Góra Ślęża od dawna była inspiracją dla artystów, poetów, turystów, kolarzy. A jak się ma ta inspiracja z biegaczami? O tym może się przekonać każdy, kto choć raz przebiegł trasę maratonu Ślężańskiego. Ci, którzy tego jeszcze nie uczynili z pewnością po przeczytaniu tych kilku słów przekonają się, że jest to magiczne miejsce dla biegaczy, które dla wielu z nas jest inspiracją tego by się chciało biegać.
Dla wielu spośród przybyłych (w liczb ponad 140 biegaczy) ten start na nietypowym dystansie jest przetarciem przed rozpoczynającym się sezonem. Niektórzy w nadmiarze ambicji postanawiają startować jutro w półmaratonie Warszawskim. Od kilku lat ten maraton zmaga się z problemami finansowymi, jednak jak zawsze możne liczyć na niezawodnych a do takich trzeba zaliczyć Andrzeja Puchacza (który sobie to wszystko wymyślił - i ciągnie), Oleja, małżonków Sidorów i wielu, których nie znam z nazwiska a jednak ich sylwetki niezmiennie od lat są nierozerwalnie związane z tą imprezą biegową.
Rys.1 - start na wystarzał armatni !!!
Jedno jest pewne - w gronie startujących nie ma osób przypadkowych, każdy ze startujących ma przebiegnięte mnóstwo kilometrów. Bez ilości nie ma jakości mawiają niektórzy maratończycy. Wielu z obecnych na linii startu ma za sobą przebiegnięte już w tym sezonie ponad 2000km !!! (szok) a wszystko tylko po to by realizować swoje marzenia, po 40 lub po 50 i nie tylko (o tym potem). Zadziwia udział biegacza urodzonego w roku 1930 !! (77 lat), który ma również i swego konkurenta w tejże kategorii. Już chociażby te informacje są dostarczającym dowodem na to, iż faktycznie ktoś kto startuje w tym biegu na pewno nie jest osobą przypadkową.
Rys.2 - zawodnicy przed startem na Rynku w Sobótce
Ranek jawi się mglisty i jakiś taki nijaki nie wiadomo będzie wiało, padało, czy też grzało. Na to ostatnie się na pewno nie zanosi. Jednak cały czas przed startem odwieczne pytanie na długo czy na krótko? I jak to w życiu jedni potem tego żałują że za krótko się ubrali a inni że za "grubo" czyli jak zawsze. Jednak jeden zawodnik nie przejmował się tymi spekulacjami, on wygrywał tu już wiele razy Tomek Sobczyk jest faworytem murowanym tej imprezy. Szkoda ze żaden z buków nie przyjmuje zakładów na ten bieg :-).Poznać też od razu kto w tym szalonym cyrku biegających inaczej (tak często się mówi o tych którzy biegają biegi maratońskie notorycznie, jak i ekstremy biegowe) jest nowy, kto początkujący a kto stary wyga...
Jest to mój drugi start w tej imprezie i mam jakąś skalę porównawczą choć sprzed czterech lat jednak jest to coś. Wiem jedno poprzedni mój start był kompletnym niewypałem (jak można w tydzień po maratonie biegać taką imprezę !!!) i dlatego pomny tamtych doświadczeń postanowiłem podchodzić z dużą rezerwą do tego co przed nami.
Rys.3 - start !!!
Wiem jedno - już na samym początku taki podbieg że ja cię nie mogę, i dalej twierdzę że sam początkowy podbieg jest sprawdzianem tego czy ktoś ukończy ten maraton czy też nie. Na ten podbieg pierwszy wbiega oczywiście Tomasz Sobczyk za nim 6 osobowa już nie grupa pościgowa tylko obserwatorzy kolejnego zwycięstwa w tych zawodach. Jednak i tam trwają przysłowiowe szachy co też świadczy o poważnym podejściu do sportowej rywalizacji. W formie wydaje się być Sławomir Pieczurowski i to on chyba będzie tym który będzie drugi. W grupie pościgowej tak jak w etapach kolarskich trwają przetasowania, jednak oni już wiedzą który z nich jest najmocniejszy bo wiadomo na Tomka nie ma mocnych. Punktem przełomowym zdaje się być przełęcz, zbiegając z niej stawka się rozerwała, Sławek został z tyłu jest 6 (i tak zostanie do mety). Do tej pory podczas biegu nie spadła ani kropla deszczu natomiast wiatr niemiłosiernie zniechęca do biegania. Zwłaszcza na stromych podbiegach...
Rysiek z którym biegnę prawie cały dystans mówi "na podbiegach najmniej tracą mocni, najwięcej słabsi" i jest w tym jakaś reguła. Jednak wiatr zniechęca do wszystkiego a zwłaszcza do biegania. Andrzej Puchacz pełniący funkcję sędziego głównego, uwija się jak tylko morze by być wszędzie. Co rusz podjeżdża by sprawdzić kto na którym miejscu biegnie, podaje też wiele zachęt "...nie przejmuj się w tej edycji będziesz jednak pierwszy, to do zawodnika w jednej z kategorii wiekowych"
Rys.4 - meta już tuż... tuż...
Wielokrotnie zastanawiałem się czy nie zejść? Po co ja biegnę w tych ekstremalnych warunkach (teren + pogoda) ? Kumple z pracy o tej porze w sobotę sączą spokojnie browara. Dlaczego? Po co? I za co? Ja tak biegam? Wiele by było tych znaków zapytania. Jednak gdy zobaczyłem karetkę, która jechała koło nas od razu wytłumaczyłem sobie dlaczego warto. Dla siebie dla własnego zdrowia, iluż ludzi chciałoby być na moim miejscu? Muszę dobiec do mety nie ważny czas nie ważne miejsce ale to co maratończyka zawsze hartuje, skończenie biegu. To było motorem napędowym mego biegania w Sobótce. I choć miejsce w pierwszej dziesiątce to jednak dla mnie sukces, jednak o wiele ważniejsze jest uczestnictwo w tym biegu i jego ukończenie.
Rys.5 - koniec, czas na odpoczynek i grochówkę :-)
Liczą się tylko ci, którzy ukończyli ten niepowtarzalny bieg. A na mecie niezmienna grochówka (palce lizać – aż z trzech kotłów) napoje, ładne medale i życzliwa atmosfera organizatorów. I to co wielu z nas polubiło ostatnio, spokój i cisza po zakończeniu biegu. Tego nie sposób doświadczyć na wielkich maratonach, tam nie zobaczysz smutku przegranych i odczuć tych, którym się nie powiodło. O wygranych mówią wszyscy, jednak tutaj wszyscy są równi jak równy jest który wygrywa tutaj po raz kolejny. Wyniki są przekazywane niemal automatycznie, jest to zasługa niezawodnego Oleja. Ze względu na panujące warunki, ceremonia dekoracji odbywa się w sali gimnastycznej. Przebiega to sprawnie i w pełni oficjalnie, mnóstwo miejscowych VIP-ów. Gdy jednemu z nagrodzonych miejscowy z-pca komendanta Policji wręczał nagrodę, nagrodzony spytał, to teraz mogę? Tak może Pan jechać do domu. Pytającemu chodziło raczej o ilość spożywanego alkoholu, po której mógłby kierować samochodem. Natomiast wręczającemu o bezpieczne dotarcie do domu (250 km)
Stawiam sobie za cel startowanie w tej imprezie w każdym roku. Wiem jedno - impreza przeprowadzona perfekcyjnie, z sercem, a zatem warto tam zostawić litry potu tylko po to by powiedzieć to magiczne słowo "byłem przebiegłem i dobiegłem"
[w artykule wykorzystano zdjęcia autorstwa Andrzeja Cymanka- przyp.Admin]
|