Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [8]  PRZYJAC. [196]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
dario_7
Pamiętnik internetowy
It's My Life...

Dariusz Duda
Urodzony: 1962-04-09
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
133 / 188


2011-07-19

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Weekend w górach... (czytano: 2503 razy)

 

Lubię jak mi wpada do głowy nagły pomysł wyjazdu w góry. Nic mnie wówczas nie może powstrzymać. Działam jak w jakimś amoku. Po prostu pakuję manatki i jadę. Co te góry mają w sobie takiego?... Co one mają, że tak przyciągają?... Przecież zwykle człek się tam męczy i zdycha. A jednak wraca. I wciąż mu mało. I wciąż chce jeszcze...

Sobota. Jest 5:20 nad ranem. Wyjeżdżam z Zielonej Góry. Niespełna dwie godzinki i jestem już w Jeleniej Górze. Tak - pomimo, że są tacy, którzy nie rozróżniają tych dwóch miast - są to dwie różne ponad 100-tysięczne miejscowości i dzieli je ok. 150 km ;) Z Jeleniej już tylko kilkanaście minut i Szklarska Poręba. To niesamowite. Tak niewiele trzeba, by w tak krótkim czasie znaleźć się w zgoła odmiennej scenerii...



Jeszcze tylko parę minutek na szukanie noclegu i jestem już na trasie do schroniska pod Łabskim Szczytem. Lubię ten szlak. Jest akuratny, by nie "zajechać" się od samego początku. Najpierw spod wyciągu na Puchatka trzeba dojść czarnym do Wysokiego Mostu, gdzie jest skręt w lewo na zielony. Tu mamy łagodne ok. 3-kilometrowe podejście do żółtego, skąd już nieco większą stromizną, ale nadal szeroką alejką dociera się pod Kukułcze Skały. Kawalątek dalej widać już schronisko. W sumie to jakieś 6,5 km całkiem przyjemnego marszu.

Nie zachodziłem do schroniska. Poszedłem dalej żółtym na Śnieżne Kotły. Pogoda doskonała. Nie za ciepło. Niemal bezwietrznie jak na Karkonosze. Zastanawiałem się, czy dam radę dojść do Śnieżki... Jakoś nie szło mi za dobrze i trochę brakowało power"a. Spod kotłów trasa wiodła już cały czas szlakiem czerwonym. Zbiegłem do Przełęczy pod Śmielcem, gdzie czekało mnie kolejne podejście pod Czeskie, a dalej Śląskie Kamienie. Dopiero jednak dość szybki zbieg do Przełęczy Karkonoskiej aż pod schronisko Odrodzenie obudził mnie z letargu. Wróciły chęci i moc ;)))



W Odrodzeniu postanowiłem dodatkowo odrodzić się browarkiem i ruskimi (pierogami). W międzyczasie podłączyłem garminka do prądu, by się nieco podładował. Po 40-minutowym lenistwie ruszyłem dalej - w kierunku Słonecznika. Oj ciężki to odcinek. Nogi można powykręcać na tych kamlotach. I tak przez bite 3 kilometry. Od Słonecznika biegusiem już nieco lepszą ścieżką, nad malowniczymi kotłami Wielkiego i Małego Stawu, skąd rozpościera się przepiękny widok na schronisko Samotnię i Strzechę Akademicką, a w dali swą łysą pałą straszy kamienista Śnieżka ;)

Ten odcinek od Słonecznika aż do Śnieżki był tak zatłoczony, że coś okropnego. Dawno nie widziałem juz tyle luda w górach. Po wdrapaniu się na szczyt ze spodkami, ze zdziwieniem zauważyłem, że tu jakieś zawody chyba są... A jeszcze większe było moje zaskoczenie jak ludziska zaczęli się mnie pytać: "No i jaki czas? Które miejsce?"... Powariowali, czy jak?... No tak... Wszystko jasne... Okazało się, że w ramach cyklu biegów górskich Mountain Marathon odbywał się dzisiaj bieg na Śnieżkę... Z Karpacza... A ja, durnowaty, ze Szklarskiej poginałem... ;)))



Po małych pogaduszkach z napotkanymi biegaczami trza było wracać. Najkrótszą drogą. Czyli tą samą. Kurna chata, czyli zaś 25 kolosków!!! Chyba mnie pogięło!!! :))) Żartuję... kocham te boleści... :))) Z drogi powrotnej zapamiętałem kilka szczegółów. Jeden niemiły - dobiegając do Odrodzenia o mały włos nie skręciłem nogi w kostce... Aż krzyknąłem... Nie napiszę co... Nie nadaje się... Potem miła chwila, kiedy przebiegałem asfaltem przez Przełęcz Karkonoską grupa młodych ludzi biła mi brawo, co bardzo mi się przydało i wielkie dzięki za ten doping!!! :)))



Zbiegając z Czeskich Kamieni natomiast moją uwagę zwrócił... gołąbek! Przebiegłem obok niego niemal go zahaczając butem, a on jakby w ogóle mnie nie widział. Musiałem się zatrzymać i strzelić mu zdjęcie. Szkoda, że nie miałem żadnej bułki, bo chyba boroczek też sobie zrobił dłuższy wypad dzisiaj i próbował złapać drugi oddech. Był zaobrączkowany. Może to gołąb pocztowy?... A może gołąbek pokoju?... Nie wiem, nie znam się na gołębiach... Babcia Wróbel była z domu... A wiadomo - lepszy wróbel w garści niż... No bredzisz duduś ze zmęczenia już... bredzisz...



W okolicy Wielkiego Siusiaka (czyt. Wielkiego Szyszaka), zaczęła mi pikać bateria w garminku, że głodna. Kurka, Do Szklarskiej nie dotrzyma. Wpadam do schroniska pod Łabskim i błagam - "Prądu!"... "Będzie za godzinę. Teraz agregat wyłączony." O masz!... Jednak jakoś tak, swoim urokiem chyba, zdołałem uprosić o ociupinkę prądu "spod lady" ;) Skoro zegarek żre, to ja też. Flaczki z podwójną bułką. A co? Jak szaleć to szaleć ;)



Zmęczony już byłem, że hej!... Ale najdziwniejsze, że ostatnie 6 km do Szklarskiej pokonałem biegiem. Że też mi się chciało?... No nie wiem... Czyżby to sprawka Rzeźnika?... Przy nim te 50 km nie wydawało się aż takie straszne... ;)

* * *


Drugiego dnia postanowiłem zrobić sobie labę. A co ja nogi na loterii wygrałem?! Czy jak?!... Dzień zapowiadał się słoneczny, ale i gorący. Dodatkowo wiało dziś jak na Karkonosze przystało - fest!... Pomyślałem sobie, że dawno nie byłem nad wodospadem Pancavy. A wyjątkowo urokliwe to miejsce. Ostatnio, kilka lat temu, kiedy próbowałem tam dotrzeć, ścieżka była zamknięta z powodu jakichś osuwisk. Pomyślałem więc, że to dobry moment, by tam znowu zawitać ;) ... No i po labie... Czas na Łabę! :)))



Najpierw jednak wdrapałem się na Szrenicę, na małą rozmowę z dużym Żubrem ;) O dziwo, nogi aż tak strasznie mnie nie bolały. Kurna... one wcale mnie nie bolały!!!... Skoro nie, to OK. Biegnę. Ze Szrenicy pod Twarożnik, a dalej już szybkim marszem o kijkach do Śnieżnych Kotłów. Stąd zaś sympatyczny zbieg Końską Drogą po czeskiej stronie do Labskiej boudy. Znowu o mały włos nie skręciłem nogi. Tej samej!!! No koślawieję coś na starość najwyraźniej... Spod obrzydliwej Labskiej boudy do wodospadu jest już tylko kilometr czerwonym szlakiem. Wąska to ścieżynka, ale widoki zapierają dech.



Te widoki to największa nagroda dla duszy. Balsam dla oczu. Szum wodospadu, zapach gór i ta olbrzymia przestrzeń nad przepaścią Łabskiego Kotła. Hen w dole, niczym widziane z samolotu, wąskie meandry Łaby, która niespełna dwa kilometry stąd bierze swe źródło. Dalej wielka dolina Sedmidoli, a za nią widoczny wysoki grzbiet Karkonoszy. Zza tego grzbietu natomiast wychyla się pomrukując ciemnymi barwami Śnieżka. To istny teatr przyrody. Można tu siedzieć na skale całymi godzinami i upajać się do woli. I chyba nie ma takiego, który co to widział, mógł o tym kiedykolwiek zapomnieć...



Upojony na maksa, lekko zachwianym krokiem ruszam wnet w kierunku wspomnianego wcześniej źródła Łaby (pramen Labe). Pogoda robi się typowo letnia. Mocno przygrzewa słoneczko, a wiatr zdecydowanie już osłabł. To wygoniło na szlaki rzesze turystów. Na przestrzeni kilku ostatnich lat mogę z całą pewnością stwierdzić, że Czesi zauważyli, że mają góry i zaczęli po nich chadzać ;) Spod źródła Łaby już tylko żabi skok do czerwonego szlaku polsko-czeskiej przyjaźni, który to już dzisiaj miałem przyjemność pokonywać ;) Ponieważ aż do Twarożnika jest z górki oczywiście co robię? - biegnę, a jakże! :))) I powiem szczerze - mniej mnie męczy zbieganie niż schodzenie ;)



Za Twarożnikiem miałem skręcić w prawo na Szrenickie Mokradła, ale przypomniała mi się niedokończona mała rozmowa z dużym Żubrem na Szrenicy, więc... wiadomo... "o so chozi"... :P Po nakarmieniu garminka ruszyłem z powrotem, do schroniska pod Łabskim. Twarożnik widział mnie dzisiaj więc po raz czwarty. Ja go zresztą też. Można rzec - jesteśmy ze sobą już na "ty" ;) W schronisku pod Łabskim musiałem się zatrzymać na pierogi. Bo łaziły za mną całą drogę. Jakimś tam zbiegiem okoliczności zamiast ruskich dostałem z mięsem. Nigdy nie przepadałem za takimi, ale te mi nawet smakowały :P Z radosnym pasibrzuszkiem pognałem więc chwilę później na dół do Szklarskiej Poręby, gdzie wsiadłem w autko i po dwóch godzinkach z hakiem obudziłem się w domu :)))

Ależ to był sen!!! :)))


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


ineczka16 (2011-07-20,07:31): Czy to jawa czy sen - sam "lotosz" po górach?
agawa (2011-07-20,08:18): Przepiękne okoliczności przyrody. Wręcz nie mogę się napatrzeć. Jak już byleś w górach to teraz dawaj nad morze ;p
Truskawa (2011-07-20,08:55): Z tymi gołąbkami to jest podobno tak, ze sie je wypuszcza daleko od domu i one sobie poginają same na chate. Oczywiscie w końcu się męczą i muszą odpocząć i to dlatego ten gołąbek sobie siedział, bo już musiał być nieźle zmachany. Trzeba takiego gołąbka przytulić, dać mu pić i jeść i przede wszystkim odpocząć. Potem gołąbek sam daje dyla do domu. I co najważniejsze nie mówi dziękuję. :)) Przynajmniej tak mi kiedyś pewien hodowca powiedział :)
Truskawa (2011-07-20,08:57): i w końcu sen czy jawa bo się nieco pogubułam ale super się czytało :))
FiKa (2011-07-20,11:12): Rozumiem że sen PO wypadzie, a nie WYPAD we śnie? Takie spontaniczne wycieczki, w tak pięknych okolicznościach przyrody, to jak przedsionek raju :) (Żeby tylko "prundu" w Garminie nie brakowało) Wielkie Pozdro i Zazdro ;)
Marysieńka (2011-07-20,11:27): Zazdroszczę, zazdroszczę, zazdroszczę....tylko nie wiem dlaczego....e wiem!!! :)))
Gulunek (2011-07-21,07:54): :) Mi ostatnio nic się nie śni... :)
miriano (2011-07-23,10:12): W ciszy i spokoju kilka dni spędziłem w górach to nie był sen to była jawa.Darku po śnie czas na realizacje .
ewulka (2011-07-24,19:41): Ależ tam cudownie jest,za każdym razem chce się tam wracać by nacieszyć się tymi widoczkami.
dario_7 (2011-07-26,16:13): Paulinko, ano czasem sobie sam "lotam"... I żebyś Ty wiedziała jaki wówczas gaduła ze mnie! Moje myśli nie mają szans ze mną... Hahaha... :)))
dario_7 (2011-07-26,16:16): Aga, z chęcią wpadłbym nad morze, ale jak jechałem w góry, to miałem wrażenie, że cała Polska tam do Was zmierza :))) Czy znalazłbym jeszcze miejsce na plaży na swój kocyk???... Aaaa... Macie już może nad morzem plaże dla naturystów??... Bo ja lubię na golasa się opalać... :P
dario_7 (2011-07-26,16:17): Dzięki Aniu, we mnie też się czasem budzą... Wtedy nie ma mocnych - wsiadam w auto i jadę... ;)
dario_7 (2011-07-26,16:20): Iza, skoro super się czytało, to czy to ważne?... ;)
dario_7 (2011-07-26,16:20): A widzisz Iza, teraz to mi już objaśniłaś... Miałem przy sobie ino żela i fiolkę z guaraną... No nie wiem, czy nie miałby po tym zbyt szalonego odlotu?... :P
dario_7 (2011-07-26,16:23): Krzysiu, "tys prowda"!!! I podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami... :))) Pozdrowionka!!! :D
dario_7 (2011-07-26,16:24): Wiesz, wiesz Maryś... dobrze wiesz!... ;)))
dario_7 (2011-07-26,16:25): Marku, to rób jak ja - śnij na jawie! :)))
dario_7 (2011-07-26,16:32): Mirku, mnie do gór nie trzeba namawiać... I masz rację - nic tak nie uspakaja jak góry... Mam je w sercu od zawsze... Hej!!! :)))
dario_7 (2011-07-26,16:35): Chce się, oj chce wracać Ewulko... I całe szczęście, że nie aż tak daleko mam do nich :)))







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
04:47
DaroG
04:40
Admin
03:32
Marco7776
00:42
marczy
23:53
Citos
23:38
macius73
23:37
15Kowal
23:00
jantor
22:59
Merlin
22:52
Namor 13
22:37
INVEST
22:24
tomasso023
22:22
zbyszekbiega
22:13
Arti
22:11
Wojciech
22:01
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |