robić i wpaść na pomysł żeby przebiec Rzeźnika, ale myślę, że odbije się to na zdrowiu. Mnie, prócz tego, że byłam przez kilka dni głodna w dzień i w nocy, nie było nic. Czy tak byłoby z każdym nie wiem. W każdym razie nie polecam sprawdzać, natomiast z całego serca polecam biegać. Wtedy takie historie jak mój Rzeźnik mogą się wydarzyć. I to w bieganiu jest najpiękniejsze. :)


A teraz najważniejsza część tego wpisu: za wszystkie kciuki, za każdą dobrą myśl, za kochane wpisy na fejsie,za banana, kawę i ciastka, za uśmiechy i zdjęcia i wszytko inne jestem bardzo wdzięczna. Dziękuję! Ja wiem, że bez tego nie dałabym rady. I bez mojego partnera też nie. Dobra energia dobrych ludzi potrafi zdziałać cuda. I zdziałała. :)

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Gerhard (2014-07-07,14:01): Jak już jesteśmy przy cytatach z Sienkiewicza (tym razem Kuby). Na starcie "lodowej" Silesii mój Kum zanucił: "Co ja robię tu? Uuuu! Co ja robię tu?".
snipster (2014-07-07,14:01): aż sobie zjadłem kawałek ciasta za twoje trudy ;) uwierz, że dla kogoś, kto nie je ciasta regularnie taki wyczyn mógłby być ciężki i traumatyczny, jednak ja wcinam takie słodkości regularnie, więc moja głowa tak jak napisałaś miała również swój wkład w realizację tego jakże trudnego celu ;] żartuję oczywiście bo dzisiaj poniedziałek :) Gratki Rzeźniczko raz jeszcze :)
dario_7 (2014-07-07,16:10): Największe cuda czyni wiara we własne możliwości. Możliwości jednak nie biorą się z powietrza. Na każdy sukces trzeba zapracować, ale im większy wysiłek, tym większa satysfakcja z osiągniętego celu :)))
cosmita (2014-07-07,18:37): Chyba cię rozumiem,w tym sensie, ze strasznie ciężko schodzić po raz kolejny z trasy. A co do głowy - niekiedy pomaga pokonać trudności, niekiedy wprost przeciwnie. W zeszłym roku Krynice skończyłem na 77km, świadomie (a czułem się w miarę dobrze) bo gdzieś z tyłu głowy siedziało, że za trzy tygodnie jest Warszawa gdzie miałem zamykać Koronę. Wtedy głowa przeszkodziła, bo za dwa dni "dorobiłem" te brakujące 23km. Żałuję tej decyzji do dzisiaj. W tym roku, najpierw nieskończony I etap Beskidzkiej 160 na Raty, a potem Kierat w którym też dotarłem tylko półmetka. O ile w tym pierwszym przypadku chyba nawet głowa by nie pomogła, o tyle w drugim gdyby łepetyna była mocniejsza mogło się udać, bo dalsza część trasy była zdecydowanie łatwiejsza. No i teraz w sobotę miałem startować w Goral Maraton na 90, zmieniłem na 70. I dobrze zrobiłem bo w końcu się udało coś skończyć. A czy to był efekt zdroworozsądkowej oceny swoich możliwości, czy też strach przed kolejnym blamażem tego nie wiem.
Namorek (2014-07-07,20:13): Gratuluję wszystkim którzy podjęli się Rzeźnika i tym co go ukończyli . Lecz myślę że czasami głowa pomaga zachować to co najważniejsze : zdrowie a czasami nawet życie . Niekiedy trudno uchwycić tą subtelną granicę . :-)
tytus :) (2014-07-08,08:12): Widzisz Iza, jednak Cię tak dobrze nie znałem, Jackowi powiedziałem " musisz trzymać ją za pysk bo ci zejdzie z trasy" a tu się okazało,że nie kondycja a głowa była Twoja najsilniejszą stroną. A może wiedząc o swojej psychice robiłaś ćwiczenia mentalne a ja telepatycznie Ci pomoglem?
DamianSz (2014-07-08,08:39): Ja właściwie powtórzę to co napisał Darek. Nawet najsilniejsza głowa i wiara w siebie nic nie da jak nie będzie wcześniejszego przygotowania, bo wiadomo przecież, że z pustego to i Salomon nie naleje. Ty może w końcowej fazie odpuściłaś treningi, ale przecież biegałaś zimą i teraz zbierasz owoce.
Truskawa (2014-07-10,11:22): I popatrz Wojtek ile Polska zawdzięcza Sienkiewiczom. Mamy po prostu Sienkiewicza na każą okazję! Co za naród! :)
Truskawa (2014-07-10,11:23): O Jezu, mogłeś nei pisać o cieście! Akurat mam głoda na słodycze a nic pod ręką.. Jasny gwint! :) I jeszcze raz dzięki! :)
Truskawa (2014-07-10,11:24): Masz całkowitą rację Dario. :) I dobrze, że mamy taką Marysieńkę, która co prawda ostatnio strasznie się opiernicza z pisaniem bloga, ale przecież coś tam zawsze można poczytać. I jak widać nawet skorzystać. :)
Truskawa (2014-07-10,11:25): W sumie co za różnica Andrzej? Najważnieszje, że się dało. :) Dzięki za ten komentarz. :)
Truskawa (2014-07-10,11:27): Oczywiście, że tak. Dobrze posłuchać głowy kiedy każe zejść. Wazne jednak żeby wiedzieć dlaczego ona chce zejść z trasy. Najczęściej po prostu nie chce się jej walczyć z ciałem, bo to naprawdę trudne. Nie ma trudniejszej walki od tej z własnymi ograniczeniami i niekiedy lenistwem. Ale jak się wygra, zwycięstwo smakuje wybornie. O wiele bardziej niż pudło. :)
Truskawa (2014-07-10,11:28): Tytus, leżę i kwiczę!! No rewelacyjny komentarz. Dzięki! :))))
Truskawa (2014-07-10,11:29): Nie no oczywiście Damku. To nie było jednak na wariata. Coś przecież robiłam i zimą od dużo wcześniej. No i co tydzień było jednak to długie wybieganie. Bez tego by się nie dało. Dzięki. :)







 Ostatnio zalogowani
lida401
13:52
cierpliwy
13:28
galik
12:51
StaryCop
12:36
Admin
12:28
eldorox
12:24
aro
12:05
lachu
12:02
42.195
11:48
gpnowak
11:40
martinn1980
11:31
szyper
11:23
CZARNA STRZAŁA
11:21
BOP55
11:14
MarcinMC
11:10
Stonechip
10:11
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |