Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kokrobite
Pamiętnik internetowy
Widziane z tyłu

Leszek Kosiorowski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Jelenia Góra
254 / 300


2014-05-04

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Praga cztery razy (czytano: 466 razy)



Wreszcie mogłem się nabiegać po Pradze. Może nie do woli, bo w tak dużym i pięknym mieście możliwości jest mnóstwo, ale tak wiele, jak nigdy. Smakowało mi to tym bardziej, że podczas ostatnich dwóch wizyt w Pradze nie biegałem – za pierwszym razem oszczędzałem się przed maratonem, a za drugim nie byłem przygotowany, czyli nie miałem butów i ubrań biegowych. Trochę wstyd... No ale byłem pewny wtedy, że pojadę do Pragi i wrócę tego samego dnia. Praca wymagała jednak pozostania do dnia następnego. Bardzo plułem sobie w brodę, że nie wziąłem ciuchów biegowych – poranek miałem wolny, a mieszkałem w niesamowitej dzielnicy Żiżkov.

Tym razem byłem turystycznie z familią, więc na bieganie miałem poranki. Na bazę wybrałem hotelik na Białej Górze, w zachodniej części miasta, pomiędzy Hradczanami a lotniskiem, bardzo blisko miejsca, gdzie kiedyś katolicy pobili protestantów, co pchnęło Czechy w objęcia Habsburgów i katolicyzmu. Konsekwencje wyniku tej bitwy określiły losy kraju.

W pierwszy poranek poleciałem najpierw właśnie na Białą Górę – Bilą horę po czesku. Nie trzeba się było wspinać, z hotelu dobiegnięcie zajęło mi niespełna 2 minuty. Szczyt Bilej hory okazał się kopczykiem otoczonym trawnikiem i polem.
Ale zobaczyłem z niej Hvezdę – dawny pałacyk królewski w pobliskim dużym parku. Obrałem go za kolejny cel. Park okazał się wielki i – tam, gdzie znalazłem się w nim pierwszy raz – dziki. Tak dziki, że się zgubiłem.
Uwielbiam takie sytuacje. Biegałem więc po tym parku, wyglądającym jak las, pełnym podbiegów, zbiegów, naturalnych ścieżek z wystającymi korzeniami. Pałacyk dojrzałem po kilkunastu minutach błądzenia, gdy znalazłem się na elegancko równej i przemyślnie wytyczonej długiej prostej.
Dla mej umęczonej prawej pięty (coś z nią nie gra, ale biegać można), bieganie po miękkich alejkach było jak balsam.

Następnego dnia poleciałem na inny pobliski teren zielony – Ladronkę, znaną z bardzo długiej trasy rolkowej. Trafiłem do niej śliczną miękką alejką omijającą sprytnie Kaufland, stojący pomiędzy moją dzielnicą a Ladronką. Ach, gdyby u nas tak dbano o pieszych i biegaczy...
Ladronka to asfaltowe trasy dla rolkarzy i biegaczy, ale i miękkie do biegania. Wszystko płaskie, szybkie. Jest wygodnie, ale nie tak urzekająco zacisznie i pięknie, jak w Hveździe.

Trzecie bieganie było tylko w Hveździe. Tym razem było ono uporządkowane, po prostych, królewskich alejkach. Super!

Ostatniego dnia wybrałem się na ponad dwie godziny na bieg przez Hvezdę do Śarki – gęsto zielonego parku, z rzeczką, mostkami i wielkimi skałami, aż dziwne, że w granicach miasta. O tym, że to część Pragi, przypominały tylko asfaltowe (w większości) trasy. Była szósta-siódma w niedzielę, spotkałem tylko jedną panią z psem i kloszarda chrapiącego na ławce pod wiatą. Dobiegłem do dzielnicy o nazwie Jeneralka i zawróciłem.
Śarka jest fajna, ale nr 1 dla mnie z praskich terenów zielonych, które poznałem, to Hveza. Powrót z Śarki oczywiście był przez Hvezdę.

Biegałem bardzo wolno – średnia wychodziła mi pomiędzy sześć i pół a siedem minut na kilometr. Jestem daleki od dobrej formy. Ale i tak bieganie po Pradze było bardzo, bardzo przyjemne.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
baderak
06:29
biegacz54
05:03
dammy
00:16
wojtech
23:24
Wojciech
22:53
andreas07
22:53
benfika
22:50
Andrea
22:27
gustav000
22:25
szymon.kalinowski
22:22
JolaPe
21:51
TomAd777
21:47
kasjer
21:43
grzk66
21:32
maur68
20:54
RobertLiderTeam
20:27
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |