Drużyna „STRUSIK-i” na Rzeźniku 2009 czyli wywiad w „duecie”
S - Stanisław Grabowski
T - Mateusz Wroński - Tusik
S. Hej Tusik. Pamiętasz kiedy zapytałem Ciebie o wspólny start w Rzeźniku?
T. Witaj Staszku. Tak, było to po tym jak ogłosiłeś (pisząc do wszystkich na „Maratonach Polskich” z początku stycznia 2009), że szukasz kogoś do pary. A że ja byłem bez pary, bo kilka dni wcześniej kolega, z którym umawiałem się w zeszłym roku, zrezygnował, szybko napisałem w ten sam dzień do Ciebie, że jestem chętny. ;-) Wtedy po kilku dniach napisałeś do mnie, że Tobie też odpadła już jedna osoba kandydująca do pary i że ja jestem brany na serio pod uwagę. Prosiłeś mnie o trochę cierpliwości, bo chciałeś dać szansę wszystkim. A więc czekałem... dość krótko, bo ok. 1 tygodnia. W następnym liście napisałeś już: „No to co ????!!! Przygotowujemy się do Rzeźnika!”. Ucieszyłem się bardzo!!!
S. Wiedziałeś, że mogę mieć kilka ofert i będę je ważył?
T. Szczerze mówiąc, to byłem pewien, że weźmiesz sobie kogoś lepszego, bo moje czasy są gorsze od Twoich, a Ty przecież jesteś bardzo dobrym biegaczem i w dodatku przodownikiem górskim. Jednak, odważyłem się napisać, żebym w razie czego był u Ciebie na liście rezerwowej. ;-)
S. To się mnie bałeś ?! Żarty się Ciebie trzymają, a nie bałeś się Rzeźnika, przecież tam nie ma żartów !
T. Ale ta chęć przygody, zmierzenia się z trudnymi warunkami na trasie i z długim wysiłkiem... W zeszłym roku ukończyłem 75 km w „Kieracie” na orientację i taki ekstremalny bieg bardzo mi się spodobał. Widziałem też kilka fotek i zachęcających komentarzy na „Maratonach Polskich” i innych forach biegowych o Rzeźniku. Staszku, właściwie to jak zareagowałeś gdy napisałem do Ciebie, że chcę z Tobą pobiec Rzeźnika?
S. Normalnie odetchnąłem;-) A że okazałeś się najbardziej zdecydowany z przyjaciół, więc klamka zapadła.
T. Naprawdę, ważne jest z kim biegnie się w parze tyle godzin!... i nawet nie wiesz jak się ucieszyłem!... bowiem miałem ten komfort psychiczny i wiedziałem (pół roku wcześniej!), że z Tobą mam gwarancję ukończenia Rzeźnika. Może to głupie, ale miałem obawy czy aby Ty tak samo o mnie myślisz, czy nie boisz się ze mną biec, że mogę nie podołać trudom biegania po Bieszczadach.
W tej sprawie napisałem wtedy do Ciebie pod koniec lutego list, w którym upewniałem się czy nadal jesteś zdecydowany na nasz wspólny start... nie gniewaj się, ale pomyślałem, że masz jeszcze dużo czasu i możesz chcieć wybrać kogoś lepszego, jeśli jeszcze się zgłosi. Napisałeś wtedy do mnie bardzo stanowczo oto te słowa: „Musisz wiedzieć, że nie zdarzyło mi się w życiu wycofać z imprezy a mam ich na koncie pewnie ćwierć tysiąca. Czy to Cię zadowala???”.
Zaiste... to rozwiało moje wątpliwości! :-)
S. Więc do biegu byliśmy psychicznie nastawieni, najpierw osobno potem drużynowo; jeszcze przed ogłoszeniem wpisów w 2009 i to się przydało!
T. Niewątpliwie tak! Napisałeś mi wtedy jeszcze jedne słowa, które zapamiętałem - żebym obiecał Ci, że Rzeźnik będzie moim najważniejszym startem w tym półroczu. Potraktowałem poważnie tą obietnicę i zrezygnowałem nawet z kilku biegów (było to dla mnie bardzo trudne!). Jeszcze jedno pytanie - skąd pomysł na wspólny trening u mnie? - przyznam, że to była świetna propozycja!
S. Bo widzisz Twoje najbliższe górskie okolice Limanowej jakoś omijałem bez usprawiedliwienia przez długie lata, a teraz nadarzyła się świetna okazja. Zapamiętamy to wspólne drapanie się z Krysią na Łysą Górę i cudne widoki na miasto, następnie Miejską Górę, gdzie stoi monumentalny Krzyż z tarasem widokowym, widoki na Beskid Wyspowy, Sądecki i Gorce. No i to święte źródełko... na pewno pomogło...
Pomogło i byłem nastawiony, że bieg ukończymy a kontuzje nas nie wyeliminują.
T. Cieszę się, że podobały się Wam moje tereny... Wiem, są przepiękne i chciałbym kiedyś się tymi moimi malowniczymi okolicami z innymi Biegaczami kiedyś podzielić! Na razie po cichu... marzy mi się zorganizowanie biegu... biegu na moim terenie – w sercu i stolicy Beskidu Wyspowego. Powstała już w Limanowej nieformalna grupa biegowa, jeździmy na różne biegi i może wkrótce zrzeszymy się, a w przyszłym roku... coś fajnego zorganizujemy... :-)
T. Wracając do Rzeźnika... nie bałem się już startu – wiedziałem, że wykonałem wcześniej dobrą robotę. Ani przez moment nie pomyślałem, że możemy go nie ukończyć – była to determinacja wszystkich zawodników, zwłaszcza tych, którzy biegają najczęściej po ulicy. Niesłychana determinacja zwłaszcza wtedy gdy zaczynaliśmy start w deszczu o 3:24 rano – a właściwie to była jeszcze noc... było ciemno i kilka godzin wcześniej przeszła potworna burza z wielkim gradem! Czułem jak wpadliśmy w trans podwyższonej adrenalinki, ruszyliśmy, oboje wykazując pewność siebie (bez tego nie ma co ruszać w świat!) i zaufanie wobec siebie.
Byliśmy dobrze przygotowani do Rzeźnika – widać było, że nie przeszkadzała nam śliska trasa (może tylko trochę naszym butom...), zimno, wiatr i brzydka pogoda... Staszku, zarówno ja byłem pewien Twojej kondycji, jak i Ty, myślę, że już wtedy mojej! ;-) Więc czułem ten nasz spokój... i co najważniejsze, że przez cały czas kontrolowaliśmy czas na trasie... jedynie (co trudno było uniknąć) kilka naszych cięższych upadków i lekkich skręceń mojej kostki oraz jedno zgubienie się (razem z większą grupą) - na ok. 40 min, chwilowo zakłóciło nasz "stoicki" spokój. :-)
Z początku (zanim nie straciliśmy dużo czasu na przepakach), nawet dobrze nam szło... czułem, że 12 godzin było w naszym zasięgu - wyprzedzaliśmy cały czas... Zastanawiam się, Staszku, czy choć przez chwilę myślałeś wtedy poważnie o wersji 'hard core'? – bo ja jeszcze w Cisnej o nim myślałem...
S. Poważnie to na starcie myślałem o łóżku z ciepłą kołderką a nie o Haliczu i Wołosatym! Potem myślałem czy się rozchmurzy a w Cisnej jak zobaczyłem Treborusa, Martę z Beatą, to jeszcze może trochę hardo myślałem, ale czas uciekał a my „gościliśmy” się na przepakach. Faktycznie, witająca nas obsługa była bardzo gościnna!… na jednym z nich dostaliśmy nawet dwa leżaki do siedzenia!… :-) no i nic tylko leżeć, siedzieć i odpoczywać i marzyć o hard corze!
T. He, he... wiesz, w sumie to oboje zrobiliśmy ‘hard cora’, tyle że na 2 raty, bo za dwa dni pojechaliśmy na półmaraton do Rudawy! Wiesz, ja się tam bawiłem i go tylko ukończyłem, ale Ty zrobiłeś tam znakomity wynik!. Zaskoczyłeś mnie tym wynikiem (1:43) bardzo! Staszku, powiedz - albo szybko regenerujesz się, albo Rzeźnik nie zmęczył Cię za bardzo! :-)
S. Ten czas jest dowodem, że Rzeźnik mnie nie zajechał. Podziwiajmy tutaj raczej Marka Tokarczyka, który był na pudle, zrobił hard cora i w Rudawie oczywiście był przede mną!
T. Staszku, możemy sobie teraz "pogdybać"... jesteśmy już po wszystkim... ;-))) zastanawiam się na jaki faktycznie czas było nas stać... czyli ile tego „frycowego” zapłaciliśmy – no i na co możemy w przyszłości oczekiwać... bo to na pewno nie był nasz ostatni raz! :-)
Myślę, że gdyby było sucho lub gdybyśmy przynajmniej mieli kijki, które bardzo pomagały innym na trasie po tym (powyżej kostek) błocie, albo gdybyśmy nie zgubili się razem z całą grupą (ok. 40 min) i na przepakach bylibyśmy w optymalnie jak najmniejszym czasie (łącznie spędziliśmy na nich ok. 2 godzin!) i wreszcie gdybyśmy faktycznie spieszyli się... wiesz, nie przypuszczałem, że trzeba będzie biegać (faktycznie naprawdę biegliśmy!) ok. 80 kilometrów aż w 15 i pół godziny!... ;-) to zapewne nasz czas byłby dużo lepszy - spokojnie poniżej 14 godzin, a nawet poniżej 13 godzin! (po cichu tak zakładałem).
Oczywiście, szczęście, że w tak trudnych warunkach udało nam się go skończyć; wiele par nie zmieściło się w limicie lub nie skończyło, była Lidka z partnerem – którą mijaliśmy ze 3 razy na trasie, ale nie na mecie…, Iwona z rozbitym kolanem i Bogusiem, byli wśród nich nawet faworyci.
Teraz widzę, że wybraliśmy dobre rozwiązanie. Czasem lepiej nie planować, a mieć pewne ukończenie, zwłaszcza gdy chodzi o pierwszy raz... ;-) Satysfakcja tym większa, im więcej trudności było do pokonania i z drugiej strony, im spokojniej i bez grama zmęczenia pokazaliśmy się na mecie – he he... (przed metą pozwoliliśmy sobie nawet na wyprzedzanie).
Nie kusi Cię, Staszku, żeby poprawić ten czas?... :-D
A jeśli chodzi o tego ‘hard cora’, to drugie marzenie... może za rok uda się?
S. Jasne, że kusi! Pluję sobie w brodę, że mogliśmy spokojnie zrobić lepszy czas w tych warunkach, bez pośpiechu, ale debiutanci mają swoje prawa...
Kusisz mnie na poprawkę? A jak będzie padać cały dzień!!!??? Może poprawka z gradem? - Kto polubi błoto (nie dotyczy błota z Katorżnika!)...?
T. Faktycznie, dzień wcześniej na „pasta party” przyszedł taki wielki grad, że o mało co nie porozwalał szyby w samochodach!... trochę odebrało to nam chęci walki o jakiś czas... i jeszcze ten całonocny deszcz, wczesne wstawanie w środku nocy – trzeba było dużo samozaparcia na walkę nawet ze wstawaniem! :-) Ale teraz już wiemy co robić, a właściwie czego nie robić... ;-) nie wolno się ociągać – począwszy od wstawania z łóżek aż do mety.. :-)
S. Tak, bo „kto się ociąga, ten mało osiąga”.
T. Wieczorem po biegu powiedziałeś mi, że "nigdy więcej Rzeźnika!"... ;-) a na drugi dzień mówiłeś już inaczej... :-) Jak jest na dzisiaj? Może w przyszłym roku pobiegniesz z żoną Krysią?
S. Nie wykluczam, mówiąc dyplomatycznie.
T. Gdy pojawiły się nam już piękne widoki na trasie i pogoda trochę się poprawiła od połowy Rzeźnika, zauważyłem, że znasz tam dookoła niemal każdy szczyt... ile razy byłeś w Bieszczadach?
S. Hm... nie tak dużo - może z 10 razy, z plecakiem, z hutniczym rajdem, z nartami biegowymi, z aparatem fotograficznym.
Zdawałem kiedyś egzamin na Beskidy Wschodnie, ale nigdy nie sądziłem, że zdam jeszcze egzamin na... Rzeźniku.
Natomiast Ty Tusiku zdałeś egzamin na finiszu biegu, jak zbiegaliśmy już z Caryńskiej do mety, wtedy rzekłeś: patrz przed nami widać 3 zespoły - bierzemy je ?!
T. O tak, gdybym biegał równie szybko jak moje finisze zwykłem biegać, to zwykle ścigałbym się z Kenijczykami. :-) Ostatnio na Poznań Maraton zająłem 29. miejsce na ostatnich 195 metrach i miałem ten sam czas, co Kenijczyk, który wygrał. :-D Wiesz, to jest tak, że jak czujesz ‘nosem’, że meta już blisko, to chociaż miał byś za sobą 100 km, zaczynasz biec (często jak szalony) jak gdybyś nie był w ogóle zmęczony i wręcz jak gdybyś uczestniczył w... sprincie! :-)
Staszku, na Rzeźniku byłeś lepszy ode mnie pod górę – widać było dobrze kto tu ma doświadczenie w chodzeniu! :-) Mi akurat dobrze wychodziły szybkie zbiegania – zresztą ja uwielbiam takie „błotne” zjeżdżanie w dół... ;-) czuję się wtedy jak na nartach.:-)) Spodobało mi się to nasze wyprzedzanie przed metą...
S. Narciarzu, widzisz - wyszła z tego cicha umowa, że Ty biegniesz z góry a ja pod górę, razem robimy całość, w końcu to są zawody drużynowe... he, he.
T. A jak oceniasz Staszku bieg i jego organizację? Oprócz zamieszania z noclegami, nie widziałem żadnych innych uchybień – przepaki sprawowały się wzorowo! Atmosfera była cudowna!
S. Notkę wystawiłem w rankingu a komentarz końcowy byłby taki: na metę wziąłem do worka ręcznik, bo była informacja, że będzie można się tam wykąpać. Na mecie oznajmiono, że mycie to tylko w potoku…Wracamy z Ustrzyk Górnych do Woli Michowej autobusem, worki wkrótce dojadą osobno. Autobus dojechał a worki nie (mój z ręcznikiem)! Więc czekam i czekam. Doczekałem się późnym wieczorem i wreszcie z błota, potu, krwi na kolanie umyłem się. Ale była ulga! Dopiero potem można było z dumą przymierzyć nowiutką koszulkę Rzeźnika i odebrać gratulacje od Krysi, Gaby i Janka, którzy „z daleka” byli z nami.
T. Tak, to prawda. Bieg był niemal idealnie zorganizowany i drobne potknięcia wszędzie się zdarzają. Rzeźnik sprawia (jak pierwszy w życiu maraton), że najpierw się go przeklina, a potem ma się ochotę jak najszybciej wrócić do niego! (dobrze przygotowanym...), i ja już teraz nie mogę się go doczekać!!! :-)
Wiem, że na pewno było jeszcze dużo więcej osób, które trzymały za nas wszystkich kciuki „z daleka”. A jako kibic „z bliska” był m.in. z nami nasz przyjaciel Treborus i kilka jeszcze innych osób, które specjalnie przyjechały (nawet z dalekich stron!) dopingować Rzeźników. Gdy dodamy tu tych wszystkich miłych młodych ludzi obsługujących na przepakach i na mecie – co było bardzo miłe dla nas! – to muszę stwierdzić, że atmosfera biegu była fantastyczna!!!!... Ale właśnie dlatego, tym bardziej chętnie, wystartuję w przyszłym roku! :-)
Wielkie i zasłużone gratulacje dla Organizatorów!
S. Spoko, bo jeszcze orgowie przeczytają i …znów podniosą cenę wpisowego!
T. Czy „STRUSIK-i” znowu polecą kiedyś razem? – wstępnie obiecałem Dalijce, że z nią razem pobiegnę. A Ty być może z Krysią razem pobiegniesz... W każdym razie, mam ogromną nadzieję Staszku, że nasze drogi znowu się kiedyś skrzyżują i że „STRUSIK-i” na nowo będą nadawać... :-))
S. Jak osobno, to będzie rywalizacja!
T. Dzięki jeszcze raz! Staszku, to były nasze wspólne niezapomniane przeżycia.
S. Dzięki! Za rok pewnie będziesz miał jeszcze lepsze i życzę Ci byś przywiózł z Rzeźnika ...rzeźniczkę.
T. Nie wykluczam, mówiąc dyplomatycznie... ;-)
PS.
Przybliżone przewyższenie trasy to +3235 -3055, czyli w sumie 6290 metrów.
|