Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 8423/2359984 razy

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Mój pierwszy start - cz.3
Autor: Tomasz Pyznar
Data : 2023-02-04


Luty 2022 i email oznajmiający, że wygrałem miejsce na Great North Run ustalił mi biegowy cel główny na ten rok. Tak wygrałem, bo mimo 60 tysięcy miejsc na starcie chętnych jest dużo więcej, więc prawo startu się albo kupuje, albo wygrywa w loterii.

Data na półmaratoński debiut dla mnie doskonała - dzień urodzin, lokalizacja niezła - 2h jazdy autem, a sam bieg - największy i jeden z najbardziej prestiżowych półmaratonów na świecie! Bieg z niesamowitą historią i energią. To właśnie na nim w 2013 roku rozegrała się pamiętna batalia pomiędzy trójką długodystansowych arcymistrzów: Haile Gebrselassie, Kenenisa Bekele i Mo Farah. Na ten bieg co roku zjeżdża światowa ścisła czołówka ulicznego biegania. Tak było też w tym roku. Na starcie stanęli m.in. ponownie Bekele, rekordzista świata Jacob Kiplimo, Selemon Barega, a wśród kobiet Helen Obiri i Peres Jepchirchir.

Do półmaratonu jakoś nie było mi po drodze. Od początku biegania marzeniem i celem był maraton. W połówce chciałem pobiec już dawno jako przygotowania właśnie do maratonu, ale czy to covid, czy coś innego pokrzyżowały mi plany. Dlatego perspektywa debiutu w dniu urodzin na tak prestiżowym biegu wydawała się idealna. Przygotowanie do tych zawodów już takie idealne nie było. Całe lato praktycznie co tydzień gdzieś startowałem, nie było więc czasu na specjalistyczny trening pod połówkę.

4 dni przed całonocna podróż z wakacji i 2 dni w pracy, na które nie dostałem urlopu. Z uwagi na pracę nie mogłem też pojechać do Newcastle dzień wcześniej, tylko dopiero rano w dzień startu. Wszystko to sprawiło, że mój zapał na mocny debiut sporo osłabł i na starcie stanąłem kompletnie bez spiny i jakichkolwiek oczekiwań :) Celem było cieszyć się biegiem, a życiówkę śrubować kiedy indziej.


Dzień startu to wczesna pobudka i 160km autem na parking, skąd podjechaliśmy metrem do centrum. Wśród tłumów dotarliśmy na miejsce, ulokowałem swoją torbę z depozytem w jednym z kilkudziesięciu autobusów (ulubiony numer 11:)), pożegnanie z ekipą i spacer do strefy 2, z której miałem startować. Wśród tłumów nie było miejsca na normalną rozgrzewkę, więc po drodze jakiś truchcik i mnóstwo podskoków i ćwiczeń w miejscu podczas godzinnego oczekiwania na wystrzał. Jeszcze minuta ciszy ku pamięci zmarłej Królowej Elżbiety II i wystartował nas nie kto inny jak Eilish McColgan.

Sam bieg zaczął się omijaniem wolniejszych biegaczy przez ok. 2km. Przez następne kilometry było już dużo miejsca i przed połową dystansu skleiła się kilkuosobowa grupka biegnąca dobrym tempem. Miało to spore znaczenie bo było wietrznie, dodatkowo trasa GNR jest trochę pofałdowana, więc łatwiej nam było utrzymać tempo zmieniając się na prowadzeniu.

Od początku o dziwo biegło mi się super. Może to wymuszony wolniejszy początek, może z uwagi na wakacje mniej kilometrów w ostatnich 2 tygodniach, a może atmosfera wielkiego biegu - uwielbiam biec wśród tysięcy innych uczestników. Spoglądając na zegarek wiedziałem, że tempo jest dobre i biegnę na wynik sub 80 minut, co było moim cichym celem max. Pomyślałem, że po 16km spróbuję przyspieszyć, dać wszystko na ostatniej piątce i zobaczę co z tego będzie.

Jednak właśnie wtedy zaczęła się najtrudniejsza część trasy - długi podbieg z czołowym wiatrem zweryfikował moje plany i zaczęła się walka o utrzymanie tempa. Fajnie współpracowaliśmy z jedną biegaczką (skończyła top20 wśród kobiet) na zmianę wychodząc na czoło i pomimo, że robiło się naprawdę ciężko tempo ciągle było mocne. Koniec podbiegu i 2 km przed metą obrazek (poniżej), który na długo pozostanie w mojej pamięci :)

Ostry, krótki zbieg z widokiem na ocean oznaczał tylko jedno - długa finiszowa prosta, lekko w dół wśród setek dopingujących kibiców! To jest to! Spojrzenie na zegarek uświadomiło mi, że biegnę na 1:18 wiec jeszcze starałem się przyspieszyć. Pomimo zmęczenia i ogromnego już bólu nóg wiedziałem, że już tego nie puszczę. Oficjalny czas 1:18:50 był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Podobnie jak świetne samopoczucie w trakcie biegu. Kolejny dobry start, po którym wiem, że mogę biegać dużo szybciej. Gdzie są limity, jak się do nich zbliżyć i je przekroczyć? Na następnych biegach będę szukał odpowiedzi na te pytania :)


Podsumowując doświadczenie z tego startu jest niesamowite. Była to największa biegowa impreza, w jakiej brałem udział. Organizacja na najwyższym poziomie. Ogarnąć wszystko dla 60 tysięcy uczestników plus osoby towarzyszące to musi być wielkie wyzwanie. Wszystko jednak przebiegło sprawnie, a wolontariusze byli dosłownie wszędzie, zaskoczyła nas ich obecność przy maszynkach do zakupu biletów metra pod Newcastle, gdzie wsiadaliśmy :)

Atmosfera także niepowtarzalna. Praktycznie każdy metr trasy wypełniony kibicami, kilka oficjalnych śpiewających grup, dzieci przy trasie podające kawałki owoców, muzyka i doping. Była nawet stacja z piwem :) Największe wrażenie wywarł na mnie finisz na South Shields. Ta ostatnia mila, gdzie co chwilę ktoś krzyczał moje imię, motywując aby jeszcze przyspieszyć, na długo pozostanie mi w pamięci. Mogę to porównać chyba tylko do Berlina i mojego pierwszego maratonu.

Great North Run 2022 okazał się być jednym z najfajniejszych biegowych doświadczeń w mojej przygodzie z tym sportem i już nie mogę się doczekać powrotu na tą trasę. Kolejna edycja za rok 10 września, widzimy się na South Shields!



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Andrea
00:23
Jerzy Janow
23:46
Wojciech
23:37
Volter
23:25
VaderSWDN
23:25
Artur z Błonia
23:18
szakaluch
22:30
gibonaniol
22:28
timdor
22:08
malicha
22:06
Namor 13
21:42
Agusia151
21:08
Pablo_run
20:51
uro69
20:51
Pawel63
20:39
grzybq
20:34
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |