Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
280 / 338


2017-01-12

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
San Escobar (czytano: 776 razy)

 

A może by tak rzucić wszystko i wyjechać do San Escobar?
trochę się rozmarzyłem ostatnimi czasy, bo w pracy mam istny gwizdek, czy wręcz kombinat (vide Republika - kombinat pracuje, oddycha, buduje, kombinat to tkanka ja jestem komórką), ale jest bieganie :)
Pewien znany ktoś napisał kiedyś - w życiu najważniejsze są ucieczki - i to cholernie obrazuje mój obecny stan.

Biegam nieprzerwanie od 4 tygodni, jakoś od 14 grudnia, dzień w dzień.
Szczerze, to chyba nie planowałem tego w takiej formie, raczej obstawiałem, że w pewnym momencie zmięknę, czy raczej eksploduje we mnie myśl - przecież nie jesteś zakładnikiem samego siebie, odpocznij, wyluzuj. Bieganie codzienne jest dla mnie męczące na dłuższą metę. Do tej pory tak było, mimo kilku podejść i dłuższych hmmm cykli.
Nie, nie wyluzowałem, wręcz przeciwnie - wciąż uciekam i wciąż brnę dalej i dalej.
Kiedy patrzę w kalendarz co już za mną na Endo, Stravie czy Gremlinowie to dziwię się sobie - jak to się stało. Jest to motywujące do dalszych poczynań. Taki mini efekt reakcji łańcuchowej.

Rok zakończył się miło, ale w zasadzie nie robię podziału.
Wciąż przewija mi się w głowie moje "strzelectwo", kiedy to jeden z trenerów zawsze powtarzał, że na zawodach to jest jedynie kwestia umowna. Nie ma konkurencji 6 serii po 10 strzałów - jest jedna - 60 strzałów, a to, że się podaje wynik po każdej umownej serii 10 strzałów to inna sprawa. Na końcu i tak jest jeden wynik łączny.
Wszystko było efektem tego, że każdy - od gówniarza, po stare wygi - operował na pojęciu "serii". Na biegowy można to przełożyć, że każdy biegacz wie, co to tempo 4:15min/km, czy tam 5:30, mimo iż zawody są określane np. 2:58:45. Każdy prawie potrafi to przeliczyć na swoje dystanse (vide 4:15 na 3h w maratonie, 4:00 na 40 minut na dyszkę, itd.)

Wracając do strzelectwa i serii, to kiedy się strzeliło maxa - czyli 100/100 (10 dyszek) następowała podjarka, guma, pikawa i inne zjawiska mocno stresogenne, które wywoływały znaczne przyspieszenie bicia serducha.

Każdy biegacz wie, co to pojęcie tętna maksymalnego, albo znacznie wysokiego - w skrócie - trzeba ostro zapierniczać, np. na koniec wyścigu przed metą, aby dokręcić serducho na mega obroty.
Teraz wyobraźcie sobie człowieka stojącego z bronią, który oddał w tej niechlubnej serii 10 dyszek na 10 strzałów - czyli strzela "paczkę" i doznaje coś takiego, jak mini tętno maksymalne... stojąc.
Spirala nakręcania się sytuacji tak zwanych stresogennych w strzelectwie jest jeszcze większa w finale - gdzie po fazie eliminacji ląduje wyłącznie 8 zawodników i strzela już na komendę, a strzały są oceniane z dokładnością do jednego miejsca po przecinku. Byle błąd i można spaść kilka pozycji, względnie wywindować się kilka pozycji. Pikawa jest niemiłosierna i nie to, że ręce drżą... całe ciało drży.
Stres jest tak cholerny, że w finałach pistoletu na któryś tam Igrzyskach (chyba Atlanta) pewien chińczyk doznał takiej zapaści, że ostatni strzał mówiąc delikatnie tak spierd...ił, że spadł z 1 miejsca na dalsze, mimo wieeelkiej przewagi, a po wszystkim ratowano go maską tlenową.
On tylko stał i strzelał, nie biegał, nie finiszował, tylko stał.

Strzelectwo to taki niewinny sport... ;)

Ale... wracając do biegania - dopiero tu można rozkręcić swoje wnętrzności do granicy pawia, omdleń, zawirowań astralnych, czy omamów, tudzież ówdzie euforii i stanu ekstazy, transu, walki z niewidzialnym czymś, czyli mówiąc w skrócie ucieczka i walka w jednym.

Wracając do przełomu roku 2016/2017 to nie ma u mnie kreski podsumowującej. Pisałem ostatnio o tym, że miniony rok mimo przejść różnego rodzaju jest... był rekordowy. Cug jednak nadal trwa.

W ostatnich dwóch tygodniach trochę się rozkręciłem zarówno z dystansem, jak i kombinacjami. Trochę... a raczej bardzo zaczęła fixować pogoda, która za sprawą lodowicha, śniegu i przejść z wiatrem i bezwiatrem.
Przełom nowego roku, tydzień zamknął się w 107km, następny w 121km, a obecny również idzie w okolice setki.

Nie, nie biegam wolno. Nie człapię i nie szuram wyłącznie. Dla mnie to strata pary w kotle. Oczywiście nie biegam co dzień na pełny gwizdek, bo by mnie już składali, wręcz przeciwnie. Zaczynają się podrygi z miksami dystansów i tempem.
Kiedy coś jest dłuższe, intensywniejsze, tym kolejnego dnia jest w drugą stronę.
Na razie jednak nie wiruje z wysokimi intensywnościami, na to przyjdzie pora w ostatnich tygodniach przed maratonem.

Wyjątek był w zeszłym tygodniu - długi weekend wykorzystałem dość solidnie.
Piątek - grupowy oblot cząstki po trasie Ultra Nowe Granice - 23km, łącznie z dobiegiem i powrotem na miejsce zbiórki wyszło 27km.
Kolejny dzień (sobota) cross po lesie 14km. Niedziela długie wybieganie również po lesie, częściowo mocno crossowo i górzyście, w świeżym śniegu - 27km. Mega siłowo.

W środku tygodnia robię coś szybszego - w związku z pogodą wybieram się na bieżnie pod dach. W zeszłym tygodniu było wplecione 10km Drugiego Zakresu w tempie ostatniego maratonu, w tym trochę przyspieszyłem - 5km Drugi Zakres, 4km mini Tempo i na rozgrzanie zagotowanego czajnika 1km w tempie dychy. Przed i po oczywiście spokojne wprowadzenie i zakończenie. Wszystko razem, bez przerw i podobnych.
Stałem się fanem biegów ciągłych jakiś czas temu i w tym widzę swój rozwój.

Takie roszady - raz dłużej, raz krócej, raz szybciej, raz dłużej. Raz coś na zmęczeniu, raz na niewyspaniu... ciągle jest jakiś raz, lecz wszystko stanowi większą całość. Nie dzielę tego na "serie", tygodnie, miesięcznice i inne tego typu.
Można to nazwać budowaniem bazy oraz wejściem pod Ultra pod koniec lutego, jednak Ultra ma być tylko i aż podbudową pod mocny maraton.


Podoba mi się taka ucieczka i czasem, kiedy mam chęć i wstać głośno sobie krzyknąć "zakręt", przypominam sobie, że denerwować się to mścić się na sobie za innych, oraz że po tym wszystkim, kiedy wrócę do domu znów wskoczę w obcisłe gatki, buciory z ostrymi zębami, lub leciutkie startóweczki i pognam przed siebie, albo pognam w miejscu na bieżni.

Swoją drogą to ciepłota pod dachem jest masakryczna. Na bieżni leje się ze mnie jak w saunie, a ludzie wokół patrzą na mnie jak na wariata. Fakt, że trochę tam naginam, ale... fajnie jest spocić się fest w zimie, czując jak pot zalewa oczy i spływa po tyłku.
To tylko dodaje kolorytu i mimo, iż nie cierpię takiej niezdecydowanej zimy, to jest fajnie.
Kiedy nie wieje, jest słońce i jest las, a w niedzielę tak fajnie napadało, to widoki są czaderskie. W tygodniu niestety walka po mieście, ale powtarzam sobie, że dzień coraz dłuższy i wkrótce będzie można chociaż trochę oddalić się od miasta.


Minus ostatnich dni jest taki, że stwierdziłem, iż moje 3.5 letnie Salomony SpeedCrossy3 zaczynają się już mocno rozwalać po bokach przy palcach i przecierać po bokach przy piętach w środku. Mają już ponad 900km i niestety zaliczają swoje ostatnie podrygi. Gdyby nie to, nadawałyby się dalej do biegania. Coś na ich miejsce powoli szukam i nie wiem jeszcze na co się zdecydować.


W skrócie: co u mnie? dalej uciekam i gnam przed siebie.
Weekend zapowiada się dość intensywnie - kolejne rozmyślania crossowe na Wzgórzach Piastowskich i oblot kolejnego odcinka trasą Ultra. Co będzie, to będzie.


Uciec, ale dokąd? na San Escobar? ;)



Aloha
pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


zbyfek (2017-01-13,00:34): Byłem na swoim obozie sportowym w Szklarskiej Porębie ,polskie Font Rome dla biegaczy.To był koniec marca i spotkałem zawodnika wks Olesniczanka kadra polski ,spadł duży snieg i on mi mówi ze wyjezdza ,pytam dlaczego ,powiedział ze trenując w sniegu pól sezonu będzie miał do tyłu:)
Jarek42 (2017-01-13,07:31): Ja tam w świeżym śniegu nie trenuję. Nie lubię mokrych butów. Trzy razy w tygodniu biegam więcej (obecnie 14 km, ale będzie dłużej), trzy razy w tygodniu mniej(6 km) - o wiele szybciej. Lepiej się nie zarzynać.
Jarek42 (2017-01-13,07:48): Tak sobie przypomniałem - po plaży nie trenuję, bo nie lubię piachu w butach.
paulo (2017-01-13,08:05): Snipster, ponad setka tygodniowo to jest kosmos :) Oby tylko Ci to sprawiało dużo frajdy. Jak dla mnie mega kilometraż :)
snipster (2017-01-13,09:39): Zbyszek, po części go rozumiem i nie rozumiem ;) jakbym miał biegać tylko po moich Wzgórzach Piastowskich codziennie, w śniegu, to chyba bym się wyrzygał i nogi wykręcił do kąta :) po prostu dla mnie to jest zbyt męczące i zbyt siłowe, a ambicja czasem podpowiada, żeby coś szybciej śmignąć, a nie tylko siła i siła ;) w Szklarskiej jest chyba stadion i sporo ludzi tam robi oderwanie od gór, zresztą Szklarska jest mocno urozmaicona. Poza tym, umówmy się, rozróżniajmy amatora od pro :)
snipster (2017-01-13,09:41): Jarek, mokre buty w sumie mi nie przeszkadzają, ale to też zależy od pogody, jednak noga pracuje i jakoś do tej pory w miarę ciepło mi było w nogi przy odpowiednich skarpetkach. Bieganie w piasku jest trochę podobne, co bieganie w mokrym śniegu i trzeba uważać, aby nie przegiąć i czegoś sobie nie załatwić (achilles, pasmo, czy inne).
snipster (2017-01-13,09:44): Paulo, setka to dużo, fakt, normalnie biegam mniej, coś pod, jednak to też jest kwestia zróżnicowania. Na razie jest frajda i jest ok, mimo moich wiecznych narzekań ;]
zbyfek (2017-01-13,11:13): W Lidlu kupiłem buty puma za 128 zł wygodne i lekkie.:)
Marysieńka (2017-01-13,18:47): Piotrek....a ja sądzę, że Ty nie uciekasz ale gonisz....i nie myślę wcale o wynikach czy "rywalach" z tras biegowych :)
snipster (2017-01-13,20:43): hmmm może i gonię, czasem sam już nie wiem ;) gonię za marzeniami, a uciekam od rzeczywistości... albo jakoś tak
zbyfek (2017-01-13,23:09): Przepraszm Maria.
Truskawa (2017-01-14,21:53): Stówka.. ja pierdziu. Po prostu super. A w komentarzach powyżej frustracja czy tylko luźna wymiana myśli? :)
snipster (2017-01-15,19:03): Dzięki Truskawo :) zima na pełnych obrotach można tak powiedzieć, aczkolwiek niepełnych, lepiej mieć ten zapas, wszak życie, praca i ciastka... ;) a komenty jak zwykle - luźnołydkowe ;]
gerappa Poznań (2017-01-15,22:37): a mają tam ciastki? zastanów się ... czy warto :)
snipster (2017-01-16,08:54): życie jest zbyt krótkie, aby go sobie nie osładzać :) bez ciastkuff to bez sensu :p







 Ostatnio zalogowani
lef
14:07
justynawachowiak
14:06
kasjer
14:03
Łapers
13:58
mateusz
13:57
lukaszewski
13:55
abednarczyk
13:54
Daniel22
13:53
Kejtalke
13:53
Kmicic
13:51
AdamP
13:51
drago
13:50
aaron
13:47
matkris75
13:47
Arasvolvo
13:43
zasiu
13:43
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |