Kiedy w listopadzie ubiegłego roku zapisywałem się do Półmaratonu Londyńskiego, trochę zdziwiło mnie to, że bieg odbędzie się w odległym o ok. 100km od Londynu Silverstone. Dopiero, kiedy kilka dni przed biegiem otrzymałem szczegółowe informacje nt. biegu zorientowałem się, że Silverstone to centrum brytyjskich sportów motorowych. Nie jestem wielkim fanem Schumachera i spółki ale fakt, że bieg odbędzie się na torze, gdzie odbywają się m innymi. Wyścigi Formuły 1 był przyjemną niespodzianką...
Poranek w Londynie przywitał mnie prześwitującym przez chmury słońcem, co było pewną odmianą dla zasnuwających od kilku dni londyńskie niebo chmur. Mniej więcej po półgodzinie drogi w kierunku Silverstone zaczęło kropić, a potem padać. Temperatura wahała się pomiędzy 4 a 6 st.
Moje morale zaczęło w niepokojący sposób opadać. Krótki postój na stacji benzynowej przyprawił mnie o dreszcze – dosłownie i w przenośni. Parę mil przed Siverstone zaczęły się korki. Chyba 95% pojazdów udawało się właśnie na bieg. W końcu dotarliśmy na miejsce i zaparkowaliśmy wśród tysięcy (!) innych samochodów. Koło nas zaparkowało piękne, żółte Ferrari (po biegu pasażerka pochwaliła się czasem 1h 32.min).
Dotarcie na start zajęło trochę czasu, gdyż byliśmy na jednym z odleglejszych parkingów. Im dłużej szliśmy tym tłum się zagęszczał i w końcu maszerowaliśmy w długim sznurze ludzi zmierzających w jednym kierunku. Rzadko kiedy mam okazję uczestniczyć w masowych imprezach w Polsce ale skojarzyło mi się to z wizytami Papieża.
Przezornie nie oddałem rzeczy na przechowanie, gdyż widniejące nad drzwiami napisy np. 100 – 3100 wzbudzały moje podejrzenia związane z odbiorem torby po biegu. Dotarliśmy do miejsca, gdzie moi przyjaciele musieli mnie zostawić i skierować się na teren przeznaczony dla widzów.
Zawodnicy mogli się udać w kierunku wyznaczonym przez strzałki 'poniżej 2.15' lub 'powyżej 2.15' Bardzo mnie ten podział ucieszył, gdyż mogłem pójść tam, gdzie szli ci lepsi. Gdyby tę granicę obniżono o kilka minut, musiałbym iść z tymi słabszymi.
Byłem tak daleko od czoła wyścigu, że nie usłyszałem sygnału startu – może prze gwar rozmawiających ze sobą ludzi. Ruszyliśmy. Pierwsze 3 mile biegliśmy po torze wyścigowym. Potem skierowano nas na dróżki w jego wnętrzu gzie przebiegliśmy 7 mil a ostatnie 3 mile znów po torze, tylko, że w kierunku przeciwnym niż w pierwszym okrążeniu. Wspominałem wcześniej o deszczu i o moich obawach z tym związanych. Na szczęście w Silverstone nie padało, a momentami nawet przebijało się słońce. Widoczny z daleka napis FINISH pomógł mi w wykrzesaniu resztek energii i przed metą zdołałem wyprzedzić kilka, czy kilkanaście osób.
Za metą ...kolejka! Do czego? – Do zwrotu chipów. Chipy dostaliśmy pocztą przed biegiem wraz ze specjalnym paskiem do przymocowania do buta. Za metą było ustawionych kilka małych 'garbatych mostków' na które trzeba było wejść, a siedząca z boku obsługa jednym ruchem nożyka uwalniała nas od chipów. Clever.
Chipy na pewno zdejmują sprawniej ale za to sposób wręczania medali mają gorszy. Po naszych biegach medal zakłada na szyję miła i przystojna osoba płci żeńskie. Ma to zwykle miejsce w okolicy linii mety. Tam po medal trzeba był pójść: kilkaset metrów za metą, za bandą oddzielającą tor od trawnika stała grupa ludzi podająca zawodnikom reklamówki w których była koszulka, woda, napój i .. medal. Chyba jednak przyjemniej dostać medal na mecie.
Jestem założycielem i wiceprezesem Fundacji Polsko Brytyjskiej, www.fundacja.inthouse.pl, której celem jest między innymi propagowanie nauki języka angielskiego. Bierzemy udział w różnych przedsięwzięciach edukacyjnych np. jesteśmy organizatorem English Dictation www.dyktando.inthouse.pl Co z tym wspólnego ma bieganie? Chcemy przeszczepić na polski grunt znaną i popularną za granicą idee biegania charytatywnego. Polega to na tym, że uczestnicy biegu biegną w drużynie jakiejś organizacji charytatywnej (przy maratonie londyńskim jest ich ponad 150) i we własnym zakresie zbierają datki na tą organizację dla której biegną prosząc znajomych żeby im dali np. 1/2euro za przebiegnięty kilometr. Kwoty zbierane przy okazji maratonu londyńskiego sięgają dziesiątków milionów funtów (www.london-marathon.com)
Mój bieg w półmaratonie londyńskim także miał cel charytatywny a dopełnieniem tego będzie udział międzynarodowej drużyny Fundacji Polsko Brytyjskiej w maratonie w Toruniu 30 maja 2004, gdzie również będziemy zbierać fundusze na działalność naszej Fundacji. Bardzo serdecznie zapraszam do udziału w Maratonie w Toruniu a chętnych do dołączenia do naszej drużyny proszę o kontakt pod adresem poslednik.torun@inthouse.pl
lub Fundacja Polsko Brytyjska
87-100 Toruń,
ul Legionów 15
A na koniec dane statystyczne
Wg informacji ze strony internetowej dostępnej przed biegiem zgłosiło się ok. 9000 osób. Sklasyfikowane zostały 6334. Mój czas 2.01.35 pozwolił mi na zajęcie 3684 miejsca.
Romuald Poślednik |