Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [50]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Varia
Pamiętnik internetowy
Wariacje biegowe starszej pani

Joanna Grygiel
Urodzony: ------
Miejsce zamieszkania: ŻARKI LETNISKO
13 / 66


2014-04-13

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Dzik czwarty, czyli dlaczego nie chciałam pójść z kijami. (czytano: 1383 razy)



Po sobotniej przygodzie na Biegu Częstochowskim z pewną taką niepewnością wyruszyłam na kolejnego dzika. Wiadomo, nie mogłam przesadzić ani pozwolić mojemu ciału na żadne wyskoki, bo dopiero bym się nasłuchała "a-nie-mówiłem". Toteż postanowiłam pobiec spokojnie dwa kółeczka, co zresztą ładnie dopełniało moje tegoroczne "dzikowanie", czyli 3-4-1-2 okrążenia na kolejnych edycjach.

Pogoda dopisała wspaniale, czyli umiarkowane słoneczko wyglądające czasami zza chmur i temperatura w okolicach 12 stopni. Nic dziwnego, że w lasku panewnickim znów zgromadziły się tłumy. Muszę jednak przyznać, że organizatorzy już wyciągnęli wnioski i teraz wszystko przebiega nadzwyczaj sprawnie. A zapowiadany bigos pyszny, z mnóstwem grzybów. Nie bardzo miałam kiedy porządnie się rozgrzać, bo z katowickiego dworca zbieraliśmy Kasię, ale to nic nie szkodziło, bo start przy tylu zawodnikach na leśnej ścieżce trudno uznać za szybki. Właściwie to dobre 200 metrów szłam lub próbowałam truchtać nim rozluźniło się na tyle, bym mogła zacząć biec w normalnym dla mnie tempie.

A potem już było tylko lepiej. To są właśnie te chwile, dla których się biega - kiedy ma się wrażenie takiej niezwykłej lekkości, wręcz unoszenia się nad ziemią, niezależnej od rzeczywistego tempa przemieszania w przestrzeni. Czułam, że ciało chce mnie słuchać, czułam wewnętrzny spokój i to, że jestem "tu i teraz" i tak być powinno. Nie musiałam się z nikim ścigać, nie walczyłam o nic ani z niczym, po prostu biegłam i przez chwilę nic innego nie było ważne.

Ta "chwila" trwała 57 minut, bo tyle zajęło mi pokonanie dwóch okrążeń. Cudownie było dotrzeć do mety i nie czuć się zmęczoną. Ja wiem, oczywiście mogłam biec dalej. Wiem, trzeba przezwyciężać własne słabości, przełamywać granice. Jasne, trzeba. Ale czasami warto po prostu nacieszyć się tym, co się udało osiągnąć i dzisiaj tego właśnie potrzebowałam. Teraz mogłam spokojnie raczyć się bigosem i czekać na Kasię i Jarka. Oni postanowili dzisiaj zawalczyć z kijkami, też nie na całej trasie, bo mało ostatnio ćwiczyli nordic, a wiadomo, że trochę inne mięśnie tu pracują. Z dumą stwierdzam, że Jarek jako pierwszy z kijkarzy ukończył drugie okrążenie. Niedługo po nim nadciągnęła Kasia, jako trzecia z nordikowców i pierwsza kijkarka. Pewno wędrowałaby dalej, ale widząc nas na poboczu skręciła w kierunku mety.

Możecie zapytać dlaczego też nie wzięłam kijków do ręki i nie poszłam w ślady rodziny. Wszak też zaczynałam swoją sportową przygodę od nordika. Nie myślcie, że obraziłam się na kije. Ależ skąd, uważam je za wspaniały wynalazek. Wędrówki z kijkami są świetne, wymagają wcale nie mniej wysiłku niż bieganie, a zapewne są bardziej ogólnorozwojowe i zdrowsze na przykład dla kolan. Nabrałam tylko drobnych urazów co do ścigania się z kijkami. No bo przecież w ściganiu się chodzi o to, by jak najszybciej przebyć daną przestrzeń. I jak się zaczyna nabierać prędkości, to nogi same niosą... do biegu. Zatem, zgodnie z zasadami trzeba postąpić wbrew naturalnemu instynktowi i się przed biegiem powstrzymać. Problem w tym, że niektórym powstrzymać się trudno - czy to pomimo dobrej woli, czy też nie - i tym samym zaczynają się wzajemne zarzuty, obwiniania i kłótnie. A to psuje atmosferę, niszczy przyjaźnie i gdzieś zaczyna się gubić to wspaniałe poczucie wspólnoty.

Gdy zaczynam czytać instrukcję, jak powinna wyglądać zalecana technika NW, pod jakim kątem mam wbić kijek i jak daleko odwieść rękę za biodro, to tracę ochotę na tę zabawę. Jasne, mogę to wszystko się starać zastosować - dla własnego dobra - na treningu. W ferworze zawodów to jest niewykonalne i zaczynam się czuć winna, że idę nieidealnie, że za chwilę ktoś mi to wytknie i pewno będzie miał rację. Biegnę też nieidealnie, ale nikt nie będzie miał o to do mnie pretensji!

Czarę goryczy przelał pewien incydent na dziku właśnie, gdy - trenując przed nordikowym maratonem prawie dwa lata temu - zdecydowałam się (nie po raz pierwszy zresztą) pokonać z kijkami wszystkie cztery kółka. Szłam sobie spokojnie na drugim okrążeniu, jak zwykle ze słuchawkami na uszach, gdy nagle usłyszałam jakieś krzyki na temat podbiegania. Zignorowałam je zupełnie, bo nawet w głowie mi nie postało, że może to być skierowane do mnie. Za chwilę jednak dogoniła mnie niemłoda (czytaj - w moim wieku) kijkarka i zaczęła na mnie krzyczeć, że podbiegałam pod górkę. Zdumiałam sie niepomiernie, tak absurdalny był ten zarzut, ale zaczęłam jej tłumaczyć spokojnie, że to bez sensu - idę na prawie 20 km, o nic nie walczę, trenuję przed maratonem, więc po co miałabym podbiegać? Nie wiem, czy panią przekonałam, w każdym razie minęła mnie i zniknęła za zakrętem. Kilka zakrętów dalej wyszłam na długą prostą i co widzę: moją oponentkę biegnącą z kijami pod pachą!!! W pierwszej chwili mnie zatkało, a potem zaczęłam wrzeszczeć za nią na temat fair play. Niezrażona ścisnęła mocniej kije i pognała dalej... Tak, teraz to byłoby już niemożliwe, bo na "dziczej" ścieżce kłębią się tłumy ludzi, ale dwa lata temu wyglądało to całkiem inaczej. W każdym razie ta historia mocno mnie zdenerwowała i zniesmaczyła, choć wiem, że było to absurdalne i bez znaczenia, zwłaszcza, że w klasyfikacji i tak byłam przed ową zawodniczką, gdyż ukończyłam cztery kółka, a ona nie.

A zatem na zawodach będę raczej biegała, ale to nie znaczy, że jutro lub pojutrze nie wezmę w dłoń moich kijków i nie powędruję hen, przed siebie!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
tomasso023
07:13
drago
07:03
GRZEŚ9
06:57
Marco7776
06:30
bobparis
05:44
StaryCop
05:43
biegacz54
04:53
arco75
00:11
orfeusz1
00:04
eferde
23:50
MarasP
23:44
kolotoc8
23:30
Wojciech
23:28
Chyży
23:04
tomekpolom
22:49
LukaszL79
22:45
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |