Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
279 / 338


2016-12-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
niebezpieczny szept (czytano: 1404 razy)

 

Pewien Carlos Z. powiedział kiedyś, że boimy się tego, co jest najbardziej do nas podobne.
Patrząc w lustro czasem zastanawiam się kim jest ten naprzeciwko i nie wiem nic... i tego chyba najbardziej się boję - nicniewiedzimisiowatości.
Ta chwilowa trwoga nie trwa jednak długo - wystarczy wrócić do pokoju z odbiornikiem fal elektromagnetycznych transmitujących obraz wizyjny.
W telewizorni same sitcomy, programy o tym jak pokroić sałatę i usmażyć kotleta na piętnasty najoryginalniejszy sposób, ofc sygnowany przez pewną Magdę ochoczo rzucającą talerzami. Na deser przewijają się programy o tym jak ktoś tańczy, jak śpiewa, jak fachowcy spod znaku "Sąsiadów" partolą robotę przy usterkach. Są również różnego rodzaje paradokumenty z wakacji, szkoły, sądów i cholera wie czego jeszcze.
Nie mając jeszcze dość wypranej mózgownicy wystarczy poczekać do wieczora, aby zaczerpnąć świeżego powietrza przy wiadomościach. Wieczorem jest już wyłącznie delektowanie się premierami hitów z lat 90ych XX wieku - oczywiście w godzinach przedpółnocnych, kiedy to za studenta powinno się wychodzić na imprezę, a w erze pracy powoli powinno się logować już w okolicach kołdry, lub zajęć łóżkowych w parach ;)
W radiu papka, aż szkoda nawet o tym wspominać, bo uszy bolą od wycia i jedynie dobrą puentą określającą radio jest w wykonaniu Adele - "This is the end, Hold your breath and count to ten" ;<


Czy to jest podobne do mnie i tego się najbardziej obawiam? - "nie wydaje mnie sięęęę" :)


Rzucam więc to wszystko i po przeciąganiu się w ramach podbudowy mentalnej - wszak przeciąganie to trzy procentowy orgazm - wskakuje w biegowe ciuchy i gnam przed siebie, oczywiście po wyjściu z domu i kilku skłonach... bo kręgosłup trzeba porozciągać w ramach rozgrzewki i idei SKS.

Na ulicach jest się obiektem kpin (o, Robin Hood w rajtuzach), samobójcą i celem ataków terrorystycznych (Panie, gdzie mi Pan pod maskę wbiega?), przeszkadzaczem na ścieżce rowerowej (eeej Ty, nie widzisz, że ja tu z wózkiem stoję?), testerem psich min (shit, znaczy się dżem), lub po prostu dziwadłem (teeee zoba, kolo z WF nawiał). Względnie jeszcze kimś :)
Po przebrnięciu już przez wszystkie pułapki cywilizacyjnego świata człowiek dociera do "swoich Bieszczad", czyli pagórkowatego lasu, względnie innego lasu... gdzie może w spokoju się wyciszyć i zastanowić się nad linearną postacią czasu, nad swoim dyszeniem (czy przypomina odgłosy klaczy, względnie te z krainy łóżkowej), pokontemplować widoki, powpadać w kałuże, ochlapać i zbłocić się, czy sponiewierać na jakimś podbiegu. Można też pobyć biegowo w nicości i nad niczym się nie zastanawiać.
Jak to mówią - reset dobry na wszystko. Swoją drogą jest to ulubione powiedzenie ze świata IT - co za zbieg okoliczności :)


Nie samym bieganiem człowiek żyje, więc w ramach regeneracji można wybrać się na saunę.
Piekielne czeluście odwiedzane zarówno przez Pudzianów, niby Modelki, Foczki, Wieloryby, normalne zastępy ludzkie i chuderlaków właśnie. Ostatnio dowiedziałem się, że jestem chuderlakiem... i to z ust jakiegoś Pudziana, który stwierdził, że w bieganiu nie może być nic przyjemnego.
Na argument, iż powinno się spróbować kiedyś biegu na pełnej coorvie, gdzie po kilku razach mentalnego prania mózgu przekracza się linię mety, doznając epopejowskiej i epickiej fazy katharsis ocierającej się o orgazm wszystkiego, co mentalne... pada kontrargument, iż zrobienie sztangi 120kg jest tym samym... można zatracić nadzieję ;)
A tak w ogóle to sauna jest jedynie po to, aby się rozgrzać bez rozgrzewki przed zajęciami z aqua-aerobic, czy czegoś tam w wodzie... bo jak tak można leżeć, siedzieć, czy stać i się pocić? :)

Lubię klimaty w saunie, gdzie przeważnie jestem samemu, ale czasem trafiają się goździki na wzór powyższego i od razu robi się weselej na duszy ;)


Zrobiłem się w ogóle jakiś sentymentalny, bo przez ostatni miesiąc nie słyszałem ani razu Georga Michaela i jadąc z kuzynkiem i ciotką do rodzinki w Wigilię o tym wspomniałem. Zostałem uświadomiony, iż musiałem mieć jakieś szczęście, bo oni co chwilą go słyszeli.
Ironia losu... dnia następnego wieczorem doszła wiadomość o odejściu Georga M. z tego Świata.
Sentyment zawsze miałem do niego zapewne za sprawą jego hiciorów z czasów, kiedy wycierałem mleko spod nosa w podstawówie, gdzie wszystkie koleżanki piszczały na jego widok, a za plakaty z jego podobizną można było wiele sprawek utargować ;)


Czy ja boję się tego, co jest podobne do mnie?
Ciężko mi się robi, jak głębiej zaczynam o tym myśleć. Próbowałem na Święta o porozmyślać i jedynie czego doświadczałem, to efektu "jprdl, wybrałem za długą trasę" ;)

Te trzy świąteczne dni trochę postawiły mnie do pionu, gdzie mogłem pobiegać w końcu za dnia i z dala od ulicy, kominów i samochodów.
Coś jednak jest w powiedzeniu "a może tak wszystko rzucić i spierniczyć w Bieszczady?". Nie byłem w Bieszczadach, ale brykałem po Wzgórzach Piastowskich (takie tam zielonogórskie lasy), gdzie jest sporo górek różnej maści, oraz ostatniego dnia Świąt w innym lesie, po pofałdowanym szuterku... w sporym wietrze, deszczu i tym podobne. Bieganie za dnia jest jednak smerfastyczne!

Biegowo próbuję ustabilizować co już jest za mną.
Kilometraż powoli się zwiększa, jednak bez szału i bez szoku. Wczoraj przy okazji zrobiłem pierwsze długie rozbieganie (27km) od maratonu. Podkłady pod Ultra na koniec stycznia i Maraton na początku kwietnia się więc powoli robią.
Śmigam codziennie od dwóch tygodni i zamierzam to pociągnąć minimum do nowego roku. Potem zacznę nieco kombinować i trochę mieszać, więc bieganie codzienne raczej nie bardzo mi może pasować. Do tej pory nigdy mi się nie biegało superowo przy codziennym bieganiu. Po paru dniach czuję po prostu przymulenie...

Sprawę czasem ratują szybsze odcinki, przebieżki czy podobne.
Fajne zjawisko w ogóle... w lesie, na szybkim odcinku mającym coś około 200m pocisnąłem ostatnio przebiechę. Przypomniały mi się czasy, kiedy przebiegałem tamtą ścieżką kiedyś i zawsze tam robiłem spida.
W Wigilię więc kiedy biegłem tamtędy i zbliżałem się do tamtego odcinka postanowiłem, że i tym razem sobie pocisnę szybką przebiechę.
Na zakończeniu zobaczyłem tempo w okolicach 2:50 i z jednej strony było fajnie i morale +10, że potrafię się jeszcze rozpędzić na krótkim odcinku poniżej 3:00, jednak patrząc na to ogólnikowo to jest to tempo na rekord świata w maratonie :) Taka delikatna różnica :)


Rok się powoli kończy i mimo perypetii z 6 tygodniami przerwy w środku na leczenie kontuzji zanosi się na to, że będzie to rekordowy rok pod względem dystansu.
Był to też wyjątkowy rok, gdzie pobrykałem na wszystkich dystansach zaliczając życiówki na dychę, połówkę i maratonie. Jeśli przyszły rok ma być lepszy, a wierzę, że będzie :) to tylko śmigać i zlizywać lukier.

Za Georga`em mógłbym teraz zakończyć - Wake me up before you go go ;)


PS. tytuł z tłumaczenia - Careless whisper
PS2. tak, wiem... zdjęcie wyszło lustrzane, bo się opcję pomerdały :p

Aloha
pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


maleńka26 (2016-12-27,22:58): Piter jak zwykle napisałeś bestseller. Super się czytało. Gratulacje wyników!
paulo (2016-12-28,08:02): no więc, podobnie jak Ty nie byłem w Bieszczadach, lubię saunę, mam wiele sentymentu do moich ścieżek biegowych i udany mijający rok :) Trochę Ci zazdroszczę natomiast tego 3-procentowego orgazmu przy rozciąganiu :), a czy boję się tego, co najbardziej podobne do mnie? To "rzuciłeś" ciekawą zagwostkę:)
Jarek42 (2016-12-28,08:32): Przesadzasz. 30 lat temu to biegający był dziwadłem. Radia nie słucham już od wieków. Kiedyś to rzeczywiście muza była tylko w radiu, a teraz? Telewizja - coś czasem ciekawego można oglądnąć. Ostatnio oglądnąłem o inwigilacji w sieci. Strach się bać. Kiedyś był jeden program i jeden film na dzień z wyłączeniem poniedziałków, kiedy był teatr telewizji wyższych lotów, czyli nudy na pudy.
snipster (2016-12-28,08:36): Lucy, luźne przemyślenia przy herbatce ;)
snipster (2016-12-28,08:37): Paulo, trzeba odkrywać nowe horyzonty ;)
snipster (2016-12-28,08:47): Jarku, kiedyś w tv było zdecydowanie mniej i chyba było to samo ;) fakt, czasem coś ciekawego się trafi z filmów czy dokumentów, ale ogólnie tv nie jest warta czasu i w sumie dobrze, że oglądam to jedynie do śniadania i do łóżka ;) niestety rozrywka dla mas staje się wg mnie coraz gorszej jakości i marnieje. Kiedyś MTV było wizytówką czegoś, co przecierało znaki jako kanał muzyczny i kreowano tam pewną misję muzyki. Teraz? nie wiem czy w ogóle przez minutę tam jest jakaś muzyka, tylko jakaś popierdółka ;) Kiedyś również pamiętałem Discovery jako kanał ciekawy tematycznie... a ostatnio będąc u rodzinki tak sobie przejrzałem i szczerze - nie żałuję, że zrezygnowałem z Satki gdzie był m.innymi ten program, bo po prostu tam też już się stoczyło większość w przepaść, jeśli chodzi o zawartość. Trend od kilku lat jest taki, chyba jak ze wszystkim - łącznie z treściami tematycznymi - że przenosi się wszystko do internetu.
michu77 (2016-12-29,08:23): Ech... faktycznie plakatów George,a Michaela też trochę miałem... ale nimi nie handlowałem... :P
snipster (2016-12-29,08:53): e to nie był handel, tylko drobna wymianka ;)
zbig (2016-12-29,11:46): Patrząc na anemię, na którą się w 2016 uskarżałeś te Twoje życiówki są bardzo zagadkowe ;-) P S. Mnie też z badań krwi stale wychodzi anemia. Może w przyszłym roku też jakąś nową życióweczkę walnę... no nie wiem, nie wiem :-)
snipster (2016-12-29,13:08): anemia była rok wcześniej, a w zasadzie ciągnęła się od okresu maratonu we Frankfurcie - przed nim miałem ostre zatrucie (grypa żołądkowa) i w zasadzie od tego momentu następuje zjazd aż do okolic wakacji 2015, kiedy to badania wyjaśniły "czemu jest tak ch..wo". Wystarczyło się wziąć za poprawę żelaza, więcej żarcia i oranie na treningach swoje zaczęło oddawać ;)
zbyfek (2016-12-30,20:53): snipster proponuję czas najwyższy zacząc trenować ,bo możliwości masz duże 2,58 maraton dla Ciebie to w przerwie na kawę, a piszesz jakieś tam kryzysy itp.Pozdrawiam!
snipster (2016-12-30,21:14): Zbigniew, zmotywowałeś mnie... :) od nowego roku odstawiam ciasta, ciasteczka, ciastki i biorę tyłek do roboty. Moje 2:56 w maratonie się nawet nie umywa do Twoich wyczynów, ale na wiosnę chcę to poprawić, więc postanowienie jest ;) przestaje się już mazać i zabieram się do treningów ;)
żiżi (2016-12-30,22:01): Dodam do sauny:sapaczy,"mlaskających "swoim potem gości,głaskają się nie wiedzieć po co....
snipster (2016-12-30,22:08): tak tak, Żiżi... ja bym dorzucił jeszcze "niezdecydowanych" co wchodzą z klapkami i w wejściu się zastanawiają "zdjąć, czy nie zdjąć te klapki" przy otwartych drzwiach :)
krunner (2016-12-31,20:29): Jak zwykle świetny wpis Piotrze ;-). Ja w sprawie Bieszczadów - gdybyś miał ochotę jednak je zobaczyć np. wiosną 2017 to daj znać na prv, będę pewnie tam jechał z jakąś ekipą, warto... Lepsze niż bieganie, naprawdę ;-) Najlepszego w Nowym Roku!
snipster (2017-01-01,18:52): Dzięki Arku ;) odnośnie wyjazdu to jakby co dam znać, chociaż kombinuję wypad w inny rejon, tylko czas muszę załatwić... z tym zawsze jest problem ;)







 Ostatnio zalogowani
Etiopczyk
06:34
Stonechip
06:32
Leno
06:23
shymek01
05:36
42.195
05:25
Łukasz S.
05:03
lordedward
00:02
ula_s
23:56
kos 88
23:54
Fredo
23:33
Henryk W.
22:58
marczy
22:57
Wojciech
22:42
Admin
22:39
Ty-Krys
22:27
wigi
22:10
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |