Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [30]  PRZYJAC. [25]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
tadeusz.w
Pamiętnik internetowy
Sezon 2009 r.

Tadeusz Wyrwas
Urodzony: 1959-10-28
Miejsce zamieszkania: Łomża
13 / 60


2009-06-01

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
„Magiczna trzynastka” z duszą w Europa Centre Cup ! (czytano: 646 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.kblomza.republika.pl

 

Na XIII Cross Trzeźwości w Suchowoli jechałem z przeczuciem doznania czegoś wyjątkowego. Może to nastrój świątecznej niedzieli „Zesłania Ducha Świętego” Nie zawiodłem się. Już sama jazda samochodem prowadzonym przez Krzyśka przyprawiała nas o mocne wrażenia dociskając na przemian żołądki do siedzenia i gardła. Jechaliśmy z „duszą na ramieniu”. Gdyby nie dach samochodu z pewnością nie raz byśmy się katapultowali jak piloci opuszczający awaryjnie samolot. Najważniejsze jednak, że jazda była, choć bardzo szybka, ale okazała się bezpieczna i dało się odczuć pewność prowadzenia tego osobowego „bolidu” niczym przez rajdowego kierowcę.
Z biegiem rzeczki Brzozówki zasilającej swymi wodami Biebrze przywitało nas spokojnie sielskie miasteczko otoczone wkoło zielenią. Jakby wyjęte ze snu. Patrząc tak na nie „Zielone Światki” nabrały całkiem innego wymiaru, bo bardziej zielonego niż to spostrzega się w blokowisku. Gdzie niegdzie tylko poruszali się ludzie dokonujący ostatnich przygotowań do zapowiedzianej imprezy lub odświętnie udający się do miejscowego kościoła pw apostołów Piotra i Pawła. Nota będę to też imiona pozostałych współpasażerów tego rajdowego pojazdu i jakaś też zasługa ich patronów, że szczęśliwie dojechaliśmy. Z pomieszczeń szkoły dobiegały raźne dźwięki przygotowującej się orkiestry dętej. Serce od razu zaczęło rytmiczniej uderzać a muzyka ta zapowiadała już, że tkwi w tym miejscu jakaś niezwykła siła. Jak zwykle przed biegiem poszliśmy dopełnić wymogi rejestracji. Przypadł mi nomen omen nr 13 więc na wstępie już pomyślałem, że w XIII edycji tego biegu musi być to mimo powszechnie pechowej trzynastki numer szczęśliwy. Rozpromienione słońce pozwoliło nam dokonać niezbędnej rozgrzewki i sympatycznie przywitać się ze znajomymi. Zielone łany zbóż tuż za bieżnią boiska oraz piękne otaczające lasy cieszyły oczy urzekającym krajobrazem. Jeszcze chwilka i już czas na start oznajmiony strzałem. Droga asfaltowa za zakrętem zamieniła się w szutrową i otoczyła pięknie pachnącym świerkowym lasem. Oznaczenia zielonego szlaku turystycznej trasy na drzewach sprawiły, że coś ciekawego nas czeka. To właśnie czego było mi trzeba dla odprężenia od biegania na zawodach po miejskich trasach. Od tego momentu bieg wydał się relaksującym treningiem a nie zawodami. Nogi same niosły a biegnący tuż przy mnie miejscowy wysoki zawodnik, któremu jakoś dotrzymywałem kroku zmartwił mnie trochę mówiąc, że za następnym zakrętem trasa znowu wiedzie asfaltowo drogą przez wieś Okopy. Jak to zwykle na asfalcie by zagłuszyć tęsknotę za naturalnym podłożem wdałem się w pogawędkę z biegnącym obok kolegą jak się okazało studentem biologii Uniwersytetu w Białymstoku. Szybko dogadaliśmy do zapowiedzianej wioski. W pięknej otoczonej lasami dolinie niczym z obrazka pejzażu faktycznie okopało się kilkanaście swojskich domów. W środku wsi dom szczególny bo rodzinny ks Jerzego Popiełuszki. Stojącą za płotem kobietę pozdrowiłem (najpewniej członek rodziny księdza) oraz nie zatrzymując się tym razem przed kapliczką Matki Boskiej pobiegłem dalej ogarniając otoczenie łakomym spojrzeniem. Nic dziwnego, że w takiej urokliwej dolinie urodził się człowiek o takiej charyzmie ducha. Pewnie Panu Bogu przypadają w swej woli takie szczególne miejsca, że naznacza ich swoim wyjątkowym tchnieniem. Jednym słowem warto w takim miejscu pobyć chociażby przez chwilę a jeszcze bardziej kiedyś tu wrócić. Dalej trasa crossu biegła pod górkę więc pokazałem kilku młodym ludziom co to znaczą przełaje pozostawiając ich na długim podbiegu za swoimi plecami. Dalej z górki i już meta. Tu też nastąpiła swoista magia liczb bo ta 13 przestawiła sobie cyferki i uplasowałem się na 31 pozycji. Najważniejsze, że bieg zaliczony bez zadyszki, ale impreza towarzysząca niejako się zaczynała. Popis swego kunsztu dała orkiestra dęta i towarzyszące jej zespoły taneczne. W orkiestrach dętych tkwi niepowtarzalna siła i urok. Trzeba tego posłuchać i osobiście zobaczyć, bo słowa nie oddadzą całej tego wrażenia. Nawet zaczynający padać deszcz nie zdołał rozproszyć urzeczonej publiczności. Po ich występie deszcz się nasilił. Widzowie pochowali się gdzie, kto mógł. Pod zadaszenia, parasole, drzewa. Tylko najmłodsi nie bacząc na coraz większe strugi lejące się z nieba wytrwale stali w kolejkach do rozstawionych atrakcji Jagolandu (zjeżdżalni, trampoliny itp.). Najtrwalsi biegacze pochowali się w końcu przed strumieniami ulewy. Dzieci stały dalej wytrwale i niewzruszenie. Przemoczeni już do suchej nitki, ale szczęśliwe myślą skorzystania z niecodziennych dla nich atrakcji. Tylko brać przykład z nieskażonej dziecięcej spontaniczności.
Tymczasem na scenie prezentował się zespół „Czerwony Tulipan”. Ich muzyka w tonacji poezji śpiewanej to kolejny balsam na moje serce i uszy. Przyjemnie było posłuchać ich ciepłego śpiewu. Prawie spod samej sceny, zza kulis w taki sposób jak nigdy dotychczas nie miałem okazji być tak bardzo blisko. Mogłem się poczuć nie tylko jako widz, ale i uczestnik tego swoistego koncertu. A przy nawałnicy znaleźć schronienie pod parasolem urodziwej mieszkanki Suchowoli. Ba nawet w przypływie sympatii poczuć jej głowę na swoim ramieniu. Niby drobny gest, ale czasami takie chwile nadają życiu smak. Suchowola stała się już nie taka sucha a raczej bardzo Mokra-wola, Miła-wola, Boża-wola…….. Ten romantyczny nastrój przerwał na moment dźwięk syreny alarmowej i wyjazd do akcji wozów bojowych Ochotniczej Straży Pożarnej. Co też nie odbyło się bez przygody bo pierwszy pojazd nie zmieścił się pod konstrukcją obręczy linii startu i mety zabierając ją na akcje. Ale lider zespołu sprawnie pokierował wydając stosowne komendy i wnet kilku stojących mężczyzn uwolniło samochód od niespodziewanego akcesorium.
Długo by jeszcze opowiadać o całej imprezie. Kto nie był niech żałuje bo nie wie co stracił siedząc w zaciszu domowym. Może jeszcze dodam, że po ulewnym deszczu znowu wyszło przepiękne słońce. Przy krawężnikach spływała rwącym potokiem woda. Nasza nestorka biegania Pani Wiera Stasiewicz z Hajnówki zdjęła buty i radośnie przechadzała się po tym okazjonalnym strumyku. Od czasu do czasu figlarnie tupiąc nogami i rozpryskując wodę na wszystkie strony Europy. Jedno z tych chlupnięć i mnie dopadło oblewając bez mała całego. Wbrew pozorom poczułem w tym chlapnięciu swoiste wyróżnienie, radość z prozaicznych rzeczy i podziw dla sędziwej biegaczki, ale jakże młodej duchem. Sympatyczna Pani Wiera o nieprzeciętnej radości dorównującej jednie tylko tym dzielnym dzieciom stojącym tak zdyscyplinowanie na deszczu w oczekiwaniu zabawy. Jakże daleko od niej tym siedzącym ospale młodym urodziwym biegaczkom rozpłaszczonym na krzesłach naprzeciw sceny. Szkoda, może kropnięcie tej ożywczej wody by i ich trochę ożywiło. Parafrazując słowa sławnego wieszcza chciałoby się powiedzieć „czucie i Wiera bardziej mówią do mnie niż Piotrka zdjęcia i oko”. Samemu przypomniały mi się dziecięce zabawy po niegdysiejszych zimach jak rozpływający się śnieg tworzył na uliczkach rwące strumyki i puszczaliśmy ścigające się patyczki jako najwspanialsze łodzie. Przyjemnie doznać takiej magii powrotu do przeszłości w teraźniejszości. Oby takich chwil było jak najwięcej.
Dla niewtajemniczonych dodam, że woda w tym miejscu mogła faktycznie rozpryskiwać się we wszystkie strony Europy gdyż już w roku 1775 kartograf i astrolog królewski Szymon Antoni Sobiekrajski wyznaczył miejsce, gdzie krzyżują się linie proste, przecinające wzdłuż i wszerz kontynent europejski. Miejscem tym okazał się obszerny rynek w Suchowoli. Gdzie ja też tam byłem i jak przystało na cross trzeźwości miodu i wina nie piłem.
Faktycznie miejsce to zasługuje na centralny punkt naszej Europy bo nie jestem pewien czy doznał bym takich miłych wrażeń w Paryżu, Londynie czy Moskwie. Nie ma to jak czuć się tak jak w domu, jak u siebie. Mieć u boku tylu sympatycznych ludzi i nadzieje, że wytrwałość tych dzielnych dzieci kiedyś zaowocuje a przykład tylu biegaczy zachęci ich też do dbania poprzez ruch o własne zdrowie. Czego nie tylko w „Dniu Dziecka” wszystkim życzę!
Na świetne zdjęcia (oczywiście w wykonaniu nieocenionego Piotrka) z pobytu w Suchowoli zapraszamy na stronę klubową zamieszczoną w linku
http://www.kblomza.republika.pl



Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


POZDRAWIAM (2009-06-02,10:52): Bardzo miło jest poczytać o imprezie , która się zna, a na której być nie mogłem - tutaj zawsze czuć gościnność i miłą atmosferę biegania. Pozdrawiam







 Ostatnio zalogowani
s0uthHipHop
17:21
soniksoniks
17:05
Lektor443
16:59
alex
16:57
Piotr Czesław
16:52
Darek102
16:32
romangla
16:28
INVEST
16:12
lida401
16:09
BTK
16:04
Stonechip
16:03
chris_cros
15:53
tomasso023
15:06
benfika
15:04
Wojciech
15:03
darekn
15:02
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |