Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
105 / 151


2016-05-30

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Pierwszy. (czytano: 277 razy)

 

Wreszcie się doczekałem, byłem pierwszy ... na liście startowej. Można pomyśleć, że to nic wielkiego, ale przecież na niektóre biegi jest tak wielu chętnych, że mistrzostwem jest zdążyć zapisać się, by zmieścić się w limicie, a ja byłem pierwszy. W tym przypadku były to zawody niszowe, kameralne, ale od czegoś trzeba zacząć, przecież nie raz przeszły mi koło nosa podobne imprezy, bo o nich nie wiedziałem. Jakież było moje zdziwienie, gdy w biurze zawodów otrzymałem numer startowy z jedynką.
- Pierwsi będą ostatnimi – powiedziałem.
- Eee, tam – odpowiedziała niedowierzająco pani.
Już ja się postaram – pomyślałem. Widać, wyglądem przypominam biegacza, ale w środku tkwi truchtacz.
Impreza była dwudniowa, z festynem w Rynku i czeskim piwem na talon z pakietu oraz śmiesznym biegiem na kilka kilometrów, dzień wcześniej, do schroniska i z powrotem, z piwem. Największą atrakcją były stare samochody i motocykle oraz czosnek, którego łby były jak pięści młodego Cygana. Wzięliśmy pęczek. Talon piwny dałem żonie, bo ja przed biegiem nie chciałem piwkować a po biegu nie mogłem choć chciałem. Połowica wybrała świetne ciemne piwko, którego nieco posmakowałem po przybyciu na metę. Podobne dokupiła na wynos, do domu. Pani od zumby zrobiła zawodnikom rozgrzewkę, i dawaj na start, i w góry, góry, lasy. Regulamin przewidywał 10 mil czyli 16 km. 10 mil, to nie strach ale w górkach perspektywa widzenia i dreptania często się zmienia i nigdy nic nie wiadomo. Jak to w naszych stronach bywa, oznakowanie trasy może budzić wątpliwości, choć prawdę mówiąc przez większość drogi byłem mile zaskoczony. To mogło mnie potem zgubić. Część dystansu biegłem z miejscowym zawodnikiem a kilka kilometrów przed końcem wyprzedziłem go i biegłem sam. Zresztą zawodników było niewielu a dystans niekrótki, więc trudno było biec w grupce. Na dwunastym km wbiegałem do Dusznik Zdr. bo w tej miejscowości był start i meta, i zauważyłem, że nie ma ani strzałek, ani wstążek, ani wolontariuszy. Zbłądziłem, muflon jeden (to był II Górski Bieg Muflona). Co teraz, wracać, ale którędy, ale dokąd? Postanowiłem biec przed siebie, i choć nie miałem pewności, że to są Duszniki, to ulica prowadziła w dół a to najważniejsze, bo Rynek miał znajdować się na górce takiego dołu. Przede mną jakieś 3 km (wedle GPS - u), ale którędy, po mieście, wokół miasta, coś mi tu nie pasowało. Zwolniłem z niepewności i zdjąłem koszulkę z numerem, by nie narażać się na śmiech lub na podejrzenie oszustwa. Gdy wybiło mi 13 km, to zobaczyłem biegaczkę w pobliżu Rynku. Pognałem za nią do samej mety, przed którą pokazałem numer, bo mogłem być uznany za „dzikiego biegacza”, a do tego pan odczytywał nazwiska zbliżających się. Za linią podszedłem do pani, która zapisywała kolejność i powiedziałem, że zbłądziłem i żeby mnie zapisała jako niewinnego winnego. Pan dodał, że najważniejsze, iż dotarłem do mety. Miał rację, bo mógłbym błąkać się już wcześniej gdzieś po lasach. Podszedłem do żony, a ta była zdziwiona, że tak szybko dotarłem. Powiedziałem jej o przygodzie, cały czas myśląc, że mam kilka kilometrów do tyłu. Ta mnie poinformowała, że jakiś facet też dotarł do mety z innej strony Rynku. Za chwilę zobaczyłem na mecie mego towarzysza z trasy, którego wcześniej wyprzedziłem. Wydało mi się, że różnica między nami była niewielka. Potem spytałem jedną zawodniczkę o długość trasy według jej GPS – u. Okazało się, że to było 13 km 900 m, niecałe 14 km. Mój Endo pokazał mi 13 km 770 m, niecałe dwieście mniej. Nie jest źle. Przypomniałem sobie, że organizator gdzieś wspominał, że dlatego 10 mil, bo to jest niedokładne 16 km. Zgadza się, 14 km to niedokładne 16 km. A ja martwiłem się o brakujące kilometry. Podczas przebierania, jeden zawodnik powiedział, że się zgubił. Po chwili mój kolega też wspomniał, że zgubił trasę. O kurczę, a chyba tylko ja się przyznałem oficjalnie, na mecie. Ale mnie podium nie groziło, wprawdzie byłem czwarty w grupie wiekowej ale do trzeciego miałem około 9 minut, więc musiałbym bardziej skrócić trasę. W domu, szukając wyników, znalazłem komentarz jednego uczestnika, który stwierdził, że wszystko było ok, tylko organizator trochę zlał trasę, bo zostawił oznakowania z poprzedniego dnia (bieg z piwem) i ludzie się mylili. No, to teraz jestem w domu. Pobiegłem drogą równoległą do trasy zawodów, i dlatego straciłem tylko około dwustu metrów. Mam wykres. Trochę mnie to pocieszyło, bo okazało się, że nie jestem takim muflonem jakim się zrobiłem, że takich muflonów było więcej, że największymi muflonami zostali organizatorzy. Wcale nie mówię tego dla obrazy czyjejś godności ani nie chodzi mi o przyprawianie rogów. Wszak był to Bieg Muflona, a na trasie nie spotkałem tych zwierzaków, więc ktoś za stado musiał robić.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Varia (2016-05-30,20:06): Muflon nie jeleń, wie co dobre :) Udanych startów życzę!
Hung (2016-05-30,20:51): Dziękuję, podwójnie.
paulo (2016-05-30,21:21): Ta jedynka robi rzeczywiście wrażenie :) U nas w Poznaniu nr 1 mają zawsze największe i najbardziej znaczące Vipy :)
Hung (2016-05-30,21:46): Pawle, VIP VIP - owi nie równy, a jedynka, to zawsze coś.







 Ostatnio zalogowani
marz
11:35
AK1971
11:30
Andrea
11:08
wujotem
11:06
kostekmar
10:54
ona
10:46
flatlander
10:46
BAT.76
10:44
adamrp61
10:23
cumaso
10:23
batoni
09:59
chris_cros
09:46
Henryk W.
09:42
p.1
09:39
michu77
09:31
Jerzy Janow
09:30
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |