Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 678 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


XI Maratona Della Cita Di Roma - 13.3.2005
Autor: Jan Stasiczek
Data : 2005-03-21

Pomysł by wziąć udział narodził się na 5 tygodni przed samym startem. Cóż było robić- jako że przygotowania nie były z założenia czasowego ( sezon biegowy dopiero zaczęty) dopięte na ostatni guzik – plan i wyniki także nie były ambitne. W założeniu bieg powinien obyć się .... bez dużych szkód zdrowotnych, wiec zakładany wynik oscylował w okolicach 4 godzin. Przed samym startem – w zasadzie ostatni miesiąc- treningi zostały ciut bardziej zintensyfikowane i przeplatane startem na 15 km w Trzemesznie (3 Zimowy Bieg Trzech Jezior w dni 17.2.05 – czas 1h:06) oraz Sztafetowymi Mistrzostwami Polski w biegu 12 godzinnym pod ziemią w kopalni soli w Bochni. Ten ostatni start nadwyrężył mój „akumulator” w dużym stopniu, a do tego przyplątała się jakaś infekcja – nie obyło się bez antybiotykoterapii... Maraton w Rzymie nabierał coraz bardziej charakteru „turystycznego” niż walki o jakikolwiek wynik. Cóż rekord życiowy 3:10.54 na pewno nie będzie poprawiony wiec – bezpośrednio przed startem skupiłem się na skutecznej metodzie powrotu do zdrowia.

Sam maraton w Rzymie to jeden z młodszych maratonów w stolicach Europy. Warszawa (najstarszy maraton w Polsce) tu może się już poszczycić prawie 27 letnią tradycją (27 edycja biegu odbędzie się 18.09.2005), zaś najstarszym maraton w Europie jest maraton u naszych sąsiadów - w Koszycach, gdzie w tym roku będzie miała miejsce, aż 81 edycja Maratonu Mieru (Pokoju). Dla pełniejszego obrazu należy dodać, iż najstarszy maraton na świecie odbywa się co roku w Bostonie, Tu odbędzie się już za parę tygodni 18.04.2005 po raz 109 maraton uznawany za jeden z najbardziej prestiżowych –taka kolebka maratonów.

Stolica Włoch jak przystało powitała nas ciepłem i słoneczkiem- nasze zimowe ubiory dość szybko powędrowały po wylądowaniu na dno plecaka. Z lotniska dociera nasza 6 osobowa grupa do Biura maratonu zlokalizowanego przy ulicy Viale della Moschea. Szybko dokonujemy rejestracji, odbieramy swe numery startowe z umieszonymi wewnątrz nich chipami elektronicznymi oraz dostajemy plecaki z koszulkami i pakietem upominków od sponsorów maratonu. Dokonać tu także można rejestracji dla tych, których dystans maratoński przestrasza, do biegu na dystansie 5 km – rejestruje się tu nasza koleżanka i jako jedna z paru dziesięciu tysięcy biegaczek pobiegnie o 9:30 jutro tzw. Fun Run.

Biuro zawodów mieści się na terenie targów sportowych gdzie można także zobaczyć i kupić nowe modele obuwia sportowego, stroje biegowe, dowiedzieć się o interesujących biegach we Włoszech i całej Europie. Kupujemy także Marathon Card uprawniającą każdego biegacza do bezpłatnego korzystanie przez tydzień ze wszystkich środków transportu w Rzymie i od razu z niej korzystamy docierając do hosteliku. W sobotni wieczór cześć ekipy udaje się podziwiać uroki rzymskiej stolicy zaś, druga grupa przygotowuje się powoli do jutrzejszego biegu.

Niedziela - maratonu czas zacząć- od wczesnego ranka trwają przygotowania do biegu. Każdy z nas ma różną taktykę, dietę i w końcu sam ubiór. O godzinie 7:30 wychodzimy piechotą na miejsce startu obok Colosseum. Podczas spacerku mijają nas rzesze biegaczy, którzy dziś także są głównymi aktorami tego wielkiego wydarzenia pod nazwą „XI Maratona Della Citta Di Roma”. Przed startem można się wspaniale pobudzić na rozgrzewce, która prowadzi jedna z instruktorek fitnessu. Każdy mógł rozgrzać nogi na jednym z 60 rowerków treningowych oraz ćwicząc w takt skocznej muzyki. Oddajemy rzeczy do jednego z kilkudziesięciu autobusów pełniących role szatni. Ubrani już w stroje startowe truchtamy powolutku. Zbliża się godzina startu. Napięcie rośnie - powoli udajemy się do swych sektorów startu (3 sektory w zależności od podanego rekordu życiowego) i...następuje wspólne odliczanie sekund do chwili rozpoczęcia biegu. Pogoda zdaje się nam płatać figla, gdyż wzmaga się zachmurzenie i powstają obawy, iż zmokniemy - na szczęście Rzym jak to Rzym - słoneczko jeszcze nie raz da nam popalić.

START- ruszamy- ciężko nabrać stosowną prędkość wśród takiej rzeszy biegaczy (około 9.000).Mijamy Victorianum – „Ołtarz Ojczyzny”(odpowiednik Grobu nieznanego żołnierza) w monumentalnym pomnikiem króla Wiktora Emanuela II na koniu na placu Piazza Venezia. Dalej przecinamy Forum Romanum i kierujemy się w stronę Bazyliki Św. Piotra. Na trasie dopingują nas tysiące kibiców wołając „bravi” oraz orkiestry, których jednak jest mniej niż na trasie maratonu choćby w Budapeszcie czy Nowym Yorku. Należy pochwalić udział grupy playmakerów. Prowadzą one biegaczy na ustalony czas biegu. Każda z tych grup ma kilku „przewodników”, którzy biegną z balonikami na plecach, na których jest wypisany czas ukończenia biegu- co 15 minut- np. 3h-15, 3h:30, 3h:45 itd. Wielu z nich to się uda i te grupy wbiegając na start są owacyjnie witane. Oznakowanie kilometrów na trasie ma miejsce za pomocą dużych balonów koloru żółtego umieszonych z brzegu trasy. Co 5 km przy każdym z nich jest także zegar podający upływający czas biegu. Docieramy do placu przed Bazyliką - tłumy kibiców dodają nam otuchy i siły. Skręcamy w prawo i dalej droga biegnie w kierunku ulokowanego majestatycznie po lewej stronie Stadionu Olimpijskiego. To tu przed laty zdobył złoty medal Zdzisław Krzyszkowiak w biegu na 3 km z przeszkodami (8:49.6) oraz zwyciężył Józef Schmid w trójskoku (16,81). To tu także wygrywa boso dystans maratoński Etiopczyk Bibika Abebe do samej mety ścigając się z Rhadim z Maroka. Cóż, mijamy te przepiękne obiekty i biegniemy nad brzegiem Tybru. Przebiegamy przez niego w okolicach 19 km i melduję się na półmetku- czas ok. 1g:51 wróży wyniki poniżej 4 godzin jednak czuję, że i tętno się już podnosi, a i słoneczko powoli doskwiera- będzie ciężko...

Powoli mimo tak rewelacyjnie poprowadzonej trasy (można rzec niczym hasło maratonu w Krakowie - „Z prehistorią w tle”) moje zainteresowanie cudami Rzymu opada. Zmęczenie coraz bardziej daje się we znaki oraz pogłębia się „szok termiczny”. Opuszczając Polskę żegnała mnie temperatura ok. –2 stopnie, tutaj powoli słupek przekracza 15 stopni i brnie powoli coraz wyżej...Coraz bardziej ma dla mnie znacznie nie, jaką budowlę mijam, czy kościół, ale.. jak długi cień rzuca mi on pod nogi ...

Na trasie w okolicach 30 kilometra przepiękny plac del Popolo oraz jeszcze bardziej urokliwa nagle wyłaniająca się po prawej stronie fontanna Di Trevi. Dookoła wycieczki i tłumy ludzi pstrykających zdjęcia, na szczęście tuż za nią znajduję się punkt odżywczy (na trasie rozlokowane, co 5 km z bogatym menu- banany, pomarańcze, jabłka, cukier, ciastka, płyny izotoniczne gatorade oraz woda). Ładuję swe akumulatory, choć i one już dawno migają „rezerwą”. Tempo biegu zaczyna drastycznie spadać. Mijają mnie grupki playmekerów z balonikami z wynikiem 3:45... potem 4:00 ...

Podbiegam ponownie do centrum Rzymu, w której rozlokowane są cuda starożytnej sztuki architektonicznej. Mijamy Plac Wenecki i wbiegamy na odcinek ok. 2 km, gdzie biegacze wzajemnie się oglądają poruszając się w 2 przeciwnych

kierunkach. Na początku biegną zawodnicy już dziarskim krokiem w kierunku mety. Ja niestety dalej w przeciwnym do nich kierunku oddalam się . Mija 35 km .. za plecami mini piramida Gajusza Cestiusza nienaruszona zębem czasu. Nogi powoli odmawiają posłuszeństwa i pewne odcinki pokonuję marszem przeplatanym truchtem. Zbliżam się do bazyliki św. Pawła – obiegamy ją niczym rondo i biegniemy w końcu do mety- zostało ok. 4 km. Dłużą się one strasznie... idę pieszo. Słońce jakby na złość smaga swymi gorącymi promieniami, a cienia po drodze jak „na lekarstwo”... Po prawej stronie mijam Termy Karakali. Dogania mnie grupka biegnąca na czas 4h:15.... Na 40 kilometrze po posileniu i uzupełnieniu płynów odzyskuję ciutkę sił. Czuje ze jeszcze mogę jakiegoś zaskórnika siły „gdzieś” odszukać. Biegnę. Mijam 41 km. Już rozpościera się bryła Colosseum. Już coraz większa i wyraźniejsza. Jeszcze tylko trzeba delikatny podbieg pokonać i obiec Colosseum – (jest co obiegać bo ma ono ok. 0,5 km obwodu), i ..wreszcie pędzę ile sił, Już wiem ze meta jest tak blisko. Mijam kilkudziesięciu wolniej ode mnie finiszujących zawodników. Meta.Czas netto 4:16.15. Dostaje upragniony medal i ...opadam z sił. Opatulony w folię siadam na krawężniku .Teraz dopiero odczuwam, że to były 42,195 km ...Odbieram torbę z posiłkiem i napojami, udaję się na masaż i ..znów siadam. Patrzę na finiszujących biegaczy. Wystartowało do biegu ponad 10.000, zaś na mecie w limicie czasowym 8 godzin zameldowało się 8076 biegaczy z tego 1251 pań. W gronie tym było 50 Polaków i 7 Polek. Gratulacje dla wszystkich.

Wieczorem udajemy się na plac przed Bazyliką Św. Piotra. Na nim spora grupa osób skanduje, śpiewa i wręcz wola Ojca Świętego, który to właśnie dziś opuścił klinikę Gemelli. Widać zapalone światło w komnatach papieskich jednak papieża nie udało się zobaczyć ...Ukazał się wiernym dopiero we środę 16.03. błogosławiąc ich w ciszy.

Z porannej prasy dowiaduję się, że zwycięzca – Włoch Cdi Cecco pokonał maraton ustanawiając nowy rekord trasy 2 godziny 8 minut i 2 sekundy (poprawa wyniku o 25 sekund). Zwyciężczyni potrzebowała 2 godzin 28 minut i 1 sekundy. Miłym akcentem jest 5 miejsce wśród kobiet Polki 24 letniej Edyty Lewandowskiej (2:35:43).


Maraton Rzymie odszedł do historii, zaś jak każdy maratończyk tuż za metą, już w samolocie myślę o kolejnym starcie. Już niedługo bo w czerwcu.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
Jerzy Janow
23:46
Wojciech
23:37
VaderSWDN
23:25
Volter
23:25
Artur z Błonia
23:18
szakaluch
22:30
gibonaniol
22:28
timdor
22:08
malicha
22:06
Namor 13
21:42
Agusia151
21:08
uro69
20:51
Pablo_run
20:51
Pawel63
20:39
grzybq
20:34
Bartu¶
20:26
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |