Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Azja, 14 maja 2013, 19:04, 1523/234826Marcin Ćwiek
Trudne początki w Afgańskim klimacie

LINK 1: BLOG BIEGANIE W AFGANISTANIE
LINK 2: ARCHIWUM: ZAGRANICA - AZJA



Nigdy, nie przypuszczałem, że ponownie przyjdzie mi się zmierzyć z trudnym klimatem Afganistanu. Pamiętam, że panujące tutaj warunki nie są sprzyjające do jakiegokolwiek wysiłku. Suche powietrze, wszędobylski kurz, wysokość ponad 2100m n.p.m. i wysoka temperatura nie gwarantują treningu, do jakiego jestem przyzwyczajony.

Krótko mówiąc nie mogę odnaleźć tutaj odrobiny przyjemności z biegania. Jeżeli podobne warunki panują w Kenii, gdzie rodzą się największe biegowe talenty, to oprócz chęci zdobycia Kilimandżaro nic więcej mnie tam nie ciągnie.

Na domiar złego, zanim to wszystko przemyślałem już zdążyłem zapisać się na zawody. Wierząc w swoją nadludzką „doskonałość” uwierzyłem, że jestem w stanie podołać wyzwaniu, jakie zostało postawione chętnym zawodnikom. Co gorsza w swój „szatański plan” wciągnąłem dodatkowo cztery osoby.

Reguły gry są proste – w ciągu miesiąca pięcioosobowe teamy mają po prostu biegać. Zwycięzcą zostaje zespół z największą ilością kilometrów na koncie. W szranki stanęło 14 zespołów. Każdy może wybrać bieganie na powietrzu, wzdłuż ogrodzenia bazy i w kurzu lub w dusznym namiocie na bieżni mechanicznej.

Jak dla mnie obie opcje mają tylko wady i żadnych zalet. Bieganie na przysłowiowym „świeżym powietrzu” niesie za sobą ryzyko pylicy płuc (spadając zapałka potrafi wznieść tuman kurzu nie mówiąc już o KTO*) bądź możliwość skręcenia kostki na luźno rozsypanych ostrych kamieniach.

Natomiast przebieranie nogami na kręcącej się gumowej taśmie z nudów doprowadza do nieodwracalnego postradania zmysłów oraz sprawdza odporność biegacza na niedotlenienie w dusznym namiocie. W efekcie mój wielki zapał do „połykania” każdego dnia nieskończonej ilości kilometrów stopniał i zminimalizował planowany dystans do 10 – 12 kilometrów.

Po tygodniu biegania, nie widząc żadnej poprawy, wkładam ciągle ogromną ilość trudu, aby pokonać każdy pojedynczy metr ziemi. Już po pierwszych 20 minutach czuję się jak bym był na 35 kilometrze maratonu. Krótko mówiąc, okropność i udręka.

Na szczęście systematyczne pokonywanie podobnego dystansu przez każdego zawodnika naszego teamu pozwala nam jak na razie cieszyć się trzecia pozycją. Co będzie dalej – zobaczymy.

Cieszę się jednak, że zaangażowałem się w to przedsięwzięcie, bo mogłem pochopnie wybrać trudniejszą opcję. Już wkrótce mają się odbyć zawody upamiętniające ppor. marynarki Michaela P. Murphy (jako pierwszy został odznaczony najwyższym amerykańskim odznaczeniem Medal of Honor za jego ostatnią w życiu akcję podczas wojny w Afganistanie)

Zwycięzcą zostaje każdy, kto przebiegnie w 20 funtowej (9,07kg) kamizelce kuloodpornej 1 milę (1,6km), następnie zrobi 100 podciągnięć, 200 pompek, 300 przysiadów i na koniec ponownie pokona dystans 1 mili !!!

Czy nie można zorganizować jakiejś łatwiejszej konkurencji…?


Cały blog autora ZNAJDZIECIE TUTAJ



Komentarze czytelników - 1podyskutuj o tym 
 

Sławek Konop

Autor: Skrzat, 2013-05-17, 22:57 napisał/-a:
Marcin!
Kto da radę jak nie Ty?!
Powodzenia i dozo w domu cały i zdrowy!

 


















 Ostatnio zalogowani
POZDRAWIAM
07:50
biegacz54
07:27
Admin
06:41
Andante78
06:25
StaryCop
05:43
marian
05:25
kos 88
04:25
frytek
03:12
zmierzymyczas.pl
01:00
piotrpieklo
00:32
lordedward
23:36
orzelek
23:20
kaes
23:10
Gregorius
22:55
Fredo
22:52
Lektor443
22:46
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |