Jadąc nikt się chyba nie spodziewał, że w Sobótce ciężko będzie mówić na trasie. Usta i w ogóle cały byłem tak zmarźnięty jak nigdy dotąd w życiu. Zresztą wszyscy zawodnicy usta mieli sine i mówili jakby mieli problemy z wymową. A to za sprawą miłego deszczyku, który pozbawił wszystkich biegaczy złudzeń, że dzisiaj będzie lekko. Plus trzy stopnie, wiatr, deszcz - tak jak w Wiązownie, dodatkowo 11 km więcej z tego całość po terenie mocno pofałdowanym ze sztywnymi ściankami do pokonania. Szczególnie była taka jedna hopka koło cementowni, nic tylko usiąść i płakać, ale jakość wszyscy to przeżyli.
Gdyby Michał przeczytał opis profilu trasy na swojej stronie, to może miałby większy respekt ale dobiegł i to zadowolony. Organizatorzy mając pod opieką tylko 89 zawodników spisali się wzorowo, ale było ich chyba też niewiele: 3 osoby przyjmujące zapisy,
1 osoba obsługująca PC,
1 nie wiem kto przy stoliku zapisów,
1 lekarz plus ktoś jeszcze,
2 osoby na mecie, no niech będzie trzy,
2 przy gochówce,
nie liczę na trasie, razem będzie 11.
Przy czym było miło, wesoło, kameralnie, ciepło i bezstresowo. Epitety można mnożyć. Medale były o czym nie pisali a dawali, była grochówka i to dobra, były od razu dyplomy, tzn. godzinę po biegu już z wypisanym imieniem i nazwiskiem.
Wyniki były uaktualniane i wywieszane na ścianie w sali sportowej w miarę przybiegania kolejnych zawodników. Najważniejsze z tego: Był Gorący PRYSZNIC, tak jak w Wiązownej i nie rozumiem jak można narzekać na gorący (chyba że leci wrzątek), skoro nikt z biegaczy, a przyjrzałem się dobrze nie odkręcał zimnej aby zmniejszyć temperaturę. Po prostu nikt nic nie czuł, tak chłopaki zmarźli. Na trasie tłumy kibiców, wręcz szpalery, a pod przełęcz ciężko było kogoś wyprzedzić, tak ludzie wychodzili na środek jezdni i dopingowali - ale to tylko mażenia. średnio co kilometr jeden kibic, tzn na czterech punktach po osiem osób, co daje 32 sztuki. Najważniejsze, że mieli tam ciepłe picie i czym bliżej mety tym cieplejsze, a przecież powinno być na odwrót, ale to już taka specyfika tego biegu, czym dalej tym lepiej. Ten kto nie biegał po górkach to polecam, nie zdąrzysz odpocząć po podbiegu już sprint na zbiegu i tak w kółko.
Nie będę opisywał tego co sam przeżywałem przytoczę tylko wypowiedź kolegi z trasy, która to wypowiedź była puszczona w wieczornej panoramie:
Na pytanie jak się biegnie, kolega nie dał prostej odpowiedzi w stylu: jest ciężko, zimno, mokro itp. Tylko wprost do kamery: Biegnie mi się bez motywacji, nie dlatego że jest ciężko ale że nie ma przede mną żadnej kobiety której kształty mółbym podziwiać i to by mnie motywowało do większego wysiłku (w tym czasie równocześnie pokazał rękoma kształty kobiecego ciała)
( )
) (
( )
Tym miłym akcentem chciałbym podsumować II Maraton ślężański w Sobótce, który odbył się w niedzielę 25 marca o godz. 11.00 i ja tam byłem grochówkę i piwo piłem i dobrze się bawiłem. Teraz do Wrześni (inni do Zywca).
Karuzela startów się zaczyna.
Mirosław Szraucner
(Ten co niby ma zły humor po złej pogodzie)
|